Commentarius [tłumaczenie]

By waydale29

3.5K 101 299

Tłumaczenie "Commentarius" autorstwa B.C Daily. Lily Evans zawsze uważała się za przeciętną. Ale kiedy zaczyn... More

Na początek
2. 2 września - Kurczak
3. 4 września - Korepetycje
4. 9 września - Spotkania
5. 12 września - Przemowa do prefektów
6. 16 września - Obserwując pruderyjną
7. 18 września - Bycie chciwą
8. 19 września - Radząc sobie z dżumą
9. 22 września - Przyjaciele, randki i złe wrażenia
10. 26 września - Nowi przyjaciele i hipotetyczni kochankowie
11. 1 października - Nieomylna Lily Evans upada
12. 3 października - Wtrącanie się, naprawianie i wszystko pośrodku
13. 6 października - Przewodnik po kłamaniu Wieżowej Dziwki
14. 9 października - Konsekwencje Quidditcha i alkoholu
15. 12 października - Brak zdecydowania i sprawy rodzinne
16. 16 października - Oda do nieuznawanego szala
17. 17 października - Czas na namysł (myśl o mnie)
18. 18 października - Drogi Johnie... z miłością, Mleko
19. 20 października - Mniej więcej przyjaciele z potencjałem
20. 22 października - Forma i kontrola strat
21. 23 października - Nawigacja obustronnością
22. 24 października - O obiadach i liniach
23. 25 października - Gra w klify
Hello again!
24. 28 października - Poznawanie siebie nawzajem cz. 1
24. 28 października - Poznawanie siebie nawzajem cz. 2
24. 28 października - Poznawanie siebie nawzajem cz. 3
25. 30 października - Widok z dołu cz. 1

1. 29 sierpnia - Przeciętność

283 9 9
By waydale29

Piątek, 29 sierpnia, Gospodarstwo Evansów

Oszalał.

W rzeczywistości oni wszyscy oszaleli. Każdy z tych tak zwanych „profesorów" jest KOMPLETNIE SZALONY.

Kto przy zdrowych zmysłach zrobiłby mnie, ze wszystkich ludzi, PREFEKT NACZELNĄ?

Mam na myśli, że poważnie jestem najbardziej przeciętną, nudną i niezorganizowaną kobietą w historii tej planety. A prefekci naczelni po prostu tacy nie są - nudni, niezorganizowani i przeciętni. I to nie jest nawet jeden z tych momentów, kiedy mogę powiedzieć, że wybrali mnie dlatego, bo jestem wyjątkowa, bo jestem czarodziejką, ponieważ OTO WIADOMOŚĆ Z OSTATNIEJ CHWILI! WSZYSCY W TEJ CHOLERNEJ SZKOLE SĄ MAGICZNI! MNÓSTWO ZASŁUGUJĄCYCH 7-ROCZNYCH CZARODZIEJEK DO WYBRANIA! (wszystkie, które, tak na marginesie, MAJĄ życia, nie tak jak ja).

Tak jest. Ja, Lily Christine Evans, jestem w desperackiej potrzebie życia. Naprawdę. Ja nawet WYGLĄDAM nudno i przeciętnie. Zwykłe rudzielce, takie jak ja, odstają od otoczenia. Wszystkie rudzielce, jakie znam, są albo:

A] Supermodelkami

Albo

B] Cieszącym się ekstremalnym powodzeniem bizneswoman, które POWINNY być supermodelkami.

Ale potem, oczywiście, jestem ja. Całkowicie samotna w grupie C – nudny rudzielec, której włosy mają własny umysł i powinien zrobić wszystkim przysługę i zafarbować się na blond, jak wszyscy inni i wtopić się w tłum. Albo nosić wielką brązową papierową torbę na głowie dopóki tak zwane „włosy" nie zsiwieją.

Jednak włosy nie są moim jedynym problemem. Nie. Utkwiłam również w marnych 170 centymetrach, co oznacza że nie jestem niska ani wysoka. Utkwiłam w samym środku tego genetycznego bałaganu. I chociaż moja lekarka przekonuje, że metr siedemdziesiąt to idealnie porządny wzrost, ona po prostu nie rozumie. Nie rozumie, że mój wzrost metr siedemdziesiąt jest kolejnym punktem na Przeciętnej Tablicy Życia. No i co, że byłabym zbyt chuda, gdybym była trochę wyższa lub być może graniczyła z otyłością, gdybym była trochę niższa? Wtedy przynajmniej miałabym jakąś wyraźną cechę charakterystyczną. Mogłabym powiedzieć „Cześć, jestem Lily, wysoka i o wiele chudsza niż to, co jest uważane za zdrowe" lub „Cześć, jestem Lily, niska i granicząca z możliwą otyłością". Byłoby to lepsze niż to, co jestem zmuszona mówić teraz, czyli „Cześć, jestem Lily, ani specjalna ani wyjątkowa. Jestem po prostu przeciętna".

Widzicie o co mi chodzi? Totalna tandeta.

Okej, zapominając o fakcie, że mój wygląd jest mniej niż idealny, ci profesorzy wciąż są szaleni. Bo wiecie co? Naukowo również nie jestem genialna. Kompletnie nie potrafię transmutacji. Mówię poważnie. Jestem o około 3 punkty od oblania tego głupiego przedmiotu. Jak można wybrać Prefekt Naczelną, która praktycznie oblewa główny przedmiot? To po prostu nie ma żadnego sensu. Nawet jeśli to szczerze nie jest moja wina, że oblewam. Profesor McGonagall jest po prostu dla mnie zbyt szybka. Wolno uczący się, tak jak ja, potrzebują wolnych nauczycieli. McGonagall nie jest wolnym nauczycielem. Nie możemy wszyscy być super mądrymi mistrzami transmutacji, jak moja dobra przyjaciółka Emma Vance lub James Potter, transmutujący cymbał. Takie życie. Niektórzy ludzie to mają, niektórzy nie. McGonagall powinna spróbować to zrozumieć i nie oblać mnie, kiedy nic nie umiem, ponieważ naprawdę to nie moja wina, że tego nie mam. Tylko moich rodziców za nie przekazanie mi „tego" genu.

Och i nie zapominajmy, że jestem całkowitym wyrzutkiem społeczeństwa. Wyzwalam swój niekontrolowany temperament na wszystkie dusze towarzystwa Hogwartu, kompletnie nieświadoma konsekwencji. To oczywiście nie bardzo podoba się tym tak zwanym „ofiarom" i sprawia, że spadam jeszcze niżej w drabinie społeczeństwa (HA! Jakbym mogła spaść jeszcze niżej!).

Więc teraz was pytam, po odkryciu tylko kilku z moich wielu wad:

CO ONI, NA MERLINA, SOBIE MYŚLELI?? CZY ONI KOMPLETNIE POTRACILI ZMYSŁY? NIE MOGĘ BRAĆ TAKIEJ PRESJI!!!!

Proszę mi wybaczyć, podczas gdy pójdę utopić się w kałuży!

Sobota, 30 sierpnia, pakowanie w Gospodarstwie Evansów

RZECZY DO ZROBIENIA:

1] Odnaleźć zgubioną odznakę Prefekt Naczelnej. Widzicie? Nie potrafię nawet utrzymać mojej ODZNAKI, a co dopiero wykonywać moją pracę. PRESJA!!!!

2] Pozbierać wszystkie ubrania, które pożyczyłam od Grace i Emmy. Jestem pewna, że będą chciały je z powrotem.

3] ZMUSIĆ Winnie do wejścia do jej klatki. Głupia sowa.

4] Spytać mamę o transport na dworzec. Proszę, proszę, proszę, nie Petunia!

5] Dalej szukać kałuży.


Później, Gospodarstwo Evansów

Niech to szlag.

Każdego roku. Każdego cholernego roku.

Jak moja matka może nie pojmować OGROMNEJ NIECHĘCI, jaką dzielę z moją siostrą? Czy ona nie rozumie, że powodem, dla którego ze sobą nie ROZMAWIAMY każdego dnia, nie jest to, że jesteśmy zbyt zajęte, ale dlatego, że trudno jest nam być razem w tym samym POKOJU w przedłużających się okresach czasu?

Moja mama jest szalona. Musi być. To jedyne logiczne wyjaśnienie. Nie układało mi się z moją zbrodniczą siostrą o końskiej twarzy odkąd siedem lat temu dostałam mój list z Hogwartu! Pomyślelibyście, że moja matka zauważyłaby ciągnącą się wzajemną niechęć, ale nie.

Szlag. To po prostu nie fair. Petunia i tak NIE CIERPI mnie wozić! DLACZEGO moje życie jest takie marne?

Mama widocznie wciąż sądzi, że dla nas jest nadzieja. Mam na myśli, dla Petunii i mnie. Dlatego właśnie ciągle nas tak ze sobą styka. To znaczy, układało nam się, kiedy byłyśmy młodsze – zanim dowiedzieliśmy się, że byłam czarodziejką. Potem wszystko się zmieniło. Petunia nigdy nie lubiła zmian. Wszystko musiało być dla niej czyste i doskonałe; kompletny obraz normalności. Nie zwracałam dużej uwagi na jej pragnienie doskonałości, kiedy byłam młodsza. Przecież Petunia była moją starszą siostrą – ładną i idealną na każdy sposób. Cokolwiek zrobiła, ja też tak chciałam. Kimkolwiek była, też chciałam taka być. Gdziekolwiek poszła, ja byłam tuż za nią. Była, mówiąc lekko, moim idolem.

Rany, byłam głupim dzieckiem.

Pamiętam jak dostałam mój list z Hogwartu, myślałam, że było to genialne. Pomyślałam, że bycie czarodziejką było najbardziej zdumiewającą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła. Moja siostra, z drugiej strony, myślała, że jest to dziwne i nienormalne. W zasadzie myślała, że jestem jakimś dziwolągiem (którym jestem, ale nie dlatego, że jestem czarodziejką). Odezwała się do mnie sześć razy tamtego lata i wszystkie jej komentarze były krótkie, opryskliwe i absolutnie niepotrzebne („Nie dotykaj tego, Lily!" „Odłóż ten patyk! Moi koledzy to zobaczą!" „Schowaj tę sowę i ucisz ją! Co u licha pomyślą sąsiedzi?"). Lato po moim pierwszym roku było jeszcze gorsze. Zamiast ignorowania mnie, co robiła poprzedniego lata, Petunia przeszła do nowej taktyki. Obelg.

Więc od tamtej pory po prostu zrezygnowałam z naprawiania naszej relacji. Nauczyłam się ignorować głupie uwagi Petunii i poszłam dalej ze swoim życiem, bez siostry.

Dlatego właśnie nie rozumiem toku myślenia mojej mamy. Zaakceptowałam swoje życie bez siostry, dlaczego ona nie może?

Potrzebuję terapii.

W rzeczywistości moja cała rodzina potrzebuje terapii.

Pff.

Jeszcze dwa dni! PRESJA!

Notatka dla siebie: ZNAJDŹ ODZNAKĘ!


Niedziela, 31 sierpnia, Gospodarstwo Evansów

Jeszcze jeden dzień zanim pojadę do Hogwartu. Jestem podekscytowana, niezależnie od faktu, że jestem teraz źle wybraną Prefekt Naczelną i nie ćwiczyłam transmutacji tak bardzo jak obiecałam McGonagall, że będę...

Jednak jestem podekscytowana. Trochę. Tak jakby. Po prostu... nie zrozumcie mnie źle, Hogwart jest cudowny – nie zamieniłabym go na nic – ale... nawet najsoczystsze jabłka mają robaki. I teraz z tą całą presją i wszystkim... nie wiem.

Naprawdę powinnam przestać narzekać. Nieważne jak wiele robaków ma jabłko Hogwartu, zawsze będzie miało gwiazdę pośrodku. Zawsze ma moich przyjaciół.

Grace Reynolds, Emmeline Vance i ja jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami od naszego pierwszego roku w Hogwarcie. Tego 1 września byłam trochę przestraszona, delikatnie mówiąc. Pamiętam przechadzanie się bez celu wokoło Dworca Kings Cross, szukając Peronu 9 ¾, przez cały czas modląc się, że ten cały magiczny wymarzony świat, do którego jakoś zostałam zaakceptowana, jest rzeczywistością. To była jedna z jedynych sytuacji, które kiedykolwiek pamiętam, gdzie moi rodzice byli tak pomocni jak drewniane klocki. Szli razem ze mną, drapiąc się po głowach i rozglądając wokoło, starając się pomóc, lecz ponosząc całkowitą porażkę. Widzicie, jestem Mugolakiem i nie miałam żadnego pojęcia jaki jest czarodziejski świat. Skakałam na główkę w nowy świat z niczym więcej jak moimi własnymi mądrościami i minimalną wiedzą o czarodziejskim świecie.

Pierwszą spotkałam Grace, kiedy stałam głupio przed barierką (byłam jedenastolatką! Jedenastoletni mugole nie myślą o przejściu przez ścianę!), niemal we łzach, gdy paniczna obawa, że jakoś przegapię pociąg, lub gorzej, doszła do wniosku, że ta cała sprawa była tylko kogoś pomysłem na okrutny żart.

- Też idziesz do Hogwartu?

Obróciłam się, serce obijało mi się w piersi na słowo 'Hogwart' wychodzące z ust kogoś innego. Nie oszalałam! To było prawdziwe! Byłam tak podekscytowana, że zapomniałam odpowiedzieć, gdy mała brunetka w warkoczach, która zadała mi pytanie zapytała raz jeszcze:

- Więc? - Natychmiast potaknęłam i na mojej twarzy wykwitł wielki absurdalny uśmiech.

- Tak! – Wydyszałam szybko, ulga płynęła jak ogień grecki przez moje żyły.

Dziewczynka zaakceptowała to skinięciem głowy.

- Jestem Grace Reynolds. – Wyciągnęła do mnie rękę.

Potrząsnęłam ją podniecona. Moja pierwsza magiczna koleżanka!

- Lily – powiedziałam. - Lily Evans.

Grace uśmiechnęła się, jej niebieskie oczy lśniły.

- Idziesz na peron? – zapytała mnie. – Moja mama mówi, że to trochę za wcześnie, ale i tak musimy załadować jeszcze nasze kufry i resztę.

Chciałam pokiwać głową, ale powstrzymałam się, gdy przypomniałam sobie swoje piętnastominutowe poszukiwania tego samego peronu.

- Eee, zamierzałam, ale... - Jeszcze raz się obejrzałam, sprawdzając czy peron nagle się nie pojawił w następstwie mojej nowej przyjaciółki. – A dokładnie, to gdzie on jest?

Grace zmarszczyła brwi.

– Jak to „gdzie on jest"? Tutaj!

Wskazała na ścianę.

Obejrzałam ją dokładnie. Popatrzyłam ponad nią. Nawet obeszłam ją, by zobaczyć czy gdzieś nie ma tajnych schodów pod spodem. Nie było nic. Tylko ściana.

Starałam się nie roześmiać, kiedy odwróciłam się z powrotem do Grace.

- Eee... co?

Grace ponownie posłała mi zaciekawione spojrzenie, zmieszanie widoczne było na jej twarzy, aż w końcu do niej dotarło.

- Och! – powiedziała, uderzając się w czoło. – Jesteś Mugolakiem, tak?

Wpatrywałam się w nią tępo.

- Czym jestem?

Grace uśmiechnęła się.

- Czy twoi rodzice są magiczni? – spytała.

Potrząsnęłam głową.

- Nie – odpowiedziałam. – Tylko ja. Nikt inny, kogo znam nie jest... - starałam się nie pokazywać oszołomionego uśmiechu, kiedy mówiłam – magiczny.

Grace potaknęła.

- To wszystko wyjaśnia – rzekła. Potem uśmiechnęła się szeroko i zarzuciła ramię na moje barki. – Cóż, wygląda na to, że mam cię wiele do nauczenia, Lily Evans.

Pokiwałam głową, podekscytowana i zdenerwowana jednocześnie. Jeśli była gotowa mnie nauczyć, ja byłam gotowa do nauki.

Po ostatnim pożegnaniu z rodzicami, Grace pomogła mi przejść przez barierkę (po tym, gdy w końcu zorientowałam się, że ściana była barierką), wprowadzając mnie we wszystkie podstawowe czarodziejskie fakty, o których mogła sobie przypomnieć, gdy wsiadałyśmy do pociągu. Grace jest czystokrwista. Gdy byłyśmy już w Hogwart Ekspresie, szukając przedziału, który nie był wypełniony przytłaczającymi piąto- i szóstorocznymi, wtedy spotkałyśmy Emmę.

- Możemy się do ciebie dosiąść? Większość przedziałów jest pełna. – Grace zapytała Emmę, kiedy dotarliśmy do jej przedziału na końcu pociągu. Będąc małym molem książkowym, jakim jest Emma, nie kłopotała się nawet podniesieniem głowy znad wielkiego tomu leżącego na jej kolanach, by nam odpowiedzieć; skinęła tylko i czytała dalej. Jednak Emma od razu zwróciła moją uwagę. Widzicie, moje obydwie przyjaciółki są po raczej ładnej stronie. Są jak duet doskonałych, naturalnych rozmiarów lalek Barbie – poza tym, no wiecie, że nie są plastikowe. I może nieobdarzone tak dużymi piersiami. Ale wciąż lalki Barbie. Z osobowościami. Tak naprawdę, z nieco dziwnymi osobowościami, gdy się do nich dobierzesz.

