Maska Anioła

By agitag

80.8K 6.6K 3.6K

DRUGA CZĘŚĆ ,,MASKI DIABŁA"!!! W życiu każdy z nas zakłada choć jedną maskę. Jedni nakładają ich trochę wi... More

Prolog
1. Bóg nigdy nie odpuszcza
2. Boungiorno, Lucyfer
3. Samotność to zołza
Maska Agi&Alphy: A&A Team
4. Na kawie w Piekle
5. Aureola nad głową demona
6. Niesforny uczeń Diabła
7. Mandarynka
8. Francuska wizyta w słonecznej Hiszpanii
9. Fałszywe charaktery
10. Orki z Majorki
11. Papka miłości w toku...
12. Niebo jest twoim miejscem
13. Siła jest w rodzinie
14. Zabierz mnie do Nieba
15. Nie tak dawno w mieście miłości
17. Odchodzą ci, których tak bardzo potrzebujemy
18. Podróż po bólu
19. Na lampce wina u Diabła
20. Szczęśliwi czasu nie liczą, nieszczęśliwi liczą każdą minutę
21. Halloween w Marsheland
22. Nie pozwól mi odejść
23. Nie igraj ze śmiercią
24. Na polach Teksasu
25. Nie bądź foką, Fokalorze
26. Dżem na kanapce z masłem orzechowym
27. Nie każdego problemu da się pozbyć
28. Bóg nie umarł
29. Nie taka wanilia straszna
30. Cena za szczęście innych
31. Anielska królowa Piekieł
32. Lourita
33. Nie wszystko co piękne, piękne pozostaje
34. Spójrz, świat jeszcze będzie się uśmiechać
Epilog
Kilka słów na koniec
Dodatek: Dawno, dawno temu na mandarynce u Gabriela

16. To, co niemożliwe, staje się możliwe

1.4K 150 59
By agitag

Aurora

Ból. Wszędzie rozsadzający mnie ból, jakbym miała w sobie bombę, która eksplodowała wewnątrz. Mroczki przed oczami, obolałe ciało, głosy w głowie mówiące, że to już jednak koniec i nic nie jest w stanie mnie uratować. Ten bezczelny, złośliwy śmiech, kpiący z tego, co mówię. Wszystkie wspomnienia z tych strasznych chwil z Cardą zatrzymują mnie przed całkowitym wybudzeniem się, ocknięciem i powrotem do rzeczywistości. Wciąż czuję, jakbym leżała przykuta do tego metalowego łóżka, wciąż czuję, jakby ktoś wbijał mi nóż w brzuch, wciąż mam wrażenie, że zaraz coś mi się stanie, że umrę...

Niechętnie otwieram jedno oko, by zobaczyć, gdzie się znajduję, czy jeszcze coś mi zagraża, jednak, gdy widzę tylko sypialnię w Marsheland, wstaję pewniejszym ruchem. Powstrzymuje mnie silna ręka Gabriela i jego kręcenie głową.

- Nawet nie próbuj się ruszać, wariatko - burczy, wskazując na bandaże na moim odkrytym brzuchu.

- Zabiję ją, wiesz? Chcę ją zabić. Boże, Gabrielu! W życiu nie życzyłam nikomu śmierci, nawet najgorszemu wrogowi, ale ta... suka chciała mnie ukatrupić! Dość tego. Niech wszyscy dadzą nam żyć i prowadzić normalne życie. Czy to nie może się skończyć? - pytam z wściekłością, wyrzucając dłonie ku górze.

Nadal czuję ten okropny ból, który pogarsza się z każdym kolejnym ruchem, dlatego słucham Gabriela i kładę się z powrotem, opadając na miękką poduszkę. Głośno wzdycham, wpatrując się w biały sufit. Co takiego zrobiłam, że akurat mnie to spotyka? Mnie i moich najbliższych... No i gdzie w tym wszystkim podział się Lucyfer? Może i jemu coś zrobiła Carda? Może... Nie. To Diabeł. Jest silniejszy od tej wariatki. Od, wydawałoby się, idealnej anielicy, która była zbyt dobra, by mogła być prawdziwa.

Pamiętam jej słowa, którymi raczyła mnie tam na górze... Pamiętam każde słowo co do joty. Wiem, że mnie szantażowała, próbowała zmusić, bym opuściła Marsheland, i udała się tam, gdzie moje miejsce. Uznała, że skoro nie może zejść na ziemię i dokończyć swojego planu, wykorzysta w ten sposób moją osobę. Pamiętam... pamiętam ten układ. I ja się zgodziłam. Zrobiłam coś, czego nie powinnam tylko dlatego, by znów kogoś uszczęśliwić.

- Auroro... Jeśli potrzebujesz porozmawiać o tym, co działo się tam z Cardą, służę ci pomocą - oznajmia gładko Gabriel, spoglądając w moje oczy.

Potakuję, obracając się do niego plecami. Jeszcze na chwilę próbuję zasnąć, jednak od razu, gdy zamykam oczy, w mojej głowie formuje się straszny obraz moich tortur. Te zakrwawione narzędzia, te przypalanie skóry... ten ból, który przeszywał mnie na wskroś. Zdradzieckie spojrzenie Cardy, której oczy aż błyszczały z radości, że wreszcie rani kogoś, kto był bliski Lucyferowi. Nie wiem, czy miała to być prowokacja w jego stronę, ale jeśli tak - udała się i cierpiałam za wszystkie czasy. A jeśli tak miały wyglądać tortury żony i synka Mariano... nienawidzę go, a nie kocham. Jak można zrobić coś takiego, tak przeraźliwego, że dopadają mnie mdłości od samego myślenia o tym.

- Auroro! Halo, Mandarynko! - wołanie Gabriela dociera do moich uszu, lecz nie potrafię otworzyć oczu i powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Może nie potrafię tego, dlatego, że to nieprawda.

Dobrze się bawisz wspominając? Skarbie, pamiętaj o naszej umowie. Ja jeszcze żyję i nie odpuszczę. Mam cię na widelcu, a moi ludzie cię obserwują. Pamiętaj... Bo tym razem ktoś inny może cierpieć. Szkoda, żeby taka śliczna buźka Candidy się zmarnowała...

Kolejne słowa Cardy tak nagle odbijają mi się echem w umyśle i choć staram się ich pozbyć, nie mogę. Słyszę wyraźny śmiech kobiety oraz każde słowo, które kieruje w moją stronę. Jakby siedziała mi w głowie. A może... może to właśnie robi?

- Mandarynko! Odezwij się, słyszysz? Wybudź się! - krzyk starszego mężczyzny wreszcie wybudza mnie, przez co od razu podnoszę się do pozycji siedzącej, co źle się odbija na ranach, które są jeszcze świeże.

Przerażona spoglądam w przestraszone oczy Gabriela, próbując uspokoić swój przyśpieszony oddech i dygotanie ciała. Biorę kilka wdechów, a wtedy przypominam sobie, co powiedziała mi na górze Carda. Ona... współpracuje z przeciwnikami Lucyfera, silnymi duchami Goecji oraz demonami, które już dawno chciały obalić rządy Diabła i Raula. Od zawsze w żyłach Cardy płynęła demoniczna krew, a jej dobroć to tylko pic na wodę. Ale dlaczego nikt nie rozpoznał, że kobieta, z którą mieszkali szesnaście lat była tylko zwykłym demonem, starającym się utożsamić z dobrymi aniołkami?

- Ona... ona siedzi mi w głowie! Wyciągnij ją. Błagam! - wołam, potrząsając Gabrielem.

- Mówisz o Cardzie?

- A o kim?! Przecież nie o Madonnie! Wyciągaj ją, Gabrielu! Wiem, że potrafisz mącić ludziom w głowie. Przecież jesteś Archaniołem, do jasnej...

- Wyrażaj się - ostrzega mnie, machając palcem wskazującym przed moją twarzą.

Znowu próbuję się uspokoić i myśleć bardziej racjonalnie. Muszę... Gdzie Candida, do cholery?! Dopiero teraz sobie przypominam chwilę, w której zostałam uratowana. Nie do końca byłam sobą, jednak mam przebłyski z tego wydarzenia.Wiem, że była z nimi Candida oraz wiele innych osób, których teraz nie potrafię sobie skojarzyć.

- Nie potrafię wyciągnąć Cardy z twojego umysłu. Może masz jakieś halucynacje przez potężną dawkę narkotyków?

- Brałam narkotyki?!

- Jestem pewien, że sama ich nie brałaś. Nawet nie wiem, skąd mogła je mieć... Posłuchaj, sprowadzę tu Lucyfera, może razem coś wymyślimy, dobrze? - pyta znacznie spokojniej niż poprzednio, dlatego potakuję głową, chociaż boję się zostać sama i już mam prosić, aby przyprowadził kogoś na straż, kiedy zdaję sobie sprawę, że nie mogę się tak zachowywać.

- Gdzie on jest? I gdzie Candida, i cała reszta? Co z nimi?

- Candida śpi. Potrzebowała trochę odpocząć, ale nie jest sama. Czuwa nad nią Magdalena, moja... znajoma.

- Ale to ja jestem od opiekowania się nią! Ona jest moja! Wara od Candidy! - wołam, podnosząc się z łóżka, na co Gabriel przewraca oczami.

- Zajmij się swoim zdrowiem, kobieto, bo jeszcze chwila, a sam cię czymś naszprycuję, byś była spokojna! Leż i się nie ruszaj. A spróbuj gdzieś iść, to przykuję cię do łóżka - ostrzega mężczyzna, po czym wychodzi z pokoju, zatrzaskując drzwi.

Znowu opadam na poduszki wykończona całą sytuacją. Kto by przewidział, że powrót z Majorki może być aż tak dramatyczny? Chcieliśmy tylko odpocząć po podróży, napoić się ciepłą, pyszną herbatką i jakimiś ciasteczkami, a dostaliśmy... rozgniewaną Cardę, która postanowiła zrobić sobie ze mnie laleczkę do wbijania noży. Byłam niczym poduszka na igły.

Każda następna minuta coraz bardziej mi się dłuży i gdy mam wyjść z łóżka na poszukiwania jakiegokolwiek osobnika w tym domu, drzwi do sypialni uchylają się, a z korytarza wyłania się Lucyfer. Nie wygląda na ani trochę szczęśliwego moim widokiem. Jego... widok bardzo mnie przeraża. Cały jest umazany w krwi, swoją białą koszulę ma rozpiętą aż do brzucha, a na twarzy pozostały jeszcze ślady z wizyty w Piekle. Dodatkowo cuchnie od niego Whisky, a to wcale nie jest coś, co robi często Lucyfer.

Chcę wstać, dotknąć go, powiedzieć, że ten koszmar już się skończył, ale nie jestem w stanie nawet poruszyć nogą. Jestem jak sparaliżowana, ale i ból w brzuchu dużo mi nie pomaga, dlatego postanawiam pozostać na swoim miejscu.

- Lucyferze... - Jedyne, co udaję mi się wydusić to jego imię, które jest dla mnie w wielu przypadkach zbawieniem. Już tyle razy uratował mnie z opresji, począwszy od mojego podtopienia w Nicei aż po uratowanie życia z rąk Cardy. - Przepraszam.

Mężczyzna wreszcie zerka na mnie, marszcząc brwi, po czym prycha.

- Jeszcze jakbyś miała za co...

- A nie mam?

- Oj, Auroro, proszę cię, przestań być taką idiotką. To twoja wina, że zostałaś porwana, torturowana i prześladowana w umyśle? Och, na pewno, oczywiście, że twoja. Tak, tak, wmawiaj sobie dalej.

Przełykam głośno ślinę i otwieram szerzej oczy. Nie spodziewałam się takiego zachowania. Ale na co też liczyłam? Że przyjdzie, przytuli mnie i powie, że wszystko się ułoży? To nie tania komedia romantyczna. Żyję w świecie, gdzie mam dużo wspólnego z demonami, aniołami, samym Bogiem i Jego synem. To nie jest poukładany świat, gdzie będziemy wieść piękną sielankę, a naszym jedynym problemem będzie brak dzieci. Nawet nie mam zamiaru płakać i oddawać się rozpaczy. Sama nie wiem, czego oczekuję...

- Zostawię was na chwilę samych, ale pamiętajcie, zachowujcie się... Nie jesteśmy sami w domu - oznajmia Gabriel, opuszczając sypialnię.

- Dlaczego się tak zachowujesz? - pytam cicho, spoglądając w jego przekrwione oczy. Wygląda, jakby naprawdę umarł i wyszedł z grobu. Brudny, cuchnący i zmarnowany. Jeszcze w takim stanie go nie widziałam, dlatego ten widok tak bardzo łamie mi serce.

- Bo nie mam sił. Nie mam sił na okrągło cię pilnować, opiekować się tobą jak porcelanową lalką. Nie mam siły kochać. Nie mam siły na miłość, zabawę w przyszłość i piękną rodzinkę. Nie mam sił, dobra?

- Co...?

- Widzisz? Głupie pytanie. Przecież słyszałaś, co powiedziałem, więc o co ci chodzi? Nie dopilnowałem cię. Zostałaś porwana, a ja nie dotarłem na czas, byś nie musiała cierpieć. Nie nadaję się na partnera, Auroro. Przypomnę ci coś: jestem Diabłem. Nie oczekuj, że będę dobry.

- Wsadź sobie w dupę ten swój tytuł Diabła! - wołam, piorunując go wzrokiem. - To nie twoja wina, że jakaś wariaka postanowiła...

- Zamilcz - warczy Lucyfer, zbijając ze stolika dwie butelki po winie. - Moja. Stałem tam i przyglądałem się, jak cię zabiera, a nic nie zrobiłem. Nie miałem siły nawet walczyć o twoje pozostanie tutaj. No powiedz, jaki kochający mężczyzna robi coś takiego? Jaki, Aurorito?

- Jesteś takim dupkiem...

- Brawo. - Mężczyzna zaczyna klaskać, przekrzywiając głowę na jedną stronę. - Nie mogę być w związku. Nie mogę nikogo kochać, bo źle się to kończy. Nie moja w tym rola.

- Próbujesz uciec od uczucia, którym mnie darzysz! - krzyczę, jednak kiedy Lucyfer podnosi jedną dłoń do góry, z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk chociaż cały czas wydzieram się wniebogłosy.

- Nie kocham cię. Ludzie kłamią, by zdobyć czyjeś zaufanie. Widzisz jaki paradoks? A ty jesteś taka głupiutka. Auroro, Diabła nie da się okiełzać, choćby się chciało. Niejedna próbowała. W rzeczywistości nawet nie wiem, co to miłość.

- Łżesz... - Wreszcie udaję mi się wydusić jakiekolwiek słowo z siebie, na co oczywiście Lucyfer prycha, uśmiechając się złośliwie. Tym razem: naprawdę robi to złośliwie, łamiąc mi serce na tysiąc drobnych kawałeczków. - Łżesz, dlatego, że chcesz uciec. Bo myślisz, że nie jestem w stanie się upilnować! Jesteś zwykłym kłamcą.

- Owszem, jestem. Popieram kłamstwa. Nawet brałem udział w akcji "TeamLie". Posłuchaj, młoda, jestem stary jak świat, a ty jesteś... cóż, zabawką w dłoniach innych, bardziej doświadczonych istot nadprzyrodzonych. Szukałaś azylu i trafiłaś tutaj... Niefartem wydała się nasza tajemnica, więc teraz jesteś tym, kim jesteś. Sprowadziłem cię tu tylko dla Candidy. Ona akurat naprawdę cię kocha.

- Nie... Przestań! Nie wierzę ci w ani jedno słowo! Mówisz to, bo się boisz. Zawsze się bałeś. Wszystkiego. Bałeś się Ojca, bałeś się tego tak cholernie, że trzymałam cię za rączkę! Bałeś się otrzymać wybaczenie, bo myślałeś, że skończy się twoja kadencja "Diabła", a przecież lubisz sprawiać innym ból. A wiesz, czego teraz się boisz? Świadomości, że Diabła można kochać i Diabeł to potrafi. Boisz się tego, co przyniesie miłość, ale pierniczę to! Choć...

- Przymknij się wreszcie! Nic nie wiesz! Nic nie wiesz, bo nigdy nie pytałaś. Dla ciebie wiesz, co się liczy? Candida i jej szczęście. A gdzie w tym całym bałaganie jestem ja? No przyznaj się, co utargowałaś z Cardą? Na pytanie: "wolałabyś ratować życie Lucyfera czy Candidy?", co odpowiedziałaś? - pyta z wyrzutem, przez co prawie krztuszę się śliną. - Zwykła kukła! - wydziera się i w jednym momencie policzkuje mnie tak mocno, że prawie opadam na podłogę. Piorunuję go wzrokiem, łapiąc się za epicentrum bólu. Postanawiam zignorować jego perfidny ruch, a odpowiedzieć na pytanie. Wściekły dupek.

- Byłam faszerowana narkotykami! Nie mogłam mówić prawdy.

- Co utargowałaś z Cardą? Więcej nie zapytam, Auroro. Po prostu wejdę ci do łba, a naprawdę nie chcę tam teraz być - oświadcza tak oschle, że nie mam siły na kolejną, bezsensowną wymianę zdań. Nigdy nie podejrzewałam, że Lucyfer będzie w stanie powiedzieć mi takie słowa... że będzie w stanie tak mnie zranić. Ale...

- Ale jestem tylko Diabłem. I mogłaś to przewidzieć. Uprzedzałem cię: mnie się nie kocha.

- A mnie się nie okłamuje, Lucyferze...

- Co utargowałaś z Cardą? - ponawia swoje pytanie.

- Dusza demona dla Candidy...

- W zamian? - dopytuje, lecz już nie jestem w stanie więcej odpowiadać.

Wstaję z łóżka, przechodzę przez cały pokój, by do niego dotrzeć, po czym porządnie go policzkuję. Mimo obolałych kości czuję satysfakcję.

- Tchórz - szydzę przez zaciśnięte zęby.

- Obstawiałbym kłamcę, ale to już tylko twoja opinia, z którą się nie liczę.

- Gówno prawda. Najgorszy tchórz na świecie! I wiesz, kto jest tym tchórzem? Sam Diabeł! Cóż za paradoks, czyż nie? Ale powiem ci coś jeszcze. W głębi siebie jesteś tak strasznie smutnym i poranionym aniołkiem, i boisz się, że cię uleczę. Że razem... A zresztą goń się - warczę, po czym otwieram drzwi, by wyjść, jednak w jednej chwili Lucyfer łapie mnie za ramiona, obracając ku sobie. Zimnymi jak lód dłońmi dotyka moich rozgrzanych policzków, po których leją się gorzkie łzy, a następnie po prostu mnie całuje. Słodko, powoli... jakby chciał przyznać mi rację zwykłym pocałunkiem.

Próbuję go odsunąć, jednak jest silniejszy i nie pozwala mi na to.

- Żegnaj, Auroro - szepcze, przymyka powieki, jeszcze raz całuje mnie w czoło i wychodzi. Tak zwyczajnie wychodzi, zostawiając mnie na środku pokoju zdenerwowaną, zranioną i obolałą. Niemal od razu po jego wyjściu z pokoju upadam na podłogę, oddając się rozpaczy, pozwalając łzom lecieć bez końca.

Budzę się dopiero nad ranem, kiedy zaczyna świtać, a słońce wychodzi z ukrycia, pozwalając ludziom rozkoszować się kolejnym, pięknym dniem w słonecznym Lloret.

Podnoszę się z twardej podłogi, przez co moje plecy są tak strasznie obolałe, że ledwo stoję na nogach. Biorę kilka głębokich wdechów i ostatkami siły wychodzę z pokoju. Przemierzam korytarze, aż wreszcie wchodzę do pokoju Candidy. Zauważam, że jeszcze śpi, oddana błogiej harmonii i spokoju. Nic ją nie martwi, nic jeszcze nie wie... i tak bardzo jej tego zazdroszczę. Ja już wszystko wiem. Wiem, że Lucyfer jest cholernym tchórzem, nawymyślał te wszystkie kłamstwa, żeby móc wrócić do Piekła. Nie chcę tam schodzić i błagać go o powrót, gdyż wiem, że tu byłby nieszczęśliwy. Marsheland wcale nie raduje go tak bardzo jak mnie czy Gabriela. On woli siedzieć tam na dole, torturując dusze, zmagając się z ich bólem i chwilowo zapominając o swoim własnym cierpieniu. Jestem pewna, że jego słowa w moją stronę były tylko głupim kłamstwem, które próbował mi wcisnąć, aby nie musieć przyznawać się do tchórzostwa. Choć jestem na niego tak bardzo wściekła, potrafię go również zrozumieć. Jeśli pobyt na powierzchni nie sprawia mu radości, jeśli moje towarzystwo nie znaczy dla niego kompletnie nic, to wrócił tam, gdzie wszyscy mu się kłaniają, gdzie jest Panem. Ja nigdy nie byłabym w stanie być mu posłuszna jak dusze, dlatego tam wrócił. Odzyskać swoją władzę, swój tron, swoje szczęście. Mam jedynie nadzieję, że tam będzie bardziej radosny, że uśmiechnie się i odetchnie z ulgą. Bardzo chcę jego szczęścia, więc mam tę cholerną nadzieję.

- Auroro? - Moją uwagę zwraca siedząca na łóżku Candida. Spogląda na mnie z troską, dlatego próbuję powstrzymać łzy, płacz i wygadanie jej wszystkiego. Oczywiście będę musiała powiedzieć, że jej tatuś postanowił nas zostawić, bo jest palantem i tchórzem, ale nie chcę robić tego z rana. Muszę... oznajmić jej raczej dobrą nowinę.

Lucyfer już wie, że jego córka znów będzie jedną z nas, gdyż utargowałam się o to z Cardą. Wspominała o Candidzie, mówiąc, że ma dla mnie świetną propozycję. Ja mogę zrobić coś dla niej, ona zrobi coś dla mnie. Obiecała oddać tę skradzioną duszę demona Can w zamian za posłuszeństwo względem jej osoby. A ja na to przystałam, by tylko sprawić radość mojej ukochanej przyjaciółce. Może znów zachowałam się lekkomyślnie i nie patrzyłam na swoje szczęście i życie, ale wolę robić coś dla kogoś niż dla siebie. To mnie satysfakcjonuje.

- Mam dla ciebie prezent - oznajmiam, starając się brzmieć na naprawdę szczęśliwą. Nie chcę dać po sobie poznać, że stało się coś strasznego, choć oczywiście stało się...

- Mmm, już jestem ciekawa! Co tam dla mnie przygotowałaś? Naleśniki z syropem klonowym, a może wycieczka do Nowego Jorku? Albo do Dubaju? Wiesz, że to znajduje się na liście moich marzeń? - pyta wesoło, przez co zaczynam chichotać. Faktycznie, straszna materialistka i rozpieszczona przez tatusia dziewuszka. Trzeba jednak to utemperować. Jeśli ma żyć na tym świecie przez wieczność, musi się ogarnąć.

- Coś całkiem innego. Mam dla ciebie... życie.

- Że co takiego? Przecież już żyję, więc, co to ma znaczyć?

- Ale to nie jest życie, jakiego pragniesz. Sama mi mówiłaś, że źle zrobiłam, oddając za ciebie duszę, że jesteś nieszczęśliwa... Ja utargowałam coś z Cardą. Dostaniesz nową duszę, Candido - oświadczam, przełykając głośno ślinę.

Nie mam pojęcia, czy zrobiłam dobrze, jednakże wydaję mi się, że to wręcz idealne wyjście. Carda zginie w Piekle i przestanie dręczyć mnie w snach i umyśle, a dziewczyna dostanie tę duszę za darmo. Mam jednak cichą nadzieję, że nie jesteśmy obserwowane przez ekipę tej podłej anielicy, a podarowanie tego prezentu będzie wiadome tylko dla nas i Gabriela.

- Ale... ale to niemożliwe! Jak, Auroro?

- Po prostu przyszykuj się w nocy na jej zmianę. Przepraszam, Candido... muszę wyjść - mamroczę pod nosem, biegiem opuszczając jej pokój. Kieruję się do swojego starego pokoju, w którym jeszcze mogę znaleźć azyl. To jest jedno z miejsc, nie nasiąknięte złymi wydarzeniami. Sypialnia Lucyfera nie będzie kojarzyła mi się dobrze. Komu w ogóle by się kojarzyła, jeśli wiemy, że leżało tam martwe ciało, a potem w tym samym pomieszczeniu ukochany mężczyzna oznajmia, że nie kocha cię, i po prostu odchodzi.

Choć chciałabym nienawidzić Lucyfera, nie potrafię tego zrobić, a zamian tego szukam jakiegoś usprawiedliwienia, cały czas wierząc, że tylko stchórzył i niebawem wróci. Nadal będę mieć nadzieję. Równie dobrze mogłabym zejść do Piekła, by z nim jeszcze raz porozmawiać, lecz co by to dało? Wygnałby mnie od razu. Albo nie zostałabym wpuszczona przez Raula. Ewentualnie: zabarykadował drzwi prowadzące do jego królestwa.

Ze złymi myślami i niespokojnym duchem kładę się na swoje stare łóżko, przymykając powieki. Chyba chcę wierzyć, że kiedy się obudzę, Lucyfer tu będzie... Ale na co ja liczę?

Dodaję wcześniej, gdyż wyjeżdżam na święta do rodzinki, stąd też pośpiech z rozdziałem. A skoro już o świętach mowa to życzę Wam ich wesołych i pogodnych. Niech moc mandarynek będzie z Wami przez cały czas! Cudownych dni, moi mili! ♡

PS. Dywizy poprawię, gdy wrócę z wyjazdu.

Continue Reading

You'll Also Like

761K 50.2K 200
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...
188K 15.6K 124
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...
1.9K 355 31
Dziesięć lat po tragicznym wydarzeniu nikt nie spodziewa się, że coś lub ktoś naruszy względny spokój. Łowcy żyją tak, jak kiedyś, szkoląc nowych rek...
434K 19.9K 198
To jest opowieść o. pewnej dziewczynie z białymi włosami i fioletowe oczy to Leslie Sperado. I mieszka z rodziną Sperado,którzy mają posiadającą taje...