Letters to you | Larry Stylin...

By Aleksia245

17.1K 1.4K 513

Wieloletni związek Harry'ego rozpada się wraz z chwilą, gdy Ian ginie w wypadku samochodowym, pozostawiając m... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Epilog

Rozdział 16

783 65 76
By Aleksia245

Przez kolejne dni spędzaliśmy ze sobą zadziwiająco dużą ilość czasu. Widywaliśmy się praktycznie codziennie przez co zacząłem zaniedbywać spotkania z Niallem i Bethany. Nie czułem się z tym dobrze, ale nie mogłem nic poradzić na pojawiający się na mojej twarzy uśmiech za każdym razem, gdy otrzymywałem wiadomość od Louisa pytającego, czy mam dzisiaj czas. Czasami czekałem na niego, aż skończy pracę i byłem pewien, że jego współpracownicy zaczęli już coś podejrzewać. W końcu samotnie stojący chłopak przed restauracją trzy razy w ciągu dziewięciu dni to nie mógł być przypadek. Dwa razy zabrał podczas naszych spotkać ze sobą swoje młodsze siostry, twierdząc, że nie miał je z kim zostawić, a ja próbowałem sprawiać wrażenie, że bawię się nawet lepiej, gdy w pobliżu są dzieci, choć prawda była taka, że nie przepadałem za nimi, mimo iż jego rodzeństwo naprawdę było całkiem znośne. Wiele czasu również siedzieliśmy w moim pokoju, robiąc te wszystkie nudne rzeczy jak słuchanie muzyki, oglądanie filmów, czy rozmawianie do późnych godzin. Ale ku mojemu zaskoczeniu nie było to w żadnym wypadku nudne. Nie z nim. Dużo się też śmialiśmy. I każde z nas zręcznie unikało rozmów o Ianie, a gdy któreś z nas zjeżdżało na niebezpieczny tor, ten drugi automatycznie zmieniał temat. I tak mijały nam dni. Na rozmowach, które nie dotyczyły niczego konkretnego, albo braku rozmów.

Aż do pewnego dnia.

Leżeliśmy na łóżku w moim pokoju, słuchając muzyki i ciesząc się swoim towarzystwem. Głowa Louisa znajdowała się na moich kolanach, a ja wpatrywałem się w sufit zastanawiając się czy to dobry moment, aby zapytać o jego relację z Ianem. Oboje byliśmy spokojni i zrelaksowani, dlatego czułem, że moje pytanie nie spotkałoby się z atakiem gniewu z jego strony. Jednocześnie nie chciałem psuć tej chwili, ponieważ miałem dziwne przeczucie, że nie powtórzy się już. Westchnąłem i przejechałem dłonią po jego włosach, czując narastający niepokój. Jeżeli nie zapytam to już zawsze będzie mnie to dręczyło, ale jeżeli to zrobię to odpowiedź może mi się nie spodobać. I tego chyba najbardziej się bałem. Próbowałem sobie wmawiać, iż to nic wielkiego, ale w głębi duszy czułem, że nie mam racji. I kiedy w moich uszach rozbrzmiewała jedna z piosenek za którymi nie przepadałem, ponieważ wiązało się z nią zbyt wiele wspomnieć, ale ze względów sentymentalnych nie potrafiłem usunąć jej ze swojej playlisty, Louis zadał mi pytanie, którego nigdy bym się nie spodziewał. W dodatku jego glos brzmiał na spokojny, ale czułem, że to tylko przykrywka i w środku jest zdenerwowany i bardzo niepewny.

- Co byłoby z nami gdyby pojawił się tu Ian?

Przez pierwszych kilka minut nie odzywałem się, myśląc nad odpowiedzią, choć nie istniała chyba dobra. W końcu wyjąłem swoją słuchawkę z ucha i wzruszyłem ramionami.

- Ale nie ma go tu.

I naprawdę myślałem, że na tym zakończymy tą dziwną wymianę zdań, ale on najwyraźniej postanowił kontynuować dalej, dezorientując mnie zupełnie kolejnym pytaniem:

-Nadal go kochasz? – spytał podnosząc się do pozycji siedzącej, patrząc mi prosto w oczy, a ja czułem, że moje serce zaczynało szybciej bić pod wpływem jego silnego spojrzenia, które wręcz krzyczało do mnie, abym zaprzeczył, przez co pojawiły się u mnie ogromne wyrzuty sumienia z powodu mojej nieustającej miłości do niego. Był częścią mojego życia przez tak długi czas. Nie da się przestać kochać kogoś tylko dlatego, że...odszedł.

- Ja...- zacząłem, nie wiedząc, co mam powiedzieć, ponieważ czego ode mnie oczekiwał? Straciłem miłość swojego życia. Nie wie jak to jest, dlatego nie potrafi mnie zrozumieć. Nikt nie potrafi mnie zrozumieć. Wszyscy dookoła mnie naciskają, abym poszedł na przód. – Jakie to ma znaczenie?

Louis wzruszył ramionami.

- Żadne. Zapomnij. – machnął nie dbale ręką, powoli wstając z łóżka. – Pójdę już.

- Nie musisz. – próbowałem go zatrzymać, ponieważ miałem złe przeczucie. Oboje mieliśmy tą jedną złą wadę: uciekaliśmy kiedy zaczynało się komplikować.

- Ale chcę. – powiedział stanowczo, kierując się w stronę wyjścia. Skłamałbym, jeżeli bym wyznał, że mnie to nie zabolało, ale wiedziałem, że gdybym powiedział dokładnie to, co chciał usłyszeć wszystko byłoby w jak najlepszym porządku. Nie mogłem jednak tego zrobić... z drugiej strony Iana nie ma. I już nigdy nie będzie.

- Od kiedy... - zacząłem, a dłoń Louisa zatrzymała się na klamce. Stał odwrócony do mnie tyłem, ale wiedziałem, że niecierpliwie czeka na to, co miało dalej nastąpić. Ja tymczasem przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech, starając się uspokoić drżenie głosu. – Od kiedy jesteśmy ze sobą bliżej moje uczucia z dnia na dzień coraz bardziej słabną, ale za to... - urwałem, ponieważ chciałem powiedzieć, że „są mocniejsze w stosunku do ciebie", ale problem w tym, że w ostatnim czasie zachowywaliśmy się bardziej jak para przyjaciół. Chłopak długo milczał. Przez chwilę myślałem, że nie zamierza się już odezwać, ale po prostu wyjdzie bez słowa, pozostawiając mnie samotnie siedzącego na łóżku i zastanawiającego się, gdzie do cholery popełniłem błąd?

Nagle Louis odwrócił się i popatrzył na mnie tak winnym wzrokiem, że aż nieprzyjemne dreszcze przebiegły po moim ciele, a ja poczułem się nieswojo.

- Nie chce... - westchnął – Nie chce być na drugim miejscu. – wyrzucił z siebie, a ja uniosłem brwi. Nie tego się spodziewałem. Jednocześnie próbowałem go zrozumieć, choć przychodziło mi to z niewiarygodnym trudem, gdyż nie znałem całej jego historii. – Więc jeżeli czujesz, że jeszcze nie pogodziłeś się z jego odejściem...

Pokręciłem głową i podszedłem do niego szybko, bojąc się, że zaraz odejdzie i już nigdy się nie zobaczymy.

- Przecież powiedziałem, że z dnia na dzień...

- Myślisz, że jesteś pierwszą osobą, która mówi mi coś tylko po to, abym poczuł się lepiej? – przerwał mi, a w jego tonie wyczułem złość, skierowaną w moją stronę. Wyciągnąłem obie ręce, aby go złapać. W pierwszym momencie cofnął się, ale kiedy złapałem go za dłonie nie zaprotestował. Najwyraźniej uznał, że próba odsunięcia się ode mnie nie ma sensu. Ja również byłem tego zdania.

- Zdaje sobie sprawę, że nie jesteś przyzwyczajony do bycia dla kogoś ważnym, dlatego nie potrafisz mi uwierzyć, ale to prawda. Długo nie mogłem pogodzić się z jego odejściem, ale odkąd ty i ja zbliżyliśmy się do siebie, złapałem się na tym, że jestem w stanie nie myśleć o nim cały dzień. I czuje, że jest coraz lepiej. - starałem się, aby mój ton brzmiał spokojnie i stanowczo. Chciałem, aby mi uwierzył, nawet jeżeli nie była to prawda. Iana już tu nie było, więc nie ważne, co powiem, ponieważ nikt, ani nic mi go nie zwróci. Mogę go kochać do końca mojego życia, a to nadal nie będzie miało znaczenia. – Za to poświęcam ostatnio więcej czasu na myślenie o kimś innym. – uśmiechnąłem się. Louis patrzył na mnie przez krótki moment tak, jakby zastanawiał się czy może mi zaufać, aż w końcu westchnął i wyjaśnił:

- Nie chciałem zabrzmieć jak zazdrosny chłopak, którym nawet nie jestem, ale...

- Nie musisz się tłumaczyć. Naprawdę rozumiem. – przerwałem mu i pociągnąłem go w stronę łóżka.

- Naprawdę? – przystanął na chwilę. Zmarszczyłem brwi i otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale ubiegł mnie: - Skoro tak uważasz. Nie będę się kłócił z panem 'Zawsze mam rację'.

Zmrużyłem oczy, podczas gdy Louis przyglądał mi się w rozbawieniu.

- To nie jest prawda. To jest absolutnie nie... - urwałem, ponieważ chłopak pokonał dzielące nas dwa kroki i dotknął swoimi wargami moich, całując mnie. Swoje palce wplótł w moje włosy, przyciągając mnie za nie bliżej siebie, jego druga dłoń spoczywała pomiędzy moim ramieniem, a szyją. Odwzajemniłem pocałunek, uśmiechając się w jego usta. Może tak naprawdę nie kłamałem?

*

Leżałem w moim pokoju i odbijałem małą piłkę od ściany w zniecierpliwieniu czekając na kolejny list, który nie pojawiał się już od dawna. Zaczynałem chodzić podirytowany. Jednocześnie ostatnimi czasy chodziłem cały czas w napięciu. Zastanawiałem się czy nie wychodzę na kompletnego dupka umawiając się z najlepszym przyjacielem mojego byłego chłopaka. Nie miałbym takich obiekcji, gdyby chodziło o kogoś nieznajomego, ale...znali się z Louisem od dziecka. Byli niemal jak bracia. Czułem, że to zdrada i z mojej strony i z jego. Nie chciałem się tak czuć, ale za każdym razem, gdy zbliżaliśmy się do siebie, nie mogłem odeprzeć wrażenia, że robię coś złego. Może to prawda? Może naprawdę to nie było w porządku względem Iana i powinienem z tym skończyć? Z drugiej strony lubiłem spędzać z nim czas i zależało mi na nim, dlatego targały mną sprzeczne emocje. Musiałem z kimś o tym porozmawiać, ale problem polegał na tym, że dokładnie wiedziałem, co powiedzą moi przyjaciele. Oboje każą mi przestać myśleć o przeszłości i skupić się na teraźniejszości. Dlatego wiedziałem, że moja rozmowa powinna odbyć się z kimś z kim nie byłem tak blisko jak z nimi. Z kimś, kto spojrzałby na całą sytuację obiektywnie. I chyba znałem taką osobę, ale nie sądziłem, że będzie chciała ze mną na ten temat rozmawiać. Wzdychając kontynuowałem rzucanie piłką o ścianę, mając nadzieje, że z czasem dostanę rozwiązanie swoich problemów.

Dwa dni później otrzymałem kolejny list. Miałem jednakże wrażenie, że nie będzie on taki jak sobie wyobrażałem. I kiedy opadłem na kanapę, wyjmując białą kartkę papieru, okazało się, że miałem rację. Jeszcze przez parę minut wpatrywałem się w nią bez słowa, czując jak robi mi się słabo. Wiedziałem, oczywiście, że wiedziałem, iż kiedyś to nastąpi. Ale nie sądziłem, że tak szybko. Naprawdę myślałem, że jestem dopiero w połowie swojej drogi. Nigdy bym nie przypuszczał, że znajduje się na końcu.

Drogi Harry,

Z przykrością muszę ci oznajmić, że to ostatni list, który ode mnie otrzymałeś. Nie będziesz już musiał wykonywać więcej zadań. Odtąd podejmuj decyzje w taki sposób, abyś jednocześnie był szczęśliwy i nie odcinał się od osób, którym na tobie zależy. Wierzę, że odtąd będziesz sam z siebie będziesz robił to, na co masz ochotę, nie przejmując się opinią innych, że będziesz podejmował rozsądne decyzje, że będziesz częściej wychodził z domu, nawet jeżeli będzie się to wiązało ze spotkaniem osób, których nie lubisz oraz że będziesz bardziej okazywał swoim bliskim to, jakim są dla ciebie wsparciem, a także poświęcisz się swoim zainteresowaniom. Wierzę, że znalazłoby się kilka, gdybyś tylko trochę pomyślał. A tymczasem ostatnia mała rada ode mnie, kup tablicę korkową i powieś na niej wszystko to, co cię inspiruje.

Mam nadzieje, że nie będziesz miał mi za złe, jeżeli tym razem nie podpiszę się „Twój na zawsze", bo widzisz, ludzie nie są przypisani do jednej osoby na całe życie, bo gdyby tak było, żadna siła nie byłaby w stanie ich rozdzielić. Ale czasami warto próbować, prawda?

Odłożyłem kartkę nie mogąc ubrać tego, co czułem w słowa. Bo chyba nic nie było w stanie oddać mojego rozczarowania, wraz z chwilą kiedy przeczytałem ostatnie zdanie i zdałem sobie sprawę, że to koniec. To był naprawdę koniec. Nie ma już nic więcej. Pozostała tylko ta cholerna pustka.

*

- Co robisz? – zapytała mama zaglądając do mojego pokoju, zwabiona odgłosami, które z niego dobiegały.

- A nie widać? – odparłem kończąc zawieszać tablicę korkową w moim pokoju, którą kupiłem dzisiaj rano. Jeszcze nie zdecydowałem tylko, co na niej powieszę.

- Po co ci ona?

- Dla inspiracji. – westchnąłem odchodząc na parę kroków, aby zobaczyć, czy wisi prosto.

- Jest prosto. – ubiegła mnie. Pokiwałem głową i spojrzałem na zegarek znajdujący się nad drzwiami.

- Cholera. Jestem już spóźniony.

- Na co?

- Na spotkanie. – powiedziałem, pośpiesznie zbiegając na dół i w równie szybkim tempie zakładając buty, których nawet dokładnie nie włożyłem na stopy. Naprawdę nie chciałem, aby był zmuszony na mnie czekać. Czułem, że to ten typ człowieka, który mógłby wyjść z kawiarni, jeżeli tylko pozwoliłoby mu się czekać dłużej niż pięć minut.

- Z kim?! – zdążyłem tylko usłyszeć, zanim zamknąłem z trzaskiem drzwi.

*

W kawiarni rozmawialiśmy z Zaynem o muzyce, filmach, podróżach. Opowiedział mi o swojej wycieczce do Japonii, podkreślając jaki to niesamowity kraj i, że to jedna z jego najlepszych podróży. I podczas, gdy piłem kawę, powiedział coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewał:

-Powinieneś wybrać się tam ze mną. - Momentalnie zacząłem krztusić się pitym napojem i potrzebowałem chwili, aby się uspokoić. Zayn przerwał jedzenie kanapki, patrząc na mnie niepewnym wzrokiem. - Chyba, że nie chcesz. – dodał wzruszając ramionami i wrócił do przerwanej czynności.

- Chcę, oczywiście, że chcę. Po prostu zaskoczyłeś mnie. – wyjaśniłem. – Dlaczego...dlaczego akurat ja? Masz mnóstwo przyjaciół, a my...cóż, nie jesteśmy ze sobą zbyt blisko.

- Mam mnóstwo osób wokół siebie. – podkreślił. – A to różnica. Po za tym dobrze mi się z tobą rozmawia. Żałuje, że żaden z nas nie zadał sobie trudu wcześniej, aby się bliżej poznać.

Zayn miał rację. Chodziliśmy do jednej szkoły przez tyle lat, a mimo wszystko nie rozmawialiśmy ze sobą dłużej niż dwie minuty. Możliwe, że teraz bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale...nie odzyskamy straconego czasu już nigdy. Dlatego może teraz warto zaryzykować?

I nagle coś sobie uświadomiłem.

Jeżeli zmarnowaliśmy tyle czasu, to nie warto marnować go dalej. Muszę zacząć chwytać okazje, nawet jeżeli oznaczałoby to wyrzuty sumienia i zadręczanie się, czy na pewno robię dobrze, ale jeżeli coś sprawia, że jestem szczęśliwy to nie może być złe, prawda? Przynajmniej nie do końca. Wiem, że powinienem porozmawiać z Louisem o moich wątpliwościach dotyczących nas wcześniej, ale...cieszę się, że tego nie zrobiłem. Mógłbym go wystraszyć. Zresztą to i tak nie ma znaczenia skoro teraz wiem, że chcę tego. Chce robić to na co mam ochotę, mimo wszystko.

- A co z Bethany? – spytałem, zdając sobie sprawę, że kiedyś coś pomiędzy nimi było i chyba nadal jest, choć nie byłem do końca pewien.

- Powiedziała mi ostatnio, że jest w ciąży. – powiedział to w taki sposób, jakby to nic nie znaczyło. – Nie musisz udawać, że jesteś zaskoczony. – uśmiechnął się.

- Ale chyba ją lubisz? A ona ciebie?

Zayn ponownie wzruszył ramionami.

- To prawda. Lubię ją i myślałem, że ona mnie również, a później zaszła w ciąże z obcym facetem i stwierdziłem, że chyba nie lubiła mnie dostatecznie. – próbował żartować, ale widziałem smutek w jego oczach i zdałem sobie sprawę z tego, że jemu naprawde na niej zależało.

- Śmierć bliskiej osoby zmienia ludzi i myślę że... że jej uczucia do ciebie naprawdę nie miały znaczenia w tamtym momencie. Nawet jeżeli rzeczywiście coś do ciebie czuła to... jest to o wiele bardziej skomplikowana kwestia. Nie myślała wtedy o tym, że cię krzywdzi.

- A czy ty byś zapomniał na moim miejscu?

Otworzyłem usta, aby powiedzieć „tak", ale prawda była taka, że nie miałem pojęcia, co bym zrobił na jego miejscu, ponieważ nigdy nie byłem w takiej sytuacji i miałem wielką nadzieje nigdy się nie znaleźć.

Reszta spotkania przebiegła w ciszy, która nie była w żaden sposób krępująca. Była za to w dziwny sposób miła.

*

Na mojej tablicy powiesiłem wszystko to, co znalazłem w moich szufladach w wyniku czego, przyozdobiły ją moje przeróżne rysunki, których nigdy nie uznawałem za zbyt dobre, aby wyciągnąć je na światło dzienne, więc spoczywały na dnie szuflad przez długie lata. Dzisiaj jednak postanowiłem, że czas to zmienić i poczułem się naprawdę z tym dobrze. Gdy oddaliłem się na parę kroków, aby spojrzeć z daleka na moje dzieło, uznałem, że czegoś na niej brakuje. Jakiegoś elementu. I kiedy rzuciłem okiem na list znajdujący się na moim biurku już wiedziałem. Powinienem na niej powiesić coś, co mnie inspirowało. Wykonywałem kolejne polecenia z listów, które otrzymywałem, zmuszając się czasami do robienia czegoś, na co zupełnie nie miałem ochoty, ale znajdowałem się dzięki temu w miejscu w którym jestem teraz. Z nowym przyjacielem i powoli czując coś więcej do chłopaka, którego dotąd nie znosiłem. Gdyby nie one prawdopodobnie właśnie teraz nie miałbym nikogo wokół siebie i leżałbym załamany w swoim łóżku, zastanawiając się, gdzie popełniłem błąd? A odpowiedź brzmiałaby: wszędzie. W każdym moim dotychczasowym zachowaniu. W każdym odepchnięciu od siebie kogoś, na kim mi zależało, nawet jeżeli nie było to moją intencją. Ale nie muszę się nad tym zastanawiać, bo stoję tu teraz i czuje, że naprawę mam się dobrze i nic nie jest w stanie zburzyć mojego szczęścia. Dotarło też do mnie, że nie chciałem wiedzieć, kto pisał do mnie owe listy, bowiem czy to cokolwiek zmieni w moim życiu? Może niektóre sekrety lepiej, żeby pozostały sekretami.