Emma jest przeważnie cichsza z tej dwójki i ma najładniejsze ciemnoblond włosy podchodzące pod jaśniutki brąz i najśliczniejsze krystaliczne oczy. Jest również najpilniejsza z nas wszystkich (przynajmniej taka jest teraz, dlatego ja stałam się takim obibokiem. Nigdy taka nie byłam. Szczerze. Nie byłam zawsze zawodowym spóźnialskim, jakim jestem teraz. To po prostu się stało). Pomimo tego, ma ona też dziwaczną fascynację zagranicznymi i dziwnymi przedmiotami. Zawsze przywozi je ze swoich dalekich wakacji albo kupuje w tym naprawdę podejrzanym sklepie w Hogsmeade. Za jednym razem, gdy pojechała z rodziną do Indii, przywiozła szmaragdową chustę i uparła się ją cały czas nosić. Każdego dnia znajdowała nowy sposób jej ubrania. Grace i ja myślałyśmy, że to trochę dziwaczne, ale już wtedy przywykłyśmy do dziwnej fascynacji Emmy. Jednakże dzień, kiedy obudziłyśmy się i zobaczyłyśmy Emmę z nowym szmaragdowym turbanem na głowie był dniem, w którym Grace i ja zatrzymałyśmy to szaleństwo (choć wiem, że Emma wciąż to ma. Chodzi mi o chustę. Raz ją zobaczyłam, gdy przeszukiwałam jej kufer). Emma jest jak Barbie Najlepsza Uczennica (razem ze specjalną szmaragdową chustą! Zobacz na ile sposobów może ją założyć!).

A Grace? Ona prawdopodobnie byłaby czymś jak Kłopotliwa Teresa. Dziewczyna ma o wiele za dużo energii i zakres uwagi wielkości grochu. Jest kompletną wariatką, kiedy nie ma co robić, co wielokrotnie wpakowało ją – nie wspominając o Emmie i mnie – w masę kłopotów. Jak za tym jednym razem, kiedy nie miała nic do roboty, zdecydowała, że byłoby fajnie zdobyć trochę lodów z lodówki w kuchni Hogwartu... oczywiście, było to tylko „fajne" o trzeciej nad ranem. Więc pewnej nocy zaciągnęła protestującą Emmę i na wpół śpiącą mnie na dół przez co najmniej 14 kondygnacji schodów do kuchni, o trzeciej nad ranem. To samo w sobie mogłoby być wystarczająco złe, ale potem jakoś zdołałyśmy zamknąć się w cholernie głupiej lodówce, gdy Grace przypadkiem zamknęła samo-zamykające się drzwi za nami. Pięć godzin później, gdy skrzat domowy w końcu otworzył lodówkę, wszystkie zostałyśmy wysłane do skrzydła szpitalnego.

I wiecie co? Kiedy leżałyśmy w skrzydle szpitalnym, zamarznięte od stóp do głów, Grace postanowiła, że powinnyśmy któregoś dnia to powtórzyć (co oczywiście się NIE stanie, bo wolę mieć wszystkie palce i nie chcę stracić ich przez odmrożenie). Widzicie o co mi chodzi? Wariatka! Ale Grace również odziedziczyła jakoś piękne geny. Ma długie brązowe włosy i stale opaloną skórę. Ma trochę długi nos, ale to tylko jej charakterystyczna cecha, nie coś o co można by krzyczeć.

A ja? Cóż, ja jestem Barbie Rudzielcem, która została odstawiona, bo nikt jej nie lubił.

Ale nie o to mi chodziło. Gdzie ja byłam... och, racja, pociąg. Tak czy inaczej Grace i ja spędziłyśmy pierwsze dwadzieścia minut lub więcej, rozmawiając o sobie, dopóki Emma naprawdę nie miała wyboru tylko do nas dołączyć. Śmieszne, jak trójka ludzi, która jest tak różna, może tak dobrze się dogadywać, ale jakoś nam się udało. Może łączy nas wiele rzeczy, ale nigdy nie wydawało się to znaczyć.

- Moja mama była w Ravenclawie, ale ja chciałabym być w Gryffindorze – powiedziała Emma, kiedy dyskutowałyśmy Ceremonię Przydziału, która miała mieć miejsca tego wieczoru.

- Moja cała rodzina była w Gryfindorze przez lata. – Grace wzruszyła ramionami. – Mam nadzieję, że też tam będę przydzielona. – Wtedy odwróciła się do mnie. – A ty, Lily? W jakim domu chcesz być?

Pytanie to zbiło mnie z tropu. Nie rozumiałam różnicy pomiędzy wszystkimi domami. Krótki opis Grace mówił, że wszystkie złe dzieciaki były umieszczane w Slytherinie, wszystkie dzielne w Gryffindorze, wszystkie mądre w Ravenclawie, a wszystkie miłe w Hufflepuffie. Nie sądziłam, że należałam do jakiejkolwiek z tych konkretnych kategorii, ale chciałam być z Grace i Emmą, więc też odpowiedziałam, że Gryffindor.

- Czyż nie byłoby to fantastyczne, gdybyśmy były wszystkie razem w Gryffindorze? – spytała Emma, uśmiechając się promiennie.

- Byłoby świetnie! – zgodziła się Grace, potakując głową. – Ale z moim szczęściem prawdopodobnie będę przydzielona sama do Slytherinu! – Zrobiła zdegustowaną minę, wymawiając ostatnie słowo, co sprawiło że wszystkie zachichotałyśmy. Jednak nasz śmiech został przerwany, kiedy drzwi naszego przedziału zostały szeroko otwarte, a potem zamknięte w tym samym pośpiechu, ukazując jedną z wielu złych stron Hogwartu.

James cholerny Potter.

(Cóż, nie tylko on. 3 z 4 Huncwotów również tam było. Poza tym, co za ludzie nazywają siebie „huncwotami"? Nawet nie pamiętam razu, kiedy nie byli nazwani „huncwotami". Wiem, że sprawiają kłopoty i tak dalej, ale szczerze, jakie to głupie).

- Gracie! – zawołał bardzo rozbawiony i bardzo brudny (do tego dnia nie wiem dlaczego) Syriusz Black. Syriusz jest jednym z wielu kuzynów Grace. To kolejna rzecz w czarodziejskim świecie – wszyscy są jakoś spokrewnieni. Poważnie. Przynajmniej w tych czystokrwistych rodzinach. Grace i Syriusz są bardzo dalekimi i bardzo usuniętymi kuzynami, ale wciąż jednak kuzynami. Syriusz jest raczej popularny wśród dzieciaków z Hogwartu, wszyscy myślą, że jest taki cudowny i przystojny. Ja nie mogę wielce odnieść się do tych komentarzy, widząc jaki jest bardzo zabawny i ujmujący w ten mroczny i tajemniczy sposób, ale nigdy nie wzięłabym go pod uwagę jako potencjalną randkę. Jest zbyt niedojrzały. To tak jakby lecieć na sześciolatka.

- Black! – Grace uśmiechnęła się, witając swojego kuzyna. Spojrzała na trójkę chłopców, którzy nosili bardzo brudne szaty. – Co, na Merlina, chcieliście zrobić?

- Uparli się, byśmy odwiedzili na chwilę Snape'a – powiedział drugi towarzysz, Remus Lupin, gdy wskazał kciukiem na swoich dwóch kolegów. Remus trochę różni się od reszty skupionych-na-robieniu-żartów-i-byciu-durniami Huncwotów. Jest raczej pilny i troszczy się o swoją naukę, w przeciwieństwie do tej trójki, która nigdy nie wydaje się uczyć i uważa lekcje za jedynie czas na sen i planowanie kawałów. Nie znam go tak dobrze, chociaż byliśmy razem prefektami przez ostatnie trzy lata, ale wydaje się, że nie jest tak zawzięty w sprawianiu kłopotów i robieniu kawałów, jak reszta Huncwotów. Również nie jest brzydki, choć jest w nim coś innego niż w Syriuszu. Remus ma jasne włosy i brązowe oczy, i choć jest trochę tajemniczy (który facet nie jest?), nie jest „mroczny". Nie sądzę.

Grace prychnęła. – Jesteście takimi palantami.

- Daj spokój, Gracie! Nie jesteśmy tacy źli! – upierał się trzeci i ostatni towarzysz.

Merlinie, jak ja go nie cierpię.

James Potter musi być najbardziej egocentrycznym, napuszonym, aroganckim męskim okazem jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Ma największą głowę ze wszystkich, których znam. Poważnie. Dodatkowo jest wredny... dobra, nie dla wszystkich, ale dla mnie. Wszyscy inni wydają się sądzić, że jest on doskonale fajny, ale tylko dlatego, że oni nie boją się choćby minięcia faceta w korytarzu. Taaa, jest tak irytujący. Tylko dlatego, że jest mądry i gra w Quidditcha, każdy wydaje się myśleć, że jest genialny, nawet jeśli wszystko co robi, to tylko na pokaz. Myśli, że jest darem Merlina dla świata! To żałosne. I co z tego, że przydarzyło mu się uderzyć w wielką genetyczną kumulację inteligencji? I on nie jest TAKI przystojny. Jego włosy są ZAWSZE rozczochrane, oczy zbyt orzechowe i nie każdy lubi ciało wysportowane przez Quidditch...

Dobra, jest taki przystojny, ale sedno w tym, że on o tym wie. Jest kompletnie zarozumiały.

- Kto to jest Snape? – wyszeptała do mnie Emma, gdy Grace wciąż gawędziła. Wzruszyłam ramionami.

Grace gadała przez przynajmniej pięć minut, całkowicie nieświadoma tego, że Emma i ja wciąż byłyśmy w przedziale. My, oczywiście, dalej nie miałyśmy pojęcia, kim byli ci obcy intruzi.

- Och! Zapomniałam! – Grace powiedziała w końcu, po raz pierwszy patrząc na Emmę i mnie. – Lily, Emmo, to Remus Lupin, James Potter i mój kuzyn Syriusz Black. Chłopcy, to Emma Vance i Lily Evans. – Wszyscy uściskaliśmy dłonie i przywitaliśmy się.

I wtedy zaczęły się legendarne Wojny Evans-Potter.

- Wiesz – Potter powiedział do mnie – twoje włosy wyglądają, jakby były w ogniu.

On, tak jak Remus i Syriusz, wydawali się uważać ten komentarz za raczej komiczny i całkowicie świetny, i zaczęli się śmiać dosyć głośno. Ja, z drugiej strony, byłam dosyć obrażona. Wiem, że moje włosy są okropne i niezwykle ich nie cierpię, ale to NIE oznacza, że zamierzałam pozwolić je obrażać takiemu dupkowi, jak James Potter.

- Wcale nie! – powiedziałam gniewnie, zakładając urażony lok za ucho. – Poza tym, twoje włosy wyglądają jak brudna stara szopa! Starałeś się je kiedyś uczesać?

Co było prawdą. O jego włosach, to znaczy. Doszłam do wniosku, że albo włosy Pottera są naturalnie rozczochrane (udowadniając, że ktoś ma gorsze włosy ode mnie) albo że to go szczerze nic nie obchodzi (udowadniając, że wciąż trzymałam Nagrodę Najgorszych Włosów Świata).

Na moje nieszczęście moja błyskotliwa i bardzo obrażona riposta nie przejęła wielkiego Jamesa Pottera. Zamiast tego poczochrał swoje włosy, jak robił to zawsze i śmiał się dalej.

- Oni są naprawdę dziwni – wyszeptała Emma, obserwując trójkę, która wciąż się śmiała jak stado hien.

- Chłopcy – westchnęła Grace, jako wyjaśnienie.

Wtedy, kiedy byłam pewna, że sprawy nie mogłyby możliwie stać się jeszcze gorsze (wszak nabijała się ze mnie grupa potencjalnych kolegów z klasy), stało się inaczej.

Weszła ona.

Prawdziwy powód, dla którego Hogwart może być piekłem na ziemi.

PRAWDZIWA, naturalnych rozmiarów Barbie Hogwartu, tanecznym krokiem wkroczyła do naszego przedziału (który, tak w ogóle, już wtedy był całkiem pełny. Kompletne zagrożenie pożarowe, choć wtedy tego nie zauważyłam).

- James! Syriusz! – pisnęła, machając swoją dłonią z perfekcyjnym manikiurem na powitanie. – Miałam nadzieję, że na was wpadnę! I czy to jest Remus Lupin? Wieki cię nie widziałam!

Jedyna dobra rzecz, która wynikła z tego całego scenariusza była taka, że Huncwoci ostatecznie przestali się śmiać.

- Elisabeth. – Obserwowałam jak Potter powoli wydusił. – Eee... jak się masz?

Wiecie, myślę, że wtedy mogłam trochę współczuć Potterowi... nie, nieważne. Nawet nadęta, zadzierająca nosa, nienaturalnie piękna Elisabeth Saunders nie mogła sprawić, że współczułabym temu głupiemu palantowi.

- Świetnie – wygruchała Elisabeth, siadając pomiędzy trzema chłopcami, którzy wyglądali, jakby połknęli coś wstrętnego. – Matka zabrała mnie tego lata do Paryża. Byłam taka zła, że nie mogłam być na waszej letniej imprezie. Tak bardzo chciałam was zobaczyć.

- Naprawdę? – spytała Grace, włączając się do rozmowy. - Nam nieszczególnie brakowało twojego towarzystwa. W ogóle.

Elisabeth zaczęła piorunować ją wzrokiem. Grace uśmiechała się triumfująco.

- Czy prosiłam cię o zdanie, Reynolds? – warknęła Elisabeth. Grace odwzajemniła jej gniewne spojrzenie. – Nie wydaje mi się.

I wtedy, chociaż nawet nie miałam nic wspólnego z tą małą kłótnią i ledwo znałam tych ludzi, mój niekontrolowany, samo aktywujący się temperament wziął nade mną górę (mówiłam wam, że jest paskudny).

- Cóż, wierzę, że my również nie prosiliśmy się, by obdarzyła nas twoja obecność, ale widzisz, to tylko życie.

W momencie, gdy słowa wypadły z moich ust, chciałam je cofnąć. Na moją niespodziewaną, niegrzeczną obrazę, piorunujący wzrok Elisabeth natychmiast przeniósł się z Grace na mnie. Najpierw wyglądała na zaskoczoną, ale potem jej oczy się rozszerzyły, gdy przyjrzała się mojemu strojowi: mugolskim ubraniom. Wydała z siebie bardzo Elisabethowe parsknięcie. Nie wiedziałam, że parska na mnie. Nie wiedziałam, że coś jest nie tak. Byłam zbyt zajęta staraniem się by wyglądać przerażająco. Próbowałam mrużyć oczy w gniewny sposób, ale wydaje mi się, że tylko marszczyłam nos. Patrzyłam jak Elisabeth wolno obraca się do Grace.

- Gracie, Gracie, Gracie... - Westchnęła, kładąc rękę na ramieniu Grace w kpiąco pocieszycielski sposób. – Nigdy bym nie pomyślała, że zobaczę dzień, w którym zaczniesz przyjaźnić się ze szlamami. Co sobie wszyscy pomyślą?

Zobaczyłam, jak usta Emma się otwierają i usłyszałam gniewny pomruk dochodzący od Grace, nawet Huncwoci wyglądali na obrażonych, ale po prostu stałam, nic nie robiąc. Nie miałam pojęcia na co się tak gapili. Nie wiedziałam kim była szlama. Nie wiedziałam, że Elisabeth obraziła mnie w najgorszy możliwy sposób.

- Wyjdź. Natychmiast – rozkazała lodowatym tonem Grace.

Elisabeth tylko się uśmiechnęła i wstała z gracją z miejsca, ruszając do drzwi przedziału, a potem nagle odwróciła się do mnie.

- Uważaj, szlamo. Nie chcesz narażać się pewnym osobom.

A potem wyszła. Chciałabym wtedy ją kopnąć albo pociągnąć za te doskonałe włosy, albo przeklinać ją dopóki nie rozbolałaby mnie głowa. Coś. Cokolwiek. Ale nie, wciąż nie miałam zielonego pojęcia o czym gadała. Po prostu „piorunowałam ją wzrokiem", aż zaczął boleć mnie nos.

I to wszystko.

Tak oto jestem siedem lat później, wcale nie lepsza niż wtedy. Elisabeth i ja dalej całkowicie sobą gardzimy i przez jakiś kompletny fenomen – razem z Emmą, Grace, Huncwotami i mną – zostaliśmy wszyscy przydzieleni do Gryffindoru. Możecie sobie wyobrazić jak jest w naszym dormitorium. Nie fajnie. Mogłabym opowiedzieć wam kilka szalonych historii o...

Hej.

Chwileczkę.

Właśnie coś sobie uświadomiłam...

Jestem Prefekt Naczelną.

Co oznacza... Elisabeth nie jest!

TAK!!!!!!!!!!!!

WIEDZIAŁAM, ŻE JEST JAKAŚ DOBRA STRONA!!!!

Będę miała tej nocy dobre sny! TAK!

Och, i znalazłam moją odznakę. Jakoś znalazła się na moich szatach na jutro. Kto mógłby ją tam położyć? Ktoś odpowiedzialny... i zorganizowany... i nie tak całkowicie przeciętny.

Nie ja.


Poniedziałek, 1 września, W Samochodzie w Drodze na Dworzec Kings Cross.

Moja siostra jest głupia.

Chcę powiedzieć, że naprawdę, naprawdę głupia. To prawie śmieszne, jak bardzo jest głupia.

