Maska Anioła

By agitag

80.7K 6.6K 3.6K

DRUGA CZĘŚĆ ,,MASKI DIABŁA"!!! W życiu każdy z nas zakłada choć jedną maskę. Jedni nakładają ich trochę wi... More

Prolog
1. Bóg nigdy nie odpuszcza
2. Boungiorno, Lucyfer
3. Samotność to zołza
Maska Agi&Alphy: A&A Team
4. Na kawie w Piekle
5. Aureola nad głową demona
6. Niesforny uczeń Diabła
7. Mandarynka
8. Francuska wizyta w słonecznej Hiszpanii
9. Fałszywe charaktery
10. Orki z Majorki
11. Papka miłości w toku...
12. Niebo jest twoim miejscem
13. Siła jest w rodzinie
14. Zabierz mnie do Nieba
15. Nie tak dawno w mieście miłości
16. To, co niemożliwe, staje się możliwe
18. Podróż po bólu
19. Na lampce wina u Diabła
20. Szczęśliwi czasu nie liczą, nieszczęśliwi liczą każdą minutę
21. Halloween w Marsheland
22. Nie pozwól mi odejść
23. Nie igraj ze śmiercią
24. Na polach Teksasu
25. Nie bądź foką, Fokalorze
26. Dżem na kanapce z masłem orzechowym
27. Nie każdego problemu da się pozbyć
28. Bóg nie umarł
29. Nie taka wanilia straszna
30. Cena za szczęście innych
31. Anielska królowa Piekieł
32. Lourita
33. Nie wszystko co piękne, piękne pozostaje
34. Spójrz, świat jeszcze będzie się uśmiechać
Epilog
Kilka słów na koniec
Dodatek: Dawno, dawno temu na mandarynce u Gabriela

17. Odchodzą ci, których tak bardzo potrzebujemy

1.4K 140 37
By agitag

Tydzień. Dziś mija równy, okropny tydzień, odkąd Lucyfer postanowił opuścić rodzinę, choć sam zawsze zarzekał się, że jesteśmy dla niego najważniejsze i wcale nie chce nas stracić. Widocznie to także były głupie kłamstwa, które wciskał mi, abym mogła jeszcze bardziej go pokochać, obdarzyć swoją miłością...
Mimo wszystko twierdzę, że ten dupek jest zwykłym tchórzem, który nie potrafi przyzwyczaić się do tego, że można stworzyć z nim normalną rodzinę, wydobyć dobro, ukryte gdzieś pod skorupą twardziela.

Już w czwartek chciałam zejść do niego. Byłam tuż obok potężnych, czarnych drzwiach, stale ukrytych pod kopułą krzewów, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałam i pobiegłam do Candidy powiedzieć jej, co planowałam zrobić. Dziewczyna sama jest w lekkiej rozsypce. Z jednej strony cieszy się powrotem do swojego żywota, a z drugiej liczy, że jej ojciec wreszcie ją odwiedzi i osobiście wyjaśni, co on znowu nawyczyniał. Wcześniej opowiadałam jej, co mi powiedział w trakcie naszej kłótni, lecz Candida nie dowierzała. Nie sądziła, że Lucyfer mógł odzywać się w ten sposób, użyć właśnie takich słów... Ciężko to przeżywamy, ale staramy się pomagać sobie nawzajem. Nie rozmawiamy o jej ojcu, nie wspominamy, płacząc po kątach. Obie widzimy po swoich zachowaniach, że nie jest najlepiej, jednak żadna z nas nie powie tego na głos.

Na szczęście nie jesteśmy same w tych trudnych chwilach. W domu znów pojawiły się niektóre osoby, ponieważ Candida nie jest człowiekiem, więc do osiemnastego roku życia rodzina powinna zebrać się jeszcze raz, aby poczekać do pełnoletności dziewczyny. Odejdą na zawsze dopiero wtedy, kiedy będą pewni, że Can wyuczyła się wszystkiego, i nie jest zagrożeniem dla ludzkości.

Gabriel stale wypytuje mnie, jak udało mi się zrobić to, co wcześniej wydawało się niemożliwe, ale starałam się odpowiadać wymijająco. Nie śmiałabym powiedzieć prawdy, na co musiałam się zgodzić, żeby uszczęśliwić Candidę. Nadal nie otrzymałam żadnej wiadomości od Cardy, dlatego w duchu modlę się, aby już dawno nie żyła. Liczę, że chociaż tam Lucyfer nie zachował się jak tchórz, i ją zabił. Brutalnie, powoli, tak, by czuła najgorszy ból, jaki Diabeł może zadać anielicy. Oj, tak, wręcz marzę o tym, by bolało ją tak bardzo jak mnie.

– Aurora! – głośne wołanie dostaje się do moich uszu, dlatego zamykam książkę, którą czytałam i wychodzę z pokoju. Napotykam się na Candidę, stojącą przed drzwiami do sypialni Lucyfera. Ręce ma założone na biodra, wzrok czujny, a usta zaciśnięte w cienką linię. Przelotnie na mnie spogląda i wskazuje na pokój, do którego nie mamy dostępu.

– Co? O co znowu chodzi? – pytam, marszcząc brwi.

Od momentu, kiedy powiedziałam, co zrobił jej ojciec, wszędzie widzi problemy. Robi z igły widły i zachowuje się jak rozkapryszona nastolatka. Ostatnio sama chciała iść na imprezę, a w jej sypialni znalazłam paczkę po papierosach. Próbowałam z nią rozmawiać, ale nie chce mnie słuchać. Oznajmiła, że to nie jej. No tak, a czyje? Oczywiście nie uwierzyłam w tę bajkę, lecz nie wykłócałam się i zostawiłam sprawę w spokoju, tłumacząc sobie to młodzieńczym buntem, a dodatkowo złością na Lucyfera, że nas zostawił.

– Ten dupek zamknął się tu, twierdząc, że znajdzie na niego haczyk!

– Candida... może jakieś szczegóły? Kto się tam zamknął i jaki haczyk? Na kogo?

– Ezekiel tam poszedł. Sądzi, że tata zostawił coś... coś, co mogło zaważyć nad jego decyzją. Powiedział, że jeśli nic nie znajdzie, to poszuka czegoś do szantażu, by zmusić go do powrotu. No powiedz mu coś, do cholery! – woła, trzaskając pięścią w drzwi. – Albo nie. Teleportuj się tam. – Dziewczyna wskazuje ręką ścianę, posyłając mi złośliwy uśmieszek.

Przewracam oczami i przecieram dłonią twarz. To robi się naprawdę męczące...

– Wiesz, że nie opanowałam tego do perfekcji. A jak utknę w ścianie? – pytam.

– Daj spokój... No Auroro, proszę cię, pomóż mi. Wiesz, że nie chcę, żeby ktoś wchodził do tego pokoju, grzebał w rzeczach taty, a on to zrobił. Wiem, że się przyjaźnią i Ezekielowi także jest ciężko, ale to nie powód, by naciągać moje zasady i robić coś wbrew mojej woli.

Przerywam jej wypowiedź machnięciem ręki. Sama również nie mogę tego słuchać, ponieważ działa to jak płachta na byka. Temat Lucyfera... jest teraz bardzo delikatny. Postanawiam przedostać się jakoś na drugą stronę pokoju, chociaż jeszcze przez ściany się nie teleportowałam. A jeśli naprawdę utknę w środku ściany? I będę jak mężczyzna z filmu "Boy", który wyjdzie po kilku latach ze ściany, gdzie toczy się inne życie?

Mimo wszystko zbieram w sobie energię, zamykam oczy, a po kilku sekundach stoję w sypialni Lucyfera na miękkim, czarnym, puchowym dywanie. Trochę się chwieję, dlatego podtrzymuję się filara przy łóżku i rozglądam po pomieszczeniu za poszukiwaniem Ezekiela. Jako tako pokój Diabła wcale się nie składa z jednej części, a raczej trzech osobnych. Sypialnia jako miejsce do spania, drugie pomieszczenie służące do rozrywki. Znajdują się w nim różne automaty do gier, jakby Lucyfer ukradł je z kasyn w Las Vegas, a do tego na środku pokoju stoi spory stół do bilarda. Przy oknie jest duży barek z alkoholami, a naprzeciwko wejścia drzwi do łazienki. Zawsze podziwiałam wystrój tych wnętrz. Wszystko było, i nadal jest, idealne wkomponowane. Po prostu perfekcyjnie i czysto.

– Auroro? Jak ty... tu? – Ezekiel wychodzi właśnie z łazienki i od razu się zatrzymuje, gdy mnie widzi. Uśmiecham się głupkowato, wzruszając ramionami, po czym wskazuję mu dwie pufy przy oknie, żebyśmy mogli usiąść i na spokojnie porozmawiać. Jeszcze nie mieliśmy okazji tego zrobić po odejściu Lucyfera, więc tym bardziej trzeba w końcu obgadać kilka kwestii.

Mężczyzna niepewnie siada na pufie, przyglądając mi się z konsternacją. Spuszcza głowę i zaczyna bawić się zegarkiem na swojej lewej ręce. Dostrzegam na jego palcu sygnet ze znakiem, który całkiem dobrze kojarzę. Spoglądam z zaciekawieniem na przyjaciela, po czym macham do niego ręką, żeby wreszcie podniósł na mnie swój wzrok.

– Masoński Freemasons? – pytam, wskazując palcem na niewielki znak na jego pierścieniu. Uczyłam się o tym na studiach. Głównie dla zaspokojenia własnej ciekawości, ponieważ okultystyka, masoneria, cała ta demonologia wydawały się bardzo interesujące. Stąd też moje zdziwienie sygnetem Ezekiela.

– Swego czasu... dawno, dawno temu byłem masonem. Ten sygnet przypomina mi o moim życiu, które istniało i było całkiem udane.

– Czyli nie chodzi tu o to, kim byłeś, a raczej o to, że dzięki temu pamiętasz, że w ogóle żyłeś i miałeś jakieś życie?

– Dokładnie o to. Chociaż bycie masonem też było ciekawe i nie żałuję, że do nich dołączyłem. Dużo mnie nauczyli i nawet chciałem kiedyś do tego wrócić, ale nie mógłbym, wiedząc, kim jestem i z kim się zadaję.

– Z Diabłem – dopowiadam, posyłając mu głupkowaty uśmiech, który odwzajemnia.

– Właśnie. Wiesz, chyba nie powinienem tu przychodzić. Candida się zdenerwowała, a ja... naruszam waszą przestrzeń. Choć z drugiej strony próbuję się dowiedzieć, jaki był powód. Auroro, nie zrozum mnie źle, to jednak mój przyjaciel i też nie chcę, by robił coś wbrew sobie.

– Tak myślisz? Że zrobił to wbrew sobie? Mi powiedział całkiem inaczej. Wręcz pragnął się stąd wyrwać, uciec od nas wszystkich. Nadal sądzę, że kłamał, ale coś mi mówi, że w każdym kłamstwie kryje się ziarno prawdy – mamroczę cicho, patrząc kątem oka na widoki za oknem. Dziś pogoda nas nie rozpieszcza, jest obrzydliwa, dlatego jesteśmy zmuszeni siedzieć w domu i znów się użalać nad swoim losem. Brak Lucyfera... bardzo na nas wpłynął.

Choć powiedział mi te wszystkie okropieństwa, byłabym skłonna mu wybaczyć, jeśli by wrócił. Ale nie wraca... a szanse, że ten incydent pójdzie w niepamięć, są coraz mniejsze. Pragnę, żeby pojawił się już teraz, właśnie dzisiaj, abyśmy mogli sobie wyjaśnić różne kwestie, jednak żadne moje prośby nie zostają spełnione, więc nadal muszę zajmować się zbuntowaną Candidą całkiem sama.

– Daj spokój. To cholerny tchórz. Bał się nowych zabawek Tatusia, boi się też życia, które tutaj prowadził i miał szansę dalej prowadzić. Gdybym znalazł coś na niego...

– Mógłbyś go szantażować. Tak, wiem, ale wyobraź sobie, że jednak mówił prawdę i wróciłby tu. Wiesz, jaki byłby nieszczęśliwy? Tego właśnie chcesz? – pytam, wpatrując się w jego piwne oczy.

Mężczyzna potakuje głową, posyłając mi smutne spojrzenie. Wtedy zauważam kolejny tatuaż tuż pod prawym uchem. Nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na inne ozdoby na jego ciele, ale tym razem jest to imię. Dobrze znane mi imię...

– Tęsknisz za nią?

– Za nią? Myślałem, że Lucyfer jest facetem. To znaczy... nie żebym zaglądał mu do spodni, ale nadal sądzę, że to koleś – oznajmia Ezekiel, wpadając w chichot, a kiedy wskazuję dłonią na jego szyję, od razu milknie, łapiąc się za miejsce, gdzie znajduje się tatuaż. – Czasami... Teraz już nie tak bardzo. Przywykłem do tego, że jej po prostu nie ma.

– Nie chciałbyś jej ożywić? Sprowadzić tutaj? – Choć miałam o to nie pytać, ciekawość wzięła górę. Zastanawiam się, czy jednak chciałby ją odzyskać, mieć przy sobie, znów móc poczuć to, co czuł do Catherine, która była jego wielką miłością. Gdybym ja miała szansę to zrobić, myślę, że bym ją wykorzystała. Przywrócić do życia kogoś, kto zmarł, ale kochałam całym sercem? Oczywiście, że tak!

– Mam Candidę. Ona jest tą, którą tutaj chcę. Nikogo więcej nie potrzebuję do szczęścia. To znaczy... Lucy mógłby wrócić, nie obraziłbym się – mówi Ezekiel, a ja uśmiecham się szeroko. Teraz jestem niemal pewna, że uczucie, którym mężczyzna daży moją przyjaciółkę, jest prawdziwe. Inaczej by tak nie mówił, a ja... wyczułabym w nim kłamstwa. W końcu jestem aniołem, to się nic a nic nie zmieniło. Mogę się tylko cieszyć ze szczęścia Candidy i Ezekiela, i wierzyć, że uda im się przezwyciężyć wszystko, będąc razem. Ja niestety się przeliczyłam, nazbyt ufając Lucyferowi, że będzie dobrze, a nasze życie będzie wyglądało jak z bajki. Może nigdy nie liczyłam na to, ale wierzyłam... wierzyłam w coś, czego i tak mieć nie mogę.

– Auroro, wiem, że jest ci ciężko, a Candida nie daje ci żyć, wiecznie marudząc, ale jeśli masz rację i Lucy czuje się szczęśliwszy tam na dole, ty także znajdź szczęście w swoim życiu. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Na Gabriela i Can także. Tylko daj jej trochę więcej czasu – oznajmia Ezekiel, po czym opuszcza sypialnię, pozostawiając mnie w pokoju Lucyfera.

Rozglądam się po pomieszczeniu, wspominając wiele miłych momentów. Może nie tyle co miłych, a zabawnych. Pamiętam, jak Lucy pokazywał mi kiedyś swoją tajną komodę, gdzie trzymał własną poezję. Wstydził się przeczytać swoje wiersze, natomiast ja pewnej nocy skradłam się tam i zapoznałam się z każdym z nich. Były różne. O szukaniu szczęścia pośród bólu i cierpienia; o wylanych łzach, o tęsknocie za rodziną, o miłości do rodzeństwa. Diabeł idealnie odwzorowywał swoje emocje, dzięki czemu wiersze potrafiły przemówić do mego serca.

Dziś znów postanawiam zerknąć do tajnej komody. Nie zamykał jej na klucz, więc nadal pozostaje otwarta, a ja śmiało zabieram stosy kartek. Pragnąc przymknąć półkę, napotykam się na coś jeszcze. Pożółkły, stary papier złożony na pół, znajdujący się na samym dnie. Zaciekawiona zabieram go ze sobą i siadam na łóżku, by zapoznać się z treścią.

Na kartce papieru zapisane są nazwy krajów, miast, które, jak podkreślił Lucy "chce odwiedzić z rodziną". Na liście odnajduję Paryż, Niceę, Majorkę oraz Kalifornię, a także wiele, wiele innych, które przy swojej nazwie nie mają ptaszka, informującego, że kraj lub miasto zostało już odwiedzone. Uśmiecham się szeroko, widząc to wszystko. To niesamowite, że ten mężczyzna robił takie listy. Szkoda jednak, że nie chce dalej podróżować i poznawać świat ze swoją rodziną, która przecież nadal tu jest i nadal na niego czeka. Dlaczego nie może zrozumieć, że Candida i ja go potrzebujemy, że bez niego Marsheland umiera? Wiem, że jest egoistą, martwi się tylko o siebie i swoje potrzeby, ale w trakcie mojego pobytu tutaj często był opiekuńczy, ciekawiły go moje sprawy, zajmował się córką, rozmawiał z innymi członkami rodziny. Był... inny, nie taki zadufany w sobie, jak go inni opisują.

A jednak poddał się. Poddał się i uciekł, zostawiając tu swoją kochającą rodzinę, która nadal liczy, że wróci. Na dodatek odszedł w momencie, kiedy jest mi naprawdę potrzebny. Przechodzę swoją kurację po całej tej aferze z Cardą. Na razie milczy, nie odzywa się w mych myślach, ale to nie oznacza, że nie powróci mnie dręczyć. Każde wspomnienie z męczarni, których doświadczyłam w Niebie, prześladują mnie w nocy, przez co budzę się z płaczem albo ze strachem, że zaraz tam wrócę i cały proces moich tortur zacznie się od nowa.

Lucyfer mówił, że przy nim nie jestem bezpieczna, że on sam nie potrafi zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwa, ale to nieprawda. To właśnie przy nim czułam się bardziej bezpieczna niż teraz, kiedy jestem sama. Gabriel próbował ze mną porozmawiać na ten temat, a gdy opowiedziałam mu o Lucyferze, nie chciał więcej o tym mówić, twierdząc, że to zadufany w sobie gnojek. Tak, właśnie takiego określenia użył mój przyjaciel. I nie mam mu tego za złe, bo wiem... że poniekąd może być to prawda.

– Mandarynko! Upiekłem ciasto i zrobiłem herbatkę. Masz ochotę? – wołanie Gabriela roznosi się w moim umyśle, dlatego mimowolnie się uśmiecham. W ostatnich dniach próbował wraz z Ezekielem uzupełnić moją wiedzę na temat bytu, jakim jestem. Oznajmili także, że prawdopodobnie pozbyli się demona, który we mnie siedział, więc tym bardziej jestem uradowana tym faktem. Nie chciałabym znów stracić nad sobą kontroli; zrobić czego głupiego w miejscu publicznym i narazić ludzi na szwank. W zamian tego mam niebawem odszukać sobie jakiegoś człowieka, dla którego mam być aniołem stróżem. To dla mnie całkiem nowe, ale takie dostałam zalecenia. Bo ja miałabym być takim aniołem? Naprawdę ja?

– Już idę – odpowiadam na głos i w myślach, po czym wychodzę z pokoju, zatrzaskując drzwi. Powoli schodzę na dół i wkraczam do kuchni, gdzie już czeka starszy mężczyzna z przygotowanymi dwoma filiżankami czarnej herbaty z cytryną oraz pysznym ciastem. Siadam na stołku, czule się uśmiechając. Tak bardzo się cieszę, że chociaż Gabriel został i nadal jest moim przyjacielem. Wrócił, pomimo niebezpieczeństwa ze strony Cardy, zbuntował się przeciwko jej rządom i wrócił do domu, do Marsheland.

– Jak się czujesz? – zagaduje, podając mi widelczyk do ciasta.

– Chyba trochę lepiej. W końcu... nie powinnam tyle rozpaczać. Choćby ze względu na Candidę. Ona sama źle się trzyma. Ten jej bunt? Ja nie wiem, co powinnam robić, Gabrielu. Nie znam się na wychowywaniu dzieci.

– Wcześniej sobie radziłaś. Może przytłoczył cię fakt, że teraz nazywają cię jej matką? Wtedy byłaś tylko przyjaciółką, tylko nianią. Powinnaś dalej myśleć o niej jako o przyjaciółce. Jesteś starsza, mądrzejsza, a dla Candidy jesteś autorytetem.

– Przecież nie palę papierosów, nie nadużywam alkoholu, nie chodzę na imprezy. Dlaczego więc ją to kusi, skoro jestem jej autorytetem? Chciałabym jej jakoś pomóc, ale sama nie wiem jak – mamroczę, spuszczając głowę.

Mam cichą nadzieję, że Gabriel choć trochę się zna na wychowywaniu szesnastoletniej dziewczyny. Przeżył już tyle lat, że na pewno zdążył poznać wiele nastolatków, będąc ich aniołem stróżem. Może przyglądał się ich rodzicom? A może im samym? Gdybym to ja była starszą siostrą mojego brata, wiedziałabym więcej na temat nastolatków, ale to mój brat opiekował się mną, kiedy byłam gówniarą.

– Powiem ci tyle, Mandarynko, że nie powinnaś jej pozwalać robić tych wszystkich rzeczy. Jako przyjaciółka akceptowałabyś fakt, że niepełnoletnia dziewczyna pali i pije?

– Oczywiście, że nie. Dostałaby długi wykład... – przerywam swoje zdanie, ponieważ dociera do mnie, dlaczego Gabriel o to zapytał. No właśnie! Muszę myśleć jak jej przyjaciółka, ale zachowywać się jak matka. Da się w ogóle to zrobić? – Już rozumiem – mruczę, uśmiechając się.

– Dziś z nią porozmawiaj. Ona ma szesnaście lat. To, że jest demonem, nie oznacza, że ma prawo do tych złych czynności.

– Postaram się zapanować nad nią. Gabrielu? – zagaduję, zdając sobie z czegoś sprawę. – Czy Teodon ma pojęcie, co tu się wyprawia? Co robi Carda, kim jest Candida, gdzie jest Lucyfer? On to wszystko wie? – pytam zainteresowana.

Sądzę, że mój kochany przyjaciel ma kontakt z Teodonem, dlatego mógłby wreszcie tu przyjść, wrócić do Nieba i zrobić porządek. Może Carda już nie żądzi, ale jeśli miała tam znaczną część zwolenników, jest szansa, że będą chcieli kontynuować jej rządy. Ktoś mianuje się drugim Hitlerem, wybijając wiele gatunków, które istnieją. Demony, wampiry... to wszystko może stać się potencjalnym zagrożeniem dla takich jak Carda. Rozpocznie się wojna między różnymi gatunkami, a przez to zachwieje się równowaga świata. Musi być mrok, żeby była jasność. Musi być jasność, żeby był mrok. To się uzupełnia, i to musi być.

Staruszek nie odpowiada, pochylając głowę na przód. Widzę, jak zaciska dłonie w pięść, a potem bierze kilka uspokajających wdechów. Zdenerwowało go moje pytanie? To chyba naturalne, że pytam o Boga w takich sytuacjach jak ta, prawda? Jego syn uciekł, robiąc takie świństwo, a On miałby się tym nie zainteresować?

– Pewnie wie, Auroro, ale jeśli się nie pojawił, może sam próbuje sobie wszystko ułożyć?

– A co tu do ułożenia? Niech wreszcie wróci na swój tron i zacznie sprawować kontrolę nad Niebem. To miejsce ma zostać bez władcy? Nawet Piekło go posiada... – mamroczę, lecz milknę na wspomnienie Piekła. Jeśli Lucyfer udał się do swojego domu, to może jednak powinnam sprawić mu niezapowiedzianą wizytę? Ale po co? Żeby znów mnie wygonił, twierdząc, że tu jest jego szczęście, tu czuje się dobrze? Nie chcę tego słuchać, gdyż wiem, że to zwykłe kłamstwa, które próbował mi wcisnąć, żeby się wymigać od życia tutaj, na tym pięknym świecie, który czekał na niego otworem, by mógł się nim nacieszyć. Ten jednak wybrał inną drogę, nie dając się przekonać do mieszkania tutaj.

– Mandarynko, proszę cię... wiesz dobrze, że nie jestem w stanie Go sprowadzić. Wysłałem swoich braci, lecz powrócili ze złymi wiadomościami. Nie znaleźli Teodona – oznajmia Gabriel, spoglądając smutno w moje oczy.

Kiwam głową, po czym wstaję, kończąc swoją herbatę.

– Jeszcze przyjdzie czas, a osobiście Go znajdę, a teraz? Pieprzę to, Gabrielu. Pieprzę – burczę i wychodzę z kuchni, trzaskając drzwiami.

Przez te wszystkie wydarzenia bardzo łatwo mnie zdenerwować. Przestaję panować nad sobą, pozwalając, by wewnętrzny demon przejął nade mną kontrolę. Wtedy robię się agresywna, niemiła, pozbawiona skrupułów. Teraz też czuję sie głupio, że wyżywam się na Gabrielu, moim ukochanym przyjacielu, który stara się jak może, by pomóc mi otrząsnąć się z tego bólu, który zadał mi Lucyfer. Wyżywam się na nim, chociaż wrócił do mnie, wrócił do domu, by ponownie się nami zaopiekować, a mimo wszystko jestem wobec niego straszna.

Przydałby mi się porządny policzek, który sprowadziłby mnie na ziemię, dlatego nie wiem czemu, ale idę po niego do najmniej odpowiedniej osoby. Do idioty, do palanta, do... do kogoś, kto mnie zranił, spowodował, że zwykły człowiek miałby ochotę skoczyć z mostu, a w moim przypadku: wbić sobie Anielskie Ostrze.

Ruszam ogrodem prosto do drewnianych drzwi tuż pod kopułą krzewów. Nic się tu nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Już mam chwytać za klamkę, kiedy zdaję sobie sprawę, co zamierzam zrobić. Przecież dopiero co główkowałam, żeby tam nie iść, bo i tak nic to nie da, a jednak stoję pod tymi drzwiami zdesperowana jak nigdy, płacząca na wilgotnej trawie, pod gołym niebem, na którym pojawiają się pierwsze chmurki. Spoglądam w górę i ponownie wybucham głośnym płaczem.

– Wróć, Teodonie! Wróć, do cholery, i zrób porządek! – wołam, uderzając pięściami o podłoże, a potem pozwalam kolejnym łzom upaść na materiał mojej sukienki.

Ja pragnę tylko odzyskać radość, ale jak ją odzyskać, kiedy nie ma się przy sobie bliskiej osoby? Osoby, która wcześniej stanowiła większość twojego świata? Jak się pozbierać, kiedy ta wspaniała istota mówi do ciebie takie okropieństwa? Jak wstać z uśmiechem na twarzy, i żyć, jakby nigdy się nic nie stało? Jak mam pracować jako anioł, skoro nic nie wiem o tym, kim jestem i co mam robić, a mój dobry nauczyciel postanowił odpuścić wszystko, udając się do Piekła? Jak żyć...?

I wtedy jak grom z jasnego nieba wpada mi pewien pomysł, dzięki czemu wstaję z trawy, wracając do domu. Już ja wiem, jak mogę zwrócić uwagę Lucyfera, tym samym ciesząc się z życia i uśmiechać bez wymuszenia. Plan Diabła od teraz może być moim planem... I wiem, że dam radę go zrealizować.

Are you ready...?
Ponieważ startuję z odświeżonym opowiadaniem, mam nadzieję, że jesteście na to gotowi! Jeśli mam tu naprawdę stałych czytelników, wiedzą oni, że kiedyś na moim profilu publikowałam "Szept Estery". Romans bez żadnego fantasy w tle. Serdecznie zapraszam na prolog, który już za kilka dni udostępnie! Trzymajcie się ciepło i do następnych rozdziałów! ♡ Ze spraw informacyjnych mogę dodać tyle, że cały czas robię porządną korektę MD i niebawem powinnam ją skończyć.

Zapraszam właśnie tutaj już niebawem! ☝💗

Continue Reading

You'll Also Like

1.7K 81 17
Historia Kwiecistej Gwiazdy,mam nadzieję że ci się spodoba! ( moga być czasem błędy ortograficzne)
5.5K 699 20
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
68.2K 3.2K 93
~ja to tylko tłumaczę!~ Lestia, która dorastała w slumsach ze swoim pijanym wujkiem i potrafiła związać koniec z końcem, sprzedając kwiaty. Pewnej no...
12.8K 1.4K 60
Przygotuj się na niezwykłą przygodę przez magiczne zakamarki Seattle, gdzie świat rzeczywistości splata się z nadprzyrodzonymi mocami Utalentowanych...