Drakonis Severus (bxb)

Von aspoleczny_gnom

174K 17.3K 5.2K

Mieszkańcy jednego z wielu Podgórz już od wieków wpatrują się w lśniący białym śniegiem szczyt. Kiedy podróżn... Mehr

Zlecenie
Kielich
Złodziej
Wola
Bransoleta
Para
Cierpliwość
Kolacja
Znajomości
Krew
Alarm
Nauka
Koszula
Szkło
Kłamca
Rozkaz
Gwiazdy
Obraz
Wybaczenie
Głos
Nuda
Kryształ
Niepamięć
Historia
Wino
Czułości
Zabawa
Chmury
Śmiech
Skandal
Sprawiedliwość
Zguba
Wyjście
Sadza
Lalka
Dusza
Gniew
Walka
Ostateczność
EPILOG
Dodatek: Stare sprawy
Dodatek: Gniazdo
Dodatek: Gniazdo II

Rutyna

4K 446 114
Von aspoleczny_gnom

Nie spałem. Dla samej zasady nie zmrużyłem oka, i teraz robiłem wyrzuty dumie, że przez tą niezmrużone oko błagało o zamiłowanie, szczypiąc przy tym okropnie. Mruganie było dla mnie ciężkie. Poniesienie powiek kiedy te już opadły udawało mi się tylko przy pomocy mojej wielkiej siły woli.

Oczywiście mimo że poranek już dawno zaglądał przez strzeliste okno tej pięknej komnaty, nie mogłem wstać. Dodatkową torturą, oprócz oczekiwania na zlitowanie się kogokolwiek było to jak słońce odbijało się od wszechobecnych połyskliwych powierzchni, i raziło mnie niemiłosiernie po oczach.

Miałem ochotę się drzeć, żeby ktoś mnie wreszcie uwolnił, ale przez ten cholerny knebel mogłem już nawet przypuszczać że po prostu chwilowo o mnie zapomniano.

Do czasu.

Przez zmrużone w obronie przed promieniami sadystycznego słoneczka powieki tylko usłyszałem jak drzwi gładko się otwierają. To był szmer, ale jako iż jak raz nie mamrotałem przekleństw tonących w zrolowanym jedwabiu, usłyszałem nawet to. Już po chwili sylwetka Adana nad moim łóżkiem okryła mnie kojącym cieniem.

- Nie spałeś, więc mam nadzieję że chociaż przemyślałeś swoje zachowanie. Chciałbym cię już wyswobodzić, ale tylko pod warunkiem że skończysz przeklinać i krzyczeć. Oczywiście ranienie się również będzie skutkować tym samym. Dla twojego własnego dobra. - jego głos przyprawiał mnie o ciarki. Może sobie mówić co chce. Wczoraj pokazał swoją prawdziwą twarz. Moje ciało... jak każdemu zależy mu tylko na tym...

Ale nie jest mi z tego powodu smutno, co to to nie. Zyskałem kolejny powód by stąd zwiać. Nie wiem jak, ale to zrobię, słońce mi świadkiem.

Zauważyłem, że przez pogoń myśli w żaden sposób nie odpowiedziałem mężczyźnie, a ten najwidoczniej wedle starego przysłowia potraktował brak reakcji jak potwierdzenie. Poczułem, że pasy wciskające mnie w materac poluzowały się znacząco, i stopniowo przekształciły się w zwyczajne, bezwolne okrycie. Natychmiast skopałem z siebie materiał, i odsunąłem się pod zagłowie łóżka. Siedziałem tam chwilę, walcząc z supłem, który trzymał knebel w moich ustach. W końcu jednak mokra od śliny szmatka wypadła z pomiędzy moich zębów, a ja z ulgą rozruszałem szczękę.

Naburmuszony patrzyłem na Adana bez słowa, walcząc z ochotą przywalenia mu w ten pełen samozadowolenia ryj.

