↷ 니가 있어야 한다는 걸
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
— Naprawdę cieszę się, że mogliśmy
tak na siebie wpaść, wiesz?
Paplanina Jungwoo doprowadzała
go momentami do szału.
Nie zamykała mu się buzia, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Na samą myśl robiło mu się nie
dobrze.
Nienawidził szczęśliwych, wiecznie optymistycznych ludzi.
Ich szczęście bolało go najmocniej, zwłaszcza, gdy sam nie mógł nim być.
— Super, ja też mam takie zdanie Jungwoo — Odpowiedział ze spokojem, mając wzrok utkwiony w jego koledze, który nie odzywał się ani czasu, będąc zajętym patrzeniem się na blat stolika.
Gdy Kim zorientował się na kogo tak patrzy, odchrząknął i uderzył swojego towarzysza lekko łokciem w bok.
— Przedstaw się im Haechan, nie bądź nieśmiały
Wspomniany chłopak podniósł swój wzrok i patrząc pewnym wzrokiem w kierunku Lee, zaczął się przedstawiać.
— Jestem Donghyuck, ale dla znajomych Haechan, miło mi poznać
Akcentując ostatnie słowo, podał rękę Markowi rękę, niby przypadkiem ściskając jego palce odrobinę zbyt mocno.
Jego pierwsze wrażenie odnośnie wysokiego chłopaka było nie do końca pozytywne i na obecną chwilę nie mógł powiedzieć nic pozytywnego o Lee.
Wydawał mu się zbyt pewny siebie i arogancki, patrząc na każdego z pogardą, bądź co gorsza uważając, że ci, którzy nie chcą być dla niego mili, nie zasługują na jego uwagę.
Słyszał również o tym, jak nastolatek potraktował jego przyjaciela, łamiąc mu serce i skazując na długi okres płakania z powodu złamanego serca.
Jungwoo był dla niego jak brat i jego dobro leżało mu na sercu.
Był w stanie dla niego zrobić wszystko, byle mógł tylko zobaczyć po raz kolejny uśmiech na jego uroczej twarzy.
Gotowy jest też uświadomić swojemu przyjacielowi, jakim chamem i skończonym gnojem jest Mark, który jakby nigdy nic nie przestawał koncentrować swojej uwagi na nim.
— Jak długo się znacie z Jungwoo?
— Od piątego roku życia, co będzie dużym kawałem czasu
— Oh, więc pewnie znacie się już wystarczająco długo
— Jak widać
Rozmowa nie kleiła im się wcale, a wymiana zdań była (przynajmniej ze strony Haechana) sztywna i nie zobowiązująca.
Dodatkowo nie pomagał mu w tym Lucas, który zajęty graniem na telefonie, nie chciał zamienić z nimi chociażby jednego słowa.
Zachowywał się jakby przeszkadzała mu obecność tej dwójki, a cała rozmowa była tak bardzo interesująca jak rewolucja francuska.
Dlatego też po niecałej godzinie od przyjścia Jungwoo, cała czwórka rozeszła się, w dość nieprzyjemnej atmosferze.
— Nie mogę uwierzyć w to, jak się zachowałeś
Mark był zły na Lucasa i w tym momencie zależało mu na wytłumaczeniu się przyjaciela.
Chciał, podczas tamtej rozmowy uzyskać choć trochę informacji odnośnie nr.8, który mocno przykuł jego uwagę, ale najwidoczniej chińczyk miał nieco inne plany.
— Nie wiem, o co ci chodzi — Wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko pod nosem.
Sytuacja go wręcz bawiła i w głowie pojawiało mu się coraz więcej żartów, które mogłyby idealnie nadać się na tą chwilę.
— Przez ciebie nie mogłem porozmawiać z Haechanem, kretynie zbolały — Wysyczał przez zęby, zaciskając dłonie w pięści.
— I tak z nim porozmawiasz, prędzej, czy później. Nie musisz się bawić w zbędne ceregiele, by go zaliczyć.
Robisz się sentymentalny na starość, wiesz o tym? — Rzucił, drwiącym tonem, co zdecydowanie przelało czarę goryczy.
Sekundę po wypowiedzeniu tych słów, Mark przyciskał go do ściany sklepu spożywczego, obok którego przechodzili, trochę zbyt mocno naciskając łokciem na jego szyję.
— Nie wypowiadaj tych słów nigdy więcej, zwłaszcza, jeśli chodzi o niego, rozumiesz?
Gdyby wzrok mógł zabijać, to z pewnością Lucas leżał by martwy od dobrych kilku chwil.
Wiedział on doskonale o pewnej kwestii, której obiecał nie poruszać przy nim do końca życia.
Yukhei zaczął tak dobierać słowa, by wywiązała się z tego pewnego rodzaju przypominajka o tym, co dotknęło Lee trzy lata temu.
Odsunął się od niego, stając w dość bezpiecznej odległości od chińczyka, dając mu złapać oddech.
— Zrobiłeś się słabszy, przyjacielu.
Czyżby forma ci spadała?
— Pierdol się Lucas
— Ty też Mark, ty też — Pokazując mu środkowy palec, odwrócił się na pięcie i poszedł do domu, nie oglądając się nawet za siebie.
Żaden z nich nie miał do siebie żalu o to, co zaszło przed sekundą.
Sytuacja ta zdarzała się zbyt często, by któregokolwiek z nich to ruszyło na tyle mocno, by zakończyć przyjaźń.
Powodem, dla którego co jakiś czas skakali sobie do gardeł, był Jungwoo, w którym zakochany bez pamięci był chłopak.
Nie mógł poradzić sobie z nie odwzajemnioną miłością, która wypalała mu dziurę w sercu zbyt długo.
Na jego nieszczęście Kim był wciąż mocno zakochany w Marku, który kochał wręcz wykorzystywać ten fakt, by momentami robić na złość przyjacielowi.
I choć było to świństwo z jego strony, to koniec końców Lucas z ręką na sercu mógł przyrzec, że chłopak nie do końca robił to celowo.
On po prostu nie potrafił inaczej wyrażać swoich emocji.
W końcu znał tylko krzywdę i żal, które towarzyszyły mu już przez dobre pół życia.