Maska Anioła

By agitag

80.8K 6.6K 3.6K

DRUGA CZĘŚĆ ,,MASKI DIABŁA"!!! W życiu każdy z nas zakłada choć jedną maskę. Jedni nakładają ich trochę wi... More

Prolog
1. Bóg nigdy nie odpuszcza
2. Boungiorno, Lucyfer
3. Samotność to zołza
Maska Agi&Alphy: A&A Team
4. Na kawie w Piekle
5. Aureola nad głową demona
6. Niesforny uczeń Diabła
7. Mandarynka
8. Francuska wizyta w słonecznej Hiszpanii
9. Fałszywe charaktery
10. Orki z Majorki
11. Papka miłości w toku...
12. Niebo jest twoim miejscem
13. Siła jest w rodzinie
14. Zabierz mnie do Nieba
15. Nie tak dawno w mieście miłości
16. To, co niemożliwe, staje się możliwe
17. Odchodzą ci, których tak bardzo potrzebujemy
18. Podróż po bólu
20. Szczęśliwi czasu nie liczą, nieszczęśliwi liczą każdą minutę
21. Halloween w Marsheland
22. Nie pozwól mi odejść
23. Nie igraj ze śmiercią
24. Na polach Teksasu
25. Nie bądź foką, Fokalorze
26. Dżem na kanapce z masłem orzechowym
27. Nie każdego problemu da się pozbyć
28. Bóg nie umarł
29. Nie taka wanilia straszna
30. Cena za szczęście innych
31. Anielska królowa Piekieł
32. Lourita
33. Nie wszystko co piękne, piękne pozostaje
34. Spójrz, świat jeszcze będzie się uśmiechać
Epilog
Kilka słów na koniec
Dodatek: Dawno, dawno temu na mandarynce u Gabriela

19. Na lampce wina u Diabła

1.2K 135 53
By agitag

 W ciemnej, dusznej sali, na wysokim i twardym tronie pośrodku pomieszczenia siedział skulony mężczyzna. W jednej dłoni obracał prawie pustą lampkę po winie, a drugą ręką stukał o oparcie siedziska. Swój pusty wzrok skierował na obraz przed nim. Ukazywał jego samego, ale w strasznej wersji. Jako trójgłowego Diabła zjadającego trzech ludzi naraz.

 Przerażony wizją, że naprawdę mógł tak kiedykolwiek zrobić, podszedł do obrazu i natychmiast go zrzucił na brudną, zakurzoną podłogę. Nienawidził siebie. Gardził sobą. Gdyby mógł, już dawno by się spalił, jednak on był inny. Nie mógł tego zrobić, dlatego siedział tutaj, sam ze sobą, zamknięty w czterech ścianach swojego domu. Kiedyś kochał to miejsce. Mógł zabijać i dręczyć utrapione dusze, mógł bawić się w cudowne, dantejskie Piekło. Tę lekturę poznał, gdy wyszedł na powierzchnię, aby zająć się nowo narodzoną dziewczynką. Ktoś był tak wstrętny, że gdy poznał jego prawdziwe imię, dostarczył mu pocztą "Boską komedię" Dantego Alighieri. Mężczyzna od razu przeczytał tę książkę, ponieważ uwielbiał to robić. Zwłaszcza, kiedy była o nim mowa. Dowiedział się więc, że był potworem, Szatanem, który siedział na najniższym kręgu Piekła, a powyżej niego działy się istne katusze. Zdziwił się, gdyż Dante tak idealnie opisał jego własny dom, jednak Lucyfer postanowił zaszaleć i dorzucił do swojej wersji Piekła windę i kilka unowocześnień. Posiadał kręgi, owszem, lecz po czasie przestawał się nimi zachwycać. Stworzył ze strasznego miejsca wspaniały, nowy dom dla niego oraz kilku zaufanych demonów, gdzie mogli w spokoju pracować. Lucyfer potraktował to jak biznes, który trzeba było prowadzić.

Teraz był zmęczony. Zmęczony siedzeniem tutaj. Wolałby przemierzać świat ze swoją małą rodzinką, którą posiadał. Od kilku dni dręczyło go poczucie winy; nieraz próbował się ukarać, ale za każdym razem ktoś akurat mu przeszkodził. Głównie był to Raul, martwiący się o swojego Władcę. Lucy jednak miał ich wszystkich gdzieś i zaplanował ponowne wstąpienie do wiecznie płonącej klatki, by na wieki oddać się męce. Był potępiony, doskonale to wiedział, mimo wszystko w głębi siebie odczuwał potrzebę kochania, potrzebę obdarowywania kogoś szczęściem, jednak nie był w stanie do końca się przekonać.

Przez chwilę posiadał rodzinę. Idealną kobietę, która oddałaby życie za niego i za dziecko, co oczywiście w kwestii córki się spełniło. Młoda Włoszka poświęciła się dla Candidy, a potem... potem był ten nieciekawy obrót spraw. Sprowadzenie jej z powrotem, porwanie, dziwne utrapienie samego Diabła.

