Rozdział 24

5.2K 117 0
                                    

Po tym jak skończyłyśmy wycierać naczynia wzięłyśmy się za przygotowywanie składników do dań śniadaniowych. Sophia myła sałatę, a ja kroiłam pomidory. Na resztę pracowników musiałyśmy jeszcze zaczekać, poza tym Sophia części z nich dała wolne z okazji dzisiejszego święta.

- Lizzie i Richard wyjeżdżają dzisiaj? - Wytarła ręce w fartuch, po czym wzięła się za zarabianie ciasta na bułki.

- Tak, wieczorem. Mają samolot o dwudziestej.

- Dokąd lecą?

Wyszłam z kuchni, podeszłam do drzwi wejściowych i przekręciłam tabliczkę z napisem "zamknięte" na "otwarte", po czym  wróciłam uzupełnić serwetki w stojakach na stolikach.

- Do Kanady, nad Niagarę. – Na blacie w oknie wewnętrznym między kuchnią a salą, położyłam słoik na napiwki.

- Ja też chcę. – Jęknęła, zakładając swój fartuch.

- Znajdziemy ci kogoś, kto cię zabierze nad Niagarę, obiecuję. – Zaśmiałam się, wracając do kuchni.

- Byle szybko. - Prychnęła z rozbawieniem.

Przez jakieś dwadzieścia minut ogarniałyśmy salę, kuchnię, a Sophia kredą zrobiła jeszcze nowy napis na tablicy wystawionej na chodniku, po czym wróciła do kuchni, gdzie wyrabiałam ciasto na sernik czekoladowy.

- Nowy przepis? - Zajrzała do miksera, a ja tylko przytaknęłam.

- Mhm. - Z szafki wyciągnęłam puszkę z naszym najlepszym kakao i dodałam łyżkę. - Jeszcze nad nim pracuję.

- Już jestem! – Rozległo się chwilę później od strony wejścia.

Do środka wszedł wysoki, rudowłosy chłopak.

- Cześć, Ethan. Jak miło, że się zjawiłeś.– Sophia rzuciła mu czarny fartuch jak tylko wszedł do kuchni, a on złapał w locie.

- Zawsze do usług. – Skłonił się, kładąc dłoń na sercu. Sophia parsknęła śmiechem.

- Jak kasting?

- Dopiero o siedemnastej. – Skrzywił się, wiążąc fartuch z tyłu. – Myślicie, że mi się uda?

- No pewnie. – Wskazałam go palcem. – Będziesz najlepszym lekarzem czy kimś tam. – Sophia machnęła ręką. – Grunt, że będziesz najlepszy. 

Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Jak zawsze jesteście niesamowitym wsparciem. – Wyszczerzył się w uśmiechu.

- Och, zamknij się już i bierz się do roboty. Za chwilę przyjdą pierwsi klienci. - Sophia zaśmiała się pod nosem.

Do środka weszły już dwie pierwsze osoby i zajęły stolik pod oknem. Ethan podszedł do nich, zgarniając z lady ołówek i notes. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego nadal to robił, skoro tego w ogóle nie potrzebował. Jako zaczynający aktor, miał niewiarygodną pamięć i potrafił zapamiętać na raz aż dziesięć różnych zamówień.

Dzień nie należał do ruchliwych. Było niewiele klientów, ale nie narzekałam. Zazwyczaj mieliśmy urwanie głowy, więc jeden wolniejszy dzień był miłą odmianą.

Po południu wpadł Lee. Miałam już gotowe dla niego jego codzienne zamówienie, więc zdziwiłam się, gdy stanął w drzwiach od kuchni i przez chwilę tylko mi się przyglądał.

- No co? - Odwróciłam się po chwili. Nadal tam stał.

Zaśmiał się i przeczesał palcami jasno - brązowe włosy.

- Nic nie powiedziałem.

- Ale wyglądasz jakbyś chciał. - Podeszłam do zlewu i wsadziłam do niego brudne miski, garnki i łyżki.

- Trzymasz się?

Spojrzałam na niego, odgarniając z czoła pojedyncze kosmyki, które uciekły spod gumki. Zobaczyłam, że spoważniał trochę i założył ręce na klatce piersiowej. Oparł się wygodniej o framugę i wpatrywał się we mnie badawczo.

Westchnęłam ciężko.

- Umówiliście się jakoś czy co? Lisa dzwoniła zaledwie godzinę temu z tym samym pytaniem.

Zaśmiał się.

- Jedno twoje słowo, a pojedziemy z Lisą i skopiemy mu dupę.

- Oj, wiem. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Ale nic mi nie jest, Lee. Naprawdę.

To co w nas najlepszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz