Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 26

4 9 8
                                    

Weszliśmy do Saloonu w spokojnym tempie. Zamówiliśmy drinki i czekaliśmy na Richarda.

McCall wypił dwie szklanki szkockiej, ja jedną. Chyba był bardzo zdenerwowany tym, że jego ludzie go zdradzili.

- Jonathan - odezwałam się popijając trunek. - Masz u mnie dług wiesz?

- Wiem... nawet nie jeden - odpowiedział, po czym napił się whisky. - Tylko nie wiem jak go spłacić.

- A ja wiem - oznajmiłam. - Gdy załatwimy McWenchestera, pomożesz mi w czymś...

- W czym? - spytał.

- W pokonaniu O'Driscoll'i. Juan jest już dawno ze mną - odpowiedziałam.

- Porozmawiamy potem - powiedział, gdy zobaczył jak Richard wchodzi do Saloonu. Mężczyzna zatrzymał się, przejrzał gdzie jesteśmy i gdy już nas odnalazł, podszedł do barku przy którym staliśmy.

- Hej - przywitał się z nami.

- Witaj, Rick. Jak tam z nowym obozem? - zapytał go McCall.

- Wybrałem Jackiego - odpowiedział, po czym zwrócił się do barmana. - Jedną szklankę szkockiej.

Barman wziął czystą szklankę i nalał do niej trunku, po czym podał Rickowi. Ten wypił prędko i odłożył szklankę.

- Dobra idziemy - McCall wyjął cztery dolary i zostawił je na ladzie.

Wyszliśmy z Saloonu i skręciliśmy w prawo. Zatrzymaliśmy się przed gabinetem doktora.

- Jaki jest plan? - zapytałam.

- McWenchester jest u doktora - oznajmił. - Widzę jego konia.

- Faktycznie to jego koń - potwierdził Richard. - Appaloosa i te jego siodło z dwoma Rewolwerami.

- Więc - dokończył McCall. - Będziemy go śledzić...

Wróciliśmy do koni i wsiedliśmy na nie. Czekaliśmy, aż McWenchester wyjdzie z gabinetu i ruszyliśmy za nim. Jechał w kierunku Stacji kolejowej...

Zatrzymał się przed nią i przywiązał konia. Ruszył do środka. My zatrzymaliśmy się przed wejściem i podsłuchiwaliśmy. Peter rozmawiał z jakimś mężczyzną kupujący bilet, po czym wyszedł i wsiadł na konia. Teraz jechał już do rusznikarza.

Gdy wszedł już do budynku, my zeszliśmy z koni i poczekaliśmy trochę, po czym weszliśmy do sklepu... w maskach.

- Dzień dobry - przywitał nas sprzedawca.

- Dzień dobry - odpowiedział McCall celując w jego głowę. - Otwieraj tamte drzwi! - wskazał na metalowe drzwi na zapleczu.

- Dobra, dobra tylko nie strzelaj! - krzyknął sprzedawca i ruszył do drzwi. Zapukał otworzył mężczyzna w mundurze Agencji Pinkertona.

- Ręce do góry! - Wrzasnęłam na agenta. Ten zrobił to o co prosiłam, więc uderzył go z całej siły w głowę, kolbą od rewolweru. Odpięłam mu pas, po czym wyrzuciłam go gdzieś. Ruszyliśmy po schodach na górę. McCall nadal celował w głowę sprzedawcy i pokazał, by był cicho.

Weszliśmy nagle do pokoju, w którym siedział między innymi Peter, Ross, dwóch agentów, którzy od razu jaj nas zobaczyli wyjęli broń oraz burmistrz miasta. Wszyscy oprócz dwóch agentów Pinkertona siedzieli przy stole.

- Odłóżcie broń! - krzyknęłam na Pinkertonów celujących w McCalla. - Inaczej ktoś zginie!

- Pani Adler - przywitał mnie Ross. - Znowu się widzimy...

- Zamknij się Ross! - wycelowałam w niego. - Dzisiaj zginiesz!

- McWenchester! - teraz odezwał się Jonathan. - Ty zdrajco! Gerald już nie żyje, teraz twoja kolej!!!

- Pierdol się! - wstał od stołu I wyskoczył przez okno.

Wszystko stało się tak szybko. Ross przewrócił stół i wraz z burmistrzem schował się za nim. Richard i ja zabiliśmy dwóch Pinkertonów. McCall rzucił sprzedawcą o ścianę i za Peterem rzucił się przez okno...

- Cholera! - krzyknął Richard i rzucił się po schodach w dół. No pobiegłam za nim.

Wyszliśmy z sklepu rusznikarza. Skręciliśmy w lewo i pobiegliśmy do Jonathana strzelającego się z McWenchesterem.

- Zabije cię! - krzyknął do niego McCall.

- Wal się! - odpowiedział Peter, który właśnie schował się za wozem i oddał w kierunku Jonathana kilka strzałów.

McCall schował się za osłoną i postrzelił Petera w ramię, ten padł na ziemię dalej oddając strzały, po czym rzucił się w boczną alejkę.

- Niech Cię, McCall!! - krzyknął do Jonathana Peter uciekając. McCall ruszył za nim, my też.

Peter biegł ile sił w nogach, McCall cały czas, niecelnie do niego strzelał.
My zabijaliśmy od czasu, do czasu zabijaliśmy z Rickiem stróżów prawa.

W końcu Peter dostał w plecy, padł na ziemię. Rewolwer wypadł mu z broni. Próbował się do niego doczołgać, lecz wykopałam go do przodu.

- Mówiłem, że Cię dorwę - powiedział McCall celując w Petera.

- Ty cholerny sukinsynu! - Warknął na Peter'a Richard. - Ty zdrajco!

- Jakieś ostatnie słowa? - zapytał McCall.

- Do zobaczenia w piekle!

Strzał.

Głowa Petera rozerwała się na strzępy. Richard splunął na rychło martwego szczura i odszedł z nami z powrotem do koni. Wróciliśmy do nowego obozu w Colter. Położyliśmy się spać. Następnego ranka podeszłam do McCalla, który palił porannego papierosa.

- Jak tam? - spytałam go.

- Dobrze - Odpowiedział. - Stajemy na nogi. Chyba.

- Musimy o czymś porozmawiać - oznajmiłam. - Masz u mnie dług. I spłacisz mi go. Od 99 mam zatarg z O'Driscollami i chce ich w końcu zniszczyć.

- Jasne... - Powiedział wrzucając papierosa. - Zrobię to. Uratowałaś mój tyłek, więc...

- Dzięki, McCall. - odpowiedziałam. - Przyjedź do Juana za trzy dni że swoim Gangiem. Szykuj się na ogromną bitwę...

Wsiadłam na konia i odjechał do Nowe Austin, wiedząc, że zaraz mój cel dobiegnie końca....

No hej! Zara finał więc....

Trzymajcie sie!

Sztosik

 Sᴀᴅɪᴇ Aᴅʟᴇʀ - Łᴏᴡᴄᴢʏɴɪ Nᴀɢʀᴏ́ᴅ / Red Dead Redemption Where stories live. Discover now