The Next Generation/Scorose...

By paperbackpoema

24.5K 1.3K 420

'She looked daisy safe But smelled rose wild' 'She is a flower But she isn't soft When her petals fall They... More

*prolog*
*Scorpius Hyperion Malfoy*
*Rose Granger-Weasley*
*Aidan Yaxley*
*Albus Severus Potter*
*Amos Hadijew*
*Ywette Dyer*
*Matthias Nott*
*nigdy nie powrócimy*
*zawsze będziemy*
*czasem jesteśmy*
*kiedyś zapomnimy*
*zrobimy to wszystko*
*to, co wyśnimy*
Info
*jesteśmy zagadkami*
Coming soon
*mamy siebie*
*czego nie dostrzegają*
Bohaterowie
*to co musimy*
*to, co rozpoczynamy*
*biegniemy*
*toniemy*
*to, co widzimy*
*to, co wyznajemy*
*gubimy i znajdujemy*
Coming soon
*przekonamy się*
*błądzimy*
*zanim pomyślimy*
*błagamy*
*nic nie poradzimy*
*important stuff*
Scorbus
Scorbus
*to, co ryzykujemy*
*tracimy głowę*
Info
*ratujemy się*
*ufamy*
Info
*zmieniamy się*
*epilog*

*kim jesteśmy*

184 12 3
By paperbackpoema

Czytasz=komentarz/gwiazdka
Bez bety, bo i tak kazałam wam bardzo długo czekać.
Enjoy!
Pp

*Scorpius*

Korytarze są ciche. Pod moją skórą osadzają się kropelki lodu. Boję się, że zacznę drżeć, z każdym stuknięciem butów o posadzkę, zalewa mnie kolejna fala zimna. Wiem, co może się wydarzeć. Świadomość każdej alternatywy, każdego paralernego świata, który tworzy się w mojej głowie, sprawia mi ból. Moją rękę przeszywają setki igiełek. Nie wiem, które cierpienie znaczy dla mnie więcej.
Zatrzymuję się przed kamienną chimerą i po raz kolejny dziękuję sobie, że jestem prefektem naczelnym. Może, gdybym nim nie został, wcale nie poznałbym Rose.
W takim samym stopniu, w jakim mógłbym uznać to zrządzenie losu za przekleństwo, dostrzegam w naszej miłości dar. Nie mam pojęcia, czy dotrwałbym do tego momentu bez kolei wydarzeń, które miały miejsce, odkąd liście zaczęły zmieniać swoje kolory. Zaciskam rękę na małym pudełeczku w kieszeni spodni. Zamykam powieki tak mocno, jakbym mógł w ten sposób wymazać nie tylko czucie, ale też wszystkie złe wybory,
które sprawiły, że potrzebuję dzis lekarstw. Może nie powinienem się obwiniać, bo ludzie wyrządzili mi krzywdę. Niestety zdaję sobie sprawę, że gdybym nie próbował unicestwić cząstki siebie, podpalając swoje zranione przedramię, sytuacja nie byłaby taka poważna.

Nie czas na żałowanie. Nie czas na to, co nie istnieje. Jest tylko rzeczywistość: prawdziwa aż do szpiku kości i nieodwracalna.

To, co się wydarzy wciąż ma znaczenie.

Wyćwiczonym, pośpiesznym ruchem otwieram zatyczkę pudełka i wysypuje na dłoń dwie pastylki. Połykam bez popicia. Ból nie ustępuje, ale świadomość, że będzie trwał krócej, przylepia do mojej twarzy niemrawy uśmiech. Na tyle mogę sobie pozwolić.

Chimera odsłania mi kręcone schody i wchodzę po nich bez zbędnej zwłoki.
Kiedy spogladam w twarz Mcgonnagal, spotykam jej oczy. Teraz już nic nie wydaje mi się proste. Chyba mam wypisane na twarzy wszystkie swoje obawy, bo nie potrafi odnaleść słów, którymi może mnie powitać.
Skoro ona nie potrafi tego zrobić, jakie ja mam szanse?

Ludzie, którzy mówią innym, że mają łatwość wysławiania się, powinni dwa razy się zastanowić.

/A jak nie, to do trzech razy sztuka/

- Pani profesor. Przepraszam, że niepokoję o tak późnej porze,

Kiwa głową, niepewna, co zaraz powiem. Patrzy na szalonego chłopca, ktory może poinformować ja o wszystkim. Spoglada na mnie, jakby już kiedyś coś takiego widziała. Historia zatacza koło. Nie możemy sie z niego wyrwać, nie ma drogi ucieczki.

Jesteśmy zamknięci w pętli mitycznego czasu, który jak zwykle powraca do punktu zero.

- Czy zaistniał jakiś problem, Scorpiusie ?

- Wiem, że nie ma pani podstaw, by mi zaufać...

- Myślę, że jesteś dla siebie zbyt surowy, chłopcze.

- Jestem pewien, że w Zakazanym Lesie jeden z uczniów planuje kolejny atak. Wiem, jak to brzmi.

Podchodzi do mnie, kładąc rękę na swoim sercu. Jakby spodziewała się, że zaraz wyskoczy albo się złamie.

- Kim jest ten uczeń? Skąd to wiesz?

Przełykam ślinę. Mój oddech jest chłodny; oczekuję, że zobaczę jak formuje się w szarą parę w powietrzu.

/Nic takiego się nie dzieje./

- Manipuluje Albusem i Amosem. On...zamienił ich w wilkołaków.

- Scorpiusie, jak długo o tym wiesz ?

Milczę.

- Nie miałem żadnych dowodów, że to on.

Chwyta mnie za ramię. Krzywię się, ponieważ jest to lewa ręka. Widzi mój wyraz twarzy i jej spojrzenie łagodnieje. Oczy kobiety są o dwa odcienie ciemniejsze. Zawsze uważałem, że noszą one w sobie lata doświadczenia. Teraz jej burzowe tęczówki wyglądają, jakby postarzały sie o całe epoki. Zaledwie w kilka sekund.

- Lans Masterson.

Milczenie; ta pusta przestrzeń zanim dźwięk dotrze do słuchacza.

- Musi mi pani pomóc. Grozi nam niebezpieczeństwo.

*Rose*

Człowiek nie wie jak bardzo dba o innych ludzi, dopóki nie zobaczy ich w sytuacji,
z której może ich nie uratować. Bezsilność zamyka go w objęciach z trującego bluszczu.
Wszyscy inni boją się go dotknąć; nie pomogą.
Dostrzegam szczupłą postać, która wyłania się się z ciemności lasu. Pomyśleć, że Al tak uwielbia spędzać czas pośród natury.
Czy nie ucieknie teraz do cywilizacji? Zawsze uważałam, że naprawdę nie zna zasad rządzących naturą; wygrywa najsilniejszy.
Nie jestem przekonana, że Albus taki jest.
Oni tylko czekali na dogodną okazję, by się zemścić. Wszyscy jesteśmy przynętą dla Lansa i jego armii.
Potter popycha Carrow; jej loki rozsypują się po twarzy, a ona wygląda spod nich swoimi sarnimi oczami.
Moi przyjaciele, Isla i Aidan, klęczą na mokrej trawie.
Jednak ich głowy nie są spuszczone. Gdy o tym myślę, są do siebie podobni. Urośli zbyt silni, by można było ich złamać. Są murem, który nie pęknie pod byle jakim pociskiem. Ścianą zbyt wysoką, by ktoś mógł się po niej wspiąć; czasem nawet najbliżsi nie domyślają się, jak wiele dzieje się w ich wnętrzu. Dwoje byłych kochanków. Dziś obok siebie; może ich losy zawsze miały się przeplatać jak nici DNA.
- To wszyscy twoi ludzie, Masterson? - prowokuje Aidan, którego wyraz twarzy mógłby oznaczać wszystko i nic. Lans przejeżdża kciukiem po dolnej wardze, a potem ją oblizuje.
- To tylko wilkołaki, które chciały sobie popatrzeć. - spogląda na Ala i Amosa, jakby ekscytował go ich widok - Mówiłem wam, że planuję zemstę. I oczywiście... nie jestem sam.
Wskazuje na jednego z mężczyzn, który zdejmuje kaptur. Gdy w końcu dostrzegam jego twarz, niemal tracę kontrolę nad swoim osłupiałym ciałem. Jestem krucha jak szkło.
To ojciec Matthiasa Notta. Widzę zranione spojrzenie Amosa. Wyraz twarzy chłopaka powoli zamienia się z żalu w maskę gniewu.
Dostrzegam, że Aidan próbuje rzucić się w stronę Notta, ale Albus wyciąga rękę i go powstrzymuje. Spojrzenie Pottera jest tak intensywne, że zastanawiam sie, co między nimi zaszło. Nie potrafię powiązać wszystkich nitek w mojej głowie. Brakuje mi igły
i złotej cierpliwości. Wiem, że ostatnio się nie dogadywali. Albus przecież z nikim sie nie dogadywał.
- Co on tu robi? - charczy Hadijew; nawet nie próbuje udawać tak jak mój kuzyn.
Jest szczerą wersja siebie, tak jak zawsze, i dlatego tak się o niego obawiam.
Lans śmieje się, a wszystkie moje konczyńy sztywnieją. Znam ten śmiech. Chcę zrobić cos naprawdę okropnego. Już płonie z ekscytacji.
- Ach. Chyba zaplątał się podczas ataku na Ministerstwo i udało mi się go przemienić. Postanowił stanąć po mojej stronie. Jego syn jest bardzo chętny do pomocy. W zasadzie, świetnie się spisuje.
Wypuszczam powietrze przez zęby. Przypominam sobie, że też mam głos i potrafię go użyć.
Juz nie liczę wszystkich za i przeciw. Wchodzę na polanę z przeciwnej strony. Tysiąc świateł zapala się w jego pustych oczach, gdy odwraca się w kierunku szmeru.

(Tęczówki wilczego chłopca są tak samo chłodne)

- Co ma na celu twoja zemsta, jeśli współpracujesz z ludźmi, na których chcesz sie zemścić?

Mój głos jest wyraźniejszy niz kiedykolwiek; przebijam się przez głęboką wodę, w której byłam pogrzebana. Płynę do światła. Już się go nie boję; ani jego ani brudnej walki, jeśli będzie trzeba. Muszę zacząć walczyć o swoje życie. I o te moich bliskich. Jestem rozzłoszczona, ale nie zaślepiona nienawiścią. Widzę go w każdym detalu, jakby był tylko postacią na dużym ekranie. Urojeniem w głowie pisarza.
Podchodzi do mnie klika kroków. Czuję, że atmosfera wokół nas sie zagęszcza. Wszyscy są czujni, jakbym była drapieżnikiem, ktory może na nich skoczyć.

(Co jeśli mają rację?)

- Nie zrozum mnie źle, Rose. Uważam, że są mi winni posłuszeństwo, a śmierć byłaby tylko wyzwoleniem ich od win - przejeżdża palcem po moim podbródku, a ja próbuję sie nie krzywić. - Będę męczyć ich do ostatniego dnia.

- Chyba swojego - odpowiadam, patrząc głęboko w jego zimne oczy.

- Jesteś tylko jeden - mamrocze Amos, wciąż wpatrując się w Mathiasa.

Nie potrafię zrozumieć jak bardzo zdradzony musi się czuć.

- Wszyscy mnie posłuchają. Te cztery wilkołaki to tylko reprezentaci stad, które mnie wspierają. Zaprowadzimy nowy porządek, w którym każdy bedzie miał sobie właściwe miejsce.

- Wilkołaki stały po stronie Śmierciożercow podczas wojny - ciągnę temat, jakbym mogła coś zdziałać.

Mała inteligentka. Nikt takich nie lubi. Nie wiesz, o tym Rose? Co jeśli zależy mu na wojnie bardziej niż na tobie?

- To tylko sługusy, zrobią co każę.

-Nie masz pojęcia jak trudno jest dyktować ludziom zasady gry - zbliżam się do niego na dwa kroki. - Myślisz, że podoba im się słuchanie o twojej wyższości?
Pochyla głowę i jego ciepły odech znajduje się na mojej twarzy. Czuje się, jakby buchało na mnie powietrze ze śmierdzącej wentylacji. Jest tak blisko, że mogłabym go pocałowac i przypieczętować zdradę.

- Dlatego potrzebuję twojej asystentury. - odpowiada, więc korzystam z jego naiwności - Jestem nieobyty.
Chwytam go za koszulkę i przyciągam do siebie.
Zamyka oczy.

Wyciagam różdżkę i celuję za jego plecami. Trafiam w Notta, ale on odparowuje atak. Wymykam sie z rąk Lansa, zanim wróci do rezonu. Albus popycha mnie i w ostatniej chwili unikam zaklęcia Mathiasa. Aidan rzuca się do walki z Lansem; nie wiem jak zasłużyłam sobie na jego pomoc. Widzę jak Albus i Amos upadają na mokrą trawę. Tuż obok siebie. Ich spojrzenia wbite są w dłonie, z których powoli wyrastają pazury.

Kiedy Amos zamienia się w wilka, młody Nott wymierza w niego zaklęcia. Jakby nienawidził wszystkiego, czym jest jego były kochanek. Widzi w nim to, co zostało z jego ojca. Widzi w nim bestie i widzi w nim marionetkę.

Ale ja rozumiem coś, czego Matthias Nott nigdy nie będzie pojmował.
Amos Hadijew nie podda sie niczyim rozkazom.

Jego rodzina uciekła z Buglarii, by była wolna i bezpieczna. Nie można kupic sobie pewności losu. Nie od przestępcy. Z nimi nigdy się nie układa. Przeczytałam wystarczająco dużo książek i wcale nie zmarnowałam czasu.

Lans wyje, a za nim ustawiają sie jego poplecznicy. Masterson spoglada na Albusa, który rzuca się na pomoc Amosowi. Lans zagradza mu drogę. Jego ryk przeszywa czerń nocy.

Potter nie zastanawia się, zanim skaczę na Mastersona. Spotykają się w powietrzu, dwie majestatyczne serwetki na tle czarnej jak smoła nocy, i opadają w swoich ramionach. Spostrzegam, że to Potter ląduje na grzbiecie. Broni się ze wszystkich sił; jest rozwścieczonym psem gryzącym tego, który narusza jego teren. Myślę, że nigdy się znalazłam lepszego określenia dla tego chłopca. Czemu moje serce kruszy się jak styropian? Na kawałeczki znacznie mniejsze niż te, kiedy dowiedziałam się o tym, co zrobił ze Scorpiusem. Aidan rozgląda się i widzę jego rozterkę. Ostatecznie wybiera pomoc Isli, otoczonej przez przedstawicieli stada. Wskakuję w środek okręgu
i przyjmuje na siebie atak czterech bestii.
To. Teraz.
Co się dzieje?
Nagle czuję elektryczność przechodzącą przez moją skórę, wdycham mrożące powietrze i spoglądam na ostry świat w wysokiej rozdzielczości. Nie jestem już sobą.
Jestem lekka i zrywam się do lotu.
Z góry widzę lepiej plamy krwi rozpylone po trawie jak kleksy farby na płótnie.
To walka. I nie mam pojęcia jak się rozwinęła.
Szybuję w stronę pustego nieba i spadam jak meteor na jednego z przywódców stada. Gryzę jego kark, ale gdy ten próbuje mnie strącić... wbijam paznokcie w jego twarz. Dziobię jego martwe oczy w szale, który nie ma końca. Wilkołak zaczyna zmieniać się w człowieka i dostrzegam ludzkie kończyny, ręce zasłaniające twarz przed moim kontratakiem, przed moją defensywą.
Słyszę ryk obok mnie, krzyk Aidana jest melodią do przedstawienia. Patrzę na leżącego na ziemi ojca Notta. Płacze ze strachu. Jest dorosłym mężczyzna. Kim się stałam? Czym jestem?
Czemu tak się mnie boi?
Chyba nie człowiekiem...
Czuję krew pulsującą w moim ciele, czuje mój szalony puls, a chaos chaos chaos wciska się przez każdy pór mojej skory.
Ale przecież jestem lekka jak piórko. Jestem cała piórkami.
Aidan trzyma w objęciach Islę. Po jej policzku spływa gruba kropla. Łza zmieszana z ziemią i krwią. Nie lubię tego widoku, ale teraz już nie obchodzi mnie brud i nieporządek wokół mnie. Walczę o przetrwanie, a mój bunt jest nieskończony: wtaczałabym swój kamień pod górę każdego dnia, gdyby spadał za każdym razem ze szczytu. Walczyłabym, o to w co wierzę i co kocham.
Ignoruję, co mówi Aidan; to wszystko do mnie nie dociera. Lecę w stronę swojego kuzyna i wtedy widzę grono nauczycielskie walczące z trzema bestiami. Profesor Slughorn związał ojca Notta, ale jego syn walczy zaciekle ze złotowłosym chłopakiem, którego imię wypisane mam pod powiekami każdego dnia, kiedy budzę się ze snu.
W każdej sekundzie, w której pozwalam oczom odpocząć od rzeczywistości.
Albus ginie w uścisku Lansa; przy nim jest jak szczeniak, który może oczekiwać tylko nagany.
(nie dostanie dzisiaj chrupka)
Wtedy jego oczy przesuwają się na mnie i potrafię w nich dostrzec zieleń lasu, z którą sie urodził. I mogę dojrzeć to jak zdziwienie i ulga w jego duszy przeżywają swoją pełnię.
Zrzuca z siebie Lansa. Masterson ląduje na łapach i warczy. Szykuje sie do kolejnego skoku, ale na niego nacieram. Próbuje ze mną walczyć, potem jednak rozumie.
Rozumie, że jestem tą dziewczyną, którą całował, nawet jeśli ona tego nie chciała. Tą dziewczyną, której próbował powiedzieć, że należy do Gryffindoru. I może faktycznie jest silniejsza i odważniejsza niz myślała. Ale nie może wyrzeć się determinacji i braterstwa. Nie może wyrzec się tego, że jest wężem i gdy musi się bronić użyje swojego jadu.
Odpycha mnie i czuję siłę uderzenia, ale wracam wracam i wracam, by zniknął z mego życia. Paradoks. Czemu muszę najpierw stawić mu czoła, by moc wymazać go ze swojej historii?
Tym razem dostaję to, po co przyszłam. Lans zamienia sie w słabego chłopca, którym zawsze był. Siedzi na ziemi i odgradza się ode mnie wyprostowanymi rękoma.
Ale ja też się zmieniam. Nie rozumiem, co się dzieje. Opadam jak pył, jak popiół, jak kwaśny deszcz. Po chwili znów jestem sobą. Lans spoglada w moje przestraszone oczy, ale ja nie spuszczam wzroku. Moje marzenia pozwalają mi patrzeć w górę. Na ziemi nie ma nic, czego szukam. Nie ma tego też w jego pustych oczach, ale mówią, że gdy raz spojrzysz w oczy swoim demonom i przetrwasz, nie jesteś tą samą osobą.
Szybkim ruchem chwyta mnie za włosy i Scorpius, ktory pokonał Notta rzuca się w moją stronę. Ale jestem szybsza. Wyciągam różdżkę- ja, jedyna z pierwszych przybyłych, która nie została obezwładniona. Jej ostry koniec wbija sie w jego szyje, jego żyły pulsują.
- Ty dziwko.
Za chłopakiem stają nauczyciele i Malfoy wszyscy celują w niego różdżkami.
- Najwidoczniej nie było dla ciebie ratunku.
- Nie ptrzebuję niczyjego ratunku.
Wciąż szarpie sie w objęciach własnych profesorów.
Przypomina mi tych wszystkich uwięzionych po wojnie z Voldemortem. Tak naprawdę niczym sie od nich nie różni. Jest niszczycielską siłą; ma chorą duszę, a może stracił ją w ogóle. Nie znałam go wcześniej, nie wiem jak wiele zgubił, zniszczył, zabił. Nie wiem,co zrobił żeby stał się Lansem, którym jest dziś.
Ale boję sie. Boję się, że to, co siedzi w nim jest w każdym z nas.
Szczególnie we mnie.
Trzęsę się, gdy przypominam sobie jak niemal próbowałam wydzióbać oczy
Theodore'a Notta.
Znów drżę w ramionach chłopca, ktory sprowadził nam pomoc. Naprawdę ich przekonał.
Kto moglby mu nie uwierzyć? Ufałam mu zawsze, nawet wtedy kiedy nie powinnam była. Ale to nie ważne, bo teraz czuję na sobie jego pewne dłonie i jego ciepły oddech
Przetrwaliśmy i nawet jesli musielibyśmy wrócić do tego punktu zero, znów nie dalibyśmy się pokonać. Bo mamy swoje powody, mamy swoje tajemnice; może nikt nie odbierze nam tego, co nasze.
- Jesteś animagiem, Rosie. Ty...
Nie musi kończyć, bo wiem, czym się stałam.
Szepczę odpowiedź, a ja mowię ją nagłos, jakbyśmy grali w głuchy telefon.
- Jestem feniksem.

*Albus*

Bięgnę przez las, a moje zmysły się wyostrzają. Wokół mnie zieleń, zieleń, fluorescencyjna zieleń. Zapach mokrej ziemi. I bicie serca, o którym zapominam.
Zostawiłem zwyciężone pole walki i skryłem się w głębi lasu. To łatwe, to potrafię. Ale wciąż nie wiem jak spojrzę w oczy krwi z mojej krwi. Czuję jak wpadam na coś twardego, jakbym natrafił na mur powstrzymujący mnie przed własnym szaleństwem.
Turlam się po ziemi, ale nie opadam na nią ostatecznie. Opieram się dłońmi o ramiona chłopaka o znajomej twarzy.
Mam miliony rzeczy do powiedzenia. Że Nott na niego nie zasługuje. Że cieszę się, że żyje.
Ale z moich ust może wyjść tylko krótkie pytanie.
-Gdzie dziecko?
Chwyta mnie za podbródek i odwraca moją głowę w bok. Pod pochylonymi gałęziami drzewa stoi willa. W jej rękach zawinięte w szmatki dziecko.
To wtedy zdaję sobie sprawę, że byłem w swojej wilczej formie. To ta strona, bestia, była tą, którą ujrzał Amos. Ale czy nie to nas łączy? Czy można przerazić się tego, czym się jest?
Czasem wydaję mi się nawet, że człowiekowi trudniej spojrzeć w lustro niż w karykaturę czegoś, czego w sobie nie ma.
Sierść zaczyna znikać z moich dłoni opartych o jego ramiona i patrzę ma swoją oliwkową skórę, skórę chłopca, który dopiero wszedł w dorosły wiek.
Podnoszę się i podchodzę do willi.
Dziecko ma moje oczy. Widzę wszystko przez zasłonę, gdy łzy zbierają jak woda w rzekach. Muszę zrobić wszystko, by się nie przelała. Chcę ich ocalić.
Chwytam malutką dłoń swojego dziecka.
- Weź swojego syna.
- Ja...
Nie wiem, kiedy znajduje się w moich ramionach. Wydaje się na miejscu, jakby był stworzony by do nich pasować. Spoglądam śmiejącymi się oczami na Hadijewa.
Chyba jest zdziwiony.
Stoi w miejscu z rękoma utkwionymi w kieszeniach.
( Czy nosi też w nich swoje marzenia?)
- A Ywette?
- Pobiegłem pierwszy, by ją znaleść, gdy ty tłumaczyłeś się z całą resztą nauczycielom.
Przywykłem do bycia niezauważanym.
Nie spuszczam z niego wzroku. Czemu po tym wszystkim tak absurdalnie pragnę, by poczuł się lepiej? Jaką robi to dla mnie różnicę?
- Wpadliśmy na siebie, powiedziałem, że zajmę się willą. I czekałem na ciebie. Nie sądziłem, że przybędziesz tak szybko.
Przełykam ślinę.
- Ja...musiałem. Nie zostawiłbym...
Właśnie. Kogo?
Nie spoglądam na żadnego z nich, patrzę się tylko przed siebie. W końcu tam zmierzamy. Czasem to jedyne wyjście, by pozostać o zdrowych zmysłach.
- Chodźcie, czas wytłumaczyć spektatorom widowiska poboczną historię pewnego idioty.
- Nie wybrałam idioty na ojca mojego dziecka. -  mówi willa, popychając ze sobą Amosa - Twój kochaś mi się podoba, Albusie. Dobry wybór.
- Mam imię?
- To ja to powinnam wiedzieć, wilczy chłopcze?
Śmieję się pod nosem, bo w końcu łatwiej mi to zrobić teraz, gdy byłem tak blisko utraty tej szansy.
Gdy wracamy, dłoń Amosa spoczywa na moim ramieniu. Nie mogą nic mu zagwarantować. Wciąż kocham naturę bardziej niż tamten świat. Jestem w niej zatopiony. Jestem jej częścią.
Jak mogę pozwalać mu żyć próżną nadzieją?
Zawsze kierowałem się tylko tym, czego chcę.
Chcę jego, syna i lasu.
Ale przecież nikt tego nie zrozumie.

Continue Reading

You'll Also Like

2.2K 107 17
Dotarcie do Prawego Ramienia miało zapewnić im bezpieczeństwo. Mieli być szczęśliwi i zdala od wszelkich zagrożeń. DRESZCZ jednak miał inny plan. Co...
31K 1.1K 8
Hope Barbossa, obecnie Hope Rogers od 10 lat mieszka w Port Royal. Przyjaźni się z Willem Turnerem. Pewnego dnia spotyka kapitana Jacka Sparrow'a i w...
545 48 7
Aurora nie potrafiła opisać tamtego dnia. Nie wiedziała, jak znalazła się w domu. Za każdym razem, kiedy sięgała pamięcią do tamtego wydarzenia, czuł...
47.8K 1.8K 108
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...