Powietrze to nie tylko tlen [...

Da Pisarka_z_marzeniami

44.1K 1.1K 224

Wydawać by się mogło, że historia o nieśmiałej dziewczynie dołączającej do nowej klasy i chłopaku z przeszłoś... Altro

Prolog
1 - Wstęp
2 - Głupia, naiwna. Winna.
3 - Ktoś stały
4 - "Zmiany, [...] ale czy na lepsze?"
5 - "Taaak, to będzie ciekawy wieczór... "
6 - "Już nic nas nie łączy"
7 - "Wszystko robiłaś z własnej woli"
8 - "Żyłam będąc martwą"
9 - "Cholera, mielibyśmy ładne dzieci"
10 - "Powinni dołączyć do ciebie instrukcję obsługi"
12 - "Wchodzisz w to...?"
13 - "J-ja, pierdole, musimy pogadać..."
14 - "Nie chcę, żebyś tak mnie postrzegał"
15- Powrót do żywych
16-"Czułam, że umieram"
17-"[...] stracił coś, co wydłużało się na zawołanie. Ja bym to przemyślał"
18-"Kłopoty w raju?"
19-"Skarbie zaprosił cię tylko dlatego, że ja mu odmówiłam."
20-"To wszystko było chwilowym zapomnieniem. "
21-"Był nieprzytomny przez dwa tygodnie"
22-"Mogłabym cię przytulić?"
23-"ona to wszystko przeżywała sama"
24-"Koniec?"
Epilog

11-"Wiesz kogo on jest przyjacielem?"

1.5K 39 0
Da Pisarka_z_marzeniami


Wtorkowe lekcje zawsze kończyłam chemią i mimo, że nie przepadałam za tym przedmiotem, to jednak lubiłam lekcje z panią Johanson. Była to dosyć młoda kobieta, lekko po trzydziestce, z naprawdę niezłym poczuciem humoru, potrafiąca zainteresować przedmiotem, którego uczyła, nawet takiego tumana jak ja, w tak irracjonalny sposób łącząc historie byłego chłopaka z tematem o rozpadzie atomów. Coś niesamowitego.

Wychodząc z pracowni chemicznej, w całkiem niezłym humorze dosyć szybko ruszyłam do wyjścia. Była 15:35, a ja niekoniecznie chciałam przepychać się przez nieznośne tłumy, które wytworzyłyby się po jakiś dwóch minutach od dzwonka. Nie miałam zamiaru ryzykować, więc kiedy tylko wyszłam na dziedziniec placówki głęboko odetchnęłam świeżym powietrzem, a na moje usta wpłynął lekki uśmiech, gdy poczułam na twarzy promienie słońca. To było tak przyjemne i po prostu zwyczajne, iż praktycznie nierealne. W moim życiu od dłuższego czasu non stop przewijał się chaos. I może nie powinnam marudzić, gdyż przynajmniej nie było nudno, ale uwierzcie lub nie, oddałabym wszystko za taką nudę. Bo prawda była taka, że było mi ciężko i mimo wszystko coraz gorzej sobie radziłam, a naprawdę się starałam wszystko udźwignąć. Z letargu wyrwał mnie dźwięk brzęczącego w mojej dłoni telefonu.

Mama

Odetchnęłam głęboko, wciskając na ekranie zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam urządzenie do ucha. Niekoniecznie miałam teraz ochotę na rozmowy od serca, ale jeżeli bym tego nie robiła, za jakieś pięć minut pod moim domem stałaby zaalarmowana przez rodziców, z drugiego końca kontynentu, policja wraz z przerażoną Sophie na czele. Tak, moja mama by tak postąpiła. Była nieco... hm, przewrażliwiona na punkcie choroby.

Był rak, nadchodząca chemioterapia, leki, a gdzieś tam na końcu ja.

Taka hierarchia, cóż poradzić. Są przecież rzeczy ważne i ważniejsze. Chyba nie muszę tłumaczyć, do której należę ja...

- Halo? - po drugiej stronie słuchawki rozniósł się dźwięczny głos Melisy, mojej mamy.

- Hej mamo, co u was? - zapytałam lekko skonstruowana, udając się w stronę Mercedesa matki, którego to "odziedziczyłam" po ich wyjeździe.

-Wszystko w porządku, kochanie - zapewniła ciepło, odchrząkując. - A co u ciebie ,skarbie? Dobrze się czujesz? Bierzesz leki? Kiedy następna wizyta w SdF? Lekarz wyznaczył termin pierwszej chemii? - pytania, które zadawała mi kobieta, wypadały z niej w tempie strzałów z karabinu maszynowego. Moja mama potrafiła mówić naprawdę dużo i to niesamowicie szybko.

- Tak, wszystko w porządku, czuję się normalnie, nie gorzej niż kiedy się widziałyśmy, biorę leki... I reszty pytań nie pamiętam.

Mama na moje stwierdzenie zaśmiała się lekko, na co i na moją twarz wpłynął uśmiech. Ta kobieta była po prostu domem. Nie ważne jak daleko ode mnie się znajdowała.

- Pomijając wszystko. Czy doktor Smith wyznaczył już termin pierwszej chemii? - ponowiła pytanie, a ja poczułam nagle w gardle narastającą gule.

Temat chemii był dla mnie ciężki. Bałam się. Nie tylko o same włosy, których mimo wszystko nie chciałam stracić, ale o swój organizm, a raczej o to jak niesamowicie będzie  po tym wyniszczony. Ból, jaki przyniesie mi to wszystko, będzie nieporównywalny z żadnym, jaki byłam w stanie sobie wyobrazić, a roztrzęsione barki, ledwo trzymające w pionie moją głowę, będą musiały udźwignąć kolejne dawki. I tak aż do końca. Nie  byłam w stanie racjonalnie o tym myśleć. Sama rozmowa z moim lekarzem prowadzącym niesamowicie mnie przytłoczyła, jak i podłamała. Byłam tak cholernie przerażona. To dla mnie zdecydowanie za dużo.

- Um, nie... Na razie mam tylko badania kontrolne. Do chemii mam nieco czasu... - Urwałam, czując, że jeszcze jedno słowo, a się rozpłaczę.

- Rozumiem. Gdybyś coś wiedziała, cokolwiek, od razu mnie informuj. - Pokiwałam głową, mimo iż kobieta nie mogła tego zobaczyć - Niestety muszę kończyć, ponieważ za niedługo wychodzę z ojcem na ważne spotkanie biznesowe... Poradzisz sobie?

Czy sobie poradzę? - sama zadawałam sobie to pytanie setki razy i mimo, że tutaj mama niekoniecznie miała to na myśli, to jednak ja osobiście czułam drugie dno tego pytania i o zgrozo, nie znałam na nie należytej odpowiedzi.

***

Rzuciłam torebkę, zatrzaskując za sobą ciężkie, dębowe drzwi frontowe. Odetchnęłam ciężko, ruszając w stronę kuchni, w której, jak się okazało, znajdował się przygotowany przez Sophie obiad. Kurczak z ryżem i curry, ta kobieta wie, co dobre.

Po nałożeniu niewielkiej porcji, gdyż ochota na cokolwiek minęła mi po poruszeniu pewnego tematu przez Melisę, i włożeniu talerza do mikrofali, ruszyłam na piętro, z zamiarem przebrania się w wygodniejsze ciuchy, ponieważ wylegiwanie się na kanapie w czarnych jeansach, do których przy okazji przyczepia się każdy kłaczek, nie było niczym komfortowym. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania, narzucając luźne, krótkie spodenki oraz jakiś t-shirt leżący na fotelu w rogu pokoju. Szybko złapałam włosy w coś na kształt koka, w idealnym momencie ruszając na dół, skąd dobiegał już dźwięk urządzenia, które chwilę wcześniej nastawiłam.

Razem z jedzeniem ruszyłam w stronę kanapy, włączając na telewizorze "Teen Wolf'a" i jakby okey. Odkąd zostałam namówiona na ten serial, serio się wciągnęłam, łykając już czwarty sezon. Powiedzmy sobie szczerze. Która dziewczyna nie pokochałaby seksownego Scotta, który we wcieleniu wilka pociąga jeszcze bardziej? No żadna, pogadane.

***
- Jak tak można? Przecież on na to, do cholery, nie zasłużył. Gdzie tu sprawiedliwość? - W kółko mamrotałam pod nosem jak opętana.