Wieczorem, mając cały dom dla siebie, postanowiłem zaprosić do siebie Louisa, kolejny raz zaniedbując moich przyjaciół, jednakże kiedy miałem do wyboru ich albo jego, cóż, wybór wtedy stawał się dla mnie zaskakująco prosty. Miałem również nadzieje, że w końcu dowiem się na czym stoimy, ponieważ naprawdę nie czułbym się dobrze, gdybym dowiedział się, że chłopak sypia z innymi ludźmi za moimi plecami, myśląc, że skoro nie składaliśmy żadnych deklaracji, to ma do tego prawo.

- Hej. – przywitał się Louis stojąc w progu, trzymają butelkę wina. Uśmiechnąłem się, wpuszczając go do środka, a zaraz później zmarszczyłem brwi, podczas zamykania drzwi.

- Chyba nie myślałeś, że to randka? A jeśli tak to...woah gratuluje samooceny. – powiedziałem.

- Straszny z ciebie dupek, wiesz? – mruknął stawiając butelkę na stoliku i zaczął rozglądać się po salonie: - Masz jakieś kieliszki?

Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.

- Więc próbujesz mi powiedzieć, że na trzeźwo nie dasz rady?

- Nie dam rady czego? –zapytał, udając, iż nie miał pojęcia o czym mówiłem. Przewracając oczami, wyciągnąłem z górnej szafki dwa kieliszki i kiedy odwróciłem się, aby mu je podać, omal na niego nie wpadłem. Znajdował się bardzo blisko mnie, zbyt blisko, przez co wręcz czułem jak temperatura mojego ciała wzrasta z każdą sekundą.

- Może jednak dam radę. – odpowiedział wyjmując z moich dłoni kieliszki i postawił je na komodę znajdującą się za moimi plecami. Wciągnąłem ze świstem powietrze, nie spodziewając się, że to co miało nastąpić przyjdzie tak szybko.

Nie byłem w stanie nic zrobić albo chociaż powiedzieć, po prostu patrzyłem prosto w niebieskie tęczówki, które wpatrywały się we mnie z taką cholerną intensywnością. Na chwilę wstrzymałem oddech, kiedy ręka chłopaka dotknęła mojego ramienia i pociągnęła lekko w prawo, a później mocno mnie popchnęła. Wydałem z siebie cichy jęk, kiedy moje plecy zderzyły się z twardą ścianą i nie było to spowodowane bólem, który bez wątpienia się pojawił. Obie dłonie chłopaka zacisnęły się na mojej koszuli gniotąc materiał, a jego usta gwałtownie mnie pocałowały, przez co poczułem jak niemal brakuje mi tchu. Całowaliśmy się z taką pasją, jakiej jeszcze nie dane mi było dzielić z nikim innym. Z całej siły starałem się nie wydać z siebie żadnego dźwięku, aby mu nie pokazać jak bardzo mi się to podobało. Moja ręka przesuwała się powoli od jego uda w górę, drażniąc się z nim, ale po reakcji jego ciała, widziałem, że jest równie zadowolony. Kiedy odchylił głowę do tyłu, chcąc nam przerwać, próbowałem zatrzymać nasze wargi złączone jak najdłużej. Rozluźnił uścisk na mojej koszuli i teraz jego dłonie znajdowały się po obu stronach mojej głowy, uniemożliwiając mi ucieczkę, choć wcale nie miałem takiego zamiaru. Spojrzał uważnie w moje oczy, jakby czegoś w nich szukając. Nie odwróciłem wzroku. On również, dlatego patrzyliśmy na siebie przez dłuższy czas, aż w końcu zapytał:

- I co teraz?

Spojrzałem na jego usta i przełknąłem głośno ślinę. Nagle kompletnie zaschło mi w gardle. Ale wiedziałem, że chcę tego. Chcę jego. Dlatego wskazałem ruchem głowy na schody prowadzące na górę do mojego pokoju.

- Jesteś tego pewien? – naprawdę wyglądał na zaskoczonego moją propozycją, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu na temat słuszności podjętej przeze mnie decyzji.

- Chyba, że ty tego nie chcesz... – powiedziałem w między czasie gładząc go po ramieniu.

- Gdybyś wiedział od kiedy o tym marzę. – uśmiechnął się, odgarniając z mojego czoła kosmyk włosów i teraz to ja złączyłem nasze usta. Tym razem pocałunek był bardziej czuły i delikatny. Nie spieszyliśmy się, cieszyliśmy się za to każdym muśnięciem, każdym dotykiem. Przyciągnąłem go do siebie bliżej, czując jego biodra na moich i wiedząc, że dłużej nie wytrzymam tego napięcia, które stawało się niemalże bolesne. Nie mogłem nic poradzić na to jak reagowałem na niego. Moje niespokojne dłonie błądziły po całym jego ciele, a z każdą minutą czułem jak szaleńczo potrzebowałem znaleźć się w swoim pokoju i dać temu upust. Louis chyba czuł podobnie, ponieważ wyszeptał w moje wargi: - Proszę, chodźmy do ciebie.

Uśmiechnąłem się w jego usta i pokiwałem głową, a później nie przerywając pocałunku zaczęliśmy kierować się w stronę schodów. Cały czas nie odrywając się od siebie znaleźliśmy się przed drzwiami mojego pokoju, gdzie tym razem ja popchnąłem na nie Louisa, całując go tak zachłannie, że mogłem usłyszeć z łatwością jak dyszy, a po omacku próbowałem znaleźć klamkę. Chłopak zaczął odpinać guziki mojej koszuli, a ja wolną ręką, starałem się odpiąć pasek jego spodni, co nie było łatwe. Gdy znalazł się przy ostatnim, powiedział:

- Jak myślisz, jak fajnie byłoby to zrobić przed drzwiami twojego pokoju?

Roześmiałem się i w tym momencie nacisnąłem klamkę. Oboje wpadliśmy do środka tak spragnieni siebie jak para zakochanych nastolatków, którzy nie widzieli się od bardzo dawna. Zaczęliśmy kierować się w stronę łóżka, a gdy się na nie natknęliśmy oboje opadliśmy na nie zaprzestając wcześniejszych czynności. Louis znajdował się pode mną, a ja zdałem sobie sprawę, że wcześniej nie uzgodniliśmy tego, kto ma być na górze, ale stwierdziłem, że w tym wypadku jest to najmniej ważne. Moja koszula spadła na podłogę, a zaraz po mnie jego. Udało mi się poradzić sobie z paskiem jego spodni, które udało mi się zdjąć, pozostawiając go jedynie w bokserkach. Chciałem pozbyć się również moich, ale chłopak położył obie dłonie na moich policzkach, zmuszając mnie, abym na niego spojrzał.

- Nie mogę uwierzyć, że te dzieciaki z liceum, które tak siebie nienawidziły teraz dobrowolnie chcą się ze sobą przespać.

Popatrzyłem na niego w rozbawieniu, a zaraz później spoważniałem.

- Wiesz, że traktuje cię poważnie, a nie jak chwilową odskocznie?

Louis nie odpowiadał przez jakiś czas, ale nie odwrócił również wzroku. Zastanawiałem się jakie myśli kłębią się w jego głowie i czy uważa tak samo jak ja.

- Ja ciebie też. – odparł w końcu.

- Może to nie najlepszy moment na rozmowę, podczas gdy leżę na tobie, ale myślisz, że to mogłoby się udać czy to zbyt skomplikowane?

Miałem ochotę zamknąć oczy i powiedzieć szybko żeby nie odpowiadał, bo naprawdę nie chciałem znać odpowiedzi na to pytanie, jeżeli miałaby mi się nie spodobać.

- Myślę... - wziął głęboki oddech i ponownie odgarnął mokry kosmyk z mojego czoła, patrząc na moje usta. – że lubię skomplikowane. – dodał, a ja odetchnąłem z wyraźną ulgą i muskając jego wargi, zacząłem zjeżdżać coraz niżej, aż moje usta znalazły się na jego szyi, którą zacząłem całować i drażnić językiem i sprawiając, że jego jęki z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze. Chłopak łapiąc mocno za moje biodra przyciągnął mnie do siebie bliżej, prosząc, abym nie przestawał tego co robiłem. – Zdejmij je. – wyszeptał, mając na myśli moje spodnie. Oderwałem się od niego, co spotkało się z rozczarowaniem z jego strony. Zaraz jednak coś sobie uświadomił, ponieważ zapytał: – Masz coś do pomocy?

Zmarszczyłem brwi.

- Zależy co masz na myśli. – odpowiedziałem ostrożnie, na co dostałem jednoznaczne spojrzenie i już nic więcej nie musiał mówić. – Coś powinno się znaleźć, ale dawno nie miałem nikogo w łóżku, więc nic nie obiecuje. – uśmiechnąłem się, wstając i podchodząc do komody.

- Och, serio? Więc od łzawego rozstania z twoim rudym kolegą jestem twoim pierwszym?

- Nie pochlebiaj sobie. Po prostu nie miałem dotąd szczęścia. – odparłem, jednocześnie gorączkowo przerzucając wszystkie szuflady po kolei. – To może trochę zająć. – powiedziałem rzucając mu przepraszające spojrzenie przez ramię.

- Nie spiesz się. W końcu ostatni raz uprawiałem seks, kiedy ty znajdowałeś się pod łóżkiem.

- I od tego momentu nic? –naprawdę, nie chciałem zabrzmieć na tak bardzo zdziwionego.

- Dlaczego to takie dziwne?

Wzruszyłem ramionami.

- Po prostu myślałem, że... - urwałem, ponieważ przysięgam, jeszcze jedno słowo, a mogłem sobie pomarzyć o cudownej nocy z chłopakiem na którego dźwięk imienia szybciej biło mi serce.

- Nie stresuj się tak. – roześmiał się. – Prawdopodobnie nic, co powiesz w tej chwili nie sprawi, że sobie stąd wyjdę. Nie po tym co miało miejsce jeszcze parę minut temu.

- To będzie twój pierwszy raz? - zapytałem niepewnie. Usłyszałem za sobą parskniecie.

- Żartujesz, prawda?

- Miałem na myśli to czy to będzie twój pierwszy raz z facetem.

Myślałem, że odpowie od razu twierdząco, ale on zwlekał przez dłuższy czas z odpowiedzią, aż w końcu odchrząknął i wydukał:

- To będzie mój pierwszy raz z tobą, a to najważniejsze.

Zastygłem na chwilę trzymając za uchwyt od szuflady, ale stwierdziłem że to nie jest dobry moment aby wypytać go o więcej, dlatego znów zacząłem szukać, tym razem szybciej.

- Widzę że trochę Ci to zajmie, więc pozwól, że obejrzę w tym czasie twój pokój. - powiedział, a ja pokiwałem głowa, uznając, że to będzie lepsze niż rozmowa która w każdym momencie mogła zejść na niebezpieczne tory. - Woah, to twoje rysunki? - zapytał, a ja spojrzałem na niego z ukosa. Stał przed moja tablica na której wisiały moje przeróżne prace. Jedne namalowałem jeszcze jako dziecko, a drugie będąc już starszym. Najnowsze dzieło skończyłem chyba w zeszłym roku.

- Aż takie okropne?

- Wręcz przeciwnie.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Naprawdę doceniałem to, iż tak uważał, tym bardziej, że byłem ich bardzo niepewny, szczególnie po tym jak zostałem wyśmiany przez jedna z najbliższych mi osób.

- Znalazłem. - powiedziałem radośnie wyciągając czerwoną buteleczkę, jednak nie otrzymałem równie pozytywnego odzewu ze strony chłopaka. Towarzysząca cisza zaczęła mnie niepokoić. Wstrzymałem oddech podczas gdy odwróciłem się powoli, bojąc się, że zastane pusty pokój i uchylone drzwi. Z ulga wypuściłem powietrze, gdy zobaczyłam nadal znajdującego się w pomieszczeniu Louisa, który przyglądał się tablicy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Położyłem żel na łóżku i podszedłem do chłopaka, obejmując go od tylu ciasno w pasie i składając krótki pocałunek na jego odsłoniętym ramieniu.

- Wszystko w porządku? - zapytałem opierając o nie brodę. Louis wziął głęboki oddech i wskazał palcem na listy, które powiesiłem, chcąc aby przypominały mi o tym, co dzięki nim zawdzięczam.

- Co to jest?

Naprawdę nie miałem zamiaru mówić mu o tajemniczych wiadomościach, tym bardziej, iż już więcej ich nie dostanę.

Odwróciłem go do siebie tak, by stał do mnie przodem i trzymając dłonie na jego ramienicach, powiedziałem:

- To naprawdę nie ma już znaczenia. Możemy iść do łóżka? - grzecznie poprosiłem zagryzając jego dolną wargę i wsuwając palce pod jego bokserki, chcąc ściągnąć je z niego, abyśmy szybciej przeszli do rzeczy, ale on złapał mnie za nadgarstki, nie pozwalając zejść niżej.

- Od kogo są te listy? Kim jest 'twój na zawsze?'

Westchnąłem. Nie chciałem aby Louis kiedykolwiek się o tym dowiedział, a przynajmniej nie, żeby był pierwsza osoba której o tym mówię, chociaż z drugiej strony dobrze byłoby to wreszcie z siebie zrzucić i przestać ciągle coś ukrywać . Mógłbym wtedy chociaż z nim porozmawiać o czymś, co nie dawało mi spokoju tak długi czas.

- Szczerze? Sam nie mam pojęcia. Po prostu zacząłem je pewnego dnia dostawać. - odparłem tak jakby to nie było nic wielkiego, ale prawda była taka, że zdążyłem się już do tego przyzwyczaić i teraz to naprawdę nie było dla mnie nic dużego.

- To znaczy? - zmarszczył brwi. - Co to znaczy pewnego dnia dostawać?

Wzruszyłem ramionami.

- Wszystko zaczęło się od... - urwałem raptownie, zastanawiając się czy to na pewno jest dobry moment, aby o tym mówić, ale zdałem sobie sprawę, że lepszego nigdy nie będzie, tym bardziej, że Louis z jakiegoś powodu chce poznać prawdę. – pogrzebu Iana. To na nim otrzymałem pierwszy list. To on popchnął mnie po części, aby... uderzyć cię. – dokończyłem i łapiąc go za dłoń złączyłem nasze palce razem, a potem poprowadziłem nas w stronę łóżka. – Po prostu dostawałem, co jakiś czas listy z zadaniami do wykonania, ale to nie ma w tym momencie żadnego znaczenia, ponieważ osoba, która je wysyłała nie zrobi tego więcej.

Louis opadł na jedwabną pościel, puszczając mnie i gorączkowo nad czymś myśląc. Po chwili coś sobie uświadomił.

- To dlatego robiłeś te wszystkie dziwne rzeczy. – powiedział. – Jak wtedy, gdy... pocałowałeś mnie.

Westchnąłem.

- To prawda, osoba, które je pisała trochę nas popchnęła ku sobie, ale...tylko trochę. Z czasem uświadomiłem sobie, że sam z siebie tego chcę.

- I nigdy nawet przez krótki moment nie zastanawiałeś się od kogo je dostajesz? Nie próbowałeś wyciągnąć czegoś od osób ze swojego otoczenia?

Miał rację. Powinienem. Ale problem w tym, że tak bardzo bałem się reakcji i tak mało im ufałem... Nie sądziłem, że ktokolwiek wziąłby mnie na poważnie. Zresztą, nadal tak uważałem.

Spojrzałem na swoje palce, którymi zacząłem się bawić.

- Jesteś pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała. Po prostu... nie czułem potrzeby zwierzania się z tego. No i jest jeszcze coś... - Louis posłał mi wyczekujące spojrzenie. Przełknąłem głośno ślinę, zanim kontynuowałem: - Osoba, która je pisała, znała dużo detali z mojego życia o których wiedział tylko Ian. Czasami myślałem, że to on, chociaż to nie było w żaden sposób możliwe, ale... czułem, że znajduje się w tych wiadomościach jakaś jego cząstka. Po prostu... tak bardzo mi go brakowało, że zacząłem naginać fakty do rzeczywistości.

Chłopak milczał. Przygryzłem w zdenerwowaniu wargę z niepokojem czekając na jego odpowiedź, która nie pojawiała się. Bałem się, że przesadziłem i nie powinienem był w ogóle wspominać o Ianie. Dlaczego on cały czas miesza w moim życiu? Nawet jeśli nie ma go już na tym świecie?

Wyciągnąłem rękę, aby go dotknąć, ale on nagle gwałtownie się podniósł i zabierając swoje ubrania z podłogi, zaczął się ubierać. Byłem tak zaskoczony jego reakcją, że nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Nie miałem pojęcia, co zrobiłem źle? To prawda poruszyłem niewygodny dla nas obydwu temat, ale... wciąż czułem, że to za mało. Musiało chodzić o coś więcej.

- Nie wychodź. Proszę. – odezwałem się wręcz zdesperowanym głosem. Louis jednak nie zaprzestał wykonywanej czynności. – Błagam. – próbowałem go ponownie przekonać, jednakże bez powodzenia. – Co mam zrobić, żebyś został? – spytałem w końcu. Chłopak wzdychając dokończył zapinanie paska od spodni i spojrzał na mnie, tak jakby sam był zaskoczony, iż nie byłem w stanie sam na to wpaść. Bojąc się, że kolejny raz nie uzyskam żadnej odpowiedzi z jego strony podszedłem do niego pewnie i złapałem go za nadgarstki, ściskając je mocno. – Naprawdę chciałbym spróbować, ale ty ciągle mi nie pozwalasz. Dlaczego mnie odpychasz?

- Nie rozumiesz, że nie mogę tego zrobić?! – krzyknął. - Okłamałeś mnie wtedy. Wciąż go kochasz. A ja... nie mogę być z tobą, wiedząc, że... - przez chwilę myślałem, że w końcu powie mi prawdę, ale on nagle urwał, rezygnując. Cały czas to robił. Nawet podczas naszych spotkań miałem wrażenie, że próbuje mi coś powiedzieć, ale zaraz odrzucał ten pomysł i starał się udawać, że dobrze się bawi. – Zawsze go tak bardzo idealizowałeś. Powtarzałeś jaki jest wspaniały i jak bardzo się kochacie, a ja musiałem tego słuchać, nie mogąc powiedzieć ci prawdy i to sprawiało, że byłem wściekły. Wściekły na ciebie. Wściekły na to jaki byłeś ślepy i nie widziałeś tego, co prawdziwe. Powiedz mi Harry, naprawdę byłeś taki głupi czy po prostu tak bardzo zaślepiła cię miłość? Chociaż...to miłość robi z nas głupców. Więc chyba byłeś obydwoma.

Puściłem jego nadgarstki, błądząc wzrokiem po jego twarzy, jakbym szukał w jego mimice jakieś

wskazówki. Nie miałem pojęcia o czym mówił, choć pragnąłem się tego dowiedzieć bardziej niż czegokolwiek innego. Pragnąłem usłyszeć prawdę. Od niego. I skończyć z tymi cholernymi sekretami. Czy to byłoby takie złe? Zamiast słodki kłamstw, albo niedomówień w końcu pierwszy raz poznać tajemnice, która była ukrywana przede mną przez tak długi czas.

- Nie byłem zaślepiony miłością. Nasz związek wprawdzie nie był idealny, ale był szczery. – powiedziałem, chcąc go sprowokować. Louis pokręcił głową na moje słowa, po czym roześmiał się gorzko. To sprawiło, iż poczułem się jeszcze bardziej nieswojo, a nieprzyjemne dreszcze nasiliły się. Moje serce biło niebezpiecznie szybko, co dodatkowo sprawiło, iż poczułem jak robi mi się słabo i ledwo stoję na nogach. Cokolwiek miał zamiar wyznać, byłem pewien, iż to zmieni wszystko i już nie będzie odwrotu.

- Nie rozumiesz, że on nie zasługiwał na ciebie? Ani na mnie? – Louis zbliżył się, aby mnie dotknąć, ale cofnąłem się o krok.

- Co? – zdołałem wykrztusić zdezorientowany.

- Przepraszam, że tak długo zajęło mi zdanie sobie z tego sprawy, przez co musiałeś cierpieć. Nigdy nie byłeś niczemu winien, a okazało się, że zostałeś najbardziej skrzywdzony.

- Dlaczego powiedziałeś, że na mnie nie zasługiwał? Ani na ciebie? – poczułem jak zasycha mi w gardle, a dłonie robią się wilgotne.

- Zrozum, że był największym palantem jakiego kiedykolwiek spotkałem. Nie liczył się z niczyimi uczuciami, potrafił sprawnie manipulować ludźmi, kiedy na czymś mu zależało. I robił to. Tylko szkoda, że akurat mnie. Myślałem, że to ja go wykorzystuje, przez to, że tak bardzo mi pomagał, dlatego tyle czasu zajęło mi zorientowanie się, że jest wprost przeciwnie. I to samo robił z tobą. Cholernie łatwo owinął sobie wokół palca naszą dwójkę.

- Co masz na myśli? – zapytałem ostrożnie. Louis wziął głęboki oddech, wyglądając tak, jakby zastanawiał się czy lepszym wyjściem nie byłoby po prostu pozostawienie mnie samego w pokoju i wyjście, a tym samym uniknięcie konfrontacji. Ale tak długo na to czekałem, iż byłem pewien, że nie pozwoliłbym mu tego zrobić.

- Harry ja... - spojrzał na mnie z tak bardzo widocznym poczuciem winy, iż zrobiło mi się go naprawdę żal. Cokolwiek się wydarzyło, to musiało go zżerać od środka. Resztkami sił powstrzymywałem się, aby nie zatrzymać go w tym momencie, ale chęć poznania prawdy była ode mnie silniejsza, dlatego wpatrywałem się w niego tylko wyczekująco, mając nadzieje, że sam powie mi coś więcej. Uważałem, że lepiej poznać prawdę, jakkolwiek zła by ona nie była i pogodzić się z nią niż całe życie tkwić w kłamstwie. W końcu Louis przeczesał palcami włosy i wzdychając kontynuował: - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?

Pokiwałem głową. Oczywiście, że pamiętałem. Jeszcze niedawno opowiadałem o nim Niallowi i Bethany i gdyby nie to, co wydarzyło się później mógłbym uznać je za jedno z lepszych wspomnień z liceum.

-Nie powiedziałem ci prawdy. – zmarszczyłem brwi, zdezorientowany jego nagłą zmianą tematu. – Wtedy. Na wyjeździe.

Poczułem, że gubię się w tym wszystkim. Usilnie próbowałem poznać prawdę, ale on jak zwykle wszystko utrudniał, a może właśnie taki był jego cel? Gorączkowo zacząłem myśleć nad tym w którym momencie mnie okłamał? Podczas naszej szczerej rozmowy nad wodą? Błagałem w myślach, żebym się mylił, ale czułem, że tym razem mam rację. Tam rozmawialiśmy najwięcej, a on zwierzył mi się z tylu rzeczy... nie chciałem, aby to wszystko, co tam powiedział okazało się jedną wielką bujdą.

- Nie rozumiem. – zdołałem wydukać z trudem przełykając ślinę.

- Powiedziałem ci, dlaczego cię nienawidziłem w liceum, pamiętasz? – kolejny raz kiwnąłem głową. Wyznał mi wtedy, że  odbijał sobie swoje niepowodzenia życiowe na najsłabszej osobie, czyli mnie. Uznałem, że to prawda, skoro był tylko zakompleksionym nastolatkiem, który musiał ukrywać to, kim tak naprawdę był, dodatkowo zmagając się z trudną sytuacją w domu. – A teraz przypomnij sobie nasze pierwsze spotkanie.

Czułem jak powoli ogarnia mnie irytacja. Zamiast od razu przejść do rzeczy, on kazał samemu mi dotrzeć do prawdy, podczas gdy ja byłem zbyt zdenerwowany, aby połączyć fakty i odkryć, co wydarzyło się na naszym pierwszym spotkaniu, iż przez tyle lat mnie nienawidził i uprzykrzał mi życie przy każdej możliwej okazji.

- Przyszedłem na twoją imprezę do domu, którego ci wtedy tak strasznie zazdrościłem, a który nawet nie należał do ciebie. Otworzyłeś mi z uśmiechem na ustach, będąc bardzo miłym do czasu... bo potem coś się stało i nagle zupełnie zmieniłeś swój stosunek do mnie. Długo tego nie rozumiałem, bo naprawdę dobrze mi się z tobą rozmawiało i ty również wydawałeś się dobrze spędzać ze mną czas, a później... nie mam pojęcia co się stało... chodziłem przybity przez jakiś czas, bo... cholera, nigdy nikomu o tym nie mówiłem, ale... poczułem, że połączyła nas pewnego rodzaju więź... nie wiem jak to nazwać. I pewnie, gdybym nie był wtedy w związku z Ianem dopuściłbym do siebie myśl, że spodobałeś mi się.

Louis wpatrywał się we mnie jak oniemiały. Obawiałem się, że powiedziałem za dużo i nie powinienem był mówić o moich uczuciach sprzed paru lat.

Później mój związek z Ianem stal się jeszcze silniejszy, dlatego nie miałem kiedy zastanowić się nad tym, co wtedy dokładnie poczułem. Dopiero niedawno kiedy emocje opadły i przestałem irytować się za każdym razem, gdy słyszałem jego imię, doszedłem do tego wniosku.

- Więc to nie było tylko w mojej głowie. – wyszeptał. Uniosłem w zaskoczeniu obie brwi. Naprawdę to była ostatnia rzecz, której spodziewałbym się usłyszeć. Czy Louis Tomlinson właśnie potwierdził, że pięć lat temu przez krótki moment coś do mnie czuł?

- Ale... to się nie klei. – zacząłem chodzić w zdenerwowaniu po pokoju. – Traktowałeś mnie jak śmiecia. To niemożliwe...

- Przypomnij sobie więcej szczegółów. – nalegał, rzucając mi krótkie spojrzenie przez ramię. Przystanąłem, zastanawiając się, co pominąłem?

- Byłem tam sam, ponieważ Ian mnie wystawił i... potem poznałem resztę jego przyjaciół, a później...sam wiesz. – nie chciałem kolejny raz wspominać faktu, kiedy postanowił zabawić się moim kosztem i wystawić mnie na kompletne pośmiewisko. Louis spuścił głowę, zapewne samemu przypominając sobie tą sytuację. Czuł się winny.

- Harry. – powiedział, przerywając tym samym ciszę. – Styles. – dodał.

- Co?

- Tak się wtedy przedstawiłeś. Przy wszystkich. A ja stałem obok ciebie, zastanawiając się jak do cholery masz na imię? Bo przez pół godziny w trakcie których zdążyliśmy porozmawiać o tylu rzeczach, ani razu nie padło imię żadnego z nas. Zrozumiałem wtedy, że jesteś jego nowym chłopakiem. Tym którego miał nam przedstawić. – wziął głęboki oddech kontynuując: - I te dwa słowa wystarczyły, abym w jednej chwili cię znienawidził. – uśmiechnął się smutno, wpatrując się przed siebie. – Jeszcze tego nie rozumiesz? – spojrzał na mnie tak, jakby sam był zaskoczony, że jeszcze sam do tego nie doszedłem. Ja tymczasem po prostu stałem i patrzyłem na niego, próbując sobie to wszystko poukładać w głowie. –Nie chodziło o twój charakter, ani o to ile pieniędzy posiadałeś. Chodziło o to kim byłeś. Dla Iana. Za to cię nienawidziłem. – dokończył, spuszczając głowę i czekając na to, co zrobię. Czułem jak moje dłonie stają się wilgotne, a serce zaczęło przyśpieszać. Trudno dowiedzieć się po tylu latach, że cokolwiek bym nie zrobił, aby poprawić naszą relacje to... nie miało znaczenia. Nigdy bym jej nie naprawił. Dlatego teraz w końcu zaczęliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Bo nie było pomiędzy nami Iana. To on nieświadomie sprawiał, że nienawidziliśmy siebie nawzajem. Gdyby nadal żył...prawdopodobnie nadal nie bylibyśmy w stanie przebywać ze sobą w jednym pomieszczeniu dłużej niż pięć minut. Najgorszy był fakt, że ja naprawdę nie miałem pojęcia. Tyle razy zastanawiałem się, co zrobiłem źle?  Okazało się, że to nie była moja wina. – Powiesz coś? – chłopak uniósł wzrok, aby na mnie spojrzeć. Wzruszyłem ramionami. Co miałem mu powiedzieć? Czego ode mnie oczekiwał? Naprawdę, nie byłem w stanie myśleć jasno w tym momencie, a co dopiero wypowiedzieć jakiekolwiek słowa. Milczałem więc. – Nigdy, nawet przez chwilę nie wpadło ci do głowy, że powodem dla którego tak bardzo cię nie znosiłem była zwykła zazdrość? O ciebie?

Pokręciłem głową.

- Nie. – czułem jak słowa odbijają się echem w mojej głowie, a mnie samemu robi się powoli słabo. – Zawsze wokół ciebie kręciło się mnóstwo dziewczyn... praktycznie co tydzień byłeś widywany z inną, dlatego nie przypuszczałem...

- Właśnie. – pokiwał. – Zawsze blisko mnie był ktoś. Jak myślisz dlaczego? – zapytał, ale jak się domyśliłem, było to pytanie bardziej retoryczne, niż rzeczywiście oczekiwał, że na nie odpowiem.

- Wiem, że nie powinienem się dziwić, szczególnie po tym, co przed chwilą robiliśmy, ale nie wiedziałem, że... pociągają cię też faceci.

- Bo nie pociągają. – przerwał mi. – Widzisz, nie jest trudno zakochać się w osobie, którą znasz praktycznie całe życie i która cię wspierała nawet, kiedy było naprawdę źle, a przede wszystkim, która zrobiła dla ciebie tak wiele.

Poczułem się w pewien sposób dotknięty, ale postanowiłem nie drążyć tego, tylko spytać o coś innego: 

- Dlaczego mu nie powiedziałeś?

- Bałem się. Bałem się, że mnie odrzuci, a wtedy straciłbym jedyną osobę, której mogłem zaufać. A później pojawiłeś się ty. I owszem, Ian miewał wielu chłopaków, ale ty byłeś inny. Widziałem, że nie jesteś tacy jak oni. Nie byłeś tylko przygodą, byłeś czymś prawdziwym. I wystraszyłem się. Wiem, że byłem egoistą, ale ciężko było mi na was patrzeć i myśleć tylko o tym, że nigdy nie znajdę czegoś takiego. Przepraszam, Harry. Byłem po prostu zakochanym głupcem, który myślał, że pewnego dnia będzie mógł zaznać tego samego, co wy mieliście.

Wiem, że powinienem czuć złość, zazdrość, cokolwiek. Ale jedyne o czym potrafiłem myśleć w tym momencie było to jak bardzo współczułem Louisowi. Kochał go tyle lat, mając nadzieje, że może kiedyś będą razem, a później pojawiłem się ja, a na końcu...osoba na której mu tak bardzo zależało zginęła. To była moja strata również, ale nie znałem go tak długo i dobrze jak on. Nie wiedziałem też jak to jest kiedy nosisz w sobie nieodwzajemnioną miłość, ale mogłem sobie tylko wyobrazić jak bardzo bolesne to musiało być. W dodatku musiał patrzeć jak osoba, którą kocha jest szczęśliwa z innym. I nagle w pewien sposób zaczynałem go rozumieć. Nie sądziłem, że wyznanie przez niego prawdziwego powodu swojej nienawiści do mnie sprawi, iż nagle zacznę zupełnie inaczej patrzeć na jego zachowanie.

Podszedłem do niego na tyle blisko, aby móc go dotknąć i złapałem go za dłoń, pocierając kciukiem jej wierzch. Myślałem, że w końcu Louis ugnie się i mnie przytuli, ale on zrobił coś nieoczekiwanego. Wyswobodził się spod mojego dotyku, wyglądając na zirytowanego moją reakcją. Nie rozumiałem o co mu chodziło. Po prostu wpatrywałem się w niego bez słowa, zastanawiając się nad powodem jego nagłego gniewu. Może był zły, że wyznał mi prawdę o Ianie? Może dlatego wcześniej tego nie zrobił, bo obawiał się współczucia?

- To nie wszystko. – odezwał się nagle chłodnym tonem, a mnie przypomniało się w jaki sposób przed chwilą wypowiadał się o nim. Dlaczego twierdził, że manipulował nami obydwoma? Dlaczego mówił, że nie zasługiwał ani na mnie ani na niego? Co się wydarzyło? – Boże, znienawidzisz mnie. – wydukał pocierając palcami oczy i opierając się o ścianę.

- Uwierz mi, wszystko co najgorsze z twojej strony już przeżyłem. – starałem się zażartować, zachowując przy tym beztroski ton, ale wiedziałem, że to i tak nie zmniejszy poddenerwowania, które panowało między nami, choć mogłem przysiąc, iż Louis był w środku jednym wielkim kłębkiem nerwów.

- To nie to samo. – stwierdził ze wzrokiem wbitym w podłogę, trzymając obie dłonie w kieszeniach spodni. – Czasami bardziej boli to, co robisz za czyimś plecami, niż jawnie.

- Louis. – westchnąłem. – Zdajesz sobie sprawę, że gdyby twoje słowa wypowiedział ktoś inny nie przyjąłbym tego tak spokojnie, prawda? I prawdopodobnie już ta osoba nie znajdywałaby się w moim domu? Więc naprawdę, cokolwiek powiesz nie sprawi, że przestanę chcieć z tobą być, ponieważ zdaje sobie sprawę, że to co się wydarzyło było dawno.

Chłopak pokręcił głową, uśmiechając się do siebie, ale w żadnym wypadku nie był to uśmiech pełen radości czy ulgi.

- Nie masz pojęcia o czym mówisz. – powiedział to tak cicho, iż ledwo byłem w stanie go usłyszeć. Przygryzłem wargę, starając się z całych sił, nie wypowiedzieć czegoś, czego bym żałował i po prostu podszedłem do niego, chcąc go pocałować i zamknąć mu tym samym usta, aby przestał wmawiać mi moją reakcję na to, co ma zamiar wyznać. Poza tym chciałem, aby zrozumiał, że żadna głupota nie jest w stanie zepsuć tego, co jest między nami. Zbyt dużo razem i osobno przeszliśmy, żeby jeden błąd z przeszłości to zaprzepaścił. – Ian cię oszukiwał. Kłamał prosto w twarz i nie widział w tym nic złego. – jego oddech z każdą sekundą zaczynał przyśpieszać, a on sam nagle bardzo zbladł.

- W jaki sposób oszukiwał? – Louis usilnie unikał mojego wzroku, ale ja uniosłem jego podbródek, zmuszając go tym samym, aby na mnie spojrzał.

- A co najgorszego może zrobić osoba będąca w związku? – spytał retorycznie, a ja puściłem go momentalnie, gdy jego słowa zaczęły do mnie docierać.

- Nie. – potrząsnąłem głową. – Mylisz się. Ian by nigdy czegoś takiego nie zrobił. – próbowałem nie dopuszczać do siebie tego z całych sił, ponieważ czułem, że jeżeli to zrobię to zniszczę wszystkie dobre wspomnienia, które posiadałem z tego okresu. Staną się one wtedy brudne, nic nie znaczące.

- Mówiłem, że świetnie potrafił manipulować ludźmi. Opanował tę sztukę niemal do perfekcji.

- Owszem, robił wiele złych rzeczy, ale nie posunąłby się do zdrady. – zaznaczyłem, czując jak powoli ogarnia mnie złość.

- Zdrad. – poprawił mnie, a ja poczułem jak uderza mnie fala gorąca, która zalewa całe moje ciało. Coraz ciężej zaczynałem oddychać i bałem się, że zaraz zabraknie mi powietrza. Cofnąłem się o parę kroków, starając się z całych sił uspokoić, choć wiedziałem, iż to niemożliwe. – Przykro mi Harry, ale to nie był jeden raz, ani nawet dwa. Wydaje mi się, że w pewnym momencie po prostu przestał liczyć.

Parsknąłem. Cały czas pokładałem nadzieje, że to jakiegoś rodzaju chory żart z jego strony i zaraz się roześmieje, mówiąc, iż tylko sprawdzał moją reakcję. Niestety, wyglądał śmiertelnie poważnie. I było w jego oczach coś jeszcze, czego nie mogłem zidentyfikować. Coś w rodzaju żalu.

- A skąd ty możesz to wiedzieć? – zapytałem o wiele ostrzej niż planowałem z wyczuwalną agresją w głosie. Louis wyglądał na lekko przestrasznego moim nagłym atakiem. – Wiem, że byliście przyjaciółmi, ale zdrada to raczej nie jest rzecz o której opowiadasz, nawet bliskim. – i choć w głębi duszy wiedziałem, że to ja się mylę, resztkami sił próbowałem łapać się wszystkiego, co przyszło mi do głowy, byle tylko usłyszeć, że miałem rację i tak naprawdę to on nic nie wiedział.

- Widzisz? Był naprawdę świetny w podporządkowywaniu sobie ludzi.

Czułem jak ogarnia mnie fala irytacji i rozwścieczenia. Miałem ochotę ponownie dotknąć Louisa, ale tym razem nie z powodu współczucia, tylko po to, by zadać mu ból. Aby przestał znęcać się nade mną i przeszedł od razu do rzeczy.

- Ilu ich było? – spytałem przez zaciśnięte zęby, resztkami sił powstrzymując się, aby nie zacząć krzyczeć z wściekłości. Chłopak spojrzał na mnie zaniepokojony, a ja modliłem się tylko, żeby zaraz nie powiedział, iż sam nie ma pojęcia, ponieważ były to tylko jednonocne przygody. Po chwili odchrząknął i odparł ledwie słyszalnym głosem:

- Jeden. O którym wiem.

- Kochał go? – mój głos był drżący, a obawa przed twierdzącą odpowiedzią sprawiła, iż zacisnąłem dłoń w pięść, ściskając ją mocno.

- Nie. – odpowiedział chłodno, bez chwili zastanowienia.

- Skąd ta pewność? – zmarszczyłem brwi, starając się jednocześnie odepchnąć ten cholerny ból w klatce piersiowej ilekroć pomyślałem o Ianie z innym mężczyzną. Czy myślał o mnie w tamtym momencie? Czy tak bardzo się dla niego nie liczyłem, że postanowił zrobić mi coś takiego? Czy był nieszczęśliwy w naszym związku? Ile to trwało i czy zamierzał to skończyć? Najgorszy był fakt, że już nigdy się tego nie dowiem.

Oczy Louisa pociemniały w momencie, gdy na mnie spojrzał.

- Jeszcze tego nie rozumiesz?!- popatrzył na mnie niedowierzająco. - Bo to byłem ja do kurwy nędzy! – wybuchnął nagle, w jednej chwili pozbywając się swojego największego sekretu. Miałem nawet wrażenie, że odetchnął w końcu z ulgą.

Tymczasem moje dłonie zrobiły się wilgotne i wręcz czułem jak po moim czole spływa pot. Gorąco, które wtedy mnie uderzyło było niczym w porównaniu z tym teraz. Musiałem przytrzymać się ściany, aby nie upaść z powodu słabości, która niewyobrażalnie nasiliła się. Pulsujący ból głowy sprawił, że chciałem krzyczeć na całe gardło do utraty sił, których i tak miałem niewiele. A moje ciało przepełniało niedowierzanie i lęk przed tym, co się ze mną stanie, jeżeli zaraz nie usłyszę, że to wszystko jest jakimś pieprzonym żartem. Przez pierwszych kilka minut łapałem płytkie oddechy, co dodatkowo spotęgowało zawroty głowy. Miałem wrażenie, że zaraz mogę umrzeć.

- Harry, wszystko w porządku? – Louis spojrzał na mnie z przejęciem, obawiając się, że coś mi się może stać. Wydawało mi się, że próbował do mnie podejść, ale w ostatnim momencie zrezygnował.

- Nie kurwa, nie jest w porządku! – wrzasnąłem tak głośno i z taką agresją, że chłopak automatycznie się cofnął. Widziałem strach w jego oczach. Naprawdę się bał. Mnie. Czułem jak całe moje ciało wrze z wściekłości, a mnie ogarnęła dziwnego rodzaju adrenalina, tak jakbym teraz mógł zrobić wszystko. Jakbym nie miał nic do stracenia. – Nie wiem czy w ten sposób znęcasz się nade mną czy po prostu sobie tak pogrywasz... - potrząsnąłem głową, zaciskając mocno szczękę, aby nie powiedzieć o jedno słowo za dużo, choć chyba wszystko, co najgorsze już zostało powiedziane.

- Sam chciałeś poznać prawdę. Pamiętasz ile razy próbowałeś ją ze mnie wydobyć? Wiem, że to nie jest coś, co chciałeś usłyszeć...

- Jak...jak do tego doszło? – wydyszałem, starając się zrozumieć, choć nie potrafiłem. Łączyło nas z Ianem coś wyjątkowego. Powtarzał wiele razy, że jeszcze nigdy nie czuł się tak jak ze mną, więc jak mógł dopuścić się czegoś tak podłego? Co nim kierowało?

Louis przełknął głośno ślinę i spuścił wzrok na swoje palce, którymi zaczął się bawić.

- Mówiłem ci, że Ian umiał sprawnie manipulować ludźmi, gdy na czymś mu zależało. I okazało się, że widział więcej niż myślałem. Przez cały ten cholerny czas widział, że jestem w nim zakochany, ale nie zrobił z tym kompletnie nic, aż do momentu, gdy przestało wam się układać, a właściwie Ian przestał być szczęśliwy w waszym związku. Uważał, że w zbyt młodym wieku wstąpił w coś tak poważnego i powoli zaczynał tego żałować. Myślę, że...myślę, że potrzebował odskoczni i...ja nią byłem. Pewnego dnia po prostu przyszedł do mnie i zaczął się zwierzać. Mówił, że czuje się jak w klatce z której nie ma wyjścia, bo z jednej strony byliście ze sobą tyle lat i w jakiś sposób cię kochał i potrzebował w swoim życiu, a z drugiej pragnął czegoś szalonego i niezobowiązującego. Żałował, że nie czerpał z życia trochę dłużej. Zapewne o tym nie wiesz, ale... Ian przed tobą nie miał nikogo dłużej niż miesiąc w dodatku każdy jego następny partner był gorszy od poprzedniego, dlatego się zdziwiłem, kiedy wybrał akurat ciebie, ale może właśnie tego chciał w tym okresie życia? Nie wiem. – Louis przerwał, nadal wpatrując się w swoje dłonie, a ja próbowałem z całych sił nie wybuchnąć. - A później pocałował mnie. Na początku byłem w takim szoku, że go odepchnąłem, ale on powiedział "daj spokój, przecież wiem, że tego chcesz". Spojrzałem na niego zaskoczony, bo naprawdę nie wiedziałem o co mu chodziło, nawet przez sekundę nie pomyślałem, że może o tym wiedzieć, a wtedy on wyznał, że wcześniej miał podejrzenia, ale upewnił się, gdy zobaczył jak reaguje na ciebie. I po prostu stało się...- opowiadał o tym z taką winą, iż mogłem przysiąc, że w tym momencie żałował tego bardziej niż czegokolwiek innego. - najpierw myślałem, że to był dla niego jednorazowy wyskok i to się nigdy więcej mi powtórzy, ale...powtórzyło się. I to wiele się razy. Na początku nie przeszkadzał mi fakt, że to ciebie trzymał za rękę, to z tobą chodził na randki i to tobie wyznawał  miłość. Nie. Nic z tego nie miało znaczenia, bo w końcu miałem chociaż namiastkę tego, czego pragnąłem przez tyle lat. I oczywiście, że nie czułem się z tym dobrze, ale zaślepiała mnie miłość. Ale z czasem... - wziął głęboki oddech. – Z czasem zaczęło mi to przeszkadzać. Nawet bardzo. Zacząłem być o ciebie zazdrosny bardziej niż wcześniej i to mnie wykańczało. Ale najbardziej bolało mnie to, że nie miałeś o niczym pojęcia. Tkwiłeś sobie w tym pozornie idealnym związku taki szczęśliwy, nie myśląc nawet o tym, że może twój wspaniały chłopak wcale nie jest taki wspaniały. I za każdym razem, gdy widziałem twoje szczęście, miałem ochotę wykrzyczeć ci całą prawdę w twarz, ale nie zrobiłem tego. Bo za bardzo mi na nim zależało, a gdybym to zrobił, nigdy by już na mnie nawet nie spojrzał. I po prostu w tym tkwiłem. Były też dobre dni, ale przez większość czasu chodziłem nieszczęśliwy i nienawidziłem tej sytuacji. Miałem czasami wrażenie, że Ianowi to nawet odpowiadało, więc pewnego razu, spytałem go „dokąd to zmierza i czy kiedykolwiek zamierza ci o tym powiedzieć?", a on uśmiechnął się, pocałował mnie w czoło i stwierdził, że jest dobrze teraz i nie zamierza tego zmieniać. I ponownie łudziłem się, że kiedyś naprawdę z tobą zerwie. Tylko muszę być cierpliwy i dać mu trochę więcej czasu. Nie wiem, dlaczego tego po prostu nie przerwałem, skoro tak bardzo mnie to dobijało i w głębi duszy dobrze wiedziałem, że to  nie ma prawa się skończyć dobrze. I miałem rację. To się nie skończyło dobrze, tylko nigdy bym nie przypuszczał, że w taki sposób...

Sądziłem, że nie ma już nic więcej do dodania z jego strony, ale on nagle kontynuował, a każda część mojego ciała bolała słuchając tego.

- Gdybym zakończył to dużo wcześniej i zerwał z nim zupełnie znajomość, nie cierpiałbym tak bardzo. Oszczędziłbym sobie tego wszystkiego. – to naprawdę nie było łatwe słuchać tego wszystkiego, podczas gdy w środku rozsadzała cię frustracja. Byłem wściekły i miałem ochotę wykrzyczeć tyle rzeczy, ale żadne słowa nie były w stanie opisać tego, co czułem w tym momencie. Głównie czułem się oszukany. Tak jakby te wszystkie lata nie miały znaczenia. Tak jakby Louis w jednej sekundzie wszystko przekreślił. Mieliśmy razem tyle wspomnień, ale jak miały one cokolwiek znaczyć, skoro osoba z którą je miałem była jednym wielkim kłamcą? Chciałem mieć jedną pozytywną rzecz w moim życiu i chciałem ją taką zatrzymać, a on to po prostu zniszczył. Usilnie chciałem poznać prawdę, a przekonałem się, iż czasami lepiej, by pewne sekrety pozostały sekretami. – Po kolejnej wspólnej nocy, podczas gdy się ubierał, powiedział po prostu „musimy to zakończyć", nawet nie patrząc mi w oczy. Pomyślałem w pierwszym momencie, że żartuje, ponieważ nie wyczułem żadnych emocji w jego głosie, żadnej skruchy. Jakbym przez cały ten czas nic dla niego nie znaczył. Poczułem się jak odskocznia od życia z tobą w które wdarła się rutyna. Bo tak było. Byłem tylko odskocznią. Nie kochał mnie. I nie ważne jak długo próbowałbym wmawiać sobie, że to tylko kwestia czasu, zanim coś by do mnie poczuł, prawda była taka, że byłem... chyba w zasadzie nikim ważnym. I wiesz co? On naprawdę by wyszedł, bez żadnych wyjaśnień, przeprosin, niczego. Ale ja wpadłem w szał. Przez kilka miesięcy był jedyną osobą o której potrafiłem myśleć. Odwoływałem wszystkie spotkania, nawet te które były dla mnie naprawdę ważne, byle tylko się z nim zobaczyć, a on nagle chciał to zakończyć, bez żadnych wyjaśnień. Byłem wściekły. Zacząłem krzyczeć. Dużo przeklinałem, poleciało parę wyzwisk w jego stronę, których już nawet dokładnie nie pamiętam, ale pamiętam jedno, wyraz jego twarzy. Znudzony wyraz jego twarzy, czekający aż skończę, a on w końcu będzie wolny. I to sprawiło, że byłem wściekły jeszcze bardziej, ale nie miałem już siły. Byłem zmęczony. Zmęczony tym wszystkim. A wtedy on, zanim wyszedł, powiedział kpiąco: „Naprawdę sądziłeś, że mógłbym z tobą być? Twoje życie jest... zbyt skomplikowane. Ty jesteś zbyt skomplikowany. Może po prostu nie jesteś stworzony do bycia w związku". I to był ostatni raz kiedy go widziałem. Nigdy nie sądziłem, że tak będą brzmiały jego ostatnie słowa do mnie. Byłem jego przyjacielem, a on potraktował mnie jak zabawkę, którą trochę pobawił, a później wyrzucił. Nie miałem pojęcia, że miłość może tak szybko zastąpić nienawiść. Dlatego na pogrzebie wolałem iść do łóżka z przypadkową dziewczyną, by pokazać mu w jakimś sensie jak bardzo nim gardzę i jak bardzo nie obchodzi mnie to, co się z nim stało. Żałuje, że traktowałem cię w ten sposób przez Iana. Naprawdę żałuje, Harry. To powinieneś być ty. To od początku powinieneś być ty. To ciebie powinienem kochać tak bardzo jak kochałem jego. Przepraszam, że zrozumiałem to tak późno.

Po tych słowach zapadła cisza. Louis spoglądał na mnie niepewnie, czekając na to, co mam zamiar z tym zrobić, ale ja nie potrafiłem jasno myśleć. W mojej głowie cały czas był on i Ian. Razem. Miałem ochotę głośno krzyczeć za każdym razem, gdy wyobraziłem ich sobie w łóżku, śmiejących się, szczęśliwych. Nie miało znaczenia dla mnie to jak później go potraktował. Liczyło się dla mnie tylko to, że oboje mnie cholernie zranili. Nawet gdyby zrobili to w stanie nietrzeźwości, a potem zupełnie nie pamiętaliby spędzonej nocy to wciąż liczyło się dla mnie, bo to miało miejsce. I nic nie było w stanie tego wymazać. A najgorsze, że nic nie było w stanie sprawić, że przestałbym tak bardzo cierpieć w środku.

- Pocałowałeś mnie. – odezwałem się przecinając tym samym ciszę pomiędzy nami. – A później jeszcze raz. I kolejny. I sprawiłeś, że naprawdę chciałem z tobą być... - wymieniałem po kolei, czując, jak powoli robię się ponownie wściekły. - Jak mogłeś do tego dopuścić, wiedząc, że w przeszłości pieprzyłeś mojego chłopaka za moimi plecami?! – krzyknąłem, nie mogąc opanować złości, która wzbierała się we mnie z każdą sekundą. Moje oczy pociemniały i w tym momencie nie odczuwałem już niczego poza gniewem i żalem. Te uczucia przysłoniły mi wszystkie inne, które w sobie nosiłem, dlatego nie potrafiłem zareagować inaczej.

- Zrozum, wtedy nie liczyłeś się dla mnie ani ty, ani to co czujesz. Teraz nigdy nie zrobiłbym ci czegoś tak okropnego. – mówił wręcz desperackim tonem, który dodatkowo doprowadzał mnie do szału. Doprowadzał mnie do szału sam fakt, że próbował się tłumaczyć, bo dla mnie nie było wytłumaczenia na coś tak podłego. Myliłem się co do niego. On się nigdy nie zmieni.

- Dlaczego po prostu nie dałeś mi spokoju?! – uderzyłem otwartą dłonią w ścianę, nie potrafiąc się opanować.

- Próbowałem! Ale ty ciągle pojawiałeś się w moim życiu, a później mnie pocałowałeś i... - urwał raptownie. Prychnąłem, nie wierząc w to, co słyszę. Czyli uważał, że to sam ja ściągnąłem to na siebie? Że gdybym wtedy, tej nocy nic nie zrobił, nie bylibyśmy właśnie w tym miejscu, gdzie jesteśmy?

- I nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że sypiałeś z moim chłopakiem? – naprawdę nie mogłem uwierzyć w to, że ukrywał to tyle czasu i gdyby nie te cholerne listy robiłby to dalej, a ja nie miałbym o niczym pojęcia. To mnie najbardziej doprowadzało do frustracji. Niewiedza. A także fakt, że znowu zostałem zraniony. Tylko tym razem nie zamierzałem mu wybaczać. Zrobiłem to już i naprawdę wykazałem się dużym zrozumieniem jeśli chodzi o traktowanie mnie w przeszłości, ale to... to już było po prostu za wiele. Czułem, że nie byłem w stanie tego już udźwignąć. – Jak chorym trzeba być, żeby zrobić coś takiego? O czym ty w ogóle myślałeś kiedy mnie pierwszy raz pocałowałeś? A przepraszam, zapomniałem, nie myślałeś. Chciałeś tylko załatwić swoje potrzeby. Bo nie ma dla ciebie nic ważniejszego niż to. Szkoda tylko, że nie trzymałeś swojego interesu w spodniach przy Ianie.

- To nie tak.

- A jak?! – wrzasnąłem, choć nie chciałem go już słuchać. Nic co powie nie jest w stanie niczego zmienić, więc cokolwiek wyjdzie z jego ust nie miało znaczenia. Ale najgorsze chyba było, iż bardzo chciałem, aby złagodził w jakiś sposób ten okropny ból, który nosiłem w środku. Chciałem, aby jego słowa sprawiły bym przestał czuć się tak bardzo skrzywdzony, nawet jeśli wiedziałem, że to niemożliwe.

- Naprawdę zaczęło mi na tobie zależeć. Jako jedyny słuchałeś mnie, troszczyłeś się o mnie, po prostu byłeś blisko. Powiedziałem ci o rzeczach o których nikomu wcześniej nie mówiłem. I nie chcę, żeby Ian zabrał mi to wszystko. Nie chcę, żeby zabrał mi ciebie. Znowu. Powiedziałeś, że nic nie jest w stanie sprawić, żebyś nie chciał ze mną być, pamiętasz? – popatrzył na mnie swoimi dużymi niebieskimi tęczówkami, przez które musiałem spuścić wzrok, nie będąc w stanie unieść jego spojrzenia. Miał rację. Dokładnie to powiedziałem, ale nie miałem pojęcia jeszcze jak straszną tajemnicę skrywał przede mną.

Nagle Louis zaczął się do mnie zbliżać, najpierw nieśmiało, a później coraz pewniej, aż w końcu staliśmy naprzeciwko siebie, tak blisko, iż niemal stykaliśmy się czubkami palców. Chłopak odgarnął włosy z mojego czoła, a drugą ręką dotknął niepewnie mojej dłoni, jakby sprawdzając czy może sobie pozwolić na tyle kontaktu cielesnego po tym, co właśnie mi wyznał. W pierwszym momencie chciałem go odepchnąć, ale coś mi nie pozwalało, a właściwie jego ciepły oddech, który poczułem obok swojej twarzy. Przymknąłem oczy, poddając się temu uczuciu, ale wtedy on szepnął: – Poza tym gdyby Ian mnie nie zechciał nigdy nic by się nie wydarzyło. To na niego powinieneś być wściekły.

Gwałtownie się przebudziłem z transu, który mnie ogarnął, czując jak agresja zaczyna przepływać przez każdy zakamarek mojego ciała.

Przesadził. Nie powinien był nic mówić. Gdyby tego nie zrobił, prawdopodobnie pozwoliłbym mu się pocałować, a później, kto wie? Może nawet postarałbym mu się wybaczyć, co wydawało mi się śmieszne w tym momencie, ponieważ nagle przypomniałem sobie, dlaczego czułem się tak fatalnie.

- Ale jego tu do cholery nie ma! Bo nie żyje, bo zginął w pieprzonym wypadku! Za to ty tu jesteś. Mówiąc mi te wszystkie okropne rzeczy, których się dopuściliście i oczekując, że ci wybaczę? Za kogo ty się masz? Za kogoś kto mógłbym konkurować z Ianem? – powiedziałem drwiącym tonem. – Nigdy nie będziesz tak dobry jak on i nigdy nie będę w stanie pokochać cię tak jak jego. – chciałem, żeby moje słowa uderzyły w jego najczulszy punkt i gdy zobaczyłem smutek w jego oczach, zdałem sobie sprawę, że właśnie o takie spojrzenie mi w chodziło. Musiał poczuć to, co ja, aby mnie zrozumieć.

- Harry, wiem, że jesteś wściekły i mówisz to pod wpływem złości, ale...

- Myślałem, że wiem, co to znaczy nienawidzić kogoś. Ale właśnie mi udowodniłeś, że nie miałem o tym pojęcia. Moja nienawiść do ciebie w liceum to znikomy procent tego, jak bardzo nienawidzę cię w tym momencie. – O to mi chodziło. Chciałem czuć tylko nienawiść. Bo gdybym pozwolił sobie na inne uczucia, jestem pewien, że nie podołałbym w utrzymaniu ich wszystkich. Nie dałbym sobie z nimi rady. Choć tak naprawdę marzyłem, aby nie czuć nic. Ten rozrywający ból był niemal nie do zniesienia. – Mam wielką nadzieje, że widzę cię ostatni raz w moim życiu. - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.

- Harry, proszę. – wyszeptał, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. – Nie rób tego. Nie teraz. Nie w momencie kiedy zaczynam się w tobie zakochiwać.

Parsknąłem.

- Nie masz pojęcia, co to znaczy kogoś kochać.

- Błagam, Harry. – wyciągnął w moją stronę dłoń, chcąc pogładzić mnie po policzku, ale odtrąciłem jego rękę. - Zrobię wszystko! Spędzę całe swoje życie starając się ci to wynagrodzić! – mówił pośpiesznie, będąc naprawdę zdesperowanym.

- Ty mnie bardziej kochasz czy potrzebujesz? – zmrużyłem oczy. – Bo wydaje mi się, że po Ianie nie miałeś w swoim życiu nikogo, kto by się o ciebie martwił. I nagle, pojawiłem się ja. Ale sądzę, że po prostu wskoczyłbyś do łóżka każdemu, kto byłby dla ciebie miły. – dodałem beztrosko, uśmiechając się sarkastycznie.

Louis patrzył na mnie długo bez słowa, jakby zastanawiając się czy to, co przed chwilą powiedziałem, naprawdę wyszło z moich ust.

- Wiesz co? To, co zrobiłem wtedy nie było po to, żeby cię celowo skrzywdzić, dlatego wielka szkoda, że ty celowo zachowujesz się jak skończony palant w stosunku do mnie. I wiesz co jeszcze? To Iana bardziej potrzebowałem niż kochałem. Z tobą było inaczej. A właściwie myślałem, że z tobą jest inaczej. Bo jak widać ty chyba po prostu potrzebowałeś wymówki, żeby to skończyć.

- Więc to moja wina?! – i nie pozwalając mu w jakikolwiek sposób odpowiedzieć od razu krzyknąłem: - Wynoś się z mojego pokoju! Nie chce cię więcej widzieć!

Chłopak pokiwał głową, wyglądając jakby spodziewał się takiej reakcji, aż w końcu odwrócił się i zaczął powoli kierować się w stronę wyjścia, jeszcze do ostatniej chwili mając nadzieje, że go powstrzymam.

Ale ja tego nie zrobiłem.

Patrzyłem jak wychodzi z mojego pokoju i zatrzaskuje za sobą drzwi.

Po prostu stałem i patrzyłem jak opuszcza moje życie, nie będąc w stanie nic zrobić.

Właściwie nie chciałem niczego robić. Czułem, że to właściwa decyzja i tak będzie dla nas lepiej. To od początku nie mogło się udać. I w głębi duszy to wiedziałem, szkoda tylko, że tak długo nie dopuszczałem do siebie tej myśli.

Jednak nic nie mogłem poradzić na uczucie pustki i osamotnienia po tym jak zostałem sam w pomieszczeniu. I nic nie mogłem poradzić na piekące oczy z których już po chwili zaczęły spływać łzy, a ja nie potrafiłem ich powstrzymać. Moje serce bolało tak bardzo, a ja miałem wrażenie, że spadam w jakąś przepaść. I, że z tego nie ma odwrotu.

I kolejne co pamiętam to płacz, dużo płaczu i uczucie narastającej paniki i duszenia się, zupełnie jakby ktoś zamknął mnie w ciasnym pomieszczeniu z którego nie mogłem wyjść, choć nie miałem klaustrofobii. I krzyk. Dużo krzyku w poduszkę. Nosiłem w sobie tyle emocji, które gdzieś musiałem ulotnić i doprowadzał mnie do szału fakt, że nic mi nie pomagało. Ani wrzeszczenie. Ani rzucanie różnymi przedmiotami po pokoju.

I wtedy spojrzałem na tablicę korkową. I już wiedziałem. Musiałem się jej pozbyć. To wszystko to były tylko kłamstwa. Od początku. Nic z tego nie było prawdziwe.

W napadzie gniewu zacząłem drzeć na małe kawałki jedną kartkę po drugiej, wrzeszcząc jak bardzo nienawidzę Iana i jak bardzo mnie zawiódł.

I kiedy zdałem sobie sprawę, że nic nie zatrzyma z tego mojego bólu, którego musiałem się jak najszybciej pozbyć, ponieważ gdybym czuł go jeszcze trochę dłużej tak mocno jak teraz, jestem pewien, że zrobiłbym coś bardzo głupiego, wybiegłem z pokoju, pozostawiając otwarte na oścież drzwi. Musiałem znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.

Musiałem się znaleźć jak najdalej od złych wspomnień.

*

Tutaj wam napiszę, że musiałam się pozbyć jeszcze jednej sceny ( mało ważnej tbh), ale może jeszcze ją wcisnę z tym, że jako wspomnienie Harry'ego, zobaczę :)

PS. Zamierzam rozwiązać sprawę listów w następnym, albo w jeszcze następnym rozdziale :)

Continue Reading

You'll Also Like

9.7K 470 21
Wypadek eliksirów pozostawia Draco Malfoya malucha, a ze względu na Draco jest uparty, Harry Potter jest pozostawiony do opieki nad nim.
72.6K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
63.6K 1.4K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
24K 4K 24
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...