24. 28 października - Poznawanie siebie nawzajem cz. 1

56 1 0
                                    

Wtorek, 28 października, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt

Spostrzegawcza Lily: Dzień 43

Suma Obserwacji: 289

Z Szalonego Umysłu Lily Evans:

(Sen spisany około 5 nad ranem po żałośnie krótkiej drzemce):

James i ja szukamy materaców, przechadzając się po ogromnym białym sklepie pełnym samych materaców. Wystrój jest trochę oślepiający. Pytam czy możemy już iść, bo jednak wolę jak moje materace mieszczą się w bardziej ponurej atmosferze. James śmieje się, po czym rzuca się na materac najbliżej nas. Rozkłada szeroko ręce i mówi: „No dawaj". Zapominam dlaczego chciałam wyjść. Nim jednak zdążę usiąść, pojawia się profesor Flitwick. Pyta mnie, co myślę o Zaklęciu Wzrostu. Gdy dyskusja zaczyna nabierać pędu, pokazuje się moja mama. Przyniosła ze sobą krówki i wędkę. „Witaj, kochanie!" woła, ale myślę, że zwraca się do Flitwicka. Oddaje mi wędkę, za którą ogromnie jej dziękuję. James pyta mamę czy może posiada jakieś dodatkowe pióra. Ona z żalem potrząsa głową, ale zamiast tego oferuje mu krówki. Flitwick dołącza do Jamesa i mojej mamy na materacu. Zajadają się krówkami, rozmawiając o sytuacji politycznej w Boliwii. Pozostawiona własnym zajęciom zaczynam tańczyć radośnie po sklepie z wędką w ręce.

Obserwacja #289) Przypuszczam, że nie powinno się spodziewać niczego innego jak czystego szaleństwa po przespaniu zaledwie pół godziny.

Obserwacja #290) Naprawdę muszę nauczyć się dobrze tańczyć.


Troszkę Później, Skrzydło Szpitalne

Spostrzegawcza Lily: Dzień 43

Suma Obserwacji: 290

Jeżeli nauczyłam się czegoś od mojego wuja Davy'ego to tego – lepiej dmuchać na zimne.

Mądre słowa, czyż nie? Być może trochę wyświechtane, ale mimo wszystko cenne. I chociaż może mieć on tendencję do dzielenia się tą poradą tuż przed deklaracją, że niegrzecznie jest odmawiać wódki od sowietów i zaczyna nazywać siebie Stalinem, to i tak uważam, że nie powinno się mieć mu tego za złe. Davy po prostu lubi czerwony kolor... i, eee, wódkę. Ale nadal ma rację, nieważne czy bełkoczącą. Naprawdę lepiej jest dmuchać na zimne. Serio.

Więc właśnie to teraz robię – dmucham. W końcu jest to właściwe i nie mogę sobie pozwolić, żeby dzisiaj nie robić właściwych rzeczy. I szczerze, czy nie lepiej jest upewnić się, że jest się w doskonałej formie przed zaangażowaniem się w coś, co niewątpliwie będzie wyjątkowo emocjonalnie trudnym dniem niż potem żałować, kiedy – powiedzmy – roztrzaskacie się na drobne kawałeczki z powodu złego stanu zdrowia? Oczywiście, że tak. Więc nikt nie może mi mieć tego za złe. Po prostu nikt.

I zdaję sobie sprawę, że gdyby na mój dotychczasowy poranek spoglądały jakieś opiniotwórcze osoby, to mogłyby potraktować to twierdzenie sceptycznie. Mogłyby powiedzieć coś takiego:

- Hej, Evans? Jestem jak najbardziej za bezpieczeństwem, zdrowiem i tym podobnymi, ale jestem stosunkowo pewny, że wstałaś z łóżka z lekko spanikowaną miną. I jestem stosunkowo pewny, że ta mina nie zniknęła bez względu na zdecydowaną pogawędkę, którą odbyłaś ze sobą w łazienkowym lustrze (tak w ogóle to bardzo bystre z twojej strony, takie przypomnienie sobie, że chcesz się dzisiaj wybrać na randkę. Chyba tego potrzebowałaś!). Nie mogę więc nie wspomnieć o niewielkiej desperacji, z którą podjęłaś niedawną decyzję, żeby odwiedzić Madame Pomfrey. Czy jesteś całkowicie pewna, że jesteś po prostu przezorna?

Commentarius [tłumaczenie]Where stories live. Discover now