- Rad jestem, iż wreszcie opanowałeś emocje. Mam nadzieję że już nigdy nie będziemy musieli przechodzić przez podobną sytuację. - powiedział, wyraźnie szczęśliwy z mojego milczenia, mimo że mój wzrok wyrażał więcej niż tysiąc "pies cię jebał". Miedzianooki wyciągnął z ogromnej szafy w rogu skórzane i obcisłe spodnie, oraz koszulę. Położył ubranie na łóżku.

- To jest chyba bliższe twoim gustom. Wiedz, że naginam dla ciebie pewne zasady panujące w moim domu, ale to tylko dowód tego jak mi na tobie zależy. - spojrzałem na niego z uniesioną pogardliwie brwią.

- Ty ustalasz tutaj zasady. Nie możesz ich naginać. Nie obowiązują cię tutaj. Z tego co słyszałem jesteś tym okrutnym Panem, który trzyma tu wszystkich za mordy i szarpie za smycze. - mruknąłem, podpełzając do ubrań posłusznie. Nie chciałem żeby ten zboczeniec znowu mnie rozebrał na własną rękę, a zresztą ubranie wyglądało na prawdę porządnie, i w sumie miałem ochotę zamienić na nie ten biały strój, przypominający mi zakon rycerski albo coś w tym guście. W tym co teraz mi zaproponował znacznie łatwiej będzie się zamaskować i szybko poruszać.

- A ty jak zwykle wiesz swoje. Wszyscy tytułują mnie tutaj Panem, bo sami tego chcą. Długo pracowałem na ich szacunek i sympatię. Nigdy nawet nie zasegurowałem by mnie tak nazywać. Ty, jeśli chcesz, możesz mnie nazywać po imieniu, zdrobnieniem, tytułem, lub jak ci się zamarzy.

- Dobrze, więc zostaniesz zboczonym idiotą, ewentualnie alfonsem lub szarlatanem. Zależy oczywiście od kontekstu rozmowy. - odpowiedziałem, nie mogąc się powstrzymać przed złośliwością. Wstałem z łóżka, i wziąłem ubranie z jego brzegu. Wzrok Adana wodził za mną, a jego twarz krzywiła się w grymasie.

- Mówiłem coś o przekleństwach. - jego poważny ton przyprawił mnie o przewracanie oczami.

- To nie były przekleństwa. Naprawdę nie słyszałeś jeszcze prawdziwych bluzgów. - mruknąłem, i spojrzałem na niego. - Wyjdź stąd. Mam się przebrać, prawda?

- Tak, ale co ma jedno do drugiego? - zdziwił się, po raz kolejny zaprzeczając swojej rzekomej inteligencji.

- To, że nie jestem jakaś tanią kur... Panią lekkich obyczajów, żeby rozbierać się przed tobą. - wytłumaczyłem wściekle, a Adan westchnął.

- Ludzie i ich wstydliwość względem ciała. Zapomniałem już trochę jak zacofany potrafi być wasz gatunek.

- Mam do siebie szacunek.

- Nie widać. Jeszcze wczoraj próbowałeś się skrzywdzić. To chyba świadczy o nie lubieniu siebie.

- Po prostu się wynoś. - warknąłem w końcu, zirytowany wymienianiem zdań i poglądów z tym osobnikiem, do którego nie miałem ani szacunku, ani sympatii.

Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, kiedy opuścił pomieszczenie. Szybko przebrałem się w nowy strój. Idealnie leżał, i nie wcinał się nigdzie za mocno. Był nadzwyczaj wygodny.

Ubrany w coś choć odrobinę bardziej mojego nabrałem pewności siebie. Z tą oto pewnością otworzyłem ciężkie drzwi pokoju, i wyszedłem na korytarz. Niestety, od razu prawie zderzyłem się z Adanem, który najwidoczniej czatował pod drzwiami. Uśmiechnął się na mój widok.

- Wszystko leży na tobie idealnie. - obszedł mnie, dokładnie przyglądając się mojemu ciału.

- Też jestem ciekawy jakim cudem. - przyznałem, patrząc na niego podejrzliwie. - Zaspokoisz moją ciekawość?

