Bella Clairiere and City of L...

By Szarada

105K 7.6K 781

Wenecja i jej duchy nawiedzają Anaisse w każdym śnie. Po zaprzedaniu własnego życia, by ocalić tych, których... More

Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.
Rozdział 31.
Rozdział 32.
Rozdział 33.
Rozdział 34.
Rozdział 35.
Rozdział 36.
Rozdział 37.
Rozdział 38.
Rozdział 39.
Rozdział 40.
Rozdział 41.
Rozdział 42.
Rozdział 43.
Rozdział 44.
Dalsza część opowiadania!

Rozdział 25.

1.9K 145 23
By Szarada

Wróciliśmy do rezydencji długo po zachodzie słońca. Kompletnie i niezaprzeczalnie wykończeni i po raz pierwszy od tygodni, było to czymś dobrym. Uścisnęłam dłoń Pierra mocniej, gdy przekraczaliśmy granicę zaklęć chroniących posiadłość, czując jakbyśmy przekraczali niewidzialną barierę, która zdawała się być gęstsza od otaczającego nas powietrza. W momencie, gdy jej ostatni milimetr zsunął się z mojego ciała, poczułam jakbym znalazła się w szklanej bańce. Wszystkie dźwięki w jej wnętrzu zdawały się przytłumione, jakby odcinając nas od zewnętrznego świata. Światła w rezydencji paliły się w każdym pomieszczeniu, rzucając na przystrzyżone trawniki, długie smugi złotego światła. Stanęliśmy na granicy drzewek owocowych i jedynie spoglądaliśmy na szklane okiennice i poruszające się we wnętrzu domu cienie. Było ich więcej niż dwa. Spięłam się na ten widok. Dłoń Pierra musnęła wnętrze mojego nadgarstka pocieszająco. 

- Nie jesteśmy w niebezpieczeństwie. Nikt poza przyjaciółmi nie dałby rady przejść przez zaklęcia ochronne. 

- Kto jest w środku? - wyszeptałam, przysuwając się do jego boku. Odruchowo objął mnie ramionami, a jego usta musnęły moją skroń. 

- Przyjaciele, których oboje nie widzieliśmy od dłuższego czasu - uniosłam na niego swoje spojrzenie. W kąciku jego ust czaił się uśmiech, jednak jego oczy pozostawały czujne. Kryło się w nich zaniepokojenie wymieszane z irytacją. Zmarszczyłam czoło wyczytując te wszystkie emocje z jego twarzy. Zacisnęłam dłoń na jego pomiętej koszuli, nadal brudnej od krwi, gdy ciemna postać stanęła w wejściu do ogrodu. Pomimo wampirzego wzroku nie potrafiłam jej rozpoznać. Światło tuż za jej plecami ukrywało jej twarz w cieniu. Jednak było w niej coś znajomego. Coś...

- Myślałam, że się już was nie doczekamy - znany mi głos pomknął w naszym kierunku, a ja zamarłam w bezruchu u boku Pierra. Jego ramiona zacisnęły się mocniej wokół mojej sylwetki. Patrzyłam rozszerzonymi w szoku oczami, jak kroczy w naszą stronę, a jej białe, lniane ubrania powiewały lekko za nią na wietrze. Jej lśniące włosy muskały jej szczupłe ramiona. Z każdym jej krokiem postawionym w naszym kierunku, coraz bardziej się spinałam. 

