Książę bez uczuć

By second_world

1.1M 31.8K 10.3K

17-letnia Roxanne wraca do miasta, w którym wszystko się zaczęło. Pierwsze zauroczenie, pierwsze przyjaźnie... More

Wstęp
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
PODZIĘKOWANIA

Rozdział 48

17.2K 553 411
By second_world

To akceptować każdy kolec róży i nie próbować go usunąć

Dziwnie, a zarazem idealnie było mówić te słowa właśnie Alanowi Matthewsowi. Zrozumiałam, że obok mnie siedział właściwy człowiek. Nadal nie umiałam sobie jednak wytłumaczyć, dlaczego raz jestem w stanie połamać wszystkie jego kości, a później mówię mu te dwa okropnie ważne słowa. Nigdy nie spodziewałam się, że tym uczuciem będę darzyć akurat jego. To niesamowite, jak potrafię zaskoczyć sama siebie. Jednak wiem, że to jest początkujące uczucie, które jak pąki wiosennych kwiatów, będzie musiało przetrwać wiele mrozów, zanim pięknie rozkwitnie.

- Kocham cię, Roxanne White - powtórzył spokojnie chłopak.

Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, czując cały czas echo tych dwóch słów. Odbiły się one od ścian w mojej głowie, a ich dźwięk słyszałam w sercu. Otuliły mnie jak miękki koc, spod którego nie chcę wychodzić.

- Czy jesteś pewny, że dobrze robimy? - zapytałam patrząc na nasze ręce.

- Nie, Roxanne. Nigdy nie jestem niczego całkowicie pewny. Ale zawsze warto. Ciężko było mi się przed samym sobą przyznać. Dziwne było dla mnie to, że mogę darzyć kogoś czymś tak mocnym. I to akurat ciebie - mówiąc to przysunął rękę do mojej twarzy - Masz czerwone policzki, White.

- A ty okropnie piękne oczy, w których ostatnio cały czas się topię - powiedziałam lekko się śmiejąc.

- Mam pomysł - powiedział chłopak wstając i ciągnąc mnie za rękę - Wyjdź przed dom, za chwilę zejdę.

Spojrzałam na niego pytająco, a w jego oczach zauważyłam błysk. Znałam go dobrze. Matthews miał plan. Gdy w jego oku pojawiały się iskierki, zawsze oznaczało to, że chłopak zrobi coś, czego się nie spodziewam. Ze śmiechem przewróciłam oczami i tak jak prosił, zeszłam na dół.

Stałam przed drzwiami dobre pięć minut, patrząc na powoli zachodzące słońce. Idealnie opisywało naszą sytuację. Złudnie znikało z naszych oczu, po czym okazywało się, że za chwilę ma wstać w innym miejscu. Tak samo jak moje szczęście.
Uśmiechałam się patrząc przed siebie. Czułam spokój, którego nikt nie byłby teraz w stanie mi zabrać.

- Jeszcze o jednym zapomniałem - zaśmiał się przechodzący obok mnie Alan.

Miał przy sobie dość duży plecak, a ja naprawdę nie wiedziałam, po co.

- Czego tym razem? - zapytałam patrząc na jego twarz, którą właśnie całkowicie okrył blask zachodzącego słońca.

Zrozumiałam, że Alan Matthews od dzisiaj nosi w mojej głowie imię szczęścia. Pięknego szczęścia z wieloma błędami.

- Zapomniałem zabrać ciebie - zaśmiał się Matthews, podnosząc mnie do góry - Nigdy nie mogę zapominać o czymś, co wygląda jak mój cały świat.

W życiu nie spodziewałabym się, że ten dzień może być jednym z tych, które zasługują na szczególne miejsce w moim albumie.

Usiadłam obok chłopaka, widząc szczęście malujące się na jego twarzy.

- Gdzie mnie zabierasz? - zapytałam zerkając na Alana, który teraz całkowicie swoje skupienie oddał drodze.

- Gdzieś, gdzie nie zabrałem jeszcze nikogo. To miejsce czekało na właściwą osobę - mówiąc to jego uśmiech stawał się coraz szerszy.

- Nigdy nie sądziłam, że uśmiech na twojej twarzy będzie czymś, co uszczęśliwia mnie najbardziej na całej ziemi - mówiłam kręcąc z niedowierzaniem głową.

- A ja nigdy nie pomyślałbym, że ta mała dziewczynka, wiecznie bujająca się na huśtawce, będzie całym moim sercem - mówiąc to spojrzał na mnie tak troskliwie, jakbym była jego małą córeczką.

Dla mojego rozumu takie piękne słowa nadal były trującym bluszczem, lecz wolałam słuchać serca śpiewającego mi najpiękniejsze piosenki.

- Mi nadal ciężko uwierzyć w to, że ten chłopak, który zepsuł moją najukochańszą na świecie huśtawkę, jest wodą, bez której nie mogę żyć - zaśmiałam się, kontynuując tę jakże poetycką rozmowę i patrząc przez okno, gdzie już nie było widać słońca.

- White... To była tylko huśtawka, która czekała na to, aż ktoś na nią za mocno wskoczy - zaśmiał się chłopak - Wysiadamy.

- Tutaj? - zapytałam rozglądając się po zupełnie ciemnej już okolicy - Przecież tu nic nie ma.

- Nieprawda. Jesteśmy my i wszystkie nasze myśli, które mogą tutaj odbijać się od pięknej ciszy, której potrzebowałem - odpowiedział, gdy już szliśmy po polanie, na której słychać było tylko bicie serc i świerszcze, odgrywające jeden ze swoich najpiękniejszych koncertów.

- Niesamowite... - powiedziałam zamykając oczy.

Chłopak uśmiechnął się i wyjął z plecaka koc, który rozłożył na zimnej trawie. Położył się, więc ja zrobiłam to samo.

- Widzisz koniec? - zapytał po chwili, pokazując palcem po niebie.

- Przecież nie da się zobaczyć końca kosmosu - zaśmiałam się przekręcając głowę w stronę chłopaka.

- No właśnie. Więc wyobraź sobie, że tyle stron, ile jest gwiazd na niebie, będzie miała nasza książka - powiedział zamykając oczy.

- Oj Alan, każda historia się kiedyś kończy, nawet ta najpiękniejsza. Po prostu trzeba wszystkie chwile z życia wykorzystać w każdym procencie - uśmiechnęłam się lekko do niego.

- Więc zróbmy tak, by nie żałować żadnej z tych chwil - powiedział chłopak, bawiąc się moimi włosami.

- Alan... - zaczęłam niepewnie, nie chcąc psuć atmosfery - Mogę cię o coś zapytać?

- Oczywiście.

- Wiem, że może nie chcesz do tego wracać, ale ja po prostu muszę mieć wyprostowaną każdą nitkę z mojego kłębka myśli. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że to Sophie jest autorką tych wszystkich kłamstw na mój temat? - zapytałam próbując znaleźć rozwiązanie.

- Z początku myślałem, że to dobrze, że dostaniesz karę. Jednak w końcu stwierdziłem, że nie chcę cię ranić - odpowiedział układając moje włosy w różne kształty.

- Ale wiesz, że im dłużej siedzisz na tych samych kolcach, ślady są mocniejsze i dłużej bolą? - zapytałam podpierając się na łokciach, tym samym psując rysunek, który chłopak ułożył z moich włosów.

- Doskonale to rozumiem - powiedział cicho, biorąc głęboki oddech.

- Nauka przychodzi ze wszystkiego, a najczęściej z błędów - powiedziałam wzruszając ramionami.

- Postaram się coś wynieść z tej lekcji - uśmiechnął się chłopak.

- Mogę zapytać o coś jeszcze? - mówiąc to, spojrzałam na twarz chłopaka, a ten pokiwał głową - Kiedy uświadomiłeś sobie, że mnie kochasz?

- To był długotrwały proces. Zrozumiałem, że lubię nie tylko tą zewnętrzną, ale i wewnętrzną White. Zakochałem się w twoim sercu. Wszyscy sądzą, że jestem chłopakiem, który nie potrafi kochać. I właśnie tu się mylą. Ja tylko stwarzam takie pozory. W rzeczywistości kocham za mocno i dlatego tego nie pokazuję - powiedział patrząc w gwiazdy.

Otuliłam miłością każde uczucie, które do mnie w tamtej chwili docierało. Każde, które pochodziło od niego.

- A ty co rozumiesz poprzez słowo miłość? - zapytał Matthews, zaskakując moją inteligencję.

- To nie jest proste - zaczęłam wzdychając - To słowo ma dla każdego inne znaczenie. Miłość to akceptować każdy kolec róży i nie próbować go usunąć. Miłością jest mieć kogoś, z kim możesz śmiać się do końca życia. Miłość to nie lśniące diamenty, a rzeczy bezcenne. Nie można jej widzieć oczami, lecz sercem. Miłość to mieć kogoś, kogo sama obecność wywołuje uśmiech na twarzy. Ktoś, przy kim możesz się budzić i zasypiać, ale także wytrwale przeżywać rozłąki. Miłości nie można tylko brać, lecz trzeba także ją dawać.
Miłość to niebieskie oczy patrzące teraz na mnie. Imię miłości w moim sercu nosisz ty, Alanie Matthews - mówiłam patrząc chłopakowi prosto w oczy.
______________________________________

Wczorajszy dzień był jak scena wyrwana z filmu. Dosłownie. Obudziłam się, jednak nie na tym kocu pośród grających świerszczy, lecz w łóżku, które wydawało się dzisiaj wyjątkowo niewygodne. Zdecydowanie wolałam leżeć na łące i być tam z nim.

W przeciwieństwie do łóżka, mój humor był dzisiaj naprawdę dobry. Na mojej twarzy od rana gościł uśmiech. Szybko wstałam i podbiegłam do szafy. Stwierdziłam, że to może być jeden z najlepszych czwartków. Moją radość potęgowało ciepłe słońce, które znowu bez zaproszenia wpadło do pokoju. Wdarło się do pomieszczenia tak niespodziewanie, jak Matthews do mojego serca. Ja wpuściłam go nie widząc skutków, jakie może to ze sobą nieść.

Około dziewiątej stałam już na dworze czekając, aż pan spóźnialski wreszcie raczy wyruszyć spod swojego domu. Jego sylwetkę zauważyłam w drzwiach dopiero pięć minut później.

- Myślałam, że już nie wyjdziesz z tego łóżka - zaśmiałam się zamykając za sobą drzwi, po czym otoczył mnie nieznany dotąd zapach - Nowe perfumy?

- Dzisiaj wyjątkowo inne. Mogą być? - zaśmiał się, po czym dodał - Pasy.

Szybko wykonałam rozkaz i odpowiedziałam:

- Hmm... Tamte lepsze, ale te też całkiem niezłe. Tylko mam nadzieję, że nie przyciągną zbyt wielu dziewczyn.

- Nie masz się o co martwić. Żadna z nich nie dosięga ci do pięt – stwierdził z poważną miną, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Kąciki moich ust opadły dopiero wtedy, gdy na szkolnym korytarzu zauważyłam Sophie. Zrobiło mi się tak przykro, że poczułam nawet kilka łez spływających po moim policzku. Szybko je otarłam i swój wzrok przekierowałam na dziewczynę, która obdarowała mnie nieznanym dotąd spojrzeniem. Nigdy nie widziałam, by piorunowała kogoś wzrokiem tak, jak mnie teraz. Błyskawica ta walnęła z całej siły w moje serce. Nie mogłam wykrzesać z siebie nic. Ani uśmiechu, ani nienawiści.

- Za godzinę ty i Matthews przyjdźcie na korytarz koło wejścia na halę. Musimy porozmawiać - rzuciła tylko sucho, przechodząc obok mnie.

Czy Matthews to jeszcze większa układanka, niż mi się zdawało, a ja właśnie znalazłam kolejny kawałek puzzli?

Spojrzałam na chłopaka, który cały czas szedł obok mnie. Nic się nie odzywał, więc stwierdziłam, że nie usłyszał dziewczyny.

- Za godzinę mamy iść na korytarz obok wejścia na halę. Sophie chce porozmawiać – poinformowałam go patrząc przed siebie.

- Chyba nie zamierzasz tam iść? - zapytał zatrzymując się, a ja widziałam, że się zdenerwował.

- Dlaczego nie? Skoro chce porozmawiać to znaczy, że ma powód - stwierdziłam wzruszając ramionami.

- Nie może tego zrobić... - powiedział pod nosem, jednak na tyle głośno, że usłyszałam.

- Czy chcesz mi o czymś powiedzieć? - zapytałam podchodząc bliżej.

- Chodźmy po prostu na lekcję - mruknął i zaczął iść przed siebie.

-Co cię znowu ugryzło? - zapytałam lekko się śmiejąc, gdy dogoniłam chłopaka.

- Nieważne - warknął, co bardzo mi się nie spodobało.

Całą lekcję siedziałam niecierpliwie czekając na jej zakończenie. Czemu szczęście nie może trwać dłużej niż jeden dzień? Wczoraj było idealnie, a dzisiaj znowu coś złego wisiało w powietrzu. W dodatku wydawało mi się, że to dopiero początek i za chwilę dowiem się czegoś, co znów mocno mną wstrząśnie. Próbowałam odciągnąć tą myśl, która cały czas nielegalnie powracała. Rysowałam na końcu zeszytu wszystko, o czym tylko pomyślałam. Chciałam wyrzucić z głowy wszystkie myśli. Pragnęłam, żeby cała złość i niepewność została na kartce, a na twarzy Matthewsa znów malował się ten piękny uśmiech. Czułam się jak siedem nieszczęść pomimo, że wiem, że inni mają gorzej. Ja tylko pragnęłam być radością dla jednej osoby, siedzącej obok mnie. Brakowało mi tego ciepła, którym potrafił darzyć innych.

Od zawsze wiedziałam, że nie jestem cierpliwa. Nie potrafiłam czekać i wiedział o tym każdy. Wszystko musiałam wiedzieć od razu, by mieć czas na przeanalizowanie. Dlatego, gdy zadzwonił dzwonek, szybko wybiegłam z sali kierując się w stronę wyznaczonego przez Sophie miejsca. Alan zrobił to samo chociaż nie pałał radością, lecz na jego twarzy widniało coś podobnego do smutku.

Gdy dotarłam na miejsce, dziewczyna już tam była. Alan oparł się o ścianę i zamknął oczy. Spod jego powieki wypłynęła jedna łza. Spojrzałam szybko na dziewczynę.

- O co chodzi? - zapytałam, próbując opanować emocje.

- Więc jeszcze ci nie powiedział? - mówiąc to lekko się zaśmiała i spojrzała na chłopaka, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.

- Nie – stwierdziłam zgodnie z prawdą, patrząc na Matthewsa, który nadal stał oparty o ścianę.

- Dobra, od razu ci wytłumaczę. Nie musiałabyś o tym wiedzieć, gdyby nie twój Alan. Nie wykonał zadania i teraz będzie cierpiał nie tylko on, ale i ty - mówiła, a ja byłam coraz bardziej zdenerwowana.

- Jakie zadanie? O czym ona mówi? - spojrzałam pytająco na chłopaka, a po chwili znów przeniosłam wzrok na dziewczynę - Powiecie mi wreszcie?!

- Przygotuj się, bo tego nie zapomnisz na długo. Tu chodzi o coś więcej, niż ci się wydaje. Nie wie o tym dużo osób, ale twoi bliscy tak - mówiła, a z jej twarzy zszedł uśmiech.

Zaczynałam się bać tego, co za chwilę usłyszę. Czy ona właśnie wplątała w to moją rodzinę?

- O co wam chodzi?! Nie możesz po prostu wytłumaczyć? - podnosiłam swój ton głosu coraz bardziej.

- Przez to cierpisz nie tylko ty i on - tutaj wskazała palcem na chłopaka - Ale ja i moja rodzina też. I ty jesteś temu winna.

- Co ty wygadujesz... - mówił Alan, zasłaniając twarz rękoma - Doskonale wiesz, że to nie jest jej wina.

- Ale co nie jest moją winą?! - krzyknęłam, a moje serce zaczęło bić szybciej.

- Dowiedzieliśmy się o tym przed twoim wyjazdem do Australii - zaczęła dziewczyna - Mnie to zabolało, więc teraz czas na ciebie.

- Sophie, błagam, mów już! - krzyknęłam do dziewczyny ze łzami w oczach.

Continue Reading

You'll Also Like

843K 29.7K 94
Poprzez jedną przeprowadzkę życie może się zmienić nawet o 180°. Podobnie jest ze Sky, która pewnego dnia musi przeprowadzić się do starszego brata...
35.2K 1.1K 47
( uwaga w książce mogą pojawić się błędy ortograficzne bo jestem dyslektykiem i czasem i się to zdarza ) A co gdyby Hailie pochodziła z patologiczne...
81.2K 2.6K 37
Victoria i Rafael zaczęli swoją znajomość w nie najlepszy sposób. Od samego początku nie przypadli sobie do gustu i na każdym kroku potrafili sobie n...
805K 22.5K 38
„-Prze....-kiedy zobaczyłem na kogo wpadłem żałowałem że pomogłem jej wstać. Ale ja mam szczęście. -O cześć cukiereczku.-powiedziałem z uśmiechem.-Uw...