- Może. Kiedyś. Kiedyś na pewno, teraz na to nie licz. Pora na śniadanie. Nie chcę się znowu spóźnić, więc chodźmy. - ruszył korytarzem, uprzednio łapiąc moją dłoń, w skutek czego musiałem szybkim tempem powlec się za nim.

Na szczęście nie zauważył jak na słowo "śniadanie" zacząłem co chwila przełykać produkowaną w nadmiarze ślinę.

Po kilku krótkich minutach przemierzania chłodnych korytarzy stanęliśmy przed znajomą ścianą. Wiedziałem, że ta zamieni się magicznie w wejście, gdy tylko szarlatan zaszepcze. Oczywiście nie pomyliłem się. W szepcie próbowałem dosłyszeć słowa, które być może kiedyś otworzyły by ścianę również przede mną. Niestety tym razem mi się to nie udało. Ściana rozstąpiła się przed nami z kamiennym chrzęstem. Nie czekając aż Adan wciągnie mnie do pustej jadalni, sam do niej wszedłem, akurat gdy bransoleta pod moją koszulą wydała z siebie ten krótki wysoki dźwięk, który miał być jakoby przypomnieniem o posiłku. Znowu ucichł gdy tylko znalazłem się pod wysokim sklepieniem sali. Usiadłem bez pytania w miejscu które zajmowałem wczorajszego dnia. Teoretycznie wiedziałem, że tym samym piszę się na konfrontację z tą suką, Mayą, ale uznałem że lepsze to niż wyeksponowane miejsce na końcu stołu. Swoją drogą ten był już zastawiony. Przede mną parowała płaska miska pięknie pachnącego czegoś, co po przekopaniu łyżką okazało się być owsianką na mleku pod grubą warstwą świeżych owoców których nazw nie mogłem sobie przypomnieć. Za wyjątkiem tych leśnych, malin, jagód i jeżyn.

Adan patrzył na mnie karcąco za przedwczesne zainteresowanie posiłkiem, ale go olałem. I tak nie miałem zamiaru jeść, dla zasady. Przeżywałem już większy głód. Ostatnio jadłem... Jakieś dwa dni temu. To bardzo niedawno, więc dałem radę oprzeć się nawet kuszącemu zapachowi.

Moje rozgrzebywanie wcześniej tak ładnie ułożonego dania przerwało łagodne otworzenie się drzwi. Do jadalni bez pośpiechu i przepychu wszedł znajomy mi tabun dziewcząt, które z uśmiechami zajęły swoje miejsca.

- Oh, jeszcze tu jesteś? Eh... Czasem żałuję że nasz Pan jest taki dobry i cierpliwy. - Maya przywitała mnie kąśliwością, na którą aż się uśmiechnąłem. Im więcej wrogów i osób które mnie tu nie chcą, tym szybciej wyląduję w swoim starym, brudnym, ale przynajmniej swoim życiu.

- Uwierz mi, ja też. - odpowiedziałem, nawet na nią nie patrząc. Wszyscy usadowili się na swoich miejscach, a w eter cały czas padały uprzejme powitania kierowane w stronę szczytu stołu. Adan odpowiedział na nie wszystkie, a potem zaczęło się śniadanie, pełne pociesznych, ale kulturalnych rozmów. Nawet Maya zajęła się konwersacją ze swoją drugą sąsiadką, więc miałem spokój.

Nie jadłem, znowu. Ściągnęło to na mnie wzrok Adana, na który odpowiedziałem w bardzo bezczelny sposób. Jednak moje brawura nie trwała długo. Wystarczyło że spojrzenie z którym się mierzyłem zaostrzyło się, a już sparaliżowany wbiłem wzrok w talerz.

W napięciu doczekałem się aż sztućce ze szczękiem zostały odłożone w wręcz synchronicznym szyku.