Oglądałam właśnie uważnie sceny, w których młody Derek chciał, a właściwie próbował, dowiedzieć się, gdzie tak właściwie znajduje się jego rodzina. Zrobiło mi się strasznie przykro z myślą, że ich przecież już nie ma, a on jako piętnastoletni chłopak, szukał ich na marne. Czasami życie jest tak strasznie niesprawiedliwe. Nawet w serialach.

Zaciągnęłam ostatni raz nosem, wstając z kanapy, przeciągając skostniałe ciało. Rzuciłam okiem na zegarek w moim telefonie, który wskazywał godzinę 17:34. Zastanowiło mnie, gdzie jest Hope, gdyż mimo, że do szkoły pojechałyśmy razem, blondynka uparła się, że do domu wróci autobusem, gdyż zajęcia kończyła później ode mnie. Wiadomo, iż tłumaczyłam jej, że poczekam te półtorej godziny, ale z nią to jak z upartym blond mamutem. No nie da się.

Wysłałam do dziewczyny wiadomość, na którą nie dostałam odpowiedzi co nieco mnie zdezorientowało, jednakże wiedziałam jedno. Ona nie była już dzieckiem, a ja nie byłam jej matką, a przyjaciółką. Jeśli nie odezwie się w ciągu piętnastu minut, wtedy będę panikować. Teraz zamknę oczy na minutkę, może dwie. No ewentualnie pięć, ale to wiadomo, tylko tak ewentualnie.

***
- Sadie. Sadie! SADIE, DO KURWY, WSTAWAJ ALBO OBERWIESZ W ŁEB MOIM NOWYM KOZAKIEM OD GUESS'A! 

- Hope, po pierwsze, nie są od Guess'a, a z wyprzedaży,  z sieciówki, w galerii, w której byłyśmy przed moją wyprowadzką, co świadczy również o tym, że nią są takie nowe - wymamrotałam z dalej zamkniętymi oczami. - A po drugie, dlaczego mnie budzisz, skoro nie śpię? Przecież na ciebie czekam. - odparłam, obracając si na drugi bok, z powrotem chcąc oddać się w stronę spokojnego snu, co nie spodobało się blondynce.

- W dupie z kozakami i twoim snem-nie snem, mam jutro randkę! - Piszczała dziewczyna, na co gwałtownie otworzyłam oczy, wstając do siadu.

- Pierodlisz - rzuciłam poważnie, patrząc na nią jak na debila.

- No chyba sobie tego, kurwa, nie uroiłam - spojrzałam na nią wzrokiem w stylu "ja-to-bym-tego-taka-pewna-nie-była", na co Stell tylko przewróciła oczami, kontynuując opowieść oraz niestety piski. - Pamiętasz tego mulata? Wiesz tego, który oprowadzał mnie po szkole - pokiwałam głową, co blondynka odebrała kolejnymi oznakami nadmiernej radości. - Tak więc, wpadł na mnie dzisiaj na korytarzu, wiesz, wtedy, kiedy ty byłaś zajęta pogaduchami z Collins'em. - Przewróciłam oczami na jej uwagę, ale nijak tego nie skomentowałam - No i ten chłopak przeprosił, przedstawił się, nazywa się Johnny. No i John - Ocho zdrobnienie, jest grubo - zapytał o moje imię, powiedziałam mu ze nazywam się Hope Renee Stell i...

- Hope, błagam, do brzegu - mruknęłam, gubiąc się w chaotycznych wywodach przyjaciółki - Przecież ja wiem jak się nazywasz, Rey - zaśmiałam się, używając zdrobnienia drugiego imienia dziewczyny, którego ona nie znosiła.

- Nie będę się wypowiadać na temat imienia, którego właśnie użyłaś, gdyż jeśli teraz cię uderzę, to nie dokończę historii, a jest to dla mnie nieco istotniejsze, niż faktyczna chęć mordu. - Wzięła głęboki wdech, na chwilę przymykając oczy. - No więc jak już się sobie przedstawiliśmy, chwilę pogadaliśmy, po czym stwierdziłam, że muszę już iść bo wiesz, trzeba grać niedostępną, a wtedy on poprosił mnie o numer i zapytał, czy nie chciałabym pójść z nim na kawę! - Przyjaciółka mówiła tak szybko i tak dużo, iż w pewnym momencie nie rejestrowałam jej słów,  jedynie wyłapałam te ostatnie.

- O matko! To przecież wspaniałe! - Ożywiłam się, łapiąc ją za rękę, a jej mina momentalnie zrzedła, jakby właśnie o czymś sobie przypomniała. - Co jest?

- Wszystko super i naprawdę się cieszę, ale... - wzięła kolejny wdech patrząc na mnie ostrożnie - Po tym jak się ze mną pożegnał, obiecując, że zadzwoni, aby dogadać szczegóły... Poszedł do kogoś i... Wiesz kogo on jest przyjacielem?

- Jak mi powiesz, że prezydenta, to chyba się nim zainteresuje - Spojrzałam na nią rozbawiona, po chwili przybierając nieco powagi, której oczekiwała moja współrozmówczyni. - Nawet nie wiem jak wygląda. - Przewróciłam oczami, nawyk - Skąd mam wiedzieć, z kim przyjaźni się ten twój lovelas? - zaśmiałam się, nic nie robiąc sobie z reakcji dziewczyny, która dla osoby postronnej, mogła wydawać się nieco niepokojąca.

- Ty nic nie rozumiesz. - Pokręciła głową - On jest kumplem Nathaniel'a, Sad...

Przez moment, dziewczyna patrzyła na mnie bez słowa, z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Jej usta zacieśnięte były w wąską linie, brwi miała ściągnięte, a oczy pozostawały zmartwione obserwując mnie tym swoim niebezpiecznym, ale tak przeze mnie kochanym burzowym chłodem i chaosem. Kiedy przez dłuższy czas Stell do swojej wypowiedzi nic nie dodała, utwierdzając mnie w przekonaniu, iż to właśnie było powodem jej zachowania, wybuchnęłam śmiechem, na co brwi dziewczyny jeszcze bardziej zmarszczyły się, tym razem w bezgranicznym niezrozumieniu.

- Co cię tak bawi? Przecież go nie lubisz! - Oburzyła się dziewczyna, kiedy to ja próbowałam opanować napad śmiechu.

- Błagam cię Hope - zawyłam - Budowałaś napięcie, a następnie mówiłaś tonem, jakby ten twój cudowny chłopiec po rozmowie z tobą postanowił kogoś zastrzelić. Co mnie interesuje, że Jerry, Jeffy, ciul wie jak mu tam, przyjaźni się z tym debilem Collins'em? - znowu się zaśmiałam, spoglądając na nią kątem oka. - Jeżeli martwisz się, że tego nie zaakceptuję, to nie panikuj, macie moje pełne błogosławieństwo. - Uśmiechnęłam się do dziewczyny, która to patrzyła na mnie jak na kosmitkę - Co będzie, to będzie. Nie martw się na zapas, kochana. - wstałam, przelotnie cmokając ją w czoło. - Poza tym, przecież to ty decydujesz kto cię pieprzy - dodałam, szybko wymijając blondynkę.

Chwile później w domu rozległ się krzyk mojej przyjaciółki.

- Ty to zawsze musisz coś spieprzyć! To była taka urocza i ckliwa scenka! - zawyła, na co w zamian usłyszała tylko mój śmiech oraz trzaśnięcie drzwiami mojej sypialni.

Właśnie to jest przyjaźń.

***
Rozdział nieco nudny i bez fajerwerków, ale jak na przejściowy nawet mi się podoba.
Tym razem, jako dobra Samarytanka udzieliła się @Szejker_69. Dzięki piękna #teamDerek, wiadomo.
Rozdział sprawdziła moja niezastąpiona @Sylwusiaa1
I no ten tego... Myjcie rączki i trzymajcie się zdrowo.
Pisarka_z_marzeniami 🖤

Continua a leggere

Ti piacerà anche

121K 8K 27
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
386K 34.7K 19
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
504K 25.6K 48
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
508K 18K 44
[Okładkę wykonała @Stokrotka_222_11] Minnie jako córka mężczyzny, siejącego postrach nad miastem. Nigdy nie miała łatwo. 17-latka nie była już małym...