Od tak dawna jej nie widziałam. Ostatnim razem gdy rozmawiałyśmy, byłam jeszcze człowiekiem. Wydawało się to całe wieki temu. Całe istnienie temu. Obserwowałam jak gęstniejące powietrze tańczy wokół jej ciała. Poczułam jej moc, zanim ujrzałam jej twarz. Chciała mnie wybadać. Poczułam muśnięcie jej daru na swojej tarczy. Przełknęłam głośno ślinę, a moje dłonie zacisnęły się w pięści. Moc emanowała z niej powodując u mnie gęsią skórkę. Była moim przyjacielem, jednak moje ciało odbierało ją jako zagrożenie. Delikatny podmuch musnął  moją tarczę, którą natychmiast wzmocniłam. Pomimo potwornego zmęczenia, poczułam jak z niemrawego obłoku staje się murem, który choć łatwy do zburzenia, na tą chwilę ją powstrzymał. Postawiła kolejny krok w naszą stronę, a jej ciało zalała poświata rzucana na trawę. Nie zmieniła się nawet o krztynę. Nie mogła, co nie zmieniło faktu, że przeżyłam niemały szok widząc jej oczy. Nigdy jej takiej nie oglądałam. Wampirzy urok musiał odbierać mi tak wiele z tego, co dostrzegałam jako człowiek. Była piękna. Przerażająco piękna, jednak jej oczy błyszczały intelektem i wiedzą, którą posiadła zaglądając do umysłów tysięcy istnień. Nie podobało mi się to, że zanim mnie ujrzała, próbowała zajrzeć do mojego. Cała aż się najeżyłam. Nie miała prawa. Nie kiedy nie udzielałam na to pozwolenia. Już nie byłam człowiekiem, a to co działo się w mojej głowie, wszystko to co widziałam miało być od teraz moje. Tylko i wyłącznie moje.

- Chelsea - głos Pierra u mojego boku wytrącił mnie z transu. Patrzyłam na nią czujnie, nie pozwalając sobie nawet na mrugnięcie. - Nie miałem pojęcia, że się pojawisz. 

- Ciebie także jest miło widzieć po ponad roku nieobecności, bracie - odparła prosto, opuszczając dłonie wzdłuż boków. Znałam ją na tyle, by wiedzieć, że odruchowo chciała skrzyżować je na swoim brzuchu. Moja postawa ją od tego powstrzymała. Musiała zyskać moje zaufanie. Moje nowe ciało nie miało zamiaru od razu rzucić się jej w ramiona. Uczyniłaby to stara Anaisse. Ta nowa była inna. Uważniejsza. Bardziej opanowana i zdecydowanie wycofana. - Nie przywitasz się ze mną Anaisse? - spytała, wzrok z Pierra, przenosząc na mnie. Nawet nie drgnęłam na jej słowa. Jej moc naparła na mnie, a ja niemalże warknęłam cicho pod nosem. Dłonie Pierra puściły moje ciało, jednak jego dłoń owinęła się ściśle wokół mojej dłoni. Widział co się ze mną działo. Nasza więź drgała pomiędzy nami. Jej śpiew mnie uspakajał. Zdawał się mówić, że jestem bezpieczna. Że mogę jej zaufać. Potrzebowałam chwili. Czy właśnie tak miałam zawsze reagować na inne wampiry poza Pierrem? Z tą cholerną rezerwą i niepewnością? Nawet jeśli już wcześniej ich znałam? 

- Byłabym wdzięczna, gdybyś przestała próbować wedrzeć się do mojego umysłu - powiedziałam zaskakująco chłodno. Zamarła słysząc moje słowa. Jej moc powoli ode mnie odpływała. Mój głos był tak inny od tego, który znała. O wiele dźwięczniejszy. O wiele głębszy. - Nie życzę sobie tego nigdy więcej. Jeśli zapragnę podzielić się z tobą swoimi przemyśleniami, powiem tobie o tym. 

- Isse... - Pierre powiedział do mnie łagodnie, chcąc mnie uspokoić, ja jednak wyprostowałam swoje plecy z zaskakująca pewnością siebie i puściłam jego dłoń. Gdy zrobiłam krok do przodu, on odruchowo uczynił to samo. Udałam, że tego nie zauważyłam. Moje ciało znalazło się na granicy blasku rzucanego z wnętrza domu. Przestąpiłam o kolejny krok i zalała mnie jasność kryształowych żyrandoli. Chelsea spojrzała na mnie jakbym była nieboskim stworzeniem. Jej oczy rozszerzyły się gdy spojrzała na moją twarz, potargane przez wodę i Pierra włosy i luźne, nadal brudne od krwi ubrania. Jej wzrok badał coś co zdawało się być zawieszone za moimi plecami, by powrócić do mnie bez słowa. Musiała je ujrzeć. Cienie, o których wspominał Pierre. Pozwoliłam jej, by zbadała każdy milimetr mojej boleśnie idealnej, wampirzej twarzy. By jej wzrok przesunął po każdym paśmie moich złotych, grubych włosów. Spoczął na moich jadowicie zielonych oczach. 

- Wyglądasz jakbyś przeszła przez piekło - powiedziała prosto, a w jej oczach ujrzałam błysk ciepła. Była w szoku. Widząc mnie taką. Byłam pewna, że Blaise uprzedził ją czym się stałam i jak. Musiała wiedzieć. Uśmiechnęłam się do niej krzywo. 

- Ostatnio dość często tam bywam - powiedziałam z przekąsem, tylko na nią patrząc.

- Tak też słyszałam. 

- Co jeszcze słyszałaś? - spytałam, a Pierre dołączył do mojego boku. Stanął obok mnie jakby był moim lustrzanym odbiciem. Jakby był moim cieniem. Jakbyśmy byli jednością. Wzrok Chelsei jedynie przesuwał się ze mnie na niego. Doskonale to widziała. 

- Blaise opowiedział mi wszystko co wydarzyło się w Wenecji. Tak bardzo mi przykro... - urwała, a jej dłoń wyciągnęła się w moją stronę. Przyglądałam się jej długo i uważnie, zanim postawiłam krok w jej stronę. - Nawet nie umiem sobie wyobrazić tego, przez co przeszłaś, by nas ocalić. 

- Odebrałam sobie dla was życie - powiedziałam prosto, idąc powoli w jej kierunku. - Dałam się zamienić w jedną z was. Dałam zaciągnąć się do piekielnych czeluści. A teraz ściga się mnie jak bezcenną zdobycz. 

- Wiem - kiwnęłam głową na jej słowa. 

- W takim razie dostałaś dobry life update - uśmiechnęłam się do niej lekko, a ona odetchnęła głęboko z ulgą, po czym już przy mnie była. Jej ramiona otoczyły moją sylwetkę i zamknęły mnie mocno w niedźwiedzim uścisku. Zamarłam w kompletnym bezruchu zanim odwzajemniłam go delikatnie, wzrokiem szukając Pierra. Stał na moje wyciągnięcie dłoni. Gdy to jemu przypadła kolej wyściskania swojej przybranej siostry, w wejściu do ogrodu pojawiła się kolejna sylwetka. Wzrok Chelsei podążył za moim. Nadal nie potrafiłam do końca się uspokoić. 

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że go ze sobą zabrałam. Od twojego wyjazdu staliśmy się nierozłączni - wróciłam spojrzeniem do Alessio i patrzyłam jak powoli idzie w naszą stronę. 

- Czy moja rodzina jest bezpieczna? Co z Robertem?

- Tak. Są bezpieczni. A Robert...- urwała, Alessio do nas dołączył i uśmiechnął się do mnie łagodnie. 

- Co z Robertem? - aż cała zadrżałam. 

- Chce nas wszystkich ponabijać na pale - powiedział Alessio prosto i lekko się skrzywił. - Nieśmiertelność tobie służy Anaisse. Jesteś olśniewająca - Alessio pochwycił moją dłoń i ucałował ją lekko patrząc mi prosto w oczy. Pierre odchrząknął głośno u mojego boku i przerzucił swoje ramię przez moją szyję i mnie do siebie przyciągnął. Zaborczy. Sam się tak nazwał, nieprawdaż? Uśmiechnęłam się do niego w podzięce. Alessio tylko nas obserwował. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że od teraz tak będzie wyglądało moje życie. Na ciągłej obserwacji i niepewności. Na stałym wyczekiwaniu na niebezpieczeństwo i zagrożenie.

- Mogłam się tego spodziewać - westchnęłam pod nosem i wtuliłam się w Pierra. 

- Co dokładnie dzieje się z Sorelem? - spytał rzeczowo Pierre i wskazał dłonią byśmy zaczęli iść w stronę rezydencji. Wiedziałam, że dopiero w samym budynku się rozluźni. Nadal aż cały rwał się do ucieczki, mimo iż skutecznie udało mi się go rozproszyć na jakiś czas. 

- Przekazał nam wszystkim, co wydarzyło się w Wenecji. Mieszkańcy wpadli w potworną panikę. Większość wampirów wyniosła się z miasta w poszukiwaniu innego schronienia. Pozostali są w niekończącym się konflikcie z łowcami. Zostali gdyż Bella Clairiere to ich dom i chcą go bronić. Zbiera się ja wojnę i wiemy, że miasto stanie się polem bitwy. 

- I łowcy im to utrudniają? - spytałam zszokowana. Te nieśmiertelne istoty pozostały, by bronić ludzi, gdy mogli uciekać i ratować skórę. 

- Nie ufają im. Najwidoczniej nigdy nam nie ufali. 

- A Robert? - spytałam słabo. 

- Jest jednym z najbardziej zapalonych nienawistników. Obwinia wszystkich za to co ci się stało - zapadła pomiędzy nami miażdżąca cisza. - Za to, że cię stracił. Wpadł w nieopanowany szał. 

W mojej głowie zapanowała przeraźliwa pustka. Wiedziałam, w głębi ducha wiedziałam, że do tego dojdzie. Że miasto opustoszeje. Że mało kto pozostanie, by go bronić. Wiedziałam, że Robert nie zapomni. Że będzie nienawistny. Nie spodziewałam się po nim niczego innego. Ale żeby narażać tych, którzy stanowili jedyną barierę pomiędzy ludźmi na tymi potworami? Jeden utalentowany wampir równał się dziesiątkom ludzi, jak nie setkom w walce. Musieliśmy wracać. I to natychmiast. Musiałam z nim porozmawiać. Musiałam. 

- A moi rodzice? - spytałam słabo, patrząc Chelsei w twarz. Nie mogła mnie okłamać. Natychmiast bym to wyczuła. 

- Opłakują cię - powiedziała z bólem w głosie. - Zachowują się, jakbyś umarła. 

Zamknęłam oczy, czując jak zdradliwe łzy zbierają się w kącikach moich oczu. Umarła. Jakbym naprawdę umarła. Czy oznaczało to, że się mnie wyrzekli? Po tym jak uczyniłam to wszystko dla nich? Po tym jak zostałam do tego zwyczajnie zmuszona? Czy ja nadal miałam jeszcze rodzinę? Czy miałam do czego wracać? Poczułam jak dłonie Pierra muskają pocieszająco moje plecy. Jak jego usta całują moje włosy. Po tym wszystkim co przeszłam... Czułam jak ziemia osuwa się spod moich stóp, jednak postanowiłam otworzyć oczy i spytać prosto. 

- Kiedy możemy wracać do miasta? 

- Wracając przyciągniemy z nami całą masę wrogich wampirów. 

- Co w takim razie możemy zrobić? - spytałam, a moja rozpacz zaczęła powoli przebijać się przez mój matowy głos. 

- Zbierać armię - powiedział Alessio poważnie. - Każdego wampira, czarownika, nadprzyrodzoną istotę jaka stanie na naszej drodze. Musimy zdobyć wsparcie. Jak największe. Nie możemy wrócić do miasta bez tego. Nie możemy skazać ich na klęskę bez przyprowadzenia ze sobą wsparcia. 

- Muszę z nimi porozmawiać - powiedziałam chropowato. Chciałam od nich odejść. Udać się do swoje sypialni i po prostu się położyć. Nie miałam siły udźwignąć dzisiaj nawet o gram więcej. 

- Jakoś to zorganizujemy poza granicami miasta - powiedziała Chelsea. - Postaram się skontaktować z twoją rodziną. Nie wiem czy uda mi się przekonać Roberta. 

- Miejmy nadzieję, że się zgodzi - powiedział Pierre lodowato. - Jakby miał opory, przypomnij mu co jest nam winien - dodał i doskonale wiedziałam, że pije do faktu, że zawdzięcza naszej dwójce swoje życie. Taki dług musiał zostać spłacony. 

- Czy macie coś przeciwko, jeśli się oddalę? - spytałam spokojnie, a Alessio i Chelsea spojrzeli po sobie, by wrócić do mnie wzrokiem. Stali tak blisko siebie. Ich dłonie muskały się raz po raz, jednak się ze sobą nie splotły. 

- Nie. Oczywiście, że nie - powiedziała brunetka, a ja kiwnęłam im głową i ruszyłam przed siebie, jednak powstrzymała mnie dłoń Pierra. Chelsea i Alessio dyskretnie się od nas oddalili. 

- Przyjdę do ciebie później?

- Tak - powiedziałam smutno. - Proszę - dodałam ściskając jego dłoń mocniej. Uśmiechnął się do mnie czule i pozwolił mi odejść, podczas gdy od wrócił do Chelsei i Alessio. Nigdzie nie widziałam Blaise'a ani Magnusa. Potarłam twarz ze zmęczenia i ruszyłam w stronę sypialni, które znajdowały się na pierwszym piętrze. Gdy wyszłam z sali balowej na korytarz, z ciemności odezwał się do mnie cichy, pełen wyrzutu głos. 

- Nigdy więcej nie zostawiaj mnie z nim samego - podskoczyłam na swoim miejscu i trzymając się za serce syknęłam na niego ze złości. Nie byłam w nastroju na to, by mnie straszono. 

- Dlaczego? Przecież jego towarzystwo to czysta rozkosz - odparłam, patrząc na niego karcąco. Odbił się zgrabnie od ściany i podszedł do mnie. Wyglądał na zmęczonego. Ja nie wyglądałam lepiej.

- Przestań pleść głupoty. To szaleniec - stanął przede mną i spojrzał na mnie z góry. - Zmusił mnie do zrobienia rzeczy w ramach nakładania zaklęć ochronnych, o których nie będę chciał ani mógł rozmawiać przez następne stulecie. 

- Przesadzasz - powiedziałam, przewracając oczami, a on spiorunował mnie spojrzeniem. 

- I nie musiałaś nasyłać na mnie tego cholernego ducha. Nigdy w całym swoim życiu nie byłem tak bliski zesrania się ze strachu, niż jak go dzisiaj zobaczyłem. 

Niemalże się roześmiałam. Tylko on potrafił wywołać uśmiech na moich ustach, gdy byłam załamana. 

- Dziękuję, że im wszystko opowiedziałeś. Nie wiem czy ja sama byłabym w stanie. 

- Wiem - kiwnął głową jedynie i ujął mnie pod łokciem i zaczął ciągnąć w górę schodów. - Powinnaś się umyć. Wyglądasz paskudnie. 

- Alessio powiedział, że olśniewająco. 

- Typowy włoski kłamca. 

- Chyba powinnam się o to na ciebie obrazić. 

- Może powinnaś - odparł i poprowadził mnie do ogromnej łazienki. - Zrób to szybko bo potrzebuję cię do czegoś. 

- Czegoś? 

- Czegoś. 

Nawet nie miałam siły na to, by się z nim spierać, ani tłumaczyć mu, że nie mam w tej chwili ochoty na jego zabawy. Potulnie zamknęłam się w ogromnej łazience i po wyrzuceniu ubrań ostentacyjnie do kosza na śmieci, weszłam ochoczo pod gorący prysznic, stojąc pod nim o o wiele zbyt długo. Nie wiedziałam czy tą gorącą wodą chciałam zmyć brud dnia czy wszystko inne co właśnie na mnie spadło niczym ogromne apogeum. 

Zostałam odrzucona po raz kolejny. Nie tylko przez przyjaciela i kochanka, który obiecywał być przy moim boku do końca swoich dni ale także przez rodzinę. Rodzinę, która wychowała mnie w wierze, że każdemu należy się druga szansa. Rodzinę, która wychowała mnie w mieście pełnym wampirów. Rodzinę, której to wszystko zawdzięczałam i dla której to wszystko zrobiłam. Nie miałam pojęcia, że nieśmiertelne życie może być tak potwornie samotne. 

Gdy owinięta ręcznikami wyszłam z łazienki, Blaise już na mnie czekał. Nie wydawał się zadowolony. Widząc moją minę, nie powiedział jednak nic, tylko wskazał dłonią na zawieszone na oparciu fotela ubrania. Zgarnęłam je i po szybkim narzuceniu na siebie kolejnych nieskazitelnych, jasnych ubrań, stanęłam przed nim równie zmarnowana co on sam. 

- Więc? 

- Słyszałem o Robercie i twojej rodzinie. 

- Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Myślę, że nie będę chciała o tym rozmawiać nawet za sto lat. 