Ona poważnie myśli, że nosząc okulary przeciwsłoneczne nikt jej nie rozpozna.

To absurdalne, ponieważ wiem, że można ją rozpoznać. Wiem to, bo nie ma zbyt wiele kościstych kobiet o końskiej twarzy i żyrafiej szyi żyjących w Little Whinging. W rzeczywistości, nie sądzę by było zbyt wiele kościstych kobiet o końskiej twarzy i żyrafiej szyi żyjących w Anglii. Albo na świecie, jeśli o to chodzi. Rozumiecie o co mi chodzi? Ona jest po prostu głupia.

Poważnie muszę przestać być tak podła. Nie lubię, gdy ludzie są dla mnie podli, więc dlaczego muszę być tak podła dla Petty? Jakby nie było, co rzucisz za siebie, znajdziesz przed sobą, a ja mam już wystarczająco złą karmę.

- Jak się masz, Petty? – Właśnie zapytałam moją siostrę, wysilając się by być miłą.

Parska i nie odpowiada.

Cóż, ta próba rozmowy właśnie poniosła całkowitą porażkę.

Wiecie co? Petunia po prostu parsknęła. Nie sądzę, aby powinna parskać w ten sposób. Świnie parskają. Ona ma końską twarz i żyrafią szyję, ale nie ma żadnych cech świnio-podobnych. Konie i żyrafy nie parskają. Faktem jest, że żyrafy nie mają nawet strun głosowych. Konie wydają wiele dziwnych dźwięków, ale nie parskają. Dlatego właśnie nie powinna parskać. Myślę, że to wbrew prawom natury albo coś.

A niech to, znowu jestem wredna. Naprawdę muszę przestać. Muszę nauczyć się być miłą. Może poproszę Emmę o lekcje. Jest najmilszą osobą, jaką znam.

Taa, myślę, że tak zrobię...


Później, W Hogwart Ekspresie

Coś jest nie tak.

Coś jest strasznie, okropnie nie tak.

Albo to, albo coś BĘDZIE strasznie, okropnie nie tak.

Gdy siedzę tutaj, obserwując czytającą Emmę i śpiącą Grace, jestem zmartwiona. Jestem zmartwiona, bo jeśli to co myślę się zdarzyło, naprawdę zdarzyło, jedna z tych dwóch rzeczy jest prawdziwa:

A] Będę obiektem bardzo złego żartu Huncwotów, kiedyś w bliskiej przyszłości.

Albo

B] Miałam przyzwoitą, KOKIETERYJNĄ rozmowę z Jamesem Potterem.

Taa, też myślałam o A.

Niech wam wyjaśnię, ponieważ muszę to z siebie wyrzucić, a obawiam się co Emma i Grace mogą powiedzieć/zrobić, gdy im powiem. Oto, co się stało...

Dotarłam na Kings Cross o wiele wcześniej, niż się spodziewałam. Wyglądało na to, że Petty nie mogła się doczekać, aby się mnie pozbyć, bo odjechała z moim kufrem wciąż tkwiącym w samochodzie. To, oczywiście, nie był ładny widok, kiedy wtedy musiałam gonić ją po parkingu, aż zatrzymała się przy znaku stop, jakieś sto kilometrów od wejścia na dworzec. Na szczęście był tam porzucony wózek, więc wrzuciłam na niego kufer i wracałam z powrotem sto kilometrów (okej, było to bardziej jak sto metrów, ale wyglądało na dalej). Do czasu, aż dotarłam do wejścia była wciąż tylko 9:55. Więc trochę się przeszłam naokoło.

Nigdy nie zdawałam sobie sprawy jak wielki jest Dworzec Kings Cross. To znaczy, oczywiście to jest dworzec kolejowy i tak dalej, więc musi być duży, ale nigdy nie doceniłam tego jak duży jest. Obok peronu 15 był nawet grający mały zespół. Byli całkiem dobrzy, jak na grupkę starych muzyków grających na peronie dworca kolejowego, więc rzuciłam im trochę pieniędzy.

Kiedy dotarłam do peronów 9 i 10, było około 10:15. Pomyślałam, że lepiej być wcześniej, niż później, więc przeszłam przez barierkę. Było to całkiem proste. Rok temu ten facet nie chciał przestać wpatrywać się w Emmę, więc jej tata musiał go rozproszyć, kiedy my przeskoczyłyśmy przez barierkę. Nie było to fajne. Z perspektywy czasu teraz jest to zabawne, ale nie wtedy.

Peron nie był pełny jak zwykle, ale miał przyzwoitą liczbę ludzi. Było paru uczniów rozmawiających na peronie ze swoimi rodzicami, ale żadnego nie rozpoznałam. Przypuszczałam, że większość z nich to pierwszoroczni, bo nie nosili jakiegokolwiek cienia kolorów domu. Jeszcze raz szybko obejrzałam się wokoło zanim ruszyłam do głównych drzwi pociągu, aby zapakować kufer i wsiąść do pociągu.

Wtedy to się stało.

Nie było tam żadnego ze zwykłych załadowujących-kufry-facetów, przy przodzie pociągu, jak mieli w zwyczaju. Nigdy wcześniej nie załadowywałam swojego kufra, ponieważ ci pomocni faceci zawsze tam byli by zrobić to za mnie, ale byłam całkiem pewna, że to nie było zbyt trudne. Przecież kobiety przez cały czas nabierają siły. Widziałam w telewizorze ten konkurs mięśniowy kobiet na wakacjach, a one mogły unieść auta, więc dlaczego ja nie mogę unieść kufra? Totalnie mogę. Jestem silną, muskularną, młodą babką. Mogę to zrobić.

Taa. Jasne. Na pewno.

Dlaczego czasami jestem taką idiotką?

Podnosiłam swój kufer do pociągu, kiedy nagle zdecydował się zrobić bardzo ciężki... ekstremalnie ciężki. I nie mam na myśli w sensie „nie-Mamo-nie-mogę-przenieść-prania-do-mojego-pokoju-bo-jest-zbyt-ciężkie". Był bardziej ciężki jak dwukrotna-waga-mojego-ciała. Teraz kiedy o tym myślę, to byłam dosyć głupia. Jak głupia Petunia. Powinnam po prostu poczekać na jednego z tych silnych facetów by przyszedł i podniósł go za mnie. Fakt, że nie miałam absolutnie żadnych mięśni wydawał się wylecieć mi z głowy w tym szczególnie istotnym momencie. Byłam zbyt zajęta myśleniem o tych wszystkich umięśnionych kobietach, które mogłyby podnieść takie kufry jednym palcem, żeby choćby wziąć pod uwagę fakt, że nie byłam jedną z nich. A więc stałam tam głupio, mój kufer podniesiony w połowie i ja prawie go upuszczająca. Czekałam, aż moje ramiona wyczerpią się, a kufer spadnie i otworzy się, ukazując wszystko, co dziewczyna mogłaby ukryć w swoim kufrze... ale tak się nie stało.

Tak naprawdę mój kufer został uniesiony z moich bolących rąk do pociągu, zanim zdałam sobie sprawę, że zniknął. Początkowo nie miałam pojęcia co się zdarzyło. Pomyślałam, że może z mojej czystej rozpaczy by powstrzymać moje zakazane rzeczy przed wypadnięciem z kufra na peron, gdzie wszyscy mogli to zobaczyć, moja adrenalina dała mi kopa i znalazłam siłę by go nieść. Potem zauważyłam, że ktoś obok mnie stoi i wszystkie kawałki się połączyły.

- Dzięki – powiedziałam, obracając się by spojrzeć na nieznajomego, który teraz został moim rycerzem w lśniącej zbroi.

Tylko że to nie nieznajomy stał za mną.

I to cholernie na pewno nie był również mój rycerz.

To był James Potter.

- Nie ma za co – odpowiedział tonem bardzo nie Jamesowo-Potterowym-odzywającym-się-do-Lily-Evans. Tego miłego i przyjaznego tonu, którego używał nigdy wcześniej nie słyszałam, biorąc pod uwagę to, że nigdy nie byliśmy dla siebie mili. Spojrzałam na niego sceptycznie, czekając aż wyskoczy z jakimś niegrzecznym komentarzem o tym, że nie umiem podnosić rzeczy i że jestem takim głupim słabeuszem... ale to również się nie stało. Stał tam po prostu, uśmiechając się do mnie z góry – z góry, no bo, w przeciwieństwie do mnie, on nie został przeklęty wzrostem metr siedemdziesiąt, ale ładnym, wysokim, męskim wzrostem około 188 centymetrów. Ale to nie jego wzrost mnie obchodził. Co mnie obchodziło to jego uśmiech. To nie był jeden z tych jestem-lepszy-od-ciebie-i-umiem-unieść-kufry uśmiechów, którego oczekiwałabym po Jamesie Potterze w takiej sytuacji. Był to bardziej jestem-miłym-gościem-i-bardzo-chcesz-mnie-lubić uśmiech, którego bym nigdy się nie spodziewała. Byłam zbyt pochłonięta rozważaniem jego uśmiechu i czynów by choćby zauważyć, że powinnam odpowiedzieć na jego „nie ma za co". Stałam tam, gapiąc się i będąc kompletnie niegrzeczną. Naturalnie on nie wydawał się tego zauważyć. Albo po prostu się nie przejmował.

- Jesteś Prefekt Naczelną? – zapytał, przerywając moją absurdalną serię myśli i przywołując mnie z powrotem do rzeczywistości. Wskazał na odznakę, która przypięta była do moich szat.

- Eee... taa. Taa, jestem. – Spojrzałam na ładną błyszczącą odznakę, która teraz ze mnie kpiła. – Tak naprawdę – powiedziałam, słowa wypływały ze mnie, nim zdążyłabym je powstrzymać – tak jakby czekam, aż ktoś przyjdzie i mi ją zabierze. Wiesz, powiedzą mi, że to wszystko było pomyłką i dadzą ją komuś takiemu jak Elisabeth Saunders czy coś.

Dlaczego mu to powiedziałam? DLACZEGO? Była na to jakakolwiek potrzeba? Jakie ja mam zdradzieckie usta.

- Czemu mieliby to zrobić? – zapytał tonem sprawiającym, że wydawało się iż był naprawdę zaciekawiony. To kompletnie zbiło mnie z tropu. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego był dla mnie taki miły – dobra, nie całkiem miły, ta część jeszcze nie przyszła, ale na pewno nie taki, jak zazwyczaj jest. Jeszcze mnie nie obraził, co było dużym rekordem w mojej książce.

- Ponieważ jestem całkowicie niezorganizowana i przeciętna – odparłam, słowa po raz kolejny wychodziły na własną zgodę. – Nie wspominając już o tym, że w ogóle nie jestem mądra. Więc czemu dawać ją mnie, kiedy możesz mieć doskonałą duszę towarzystwa, taką jak Elisabeth? – To wszystko było prawdą, ale nie zamierzałam nikomu o tym mówić. Czemu nagle wygaduję wszystko Jamesowi Potterowi, nie mam pojęcia. Obwiniam za to moje zdradzieckie usta.

Wtedy się roześmiał.

Lecz raz jeszcze nie był to złośliwy albo zarozumiały śmiech, jak te, których kiedyś słuchałam. Był to przyjazny i bardzo ładnie brzmiący śmiech (czego naprawdę nie powinnam mówić, ponieważ ja nawet nie lubię Jamesa Pottera, więc jego śmiech nie powinien ładnie brzmieć).

- Nie bądź śmieszna – rzekł, wciąż śmiejąc się tym samym śmiechem. – Musieliby oszaleć, by wybrać Elisabeth zamiast ciebie.

Moja buzia prawie dotknęła ziemi.

Nigdy, przenigdy nie słyszałam Jamesa Pottera mówiącego mi coś miłego. Przynajmniej nie na poważnie, jak to kiedyś mówił. Spodziewałam się czegoś w stylu „Ha! Masz rację! POKRAKA!" ale nie, on musiał być dla mnie miły, co tylko doprowadziło do większych, niesamowitych bólów głowy.

Nagle uderzyła we mnie myśl.

To musi być kawał.

Gdzieś tutaj reszta Huncwotów ukrywa się i czeka, by rzucić coś na moją głowę albo wepchnąć mnie na tory, lub zrobić coś równie pokrętnego. To było jedyne logiczne wyjaśnienie, które przyszło mi do głowy. Tak więc zrobiłam to, co każda inna osoba zrobiłaby na moim miejscu; zaczęłam się rozglądać i szukać wokoło nas, przeszukując nasze otoczenie po jakikolwiek ślad po Huncwotach albo jakiegoś wiadra, albo liny lub innego podejrzanie wyglądającego przedmiotu.

Chociaż to miało idealny sens dla mnie, Potter oczywiście był trochę zagubiony tym, co robiłam.

- Eee, Lily? Co robisz?

Natychmiast zaprzestałam poszukiwania Huncwotów/wiadra/liny, zamierając. Zaczęło kręcić mi się w głowie.

Nazwał mnie Lily.

Lily.

On NIGDY nie nazywa mnie Lily. Zawsze byłam Evans. Nigdy Lily.

Wtedy właśnie moje zdradzieckie usta przeszły na podejrzany tryb i pozwoliły głupiemu facetowi to zrozumieć.

- Czemu jesteś dla mnie taki miły? – zażądałam, mrużąc oczy, gdy mały uśmiech wciąż tkwił na twarzy Pottera. – Czy to jakiś kawał lub coś? Będę uderzona lub możliwe pchnięta gdzieś... - Moje bezmyślne przesłuchanie zostało przerwane, kiedy Potter znowu zaczął się śmiać.

- Nie wolno mi być dla ciebie miłym? – zapytał z dziwną miną. – Jestem miły, a ty natychmiast sądzisz, że to kawał? Czy naprawdę tak o mnie myślisz? – Poprzez jego śmiech wyglądał prawie na zranionego, ale nie nabrałam się na to. Chciałabym by moje usta Benedicta Arnolda* czuły się w ten sam sposób.

- Czy to pytanie retoryczne? – Usłyszałam jak sama mówię. Jednak, patrzcie i podziwiajcie, moje nielojalne usta po raz kolejny zrujnowały moją przemowę, ponieważ zamiast brzmieć kompletnie poważnie, jak chciałam by komentarz brzmiał, wyszło to kokieteryjnie, czego na pewno NIE chciałam. Chciałabym wytłumaczyć Potterowi moje zdradzieckie usta, bo wydawał się całkiem zdziwiony słysząc taki ton ode mnie.

I znowu, ja również.

- Chcesz bym był dla ciebie niemiły? – Zapytał potem na wpół flirtująco, ale w bardziej poważny sposób niż ja. Zastanawiałam się, czy Potter też ma buntownicze usta. Jeśli tak, to ten na wpół/częściowo flirtujący komentarz musiał być niezamierzony. Ponieważ na pewno nie był zamierzony. To po prostu niemożliwe.

- Cóż... - westchnęłam, szukając odpowiedzi na jego pytanie. CZY chciałam by był dla mnie niemiły? Nie sądzę, że chcę... ale... miły Potter? Byłoby to dziwne. Mam na myśli, super dziwne. Więc powiedziałam mu to.

Głupi drań tylko błysnął swoim jestem-miłym-gościem uśmiechem, który jest teraz na mojej liście rzeczy do nienawidzenia (razem z jego śmiechem) i popatrzył na mnie z namysłem.

- Dziwne? – zapytał, pocierając brodę i udając, że rozmyśla nad moją odpowiedzią. Wtedy moje głupie usta po prostu MUSIAŁY uśmiechnąć się małym głupkowatym uśmiechem. Oczywiście nie POWINNAM się uśmiechać, biorąc pod uwagę, że stara, nie-kontrolowana-przez-jej-usta Lily NIGDY by się nie uśmiechnęła na COKOLWIEK co James Potter zrobiłby lub powiedział. Nawet jeśli wyglądał śmiesznie tak pocierając swoją brodę. – Taa, wyobrażam sobie – powiedział, uśmiechając się (nienawidzę tego) w odpowiedzi na mój uśmiech (który, przypominam wam, NIE był tam z mojej własnej wolnej woli).

- Tak. – Potaknęłam, dalej próbując zetrzeć ten głupi, samo aktywujący się uśmiech z twarzy. – Bardzo dziwne.

Nastąpiła cisza. Jestem pewna, że dla jakiegokolwiek obserwatora ta scena musiała wyglądać całkiem dziwacznie. Nigdy byście nie pomyśleli, że zobaczycie Lily Evans i Jamesa Pottera stojących przy Hogwart Ekspresie, uśmiechających się do siebie jak idioci (chociaż jestem przekonana, że obydwa uśmiechy były niezamierzone), prowadząc, na pozór, normalną rozmowę. Tak naprawdę ja bym była trochę przerażona.

- A więc – odezwał się, odrywając mnie od mojej wewnętrznej wojny (głowa kontra usta). – Nie zdarzyło ci się dowiedzieć, kim jest drugi Prefekt Naczelny, prawda?

To nie był pierwszy raz, kiedy byłam o to spytana. Jestem pewna, że każda inna zorganizowana, popularna, nieprzeciętna Prefekt Naczelna wiedziałaby, z kim będzie pracować, ale naturalnie, ponieważ nie mam ŻADNEJ z tych powiedzianych cech, nie mam pojęcia. Potajemnie modliłam się, że będzie to Amos Diggory, Puchon, w którym zawsze się kochałam. Był on jednym z najlepszych wyborów, jak ostatnio słyszałam, więc może Dumbledore zdecydował się mi odpuścić i go wybrał.

- Oczywiście, że nie – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – Tylko odpowiedzialna i prawidłowo wybrana Prefekt Naczelna znałaby takie fakty, a biorąc pod uwagę, że ja niedługo będę kwestionowana w tej pozycji, nie martwili się by mi to powiedzieć. – Takie wyjaśnienie dałam mojej matce, tak jak i sobie, kiedy zostało zadane to pytanie, więc nie widziałam dlaczego nie miałabym powiedzieć tego Jamesowi Potterowi, gdy już głupio wygadałam mu swoje obawy o to stanowisko.

- Czy już przez to nie przeszliśmy? – droczył się, potrząsając głową. Po czym musiał położyć swoje dłonie na moich ramionach, próbując być twardym przez ten gest, co było nie tylko kompletnie niespodziewane, ale również posłało jedno z tych niechcianych dreszczy w dół mojego kręgosłupa. – NIE będą cię kwestionować, okej? Nie mogliby wybrać nikogo bardziej idealnego na tę pracę. Rozumiesz?

Chciałabym, by ktoś z góry uprzedził mnie, że to wszystko się zdarzy. W ten sposób mogłabym przygotować się psychicznie na tą całą uprzejmość i flirtowanie i nie byłabym teraz całkowicie oniemiała. Prawdopodobnie wyglądałam jak idiotka, stojąc i potakując, gdy James Potter trzymał mnie za ramiona. I tak pewnie nie mogłabym pomyśleć o czymkolwiek do powiedzenia, nawet jeśli miałabym wcześniej ostrzeżenie.

- Dobrze – powiedział, w końcu mnie uwalniając. Nie zorientowałam się, że przytrzymywałam oddech, ale najwyraźniej to robiłam, biorąc pod uwagę długi wydech, który wypuściłam, po tym jak mnie puścił.

- Tobie nie zdarzyło się tego dowiedzieć, co? – spytałam, gdy odzyskałam swoje utracone panowanie. James tylko wzruszył ramionami, widocznie nie lubiąc tematu. Wtedy przypomniałam sobie, że nawet przez jego sprawianie kłopotów James również był jednym z głównych kandydatów na Prefekta Naczelnego i natychmiast poczułam się okropnie za podnoszenie tematu.

- Wiem jednak jedną rzecz – odparł raczej cicho. – Kimkolwiek on jest, na pewno jest szczęśliwym facetem.

- Czemu? – spytałam głupio. Było oczywiste, że James chciał być Prefektem Naczelnym i opłakiwał stratę pozycji.

Przynajmniej myślałam, że to robił.

- No – odpowiedział bardzo cicho, biorąc krok bliżej mnie. – Będzie z tobą pracował, prawda?

WTEDY straciłam głowę. Totalnie i KOMPLETNIE straciłam głowę. Chłopcy jak James, oni po prostu nie mówią takich rzeczy dziewczynom jak ja. Może dziewczynom wyglądającym jak Elisabeth Saunders albo Grace Kelly, ale NIGDY dziewczynom jak ja. To jest sprzeczne z prawie każdą zasadą statutu społecznego w książce. I nie zapominajmy, że przed tą całą rozmową Potter i ja NIE CIERPIELIŚMY się nawzajem.

Tak więc cały pomysł kawału pojawił się na nowo, ponieważ byłam całkiem pewna, że to co właśnie powiedział było sprzeczne ze wszystkimi siłami natury.

Był to cholerny cud, że reszta Huncwotów wybrała ten konkretny moment na przyjście i dołączenie do Jamesa, bo byłam pewna, że nawet pomimo podejrzeń, co do kawału, moje zdradzieckie usta zamierzały powiedzieć coś, czego bym całkowicie żałowała, coś jak „Chciałabym, żebyś to był ty" albo coś tak samo niestosownego.

- ROGACZ! – był to krzyk Syriusza, gdy on, Remus i Peter Pettigrew – czwarty i ostatni Huncwot – podeszli do miejsca, gdzie staliśmy ja i Potter. James natychmiast się cofnął, za co byłam wdzięczna. Patrzyłam jak Syriusz przybiegł do nas, od razu chwytając Jamesa za szyję.

- Chyba cieszy się, że cię widzi, Rogacz – zaśmiał się Remus, gdy Syriusz zaczął bezlitośnie targać włosy Jamesa, powodując, że jego ofiara zaczęła odciągać ciasno owinięte ramiona Syriusza. James wydał głośny odgłos protestu w odpowiedzi na komentarz Remusa. Nie mogłam się powstrzymać, by nie zachichotać, co w końcu doprowadziło Syriusza do zorientowania się, że ja również tam stałam. Oczywiście wtedy przeniósł się z Jamesa na mnie. Moje szczęście.

- EVANS! – krzyknął, wciągając mnie w duży niedźwiedzi uścisk. – Świetnie jest cię widzieć! Sądzę, że nie widziałem cię całe lato! – Moje gardło opuścił niewielki, przytakujący odgłos, gdy patrzyłam na innych Huncwotów ponad ramieniem Syriusza. Remus i Peter otwarcie śmiali się z mojego kłopotliwego położenia, a James poprawiał swoje okulary po ataku. Miał dziwny wyraz twarzy, prawie niewielkiego rozczarowania. Ja nie byłabym rozczarowana, gdybym była na jego miejscu. Bardzo nie mogłam się doczekać spotkania z MOIMI przyjaciółkami. Dlaczego on nie?

Myślenie o moich przyjaciółkach sprawiło, że zdałam sobie sprawę iż powinnam spotkać je w naszym tradycyjnym przedziale jakiś czas temu. Dodatkowo potrzebowałam wymówki by się stąd wydostać.

- Widziałeś swoją kuzynkę? – zapytałam Syriusza, gdy zdecydował wypuścić mnie ze swojego śmiertelnego uścisku.

- Gracie? – spytał, pocierając swoją brodę tak jak James chwilę temu (oczywiście moje podstępne usta nie uśmiechnęły się, kiedy SYRIUSZ to robił. Przeklęte głupie usta). Potaknęłam. Teraz się zorientowałam, że nie powinnam mówić „kuzynka", biorąc pod uwagę fakt, że połowa szkoły jest jakoś spokrewniona z Syriuszem, ale mogłabym tylko szukać Grace, więc przypuszczam, że było to dopuszczalne. – Wsiadła do pociągu parę minut temu – powiedział mi Syriusz parę sekund później. – Choć myślę, że ona też ciebie szukała.

- Dzięki! Eee, więc pa. – Następnie odeszłam tak szybko jak mogłam od Huncwotów. Wskoczyłam do pociągu i szybko przemierzyłam korytarz w kierunku końca pociągu. Nasz przedział był szósty od tyłu. Siedziałyśmy w nim zawsze od pierwszego roku i zawsze spotykałyśmy się w nim na początku semestru.

- Lily! – zawołała Grace, gdy otworzyłam drzwi przedziału. Od razu uśmiechnęłam się na znajomy widok moich przyjaciółek. Emma, jak zwykle, zajmowała środkowe siedzenie, czytając wielką książkę i wyglądało na to, że Grace już rozłożyła swoje stałe posłanie na prawobocznym siedzeniu. Uściskałam Grace, a Emma natychmiast wstała by również mnie przytulić. Ulgą było zobaczyć, że przynajmniej one się nie zmieniły. Miałam dosyć tego na jeden dzień.

- Gdzie byłaś? – zapytała Emma, gdy usiadłam na moim tradycyjnym miejscu obok niej.

Naprawdę nie chciałam im mówić, co mnie rozproszyło, ponieważ bałam się tego, co mogą powiedzieć, albo wytkną oczywiste (czego nie chciałam usłyszeć). Więc zamiast tego skłamałam.

- Korki – stwierdziłam niepewnie. – Utknęłam w drodze tutaj.

Poczułam ulgę, kiedy nie naciskały w tym temacie.

Siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o tym, co robiłyśmy przez wakacje. Emma przez cały lipiec była w Rzymie razem z mamą. Zabrała stary kamień z jednego z budynków i przywiązała go do sznurka, by nosić go jako naszyjnik. Zachwycałyśmy się Grace tym dziwnym kawałkiem biżuterii, chociaż ja osobiście myślałam, że to raczej brzydka skała i pasowała bardziej do kosza na śmieci niż do szyi Emmy. Grace była zajęta przez całe lato, obskakując wszystkie rodzinne przyjęcia. Powiedziała, że było to kompletnie nudne, bo na żadnym z nich nie było Syriusza, ponieważ mieszkał teraz z Potterami (sądzę, że z powodu jakiejś zadry rodzinnej), więc nie miała z kim rozmawiać (a naprawdę miała na myśli to, że nie miała z kim sprawiać kłopotów). Ja, oczywiście, siedziałam całe lato w domu, robiąc absolutnie nic oprócz jedzenia i oglądania telewizji. Obydwie były ekstremalnie szczęśliwe z powodu mojej pozycji Prefekt Naczelnej (napisałam im o tym moment po tym jak dostałam odznakę w poczcie) i po raz kolejny upierały się, że nie zostanę zakwestionowana i jestem prawidłowo wybrana na tę pracę.

Psh. Jakie kłamczuchy.

Więc oto jestem.

Wow.

Teraz czuję się o wiele lepiej.

Może powiem Grace i Emmie.

Zobaczymy.


Później, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt

OKŁAMAŁ MNIE!

TEN OŚLIZŁY MAŁY ŁAJDAK MNIE OKŁAMAŁ!

NIE MOGĘ MU UWIERZYĆ!

Siedziałam szczęśliwie przy stole Gryffindoru, gawędząc z Grace, Emmą i kilkoma nowymi pierwszoroczniakami, kiedy Dumbledore powstał by złożyć swoją powitalną przemowę.

- Witajcie, uczniowie Hogwartu! – zawołał, uśmiechając się, gdy objął wzrokiem Wielką Salę. – Witajcie w kolejnym roku w Hogwarcie Szkole Magii i Czarodziejstwa. Mam kilka ogłoszeń, zanim zaczniecie ucztę. Po pierwsze, wszyscy muszą wiedzieć, że Zakazany Las jest zakazany. – Jestem całkiem pewna, że patrzył głównie na Huncwotów, gdy to powiedział, bo powszechnie wiadomo, że byli tam przy więcej niż paru okazjach. Po jakie licho chcieliby wchodzić do przyprawiającego o gęsią skórkę, pełnego potworów miejsca jak Zakazany Las, nigdy się nie dowiem.

- Po drugie – kontynuował Dumbledore, jego oczy migotały w blasku świec, które oświetlały Wielką Salę. – Pan Filch poprosił mnie, bym przypomniał wszystkim uczniom, że wszystkie produkty zakupione w Sklepie Zonka mają nie być używane wewnątrz zamku. Listę innych ograniczonych rzeczy możecie znaleźć obok gabinetu pana Filcha w korytarzu na czwartym piętrze. Po trzecie, chciałbym poinformować wszystkich uczniów Hogwartu, trzeciorocznych i starszych, że pierwsza wycieczka do Hogsmeade jest zaplanowana na osiemnastego października. I ostatnie – powiedział, rozglądając się po Wielkiej Sali, łapiąc mój wzrok na chwilę. – Chciałbym ogłosić tegorocznych Prefektów Naczelnych, jako pannę Lily Evans z Gryffindoru. – Powoli wstałam (to było bardziej zmuszanie mnie przez Grace, pomimo tego i tak wstałam) ze swojego miejsca, gdy wszyscy lekko klaskali. – I drugiego Prefekta – ciągnął Dumbledore, gdy znowu zajęłam swoje miejsce, cicho modląc się, by wywołał imię Amosa – jako pana Jamesa Pottera, również z Gryffindoru.

James Potter.

To był on.

On był drugim Prefektem Naczelnym!

Musiałam wykorzystać całą wolę w ciele, by nie wyskoczyć i zacząć dusić Pottera. Zamiast tego siedziałam tam z rozwartymi ustami, patrząc na cholernego idiotę. I wiecie co? Jego nawet nie obchodziło, że skłamał. Wiecie skąd wiem, że się nie przejął? Ponieważ on też na mnie patrzył. I wiecie co zrobił?

UŚMIECHNĄŁ SIĘ!

Dlaczego, u licha, ktokolwiek mógłby się UŚMIECHAĆ, kiedy wiedział, że SKŁAMAŁ i dał nadzieję biednej dziewczynie? CZEMU MÓGŁBY TO ZROBIĆ? SĄDZIŁAM, ŻE PRZESZEDŁ NA MIŁY TRYB? CO JEST Z NIM NIE TAK?!?

A ja mu jeszcze WSPÓŁCZUŁAM! On i jego głupi „nie-rozmawiajmy-o-tym" ton. Jedna rzecz jest pewna, NIGDY więcej nie będę współczuła Jamesowi Potterowi! Tak naprawdę to już nigdy więcej nie zamierzam się ODEZWAĆ do Jamesa Pottera! Kiedykolwiek! W moim całym żałosnym życiu!

A wieczór stawał się tylko gorszy. Nie tylko byłam całkowicie nieszczęśliwa podczas powitalnej uczty (bo bardzo chciałam współpracować z Amosem Diggorym, który, jestem pewna, nigdy by mi nie skłamał, ponieważ jest idealny w każdy sposób) ale również musiałam siedzieć i słuchać Grace i Emmy, które próbowały mnie pocieszać. Jednak one tego nie rozumiały.

I to nie jest nawet NAJGORSZE z tego wszystkiego! Po tym jak zaprowadziłam wszystkich gadatliwych pierwszorocznych do Pokoju Wspólnego Gryfonów (trzymając jak największy dystans od Pottera, jak to ludzko możliwe), chciałam po prostu iść do mojego łóżka z baldachimem i przespać mój okropny wieczór, ale Merlin wie, że to nie mogło się zdarzyć. WSZYSTKO musiało iść źle dla Lily.

ELISABETH SAUNDERS PO PROSTU MUSIAŁA ZAKŁÓCIĆ MÓJ CZAS SNU!!

- A więc – usłyszałam jadowite przeciąganie samogłosek, kiedy weszłam do naszego dormitorium. Podniosłam wzrok, w ogóle nie w nastroju na konfrontację, ale wiedząc, że mimo wszystko to i tak nastąpi. Elisabeth siedziała na swoim łóżku, wyglądając doskonale jak zawsze, ze swoim lojalnym pomagierem Carrie Lloyd (której także zdarzyło się być na 7 roku w Gryffindorze) siedzącym obok niej. – Jesteś Prefekt Naczelną.

Zagryzłam wargę, by powstrzymać się przed odpowiedzią. Nie chciałam się nią zajmować. Nie chciałam dać się jej zdenerwować.

Potrząsnęła głową z żalem na moją ciszę.

- Mogłabym szczerze powiedzieć, że był to kompletny szok, Evans. – Mały, zadowolony uśmiech tańczył na jej ustach. – Przecież kto mógłby wybrać dziewczynę jak ty na pozycję taką jak ta? – Po czym odwróciła głowę w stronę Carrie. – Mój ojciec zawsze mówił, że Dumbledore jest totalnie stuknięty. – Odwróciła się z powrotem do mnie z tym głupim, groźnym uśmiechem. – Sądzę, że to tylko pokazuje, że ma rację.

Nie ruszyłam się z progu dormitorium przez całą krótką rozmowę i stałam tam z szeroko otwartą buzią, niezdolna odpowiedzieć. Bo miała rację. NIE POWINNAM być Prefekt Naczelną. ZAWSZE wiedziałam, że jestem zła na tę pozycję.

Może to był cały nędzny dzień, który zrobił mnie tak emocjonalną albo może był to fakt, że była to Elisabeth która wytknęła oczywiste fakty, ale cokolwiek to było, zrobiłam najgłupszą rzecz, jaką dziewczyna na moim miejscu mogłaby zrobić.

Zaczęłam płakać.

Była to taka głupia rzecz do zrobienia, wiem, ale naprawdę nie mogłam tego powstrzymać. To był taki okropny dzień. I to było takie niesprawiedliwe, ponieważ nie byłam typem dziewczyny, która rozpłakałaby się przy każdej najmniejszej sprawie. Zazwyczaj jestem całkiem dobra w powstrzymywaniu łez. Nie mogę sobie nawet przypomnieć ostatniego razu, kiedy płakałam. Lecz niemniej, oto stałam na progu, łzy groziły wylaniem, gdy przytrzymywałam je całą swoją siłą.

- Och, uderzyłam w słaby punkt, Evans? – zakpiła Elisabeth, gdy ruszyła razem z Carrie w moją stronę. Nie ruszyłam się ani o cal, ale to wydawało się dać Elisabeth jeszcze więcej satysfakcji, kiedy ona i Carrie przepchnęły się obok mnie i zeszły ze śmiechem do Pokoju Wspólnego.

Także, oto ja. Wielka, stara beksa, Prefekt Naczelna. CZEMU zostałam wybrana na tę pozycję? To tylko uczyniło ten cały rok tysiąc razy gorszym.

Merlinie, mam okropne życie.



*Benedict Arnold – znany ze swojej zdrady i spisku, w wyniku którego doszło do poddania wojskom brytyjskim amerykańskiego fortu w West Point w Nowym Jorku.

Continue Reading

You'll Also Like

5.4K 429 22
Przez całe życie staramy się uciec od przeszłości, licząc, że konsekwencje naszych dawnych czynów nas nie dopadną. Nicole Jade uciekła od przeszłości...
11.4K 1K 26
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...
919K 101K 124
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...
42.8K 2.3K 85
PART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skompli...