12 - "Wchodzisz w to...?"

1.5K 40 6
                                    

Środa, centrum tygodnia. Dwa dni szkoły za mną i dwa kolejne przede mną plus jeden przejściowy. W ten słoneczny dzień obudziły mnie promienie słońca, które przebijały się przez niezasłonięte żaluzje. Dzisiaj nie poszłam do szkoły, nie miałam tego nawet w planach. Była szesnasta, a przynajmniej taką informacje wyświetlał mój telefon, co oznaczało, że przespałam większą część dnia. Niestety jakoś mnie to nie tknęło, więc z przeciągłym jękiem odwróciłam się na drugi bok z zamiarem ponownego zaśnięcia, co jednak uniemożliwił mi dźwięk telefonu, który to nagle postanowił się rozdzwonić na dobre. Na ślepo zaczęłam go szukać, kierując się wydobywanym z niego dźwiękiem najnowszej piosenki Eda Sheerana. Kiedy tylko ta forma poszukiwań nie przyniosła efektu, a urządzenie nieprzerwanie mnie rozbudzało, niezwykle niezadowolona podniosłam się do siadu, przeczesując wzrokiem łóżko.

– Mam cię – sapnęłam, chwytając smartfona w obolałą, od spania na niej, dłoń. - Halo? - zapytałam automatycznie, nie siląc ani na uprzejmość, ani zaszczycenie spojrzeniem wyświetlacza, by upewnić się, z kim tak właściwie rozmawiam.

Halo? Sadie? No nareszcie. Zbieraj się, będę po ciebie za jakieś 20 minut. Nie próbuj się zapierać, bo wyciągnę cię choćby siłą. – Połączenie zostało zerwane, a ja siedziałam jak ten debil z telefonem przy uchu, nie rozumiejąc do końca, co się przed chwilą odpierdoliło.

Fantastyczny Nathaniel dupek Collins postanowił do mnie zatelefonować, składając mi niechciane wizyty oraz zmuszając mnie do irracjonalnego wyjść w jego, jakże niepożądanym przeze mnie, towarzystwie. Ten typ jest ewidentnie bipolarny.

Rano żartowniś, w szkole poważny dupek, pieprzący wszędzie wszystko, co się rusza, a następnie znowu humorzasty Pan i władca, wpadający do mojego domu, kiedy tylko mu się żywnie podoba. Ja pierdolę, kiedy to się zdarzyło tak się skomplikować? Przecież ja nawet do tego nie dążyłam. Nie chciałam jego uwagi czy atencji i wydawało mi się, że w pierwszym dniu dostatecznie mu to pokazałam. Ale najwidoczniej on miał na tę znajomość, całkowicie odbiegający od mojego, pogląd jak i zakładam, że plan. Ciota, debil, zdegenerowany egoista.

Bardzo, bardzo wkurwiona wstałam z miękkiego materaca, po drodze znajdując kartkę od Hope, iż spałam tak słodko, że nie budziła mnie przed wyjściem. I wszystko byłoby super, świetnie gdyby nie fakt, że nie spławi ona frajera, które teoretycznie będzie tu za, już, piętnaście minut, gdyż pomimo, że lekcje skończyła już dawno, to była dzisiaj umówiona na kawę ze swoim księciem z bajki, cóż za ironia. Czasami mam wrażenie, że życie; suka, specjalnie spuszcza na mnie takie gówno, żeby mieć z czegoś polewkę. Kurwa, kpina. Moje życie to jawna K-P-I-N-A.

Wpadłam do łazienki jak burza, wykonując najprostszą formę "porannej" toalety. Zęby, włosy, twarz, dezodorant, bielizna. I wyjebane. Ubrałam się w czarne jeansy z wysokim stanem, w których to tylną kieszeń wsunęłam telefon, kompletując to z dużą, granatową bluzą, z napisem "fuck me" na prawej piersi, którą dostałam kiedyś od Hope. Przysięgam, że jeżeli rzuci jakikolwiek tekst odnośnie tego, to go, kurwa, pobiję. Lub naśle jakichś dresiarzy. Cokolwiek. Ważne, żeby cierpiał. Pieprzona natura masochistki.

Zbiegłam na dół, słysząc dzwonek do drzwi. "Cześć, spierdalaj", drzwiami w twarz i kolejny odcinek Teen Wolfa. Tak, to brzmi jak doby plan. Otworzyłam drewnianą powłokę, nie sprawdzając nawet wizjera, bo nie oszukujmy się, wiedziałam kto za nimi stoi. I, woah, jakie zaskoczenie, nie myliłam się. Spojrzałam na bipolara przede mną. Wyglądał naprawdę dobrze w poprzecieranych, czarnych jeansach i czarnej bluzie z kapturem. Jego włosy zaczesywane palcami do tyłu uciekały mu na czoło, a twarz wyrażała po prostu skrajne znudzenie, ale i miała coś z wyrazu determinacji.

– Cześć, spie... – zaczęłam realizacje planu, kiedy to chłopak niespodziewanie złapał za moje uda, przerzucając mnie sobie przez ramię.

Powietrze to nie tylko tlen [W trakcie korekty]Where stories live. Discover now