Tak jak planowałam tak też się stało.
Czwartek i piątek spędziłam w swoim domu a raczej u siebie w pokoju.
Dlaczego?
Moi rodzice byli w domu przez te dwa dni.
A ja nie chciałam mieć kłopotów.
Tym bardziej nie chciałam z nimi gadać.
Dlatego jak obudziłam się w sobotę rano i zobaczyłam, że nie ma ich to spokojnie wyszłam sobie z domu pobiegać.
Ubrana jestem w krótkie spodenki i do tego sportowy stanik.
Było dosyć ciepło a do tego biegałam więc dodatkowe ciepło.
Biegałam sobie spokojnie, słuchając muzyki.
Pogrążona w muzyce nie zauważyłam osoby przede mną na którą wpadałam.
Tylko, że tym razem wylądowałam na kolana tak, że moja skóra została mocno zdrapana.
Przez co krew zaczęła płynąć.
Boli trochę.
• Przepraszam, zamyśliłam się.- usprawiedliwiłam swoje zachowanie.
Spojrzałam na moją ofiarę.
Duża postać w dresach i z białą koszulkę która tak dobrze opinała jego mięśnie.
- Nic ci nie jest?- zapytał znany głos.
Pan Park.
• Ah nie. Jest dobrze- próbowałam wstać ale kolana strasznie mnie piekły.
- Widzę, że nie.- uklęknął przy mnie.- pomogę ci.
Oznajmił po czym podniósł mnie w stylu panny młodej.
Złapałam się za jego szyję tak żeby nie spaść.
• Dałabym radę sama.- oznajmiłam patrząc na jego profil.
- Wydaje mi się, że właśnie nie.- spojrzał na mnie posyłając mi przepiękny uśmiech.
Speszona spuściłam wzrok z jego twarzy.
• To źle się panu wydaje.- mruknełam cicho.
- Ja wiem swoje .- oznajmił kładąc mnie na ławce- poczekaj tu chwilkę na mnie a ja zaraz przyjdę.
• Mhm- mruknełam nie słuchając go.
Rozejrzałam się wokół a następnie spojrzałam na moje biedne kolana.
Cały czas płynęła z nich krew.
- o jejku wszystko dobrze?- zapytał mnie jakiś chłopak klękając obok mnie.
• Nic mi nie jest.- powiedziałam udając, że faktycznie jest wszystko ok.
- Może ci pomogę?- spojrzał na mnie.
Jakie on ma śliczne oczy!
- Ja jej pomogę!- odezwał się pan Park.
Spojrzałam na niego i stał teraz trzymając jakieś rzeczy w dłoni.
Był zły... Tak się mi wydaje no tak wygląda.
- a to nie widziałem!- uniósł dłonie w geście poddania się i poszedł.
• Nie musiałeś być taki niemiły.!- upomniałam starszego.
- Mógł się nie przyczepiać.- warknął klękając obok moich kolanach.
• Kurwa mać...- ugryzłam się w języku gdy pan Park zaczął oczyszczać rane.
- już kończę...cii- starał się mnie uspokoić.
Po skończeniu czynności wrzucił niepotrzebne rzeczy do kosza obok ławki po czym usiadł obok mnie.
• Dziękuje.- powiedziałam bawiąc się palcami.
- Nie ma sprawy. Powinnaś uważać na siebie. - zwrócił mi uwagę pan Park.
• Zamyśliłam się...
- O kim?- zapytał zaciekawiony.
• Co? Znaczy o nikim tak po prostu sobie myślałam. A a...a a teraz muszę iść do domu.- wstałam z ławki.
• Jeszcze raz dziękuję i przepraszam za kłopot.
Ruszyłam powoli gdyż bolały mnie te kolana.
- Może cię odwiozę?- usłyszałam jeszcze głos Jimina.
• Nie trzeba, już wystarczająco mi pan pomógł. Ale dziękuje za życzliwość.
Nadal szłam aż tu nagle zatrzymał mnie jakiś chłopak.
- Co taka ślicznotka robi tutaj sama?
Zapytał patrząc na mój biust.
Zakryłam dłońmi go.
• Świnia.- cofnęłam się o kilka kroków.
- Ale nie daj się prosić!- nalegał przybliżając się do mnie.
Ja na to ponownie zrobiłam kilka kroków do tyłu przez co poczułam, że na kogoś wpadam.
Serio? Znowu?!
- Odjeb się od niej dziecko.- usłyszałam głos pana Parka po czym jego dłoń pojawiła się na moich biodrach.
Spojrzałam na niego a on ciągle patrzył zdenerwowany na chłopaka który mnie zatrzymał.
słów 585
Jeśli widzicie ten rozdział jeszcze w sobotę to naprawdę cud ponieważ internet mi nie działa i jeśli tak będzie to nie będzie dużo rozdziałów 😭.
Staram się nad tym pracować ale jakoś niezbyt mi wychodzi.