- To nie twoja wina - powiedział prosto, patrząc na mnie, wyciągając w moją stronę swoją zamkniętą w pięść dłoń. Wysunęłam swoją otwartą w jego stronę. Na moją dłoń opadł prosty łańcuszek z prosto wykonanym, okrągłym medalikiem. W jego sercu wygrawerowano jedynie prostą różę. - Są głupcami jeśli jeszcze do tego nie doszli. 

- Pewnie tak - odparłam i przyjrzałam się medalikowi. - Co to jest? - spytałam go, a on westchnął głośno. 

- Jedyną dobrą rzeczą z dnia spędzonego z Magnusem jest to, że pomógł mi wpaść na pewien pomysł. Namierzanie - skinął dłonią na medalik. Jego ramiona napięły się w oczekiwaniu pod idealnie wyprasowaną białą koszulą. Jego szerokie ramiona muskały delikatnie pofalowane blond włosy, które w nieładzie opadały na jego czoło. Musiał przeczesywać je w oczekiwaniu na koniec mojego prysznica. Jego zdenerwowanie powodowało, że sama zaczęłam się denerwować. 

- Namierzanie? - zmarszczyłam brwi tylko na niego patrząc. 

- Ten medalik należał do mojej dawnej kochanki - odchrząknął, siadając prosto na wielkim łóżku. - Umarła w moich ramionach wiele wieków temu. Zachowałem medalik ku jej pamięci. Byliśmy dla siebie zawsze dobrzy. Pomyślałem, ze zanim przekopiesz całe piekło w poszukiwaniu tej wampirzycy, najpierw znajdziesz kogoś, kto może być skłonny do rozmowy i nie wyrządzi nam krzywdy. Taka mała praktyka. 

- Chcesz bym ją dla ciebie odnalazła? - spytałam zaskoczona. Rzadko wspominał o swoich byłych związkach. Jedynie kiwnął twierdząco głową. Prawie nigdy nie mówił o miłości. - Dlaczego? - zapadła pomiędzy nami głucha cisza. Jakoś pokrętnie wiedziałam, że nie chodziło mu tylko o praktykę moich umiejętności. 

- Jestem jej winien przeprosiny - powiedział cicho po bardzo długiej chwili. - A ty jesteś jedyną osobą na tej całej ziemi, która może mi w tym pomóc -  uniósł na mnie swoje spojrzenie. Widziałam w nich jedynie bolesną szczerość. - Wiem, że proszę o wiele. 

- Zrobię to - powiedziałam, zanim mógł dodać cokolwiek więcej. - Kto wie, może się okazać, że nauczy to czegoś naszą dwójkę - opadłam na materac u jego boku. Medalik zdawał się parzyć moją skórę. - Nie wiem tylko jak. 

- W tym pomoże nam Magnus. 

- Zróbmy to więc - powiedziałam z przekonaniem, choć zżerało mnie przerażenie. Czego nie zrobiłabym dla przyjaciela w potrzebie? Czego nie zrobiłabym by zatrzymać choć jego u swojego boku, podczas gdy wszyscy zdawali się ode mnie jedynie odchodzić? Czego bym nie zrobiła, by choć na chwilę przestać myśleć?

**********************************

Jak podobał się wam ostatni rozdział? Zadowoliłam choć odrobinę #TeamPierre? Wasze komentarze zawsze strasznie podnoszą mnie na duchu i pchają do dalszego pisania :) 

All the love! S. 


Continue Reading

You'll Also Like

336K 21.2K 92
- Kundel- powiedziałem do stojącego przede mną chłopaka - Pijawka- odparł posyłając wrogie spojrzenie - Thomas! Dylan!- krzyknęła nauczycielka- przes...
339K 6.9K 9
River Hansen pragnie jedynie przetrwać drugi rok na uczelni, nie zwracając na siebie uwagi i trzymając się z dala od ludzi, co po traumie z przeszłoś...
381K 13K 67
Po skończeniu znajomości z Harrym, Stella zaczyna nowy rozdział w życiu. Zaraz po incydencie na festiwalu zmienia szkołę, a nawet rodzinę przez probl...
1.5K 125 7
zbiór opowiadań pełnych świątecznego klimatu, które, mam nadzieję, pomogą wam wczuć się choć trochę w ten czas powiązane (kontynuacje): project × op...