- Nareszcie... - mruknąłem, kiedy wszyscy wstali ze swoich miejsc. Wszyscy oprócz mnie i Adana, którego to nagle otoczyła masa dziewcząt, które świergotały głośno, żałośnie prosząc się o jego uwagę. Plus był jeden, mogłem popatrzeć na nie z wyższością, i pośmiać się pod nosem z tego jak bardzo równo traktował je wszystkie mężczyzna. Dodatkowo patrzył się tylko na mnie, odpowiadając zdawkowo na niektóre pytania. W końcu cała ta ławica miłości i szacunku rozproszyła się w pełni zrezygnowania.

Zanim wszyscy wyszli, poczułem jeszcze drobną dłoń na swoim ramieniu. Chyba Maya chciała by sprawiło mi to ból. Miała rację, bolało, ale to mnie tylko rozbawiło.

- Nie myśl tylko, że gapi się na ciebie bo cię lubi.

- Tak myślisz? - postanowiłem się z nią podroczyć ściszonym głosem. Uścisk na moim ramieniu nabrał mocy. Powstrzymałem się przed syknięciem.

- Jesteś tylko nowy. Nie myśl że jesteś jakiś wyjątkowy.

- Serio? Do was też przychodził rano? Wieczorem siedział z wami w pokoju? - podsycałem gniew który czułem za plecami. Naginałem prawdę, ale tylko trochę. Przyszedł bo się zraniłem, rano też przyszedł żeby mnie uwolnić.

- Szybko mu się znudzisz. - warknęła dziewczyna, po czym odeszła, widocznie spłoszona. Już po sekundzie miałem się dowiedzieć czym.

- Zaprzyjaźniliście się? - w głosie Adana brzmiał uśmiech pełen nadziei. Nie powinienem mu jej psuć, prawda?

- Nie lubię suki, ale ona za mną też nie przepada. - odpowiedziałem beztrosko, rozgniatając przy tym malinę widelcem.

- Mówiłem coś o przeklinaniu... Zaraz... Nie lubicie się? Przecież rozmawiacie ze sobą?

- Z tobą też rozmawiam, a nie lubię cię jak nikogo innego. - Adan westchnął za moimi plecami słysząc moje słowa.

- Nie zjadłeś. Znowu.

- Jejku, jesteś spostrzegawczy. - odrzekłem z ironią.

- Zjedz. Proszę?

- Odpie... Odwal się, proszę?

- Dobrze, w takim razie po prostu zjedz. Bez proszę.

- Nie. - odwróciłem się do niego, bo sala była już prawie pusta. Spojrzałem mu stanowczo w oczy. - Nie jestem twoją własnością, nie możesz mi rozkazywać. Nigdy więcej. - warknąłem, a zimna twarz miedzianookiego tylko bardziej mnie denerwowała.

- Jesteś tego pewien? - nagle przygwoździł mnie do krzesła, kładąc ręce na jego oparciu, i tym samym więżąc mnie pomiędzy nimi. Musiałem wbić się w mebel by utrzymać dystans.

- Tak. - odpowiedziałem, trochę mniej pewnie. Szarlatan stanowił dla mnie zagadkę.

Przepraszam za tą moją tygodniową nieobecność. Miałam trochę do roboty. Mam zamiar wrócić do aktualizacji co tydzień.

Weiterlesen

Das wird dir gefallen

Mate Von GS

Fantasy

231K 9.8K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
14.5K 1.6K 9
Odebrano mu ją. Uwięziono. Ukryto. Gdy Souline trafiła w ręce wroga, potwór czyhający pod skórą króla Ognia, wypełznął na wierzch. Ames zrobi wszystk...
8.7K 2.8K 48
Jedyne w Polsce miejsce, gdzie szkoleni są guślarze i wiedźmy. Tutaj uczą się walczyć z demonami, pracują nad swoją sprawnością fizyczną, warzą eliks...
833K 53.4K 191
Zostałam oskarżona o próbę zabicia mojej młodszej siostry. Nikt we mnie nie wierzył, nikt nie przyszedł mi pomóc. Nawet moja własna rodzina. Byłam...