Mężczyzna nie mógł wytrzymać tej presji, czuł się zrezygnowany, gdyż nie zapewnił swojej rodzinie całkowitego bezpieczeństwa. Udręczony postanowił wrócić do siebie, by oddać się cierpieniu. Sądził, że nie zasługiwał na takie dwie, wspaniałe kobiety i przyjaciół, którymi się otaczał. Sądził także, że nie zasługiwał na wybaczenie Ojca, choć pragnął tego od tysięcy lat. Teraz mężczyzna, a raczej potworny stwór, w którego się przemienił, siedział na podłodze przy ścianie z tym jednym, już leżącym, obrazem. Chciał zapłakać, ale zamiast tego głośno zawył, przez co dręczone dusze także dały o sobie znać poprzez głośniejsze jęki i wycie. Lucyfer spojrzał na swoje dłonie, a następnie wrócił do poprzedniej formy. Znów był tym przystojnym, ponad trzydziestoletnim brunetem z ciemnymi oczami, pełnymi ustami, włosami tak gęstymi jak włosy niejednej dziewczyny. Ubrany w czarny, idealnie przylegający garnitur wpatrywał się czerwonymi ślepiami w lustro, próbując dostrzec tam jakiekolwiek dobro.

Czy jestem dobry?, zapytał sam siebie, lecz nie dostał odpowiedzi.

Zapewne usłyszałby ją od młodej Włoszki, Aurory, która również przeżywała okropne męki tam na górze. Choć już podobno od dwóch tygodni podróżowała z Candidą po świecie, czuł się podle. Wiedział doskonale, że w ten sposób próbowały przyciągnąć jego uwagę.

Mężczyzna rozłożył swoje wielkie, czarne skrzydła. Sam nie wiedział, czemu postanowił to zrobić, ale chciał im się przyjrzeć. Uważał, że na nie także nie zasłużył. Był nikim. Był kimś złym...

Przeszedł przez całe pomieszczenie, a gdy usłyszał znajome pukanie do wrót, otrząsnął się, schował piękne skrzydła i pstryknięciem palca zmaterializował Raula do swojej salki. Król Piekieł stał na środku, tuż przed swoim Władcą, piastując w dłoniach kilka białych kopert.

– Lucyferze... to do ciebie. Ezekiel przyniósł mi, bym ci dostarczył. Kazał także przekazać pewną wiadomość, ale nie wiem, czy ci się spodoba – oświadczył nieśmiało Raul, próbując uspokoić drżenie swojego głosu.

Od jakiegoś czasu Lucy był nie do wytrzymania i wyżywał się na wszystkich wokół. Krzyczał, bił, a potem wracał do siebie, tonąc w litrach alkoholu. Raz nawet postanowił sam torturować niektóre dusze i witał ich swoim strasznym wyglądem trójgłowego Diabła. Nie chciał tego robić, ale coś... coś nim kierowało, przez co potem brzydził się samego siebie.

– Przekazuj – burknął Lucyfer, szczycąc Króla obojętnym spojrzeniem.

– Ekhm... "Uwierz, dupku, że jeszcze cię dorwę i tak ci skopię dupę, że się więcej nie podniesiesz. Twoja morda zostanie tak obita, że własny Ojciec cię nie pozna, a jaj już nie masz. Zapomnij! Masz te pieprzone listy i ogarnij się, bo sam nie wychowam ci dziecka i kobiety. Nieposkromione, wredne baby, które myślą, że teraz żądzą całym domem. Nienawidzę cię dziadzie" – powiedział Raul, w duchu śmiejąc się z Diabła. Nie sądził bowiem, że ktoś może go tak mocno ochrzanić.

Lucyfer od razu się odwrócił, piorunując wzrokiem Króla Piekieł.

– Ja mu dam dziada. Daj te listy i wypad. Chyba że chcesz wina, to zapraszam na posiedzenie – oznajmił Władca.

Raul wzruszył ramionami i w ciszy podszedł od długiego, marmurowego stołu. Usiadł i zapełnił winem czystą lampkę. Spokojnie wziął prasę przed nim, zagłębiając się w najnowszy numer "Piekielnego Miesięcznika".

Lucyfer przez chwilę przyglądał się listom zaadresowanym do niego. Może nie tyle, co widniał tam adres, a raczej imię i nazwisko. Najgorsze było to, że koperty od Aurory nie były zatytułowane "Lucyfer", a raczej "Lucio". Tego imienia używał Diabeł, by nie dać młodej Włoszce powodów do obaw. Postanowił nie rezygnować z Lucyfera, więc trochę to skrócił i przemienił na bardziej włoskie brzmienie. Przez cały czas niewiedzy Aurory przedstawiał się jako Lucio, więc teraz zdziwiło go to imię na kopercie.

Dlaczego w ten sposób go podpisała? Co to ma znaczyć?, pytał sam siebie. Chce, bym był taki jak wcześniej? Zanim poznała moje prawdziwe obliczenie? Chce, bym był Lucio, nie Lucyferem? To o to chodzi?*

Ciągle główkował, lecz w ostateczności wyciągnął z kopert listy. Jedne były od Candidy, a drugie od Aurory. Oczywiście, mężczyzna czuł się winny, że zostawił dziecko bez słowa, ale wtedy o tym nie myślał. Bał się jednak wrócić, by wszystko jej wyjaśnić, więc usunął się w cień. Teraz spoglądał na widokówki z różnych miejsc na Ziemi. Piastował w dłoni pocztówkę z Dubaju, miasta, o którym marzyła Candida od paru lat. Było też zdjęcie obu dziewczyn na tle Statuy Wolności, a także wielkiego hotelu w Las Vegas. Znalazł również fotografię z Sahary, jak również Madagaskaru.

Dziewczyny nie próżnują, stwierdził Lucyfer, patrząc na radosne twarze swoich ukochanych dam. Czuł, że były naprawdę szczęśliwe, a on im do niczego nie był potrzebny, jednak mimo wszystko postanowił otworzyć ostatni list od Aurory adresowany do "Lucio". Mężczyznę przeszły ciarki, ale i tak wyjął pogiętą, białą kartkę papieru. Rozwinął ją i zaczął czytać.

"Lucio,

Zdziwiony? Nie powinieneś. Nie chcę, byś był tamtym facetem, ale wiesz, co mi się w nim podobało? Że dla niego najważniejszą wartością była rodzina. Dbał o nią, kochał ją i chciał dla niej jak najlepiej. Myślę, że tamten mężczyzna nie zostawiłby tych, na których mu zależy. Nadal zapewniałby bezpieczeństwo najlepiej, jak potrafi, nadal by ich kochał, tak, jak umiał. A Lucyfer? Kim tak naprawdę jest Lucyfer? On też potrafi kochać, dbać o swoją rodzinę i zapewniać jej bezpieczeństwo, ale dla Lucyfera najważniejszą wartością jest jego własne ego i potrzeby. Nie patrzy na to, co może potem czuć osoba, dla której znaczył coś... COŚ.

Nadal nie wierzę Ci w słowa, które mi powiedziałeś. Nawet nie winię Cię za to, że podniosłeś rękę. W końcu jesteś Diabłem, prawda? Myślisz, że ten tytuł robi z Ciebie kogoś, kogo w tym momencie powinnam szanować? Mylisz się, mój drogi. Gdzieś mam Twój tytuł. Gdzieś miałabym to, gdybyś był nawet prezydentem Stanów Zjednoczonych albo papieżem. To tylko tytuł, a liczy się to, kim naprawdę jesteś.

W moich oczach może nie jesteś ideałem, ale znaczysz bardzo wiele i widzę, że się starasz. Starasz się zmienić, kochać i nas szanować. Starasz się być człowiekiem, nie tym strasznym potworem, siedzącym na najniższym kręgu w swojej twierdzy.

Miłość nie ustępuje, nie ulatnia się z dnia na dzień. Miłość jest papką, jest trwała i nigdy się nie kończy. Miłość jest jak pierwiastek powietrza. Nigdy nie zniknie...

Aurora"

Lucyfer wpatrywał się w list oniemiałym wzrokiem. Poczuł się, jakby dostał policzka od tej młodej, zdolnej i mądrej kobiety. Nie wiedział, co zrobić. Z jednej strony gorąco pragnął wrócić do nich, błagać o wybaczenie, uczynić wszystko, dosłownie wszystko, byleby jego rodzina znów go przyjęła, ale bał się, i tu musiał przyznać rację Włoszce. Był tchórzem i potwornie bał się przeróżnych uczuć. Mimo wszystko postanowił z tym walczyć. Dla rodziny. Dla miłości. Dla nowego życia.

*Lucio - w nowej wersji MD, która na razie widnieje tylko na moim laptopie, Lucyfer przez pierwsze 19/20 rozdziałów tak się przedstawiał. A że piszę kontynuację, trochę uwzględniając poprawki, już tutaj wprowadziłam tę małą wzmiankę. Więcej mieszać nie będę, bo to niespodzianka. Buziaki, Aga! ;)

A dodaję dzisiaj, żeby urozmaicić Wam majówkę, poza tym czuję, że tęsknicie za Lucusiem, więc daję go wam! Do usłyszenia w niedzielę! ♡

Continue Reading

You'll Also Like

1.4K 67 7
Szesnastoletnia Valentina Gilbert, to albinistka z czarnymi oczami. Całe swoje życie spędziła w Chicago, ze swoją szczęśliwą rodziną, i przyjaciółmi...
4.6K 526 20
Powieść jest w trakcie tworzenia, publikowana jest na brudno. Kiedy napisze całość do końca, każdy rozdział będzie poprawiony i z pewnością poszerzon...
188K 8.6K 147
To nie moja manhwa, ja tylko tłumaczę dla fun :) "Córka księcia, jąkająca się Maksymilian, pod przymusem ojca poślubiła rycerza o niskim statusie. Po...
31.6K 1.7K 131
Moja młodsza siostra, która mnie nękała, zmieniła się! "Ja? Związałam cię? Moją siostrę?" Dlaczego, dlaczego nagle mówisz formalnie? Nie pamięta na...