19. 20 października - Mniej więcej przyjaciele z potencjałem

163 4 24
                                    

Poniedziałek, 20 października, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt

Spostrzegawcza Lily: Dzień 35

Suma Obserwacji: 219

Myśli, że jest taka mądra, co?

„Może pomyślisz, żeby tam się przeprowadzić?" „Uroczo, jestem tego pewna?" „Pozdrów ode mnie Jamesa?"

Ha.

Wybacz mi, jeśli nie złapię się za brzuch w niepohamowanej radości, mamo. Być może twoje czarujące poczucie humoru do mnie nie przemawia.

Czy można wydziedziczyć swojego rodzica?

Chyba będę musiała poszukać informacji na ten temat.


Potem, Wciąż w Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt

Spostrzegawcza Lily: Dzień 35

Suma Obserwacji: 220

Pomimo faktu, iż nadal rozważam czy naprawdę miałabym coś przeciwko wiecznemu życiu bez jednego rodzica (mój wniosek? Przeżyłabym), stwierdziłam, że jestem stosunkowo zadowolona z obecnego stanu rzeczy. Zadowolenie mogło mieć coś wspólnego z faktem, iż opuszczam Wieżę Gryffindoru po raz pierwszy od dwóch dni, ale jestem całkiem pewna, że przeważnie może być przypisane faktowi, że rozpoczynam tę podróż bez cienia niepokoju, co do tego, kogo mogę spotkać na drodze.

To dla mnie coś nowego, nieprawdaż?

Właściwie jest to całkiem rozkoszne uczucie. Że nie jestem przerażona opuszczeniem pokoju przez ludzi, którzy mogą na mnie czekać na zewnątrz. Zwykle jest to dla mnie problemem. Ale skoro mam wszystko ułożone z Jamesem (nawet, jeśli nagle postanowił stać się jakimś zachłannym bydłem) i choć nie zakończyłam oficjalnie związku z Amosem, myślę, że Grace może mieć rację – tak naprawdę nie muszę z nim zrywać. To przecież była tylko jedna randka, a na jej końcu wszystko wskazywało na koniec. Może rzucę mu taki platoniczny uśmiech, kiedy trafimy na siebie na Runach czy coś. Więcej nie trzeba robić.

Wszystko jest w porządku. Czym się tutaj stresować, hm?

Niczym i o to właśnie mi chodzi. Hurra dla mnie!

Myślę, że czas na śniadanie.


Potem Potem, Śniadanie w Wielkiej Sali

Spostrzegawcza Lily: Dzień 35

Suma Obserwacji: 220

Droga z Wieży Gryffindoru była dość żwawa z dodatkowym podskokiem w moim kroku i małą ilością (być może trochę fałszującego) wesołego nucenia. Kiedy dotarłam do Wielkiej Sali, mój uśmiech był pewnie dość okropny, ale naprawdę nie potrafiłam wydusić z siebie na tyle nieśmiałości, żeby mnie to obchodziło. W mojej bańce radości było lekkie wgniecenie, kiedy zobaczyłam, że James jeszcze nie zszedł, ale powróciłam do wesołości, gdy przypomniałam samej sobie, że niedługo zejdzie a to, co ważniejsze, było wielce żałosne, jak na kogoś, kto jest obecnie wciąż w przyjaźni z kimś innym, żeby być zniechęconą faktem, iż nie ma jeszcze tamtej osoby. Więc naprawdę powinnam to powstrzymać. A przynajmniej spróbować. Mocno. Zatem z taką myślą w głowie wyłapałam wzrok Marley, kiedy uniosła na chwilę spojrzenie z Proroka i posłałam jej mój największy uśmiech, i pomachałam, kierując się w jej stronę.

- Witaj, słońce – odezwała się, odwzajemniając uśmiech, kiedy zajęłam miejsce naprzeciwko niej. Jej brew była lekko wygięta. – Dziś rano jesteś w dość wesołym humorze.

Commentarius [tłumaczenie]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora