Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 15

11 10 1
                                    

Phillip Sander obudził mnie o ósmej. Wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy w kierunku rzeki Dakota.

To tam miał czekać wóz z bronią, amunicją i łazienkami wybuchowymi.

Gdy dotarliśmy do pojazdu, Sander przejął lejce i zaczęliśmy jechać w kierunku Nowego Hanoveru.

Miałam przygotowany Lancaster na wszelki wypadek, a Sander Dubeltówkę.

Po minucie drogi mężczyzna się odezwał.

- Głośno o tobie w obozie, podobno McCall się zesrał, gdy przestrzeliłaś jego kapelusz.

- Nazwał mnie dziwką - oznajmiłam zapalając papierosa.

- To się do igrał! - Stwierdził Sander.

- To skąd macie to wszystko - zajrzałam na pakę wozu. - Amunicję.... i ładunki wybuchowe....

Phillip wybuchnął śmiechem. Poprawił kapelusz i spojrzał na mnie z niedowierzeniem.

- Myślałem, że się domyśliłaś wcześniej! - krzyknął. - Kradniemy armii zaopatrzenie, a później im to sprzedajemy jako " Uczciwi biznesmeni z San Perito "!

- Czyli dynamit, który właśnie wieziemy pochodzi z San Perito? - zdziwiłam się.

- Ba! 3/4 dynamitów z których korzysta Ameryka, jest z San Perito! To tam są największe produkcje dynamitów w całych stanach!

- Serio?

- No oczywiście! No, bo niby czemu jak Konfederacja zajęła fabrykę dynamitu w Santa Rossa, to jankesi nie mieli czym rzucać podczas bitwy?

- Nie wiem, nie było mnie chyba nawet wtedy na świecie - oznajmiłam.

- Ja miałem roczek gdy się wojna skończyła.... - rzekł.

Jechaliśmy dalej, byliśmy już niedaleko Fortu Wallece, więc nastała cisza.

Dojechaliśmy do bramy, która szybko się nam otworzyła, a potem gdy już wjechaliśmy do środka, się zamknęła.
Zaparkowaliśmy na środku fortu, po czym zeskoczyliśmy z wozu.

Wzięliśmy skrzynki i położyliśmy je w odpowiednim miejscu.

Obserwował nas mężczyzna w mundurze, który palił cygaro i stał prosto.

Sander podszedł do niego i powiedział.

- 1000 dolarów, Generale Fuchs.

Wojskowy wręczył mu pieniądze, po czym zapytał:

- Jakie karabiny Pan przywiózł?

- Lancaster, Winchester i Springfield, amunicja standardowa - odpowiedział Phillip, poprawiając kapelusz. - Chcę pan inne?

- Nie. Te mi starczą... - Powiedział i odszedł gdzieś. Sander podszedł do mnie i szepnął.

- Jedziemy

Wskoczyliśmy na wóz i wyjechaliśmy z fortu Wallece spokojnym tępem. Nagle Sander przyśpieszył.

- Co się dzieje? - zapytałam go.

- Ktoś nas śledzi.... szykuj się! - Syknął.

Nagle drzewo opadło przed nami, szybko zboczyliśmy z drogi wypadliśmy z wozu.

Drewniany pojazd kilka metrów dalej rozsypał się na kawałeczki.

Zaczęliśmy strzelać z swoich broni. Schowaliśmy się za drzewami zabijaliśmy wrogów.

- Kim oni są? - zapytałam Sandera.

- To zbuntowani czerwonoskórzy! Armia myśli, że to oni kradną im zaopatrzenie!

Strzała trafiła Phillipa w udo, ten upadł na ziemię i przeładował rewolwer.

- Sadie! Dostałem!!

- Widzę!

Zabiłam tych buntowników całe jedenaście minut, aż w końcu wszyscy byli trupami. Podeszłam do rannego Sandera i wpakowałam go na jego konia.

Ruszyliśmy galopem w kierunku góry Hagen. Dotarliśmy do obozu popołudniu, Jonathan czekał na nas paląc papierosa.

Oddałam Phillpa medyków i poszłam do niego.

- 1000 dolarów i stos trupów niedaleko Fortu Wallece. Jestem już sprawdzona?

- Chyba tak. Przygotuj się na jutrzejszy napad, Adler...

 Sᴀᴅɪᴇ Aᴅʟᴇʀ - Łᴏᴡᴄᴢʏɴɪ Nᴀɢʀᴏ́ᴅ / Red Dead Redemption Where stories live. Discover now