Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 11

17 10 10
                                    

- Więc gdzie jedziemy, Juan? - zapytałam go, gdy wyjeżdżaliśmy z obozu.

- Po moich trzech najlepszych ludzi, pani Adler - Oznajmił. - Mają jechać pociągiem do okrytego złą sławą więzienia San Salchié w stanie San Perito, pani Adler.

- Kto trafi do więzienia San Salchié ten nigdy z niego nie wyjdzie - odpowiedział Pendo. - Już raz prawie do niego trafiłem. Drugi raz nie chciał bym tam wylądować...

- Miguel Tamacho, Antonio Conte i Mateo Sacho - Powiedział Hernández. - To ich musimy uratować.

Jechaliśmy w kierunku San Perito galopem. To stanu zostało nam już jakieś pięć mil. Daniel Pendo zapalił papierosa i zapytał.

- Byłaś jeszcze w jakimś gangu?

- W jednym, ale bardzo krótko. Chyba z trzy, cztery miesiące - odpowiedziałam.

- Ja do El Hernandez trafiłem jak na loterii. Wsiadałem właśnie do pociagu, który miał jechać do San Salchié. To był rok 1898 i gdy napadałem na sklep w Los Eret złapali mnie stróże prawa, no i wsadzili do tego pociągu. Jechałem zestresowany, bo dużo słyszałem o tym więzieniu. I nagle pociąg się zatrzymał! Usłyszałem serię strzałów i okazało się, że Juan Hernandez wraz z Carlosem napadli i pomylili ten pociąg z jakimś innym bankowym. Uwolnili mnie, a ja do nich dołączyłem. - Odpowiedział mi Pendo.

- Ciekawa historia, panie Pendo - oznajmiłam.

Wjeżdzaliśmy właśnie do San Salchié, gdy Juan Hernandez zapalił cygaro i podziwiał pustynny krajobraz stanu. Gdzieś w oddali zauważyliśmy Los Eret, a trochę dalej bardziej w prawo budynki, które zapewne były San Salchié. Wcześniej ich nie widziałam, ale zapewne było to spowodowane nocą.

- Są jeszcze jakieś miasta w San Perito? - zapytałam.

- Są dwa. - Zaczął Juan. - Los Eret i Santa Rossa blisko granicy z Kalifornią. Ogólnie San Perito to jedna wielka pustynia. Jest tu pełno kopalń, ukrytych skarbów legend...

Jechaliśmy dalej przez pustynię. Minęliśmy Los Eret i zaczęliśmy jechać wzdłóż torów. Potem wjechaliśmy na górkę by się przyjrzeć Los Eret i pociągowi, który stał na stacji.

Gdy zeszliśmy z konia i wzięliśmy lornetki, Juan powiedział.

- Są trzy stacje. Stacja Los Eret, Stacja San Salchié i Stacja Santa Rossa. Na każdej stacji pociąg zabiera kolejnych pasażerów, pieniądze, bagaże, wodę i więźniów. Tamten pociąg - wskazał palcem na pojazd. - Będzie wiózł naszych. Pani Adler wejdzie do środka za nim wystartuje i upewni się czy w środku są ci trzej. Gdy będą Pani Adler uwolni ich i unikniecie. W razie komplikacji będziemy panią osłaniać.

- Czyli mam to załatwić sama? - zapytałam z niedowierzeniem.

- Gdy uwolni pani moich przyjaciół nie będzie pani już sama. Poza tym radzę by załatwić to po cichu - podpowiedział Pendo.

- No dobra - wstałam i poszłam do konia. Wsiadłam na niego i zjechała w dół zbocza. Potem do Los Eret.

Gdy dojechałam do stojącego pociągu, wskoczyłam do niego i schowałam się między skrzyniami.

Pociąg wystartował, a ja zabiłam stojącego obok ochroniarza nożem. Następnie ruszyłam w kierunku następnego wagonu. To tam było dwóch strażników i bagaże.

Zabiłam pierwszego nożem do rzucania, a na drugiego wskoczyłam z ostrym narzędziem wbijając mu go w szyję.

Przeszukałam bagaże, parę banknotów, biżuteria i tonik. Ruszyłam dalej. Nikogo nie było, więc uważałam, że tym wagonem nie powinnam się przejmować.

Dalej były sejfy i jeden strażnik. Zabiłam go po cichu, po czym otworzyłam sejfy łamiąc szyfr. W środku razem było trzy tysiące dolarów!

