11-"Wiesz kogo on jest przyjacielem?"

1.5K 39 0
                                    


Wtorkowe lekcje zawsze kończyłam chemią i mimo, że nie przepadałam za tym przedmiotem, to jednak lubiłam lekcje z panią Johanson. Była to dosyć młoda kobieta, lekko po trzydziestce, z naprawdę niezłym poczuciem humoru, potrafiąca zainteresować przedmiotem, którego uczyła, nawet takiego tumana jak ja, w tak irracjonalny sposób łącząc historie byłego chłopaka z tematem o rozpadzie atomów. Coś niesamowitego.

Wychodząc z pracowni chemicznej, w całkiem niezłym humorze dosyć szybko ruszyłam do wyjścia. Była 15:35, a ja niekoniecznie chciałam przepychać się przez nieznośne tłumy, które wytworzyłyby się po jakiś dwóch minutach od dzwonka. Nie miałam zamiaru ryzykować, więc kiedy tylko wyszłam na dziedziniec placówki głęboko odetchnęłam świeżym powietrzem, a na moje usta wpłynął lekki uśmiech, gdy poczułam na twarzy promienie słońca. To było tak przyjemne i po prostu zwyczajne, iż praktycznie nierealne. W moim życiu od dłuższego czasu non stop przewijał się chaos. I może nie powinnam marudzić, gdyż przynajmniej nie było nudno, ale uwierzcie lub nie, oddałabym wszystko za taką nudę. Bo prawda była taka, że było mi ciężko i mimo wszystko coraz gorzej sobie radziłam, a naprawdę się starałam wszystko udźwignąć. Z letargu wyrwał mnie dźwięk brzęczącego w mojej dłoni telefonu.

Mama

Odetchnęłam głęboko, wciskając na ekranie zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam urządzenie do ucha. Niekoniecznie miałam teraz ochotę na rozmowy od serca, ale jeżeli bym tego nie robiła, za jakieś pięć minut pod moim domem stałaby zaalarmowana przez rodziców, z drugiego końca kontynentu, policja wraz z przerażoną Sophie na czele. Tak, moja mama by tak postąpiła. Była nieco... hm, przewrażliwiona na punkcie choroby.

Był rak, nadchodząca chemioterapia, leki, a gdzieś tam na końcu ja.

Taka hierarchia, cóż poradzić. Są przecież rzeczy ważne i ważniejsze. Chyba nie muszę tłumaczyć, do której należę ja...

- Halo? - po drugiej stronie słuchawki rozniósł się dźwięczny głos Melisy, mojej mamy.

- Hej mamo, co u was? - zapytałam lekko skonstruowana, udając się w stronę Mercedesa matki, którego to "odziedziczyłam" po ich wyjeździe.

-Wszystko w porządku, kochanie - zapewniła ciepło, odchrząkując. - A co u ciebie ,skarbie? Dobrze się czujesz? Bierzesz leki? Kiedy następna wizyta w SdF? Lekarz wyznaczył termin pierwszej chemii? - pytania, które zadawała mi kobieta, wypadały z niej w tempie strzałów z karabinu maszynowego. Moja mama potrafiła mówić naprawdę dużo i to niesamowicie szybko.

- Tak, wszystko w porządku, czuję się normalnie, nie gorzej niż kiedy się widziałyśmy, biorę leki... I reszty pytań nie pamiętam.

Mama na moje stwierdzenie zaśmiała się lekko, na co i na moją twarz wpłynął uśmiech. Ta kobieta była po prostu domem. Nie ważne jak daleko ode mnie się znajdowała.

- Pomijając wszystko. Czy doktor Smith wyznaczył już termin pierwszej chemii? - ponowiła pytanie, a ja poczułam nagle w gardle narastającą gule.

Temat chemii był dla mnie ciężki. Bałam się. Nie tylko o same włosy, których mimo wszystko nie chciałam stracić, ale o swój organizm, a raczej o to jak niesamowicie będzie  po tym wyniszczony. Ból, jaki przyniesie mi to wszystko, będzie nieporównywalny z żadnym, jaki byłam w stanie sobie wyobrazić, a roztrzęsione barki, ledwo trzymające w pionie moją głowę, będą musiały udźwignąć kolejne dawki. I tak aż do końca. Nie  byłam w stanie racjonalnie o tym myśleć. Sama rozmowa z moim lekarzem prowadzącym niesamowicie mnie przytłoczyła, jak i podłamała. Byłam tak cholernie przerażona. To dla mnie zdecydowanie za dużo.

Powietrze to nie tylko tlen [W trakcie korekty]Where stories live. Discover now