Książę bez uczuć

By second_world

1.1M 31.8K 10.3K

17-letnia Roxanne wraca do miasta, w którym wszystko się zaczęło. Pierwsze zauroczenie, pierwsze przyjaźnie... More

Wstęp
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
PODZIĘKOWANIA

Rozdział 36

17K 548 65
By second_world

Vous voir belle

Przełknęłam ślinę i kliknęłam w link, który przesłał mi Adrian. Otworzyła mi się strona szkolnego bloga. Gdy zobaczyłam nagłówek zamarłam.

Matthews sposobem na wybicie się
Roxanne White powróciła do naszej szkoły. Żeby zaistnieć wykorzystuje Alana Matthewsa, najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Jak widać dobrze udaje jej się nim manipulować. Ten jej uległ.

Pod tym tekstem było to zdjęcie, które wczoraj dostałam w wiadomości. Zauważyłam, że Matthews patrzy na mnie, więc ja również skierowałam swój wzrok na niego. Prychnęłam nerwowym śmiechem, widząc te bzdury.

- Ty wiesz, że to kłamstwo, prawda? - powiedziałam w jego stronę, unosząc wzrok znad telefonu.

- White, ja już nic nie wiem - odpowiedział i odszedł do swoich kolegów, którzy też patrzyli w telefony.

Zostałam sama. Sama pośród tłumu, który patrzył na mnie jak na jedną wielką porażkę. Czułam na sobie wzrok tych wszystkich ludzi. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę szkoły, chcąc uciec. Znowu uciec przed kłamstwem, któremu nawet prawda nie mogła dać rady. Próbowałam przecisnąć się pomiędzy tłumami. Wreszcie zobaczyłam przed sobą wejście do budynku. Skręciłam do najbliższej klasy i szybko zamknęłam za sobą drzwi. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam przed siebie. Znajdowałam się w bibliotece. Siedziało w niej teraz tylko kilkoro ludzi, którzy skupili teraz swoją uwagę na mnie. Zganiłam się za tak głośne wejście. Uśmiechając się lekko, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nagle zauważyłam, że ktoś macha w moją stronę. Przyjrzałam się bliżej i zauważyłam chłopaka, z którym wczoraj przez chwilę rozmawiałam. Z tego co pamiętam na imię miał Oscar. Wolnym krokiem podeszłam w jego stronę.

- Cześć - powiedziałam cicho, nie chcąc znowu rzucać się w oczy.

- Cześć, Roxanne - uśmiechnął się, zamykając trzymaną w rękach lekturę - Miło cię znów widzieć.

- Przepraszam, że tak wbiegłam i przeszkodziłam wszystkim, ale mam pewne problemy. Cała szkoła wierzy jednej kłamliwej blogerce - wyznałam wszystko bezsilnie opadając na stojące obok krzesło.

- Dobrze wiem, że zazdrośni ludzie potrafią zniszczyć innym życie - powiedział, zajmując miejsce obok mnie, a ja wreszcie poczułam, że ktoś mnie rozumie.

- Widziałeś te posty? - zapytałam chcąc się upewnić.

- Tak, ale spokojnie. Niezbyt w to wierzę. Wydajesz się całkiem miła - powiedział uśmiechając się.

- Dzięki. Dobrze wiedzieć, że choć jednak osoba mi wierzy - również miło odpowiedziałam.

Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Wszyscy spojrzeli na mnie. Znowu.

- Proszę wyciszyć telefony! - usłyszałam ponury głos bibliotekarki i zawstydzona szybko wykonałam jej polecenie.

Leo:
Gdzie jesteś mała? Musimy pogadać.

Ja:
W bibliotece.

Leo:
Czekaj tam na mnie, za chwilę będę. Akurat jestem w pobliżu.

- Coś się stało? - zapytał Oscar, przypominając mi o tym, że on też tam jest.

- Nie, to tylko mój brat. Za chwilę tu będzie - powiedziałam wzdychając.

Zdążyłam to powiedzieć, a chwilę później do biblioteki tak samo głośno jak ja wbiegł mój brat. Nie zważając na nic od razu podbiegł do mnie.

- Obiecuję, że jak tylko znajdę tego autora bloga, to nie wiem co mu zrobię - powiedział poważnie, starając się wyrównać oddech.

- Pomogę - dodał niespodziewanie Oscar.

- Leo ciszej, jesteśmy w bibliotece - przypomniałam, rozglądając się.

- I dobrze, niech ten ktoś wie, że zadzierając z moją siostrą, zadziera też ze mną - dodał już nieco ciszej.

- Tak bardzo dziękuję, że cię mam - uśmiechnęłam się w jego stronę.

- Ja ciebie też kocham, mała. Właśnie dlatego zawsze będę cię bronić - zapewnił, poprawiając mi nastrój.

- Mogę na chwilę przerwać? - zapytał niespodziewanie Oscar, a my od razu na niego spojrzeliśmy - Czy ty przypadkiem nie jesteś Leonardo White?

Spojrzeliśmy na siebie z bratem, po czym parsknęłam śmiechem. Pierwszy raz słyszałam, żeby ktoś zwracał się do mojego brata pełnym imieniem. Leonardo. Jak to poważnie brzmiało.

- Leo wystarczy - uświadomiłam go, patrząc na rozbawionego brata.

- Tak, to ja, a o co chodzi? - zapytał w końcu Leo, próbując ukryć śmiech.

- Widziałem twoje zdjęcia w kronice szkolnej. Byłeś jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w całej szkole - wyjaśnił Oscar.

- To było dawno temu- zaśmiał się Leo, machając ręką.

- Twoje zdjęcia nadal wiszą na korytarzu - dodał Oscar.

- Miło, że ktoś jeszcze o mnie pamięta - uśmiechnął się brat.

- Poprawka, każdy o tobie pamięta. A w szczególności te wszystkie dziewczyny - zaśmiałam się, przewracając oczami.

- Dziękuję wam za te miłe słowa, ale mamy już mało czasu. Roxanne, masz w ogóle podejrzenia kto to? - zapytał Leo, powracając do tego nieprzyjemnego tematu.

- Nie mam pojęcia. Ale pewnie zrobił to ktoś, kto mnie zna. Wie, że chodziłam tu już do szkoły. Może Lily Roberts jest zazdrosna? - zasugerowałam, a zaraz po moich słowach zadzwonił dzwonek.

- Dobra, porozmawiamy o tym później w domu - powiedział brat i wszyscy wyszliśmy z biblioteki.

- Cóż, szkoda, że nie jesteśmy w tej samej klasie - wyznał Oscar, gdy szliśmy już sami.
Polubiłam tego chłopaka. Biło od niego ciepło i troskliwość. Miło się z nim rozmawiało. Z charakteru był zresztą podobny do Adriana, może dlatego wywarł na mnie tak dobre wrażenie?
A co najważniejsze, nie wymyślał żadnych chorych układów jak Matthews.

- Już widzę te wszystkie spojrzenia, gdy wejdę do klasy - powiedziałam wzdychając i zakrywając się podręcznikiem, który miałam akurat w dłoni.

- Jesteś silna, dasz radę - powiedział uśmiechając się do mnie i obejmując mnie ramieniem.

- Chciałabym być silna - powiedziałam niemal niedosłyszalnie.

- Powodzenia - krzyknął, gdy wchodziłam do klasy.

Nauczyciela na szczęście jeszcze nie było. Nie rozglądając się po klasie, ruszyłam prosto w kierunku ławki Matthewsa.

- Pomyliłaś miejsca - powiedział głośno, zwracając na nas uwagę innych uczniów.

- Nie - odpowiedziałam stanowczo, tym razem nie odpuszczając.

- Odczep się wreszcie ode mnie White! - syknął, co mnie szczerze zabolało.

- Co ja ci takiego zrobiłam?! - zapytałam zdenerwowana.

- Cały czas tylko za mną chodzisz - przewrócił oczami, specjalnie mówiąc głośniej.

Nic już nie odpowiedziałam. Chciałam tylko nie pokazać nikomu moich łez. Nie podobał mi się ten układ. Wpakowałam się w jakąś chorą grę, w której to on rozdawał karty. Całą lekcje siedziałam, myśląc. Nie słuchałam nauczyciela, kompletnie nie interesowało mnie co mówił. Po lekcji skierowałam się prosto do stołówki. Wzięłam swoje danie i stanęłam po środku wielkiego pomieszczenia, nie mając się do kogo dosiąść. Czułam się strasznie samotna. Matthews przechodząc obok mnie podstawił mi nogę, przez co razem z tacką upadłam na podłogę, a jedzenie poleciało we wszystkie strony. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Jego wyraz twarzy przez chwilę się zmienił, ale to były tylko sekundy.

- Uważaj jak chodzisz White - zaśmiał się, a ja miałam tego zdecydowanie dosyć.

Chce mieć wojnę to ją dostanie.

Podnosząc się wzięłam do ręki sok pomarańczowy, który jeszcze przed chwilą miałam ochotę wypić i wylałam go prosto na białą koszulkę Matthewsa.

- Zasłużyłeś wielki księciu bez uczuć - warknęłam zdenerwowana i odeszłam.

Znów byłam w centrum uwagi, ale już mi to nie przeszkadzało. Podeszłam do stolika, przy którym siedziała Sophie z koleżankami.

- Mogę się przysiąść? - zapytałam, siląc się na miły uśmiech.

- Tak, jasne - odpowiedziała odsuwając mi krzesło przyjaciółka.

Odwróciłam tylko głowę, by zobaczyć zezłoszczonego Matthewsa. Czułam, że ten układ stanie się całodobowy. Nie dam rady być raz miła, a raz podła. Ciężko jest kogoś lubić i jednocześnie nienawidzić. Tym bardziej Matthewsa. Z nim cały czas byłam na cienkiej linii i wystarczyło by zawiał lekki wiatr, a on już przechylał się w stronę nienawiści. Usiadłam obok Sophie i skierowałam swój wzrok na tackę. Na szczęście upadłam w taki sposób, że wypadło mi z niej tylko kilka frytek i część surówki. Ma się ten refleks.

- Co mamy teraz za lekcję? - zapytałam przyjaciółki, chcąc już przestać myśleć o zaistniałej sytuacji.

- Teraz matematykę. Dopiero jutro będzie ciekawie - zachichotała.

- Jak to? Co takiego jest jutro? - zapytałam, piorąc do buzi kolejną frytkę.

- Jutro mamy w-f. Na tej lekcji zawsze się coś dzieje - wytłumaczyła dziewczyna siedząca obok mnie.

- Tym bardziej, że niedługo będzie któraś tam rocznica powstania naszej szkoły i za pewne coś będą wymyślać - dodała Sophie spoglądając na mnie.

Na następnej lekcji, którą była matematyka, do klasy wszedł dyrektor oznajmując, że jutro zamiast tego ścisłego przedmiotu mamy dodatkową lekcję wychowania fizycznego. Oczywiście spodobało mi się to. Dopiero początek roku szkolnego, a my już nie mamy matematyki. Nie interesowała mnie zbytnio przyczyna tej zmiany, wystarczyło, że miała mnie ominąć kolejna lekcja.

Kilka lekcji później wracałam już do domu. Stwierdziłam, że wrócę na pieszo, a nie z Matthewsem. Dzisiaj przesadził. Właśnie szłam chodnikiem, gdy tak jak przewidywałam auto Matthewsa zatrzymało się koło mnie.

- Wsiadaj - powiedział patrząc przed siebie.

- Chyba żartujesz - prychnęłam nie zatrzymując się.

- Nie. Twoi rodzice kazali mi ciebie odwieźć - powiedział stanowczo.

-To będziesz się tłumaczyć - wzruszyłam ramionami, nie widząc w tym problemu.

- Wsiadaj - rozkazał.

Tym razem zatrzymałam się i postanowiłam powiedzieć to, co myślę.

- Nie jestem zabawką, której uczuciami możesz się bawić. Zastanów się Matthews, z kim pogrywasz. Nie wiem, o co chodzi z tym układem, ale nie podoba mi się to, w jaki sposób mnie traktujesz. Ja w porównaniu do ciebie mam uczucia. To boli, gdy bliska ci kiedyś osoba tak się zmienia - powiedziałam ze łzami w oczach i ruszyłam dalej.

Matthews nie jechał już za mną. On wcale nie jechał. Stał w tym samym miejscu co przed chwilą. Miałam nadzieję, że przemyśli swoje zachowanie i zrozumie swój błąd.

- Matthews, daruj sobie - powiedziałam zła, gdy ponownie pojawił się obok mnie
.
- Ej, spokojnie, to tylko ja - zaśmiał się ktoś, kto zdecydowanie Alanem nie był.

Szybko odwróciłam głowę.

- Przepraszam cię Oscar, nie wiedziałam, że to ty - uśmiechnęłam się spuszczając głowę w dół.

- Wsiadaj, podwiozę cię - zaproponował, kiwając głową w geście zaproszenia.

- To nie będzie dla ciebie problem? - zapytałam, rozglądając się czy nie ma w pobliżu czarnego auta Matthewsa.

- No co ty, wsiadaj - uśmiechnął się.

Nie musiał mnie długo zachęcać. Okrążyłam auto i wsiadłam do środka. Coraz częściej siebie nie poznawałam. Dawniej nie wsiadłabym do auta komuś, kogo znałam jedynie kilka dni, a teraz nie stanowiło to dla mnie problemu.

- Tylko teraz powiedz mi, gdzie mam cię podwieźć - uśmiechnął się w moją stronę, ruszałam.

- Ja od razu po szkole miałam jechać na korepetycje z francuskiego... - zaczęłam, przypominając sobie.

- Quelle adresse? - zapytał, uśmiechając się zawadiacko.

- Można po naszemu? - odpowiedziałam pytaniem nadal się śmiejąc.

- Jaki adres? - wyjaśnił, uśmiechając się.

- To tutaj - pokazałam mu adres, który przesłała mi mama w wiadomości.

Chłopak tylko uśmiechnął się i powiedział:
- Wiem gdzie to jest.
Okazało się, że to niedaleko szkoły, więc spokojnie dałabym radę dojść na pieszo.

- Jesteśmy - powiedział Oscar parkując przed naprawdę ładnym domem. Był on cały biały, stał na wzgórzu i wyglądał, jakby miał kilka pięter. W niektórych miejscach pokryty był marmurem, a przed wejściem na ganku, stały dwie dość duże kolumny.

- Bardzo ci dziękuję, do zobaczenia jutro! - pożegnałam się z chłopakiem wysiadając z auta.

Ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że Oscar idzie za mną, jednak nic nie powiedziałam. Podeszłam bliżej drzwi i zapukałam. On nadal stał za mną. Drzwi otworzyła mi uśmiechnięta kobieta.

- O, widzę, że już się poznaliście - powiedziała kobieta, co nieco mnie zmieszało - Dzień dobry, Roxanne.

- Dzień dobry - odpowiedziałam i spojrzałam pytająco na stojącego za mną chłopaka.

- Spokojnie, to moja mama. Ja też tu mieszkam - zaśmiał się chłopak, drapiąc się po karku - Nie jesteś zła, że nic nie powiedziałem?

- Nie no, oczywiście, że nie - uśmiechnęłam się w jego stronę - Po prostu jestem trochę zdziwiona.
- Wejdź proszę - zaprosiła miło kobieta - Chcecie może herbaty?

- Tak, ja poproszę - uśmiechnęłam się wchodząc do środka.

- Ja też - usłyszałam chłopaka, który właśnie zamykał drzwi.

- Oscar, zaprowadź Roxanne. Ja za chwilę przyjdę z herbatą - powiedziała nadal uśmiechnięta mama chłopaka.

- Całą drogę nic się nie przyznałeś - zarzuciłam mu, niby poważnym tonem.

- Przepraszam... Chciałem zrobić ci niespodziankę - przyznał, prowadząc mnie w stronę czarnych jak smoła drzwi - A teraz zapraszam.

Weszliśmy do małego gabinetu, w którym było bardzo przytulnie. Dom Oscara znajdował się na wzgórzu, na obrzeżach miasta, więc za fotelem w gabinecie znajdowało się wielkie okno, za którym roztaczał się niesamowity widok. W środku pomieszczenia zaś, w odróżnieniu od reszty domu, królowało drewno z elementami złota. Jedną ze ścian zajmowała dużej wielkości biblioteczka, na kolejnej zaś znajdowały się kolejne drzwi.

- Jak tu pięknie... - zachwycałam się podchodząc bliżej okna.

- Zgadzam się. Szczególnie w nocy, gdy cała okolica jest pięknie oświetlona, a na niebie błyszczą miliony gwiazd - powiedział chłopak stając obok mnie.

- Teraz powiedz to po francusku - poprosiłam, nadal wpatrując się w niewielkie budynki położone w okolicy.

- Surtout la nuit, lorsque toute la zone est magnifiquement éclairée et que des millions d'étoiles brillent dans le ciel - mówił gestykulując rękoma, co mnie niezwykle śmieszyło.

- Francuski to faktycznie piękny język - stwierdziłam, rozkoszując się każdym słowem.

- Teraz zdradzę ci sekret. Wiesz dlaczego tak dobrze mówię po francusku? - zapytał, na co przecząco pokiwałam głową.

- Bo twoja mama udziela korepetycji w tym języku? - było to pierwsze, co przyszło mi do głowy.

- To też, ale urodziłem się i kilka lat mieszkałem w tym kraju. A dokładniej w Nicei - poinformował wskazując miejsce na dużej mapie, znajdującej się na ścianie za biurkiem.

- Przepiękny kraj... - westchnęłam, wodząc wzrokiem po obrysie państwa.

- Jeżeli będziesz pilną uczennicą to będziesz mieć możliwość odwiedzenia tego kraju na wymianie. Nasza szkoła co roku organizuje takie wyjazdy - uśmiechnął się.

- Ty pewnie jeździsz co roku? - rzuciłam, odwracając się w jego stronę.

- Prawda, ale nie tylko ja. Co roku jeździ także, może cię to zdziwi, ale Alan Matthews - wymieniając to nazwisko spojrzał na mnie.

- Weź mi nic o nim nie mów - na myśl o dzisiejszych wydarzeniach zrobiło mi się smutno, jednak zaskoczyła mnie myśl, że on też umie mówić w tym języku.

- Jasne, nie ma problemu. W tym roku pojedzie z nami jeszcze Roxanne White - odrzekł od razu, spotykając się z moim śmiechem.

-Marzenia - westchnęłam - A mogę cię o coś zapytać?

- Oczywiście. Pytaj o co chcesz - odpowiedział, rozkładając ręce.

- Jak masz na nazwisko? - zapytałam.

- Molière - odpowiedział, pięknie akcentując - Mój tata jest Francuzem, a mama pochodzi stąd. Poznali się właśnie na wymianie międzyszkolnej.

- Historia jak z filmu - stwierdziłam, chcąc poznać dalszą część.

Teraz zaczęłam się zastanawiać. Oscar Molière... Słyszałam gdzieś o nim. Moje przemyślenia przerwała jednak mama chłopaka, która właśnie weszła do gabinetu niosąc trzy herbaty.

- Już jestem - uśmiechnęła się, kładąc tackę na małym również marmurowym stoliczku.

- Zaczynamy? - zapytała siadając przy biurku i podając mi oraz Oscarowi herbatę.

Chłopak usiadł na kanapie obok, a mi pani Molière wskazała fotel naprzeciwko niej.

- To zacznijmy od podstawowych słówek. Masz jakiś pusty zeszyt? - zapytała kobieta, szukając czegoś w szafie.

Po godzinie musiałam przyznać, że nauka języka francuskiego to bardzo przyjemne zajęcie, w dodatku w takim towarzystwie.

- Odwieźć cię? - zapytał Oscar, gdy już byłam przy drzwiach - Dla mnie to nie problem.

-Dzięki. Przez ciebie w końcu kondycję stracę - uśmiechnęłam się do chłopaka i wyszłam z domu.

- Teraz znowu będziesz musiała podać mi adres - zaśmiał się.

- Oczywiście - odpowiedziałam i podałam go chłopakowi - Tego już pewnie nie znasz.

Przejechaliśmy ten, jak się potem okazało, naprawdę krótki odcinek drogi, miło rozmawiając. Oscar mieszkał zaledwie półtora kilometra ode mnie.

- Nie opłacało ci się mnie podwozić, dałabym radę dojść na pieszo - stwierdziłam, otwierając drzwi.

- To następnym razem możemy przejść się spacerkiem - odpowiedział, zerkając na mnie przyjaźnie.

- Jasne, będziemy się widywać co tydzień, więc możemy nawet samolotem polecieć - zasugerowałam, posyłając mu lekki uśmiech.

- Oczywiście - również miło odpowiedział.

- Do jutra! - powiedziałam wychodząc z samochodu.

- Vous voir belle - usłyszałam jeszcze, ale i tak nie zrozumiałam z tego ani słowa, a zapytać o tłumaczenie nie zdążyłam.

Odwróciłam się w stronę swojego domu, powtarzając jeszcze chwilę w myślach te słowa. Mój wzrok powędrował na chwilę na górne okno domu rodziny Matthews. Wyglądał przez nie Alan. Szybko odwróciłam wzrok i ruszyłam w stronę drzwi. Nie miałam już dzisiaj ochoty patrzeć na tego chłopaka.

Continue Reading

You'll Also Like

37.4K 877 24
Madison i Collin są wrogami już od najmłodszych lat. Mamy Madison i Collin'a się przyjaźnią od podstawówki więc niestety ta dwójka jest skazana na cz...
806K 22.6K 38
„-Prze....-kiedy zobaczyłem na kogo wpadłem żałowałem że pomogłem jej wstać. Ale ja mam szczęście. -O cześć cukiereczku.-powiedziałem z uśmiechem.-Uw...
19.7K 658 27
"- Czy ty myślisz, że my jesteśmy razem? - A czy ty myślisz, że miałaś jakikolwiek wybór?"
16.4K 194 5
,,Jeden Zakręt " to poruszająca historia młodej dziewczyny o imieniu Veronica Evans, która przeżywa tragedię utraty ojca w ostatnim, tragicznym wypad...