W następnym wagonie byli pasażerowie! Pociąg z niebezpiecznymi bandytami wiezie jeszcze cywilów? Cholerne U.S.A.

Powoli przeszłam ten wagon i następny, który również był z bezbronnymi ludźmi. Gdy przeszłam te dwa wagony ruszyłam do kolejnych. W środku były kolejne bagaże i strażnik.

Zabiłam go i obłupiłam torby. Znalazłam trzy cenne zegarki, paczkę kubańskich cygar dla Juana, portfel z pieniędzmi i obzłocony rewolwer Colt, którego wzięłam na wszelki wypadek.

Następny wagon był z kolejnymi sejfami i ochroniarzami. Wszystko poszło gładko, a ja miałem już kolejne dwa tysiące.

Ósmy wagon był najlepiej strzeżony. Pięć strażników i trzej skuci więźniowie!

Zabiłam ich szybko, jednego po drugim. Nie było to łatwe, ale ma się tą wprawę w zabijaniu nożem...

Uwolniłam banitów, po czym dałam im bronie zmarłych strażników.

- Witam - przywitałam ich w trakcie rozkuwania. - Przysyła mnie Juan Hernandez.

- Dzięki wielkie, seńorita - podziękował mi jeden, sprawdzając czy rewolwer ma naboje w kaburze. - Mateo Sacho.

- Sadie Adler - przywitaliśmy się. - Teraz musimy uciekać. Za niedługo stacja San Salchié.

Wyskoczyliśmy z pociągu w odpowiednim momencie, po czym zaczekaliśmy, gdy ten odjedzie dopiero wtedy zawołałam konia. Przy okazji przyjechał do nas Juan i Daniel z trzema nowymi końmi.

- Skąd żeście wytrzasneli te konie? - zapytałam.

- Kiedy ty byłaś w pociągu, my zaatakowaliśmy ranczo Archibalda Presidosa - Powiedział Juan. - Teraz wiemy gdzie jest i na dodatek mamy jego konie.

- Czyli gdybym.... - zaczęłam, ale Pendo mi przerwał.

- Dobrze wiedzieliśmy, że sobie poradzisz, Adler. To było łatwe dla Ciebie. Nawet Alan, by wiedział...

- Jego śmierć to nie moja wina! - Oburzyłam się.

- Dobry koń, ale wolałem moją Chikę... - skomentował Mateo, gdy wchodził na nowego konia.

- To gdzie jest ten Archibald? - zapytałam wchodząc na Herę.

- Tam gdzie podejrzewałem, czyli na Mount Hagen - odpowiedział Hernandez. - Poza tym odzyskałem mojego dawnego, wiernego przyjaciela. Chuparosę - wypowiedział to imię, a jego koń stanął na tylnych łapach i wydał z siebie triumfalny okrzyk.

- Znalazłam sporo pieniędzy - Oznajmiłam rzucając Pendo banknoty. - I ten rewolwer - dałam to Juanowi. Ten go obejrzał i powiedział.

- To mój gnat, amigo! - krzyknął że szczęścia. - To ulepszony pistolet mojego ojca, z grawerunkiem i cylindrem z rzadkiego metalu z tych gór - wskazał palcem na góry za nami. - Straciłem go w 1898 podczas walki z Archibaldem Presidosem. Ukradł mi go i zapewne sprzedał jakiemuś pasażerowi tego pociągu! Jestem pani wdzięczny!

- Znalazłam też to - podarowałam mu paczkę cygar.

- Japierdole - skomentował. - Czy to cholerny sen? Czy ja widzę paczkę kubańskich cygar?

- Dokładnie - potwierdziłam.

- Są tak rzadkie i drogie, że są droższe od sztabki złota! - krzyknął. - Co za dzień! Podobno smak mają legendarny! Teraz jeszcze Burbon z Kalifornii i mogę umrzeć szczęśliwy! Dziękuję Ci Pani Adler! Naprawdę!

- Nie ma za co - powiedziałam. - Ruszajmy już do obozu.

Wyruszyliśmy więc galopem w kierunku stanu New Austin, a następnie do Rathskeller Fork, który miał być naszym nowym obozem....

O to rozdział 11 Sadie Adler!
Podobał wam się? Piszcie w komentarzach! Nie zapomnijcie też o gwiazdkach!

Cześć!

 Sᴀᴅɪᴇ Aᴅʟᴇʀ - Łᴏᴡᴄᴢʏɴɪ Nᴀɢʀᴏ́ᴅ / Red Dead Redemption Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz