Bella Clairiere and City of L...

By Szarada

105K 7.6K 781

Wenecja i jej duchy nawiedzają Anaisse w każdym śnie. Po zaprzedaniu własnego życia, by ocalić tych, których... More

Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.
Rozdział 31.
Rozdział 32.
Rozdział 33.
Rozdział 34.
Rozdział 35.
Rozdział 36.
Rozdział 37.
Rozdział 38.
Rozdział 39.
Rozdział 40.
Rozdział 41.
Rozdział 42.
Rozdział 43.
Rozdział 44.
Dalsza część opowiadania!

Rozdział 16.

2.9K 214 7
By Szarada

Mówiąc, że ostatnich kilka godzin było trudnych, byłoby koszmarnym, wyjątkowo niesmacznym niedopowiedzeniem. Wiłam się w agonii, modliłam się, by trucizna, którą sama w siebie wtoczyłam opuściła mój organizm. Pociłam się, pomimo, że moje ciało nie powinno się pocić. Wstrząsające moim ciałem mdłości i skutki uboczne szalonej nocy, przypominały mi złudnie o ludzkiej grypie żołądkowej. Nie wiedziałam ile to trwało. Ile godzin spędziłam rzucając się w schowanym w ogromnej piwnicy łóżku, błagając o litość. Magnus jedynie nas obserwował. Jestem pewna, że za bardzo nas nie żałował. Sama siebie nie żałowałam. Sama sobie to zrobiłam w wyjątkowo obrzydliwy sposób. Żywiąc się na bogu winnych istotach ludzkich. Nie mogłam nienawidzić siebie bardziej niż w tamtej chwili. 

Godziny mijały a ja zaczynałam odzyskiwać jasność umysłu. Gdy wygrzebałam się z łoża, które bez problemu można by nazwać łożem boleści, dostrzegłam, że nie byłam w nim sama. Było to doprawdy niespodzianką. Pod stłamszonym prześcieradłem leżał skulony Pierre mamrocząc coś pod nosem. Chciałam dotknąć jego ramienia, pogładzić dłonią jego zmierzwione włosy mówiąc, że to minie. Ten koszmar minie, ale powstrzymał mnie przed tym Magnus.

- Musimy porozmawiać. 

- To nigdy niczego dobrego nie wróży. 

- Pozwól mu majaczyć, wyjdzie z tego za parę godzin. 

- Ale przecież...- chciałam spytać jakim cudem to ja przebudziłam się jako pierwsza, ale po raz kolejny zdawał się czytać mi w myślach. Jego usta wykrzywiły się w gorzkim uśmiechu.

- Nigdy nie był zbyt dobry w kontrolowaniu się. Niech pocierpi. Może na nowo nauczy się samokontroli. Zostawił cię samą. Zgubił cię w tłumie. Należy mu się za to o wiele większa kara. Jest twoim stwórcą, przyjacielem i kochankiem. Złamał każde z tych przyrzeczeń. 

- Nie sądzę by było to prawdą - spojrzał na mnie z rozbawieniem.

- Myślałaś o nim gdy byłaś w szale?

- Tak - zmarszczyłam czoło starając się przypomnieć sobie cokolwiek z tego co wydarzyło się kilkanaście godzin temu. Dotkliwie pamiętałam pustkę, którą po sobie pozostawił. Jeśli pamiętałam cokolwiek poza pragnieniem, to właśnie to.

- A on o tobie nie - wzruszył ramionami. - nie mam zamiaru się nad nim litować. 

Oboje patrzyliśmy na pogrążonego w koszmarach Pierra. Jego skóra nadal błyszczała od potu, a włosy od wilgoci tuż przy jego karku zakręciły się w małe pierścionki. Przy każdym jego najmniejszym ruchu widziałam pod bladą skórą jego ramion ruch silnych mięśni, które w tej chwili zdawały się być tak bezużyteczne. 

- Chodź - wyciągnął dłoń w moją stronę. - Minie jeszcze trochę czasu zanim się przebudzi. Wypił o wiele więcej niż ty. 

Potrafiłam jedynie skinąć głową. Pozwoliłam poprowadzić mu się do dużego pomieszczenia tuż obok prowizorycznej sypialni, w której spędziłam kilka ostatnich godzin. Po samym wyglądzie ścian mogłam z łatwością powiedzieć, że znajdowaliśmy się w podziemiach. Wilgoci pokrywającej ściany nie dało się z niczym innym pomylić. Zielony osad na suficie powodował dyskomfort równie mocno jak myśl, że niejako daliśmy pochować się żywcem w tym dziwacznym miejscu zrobionym z cegły i metalu. Puszka. Właśnie tak się czułam. Jakbym nagle znalazła się w puszce. 

- Widziałem cię - powiedział bez ogródek siadając na jednym z podniszczonych krzeseł. Z każdej strony otaczały nas sterty nieużywanych mebli, dywanów i przedmiotów codziennego użytku. Ja sama usiadłam na zepsutej mikrofalówce, która zdawała się być starsza niż ja sama. - Parę godzin temu zdałem sobie sprawę, że znamy się od o wiele dłuższego czasu niż mi się zdawało. Odwiedziłaś mnie wiele lat temu. Czy to prawda Anaisse Di Breu? 

Patrzyłam na niego mrugając szybko, jakby chcąc pozbyć się niechcianych łez. Jego słowa były jedynie potwierdzeniem tego co mi się przydarzyło. Ja naprawdę znalazłam się w jego wspomnieniach. Ja naprawdę się tam znalazłam. Wśród tych ludzi i wampirów. Setki lat zanim się narodziłam. Przeklinając swój własny los, który był mi pisany. Wszczepiłam w myśl Cesare moje własne istnienie, zaklęłam swoje własne imię w imię czego? Dlaczego to musiało się wydarzyć? Jakim cudem byłam nagle w stanie tak ekstremalnie wpływać na własny los i przeznaczenie. Od tego wszystkiego miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy i krzyczeć. Tak długo aż zedrę sobie gardło do krwi i nie pozostanie we mnie nic więcej poza cholerną pustką. 

- Nie wiem - powiedziałam, a mój głos zamienił się w szept. Spuściłam wzrok na swoje splecione ze sobą dłonie. Brudne. Pokryte krwią i pyłem, połamane paznokcie. Kiedy zaczęłam brzydzić się samej siebie? - Wiem o czym mówisz, ale nie wiem czy to było prawdziwe. Nie wiem jak się tam znalazłam. To było niczym koszmar. Byłam z wami uciekając z Wenecji i nagle obudziłam się w tym czymś. Nie wiedziałam jak się z niego wydostać i czego jestem świadkiem. Zobaczyłam ciebie w tłumie. Miałam  nadzieję, że mnie poprowadzisz. 

- A ja cię odtrąciłem - powiedział, a w jego głosie słyszałam gorycz. - Ostrzegłaś mnie, a ja cię porzuciłem na śmierć. 

- Nie wiem czy byliby w stanie mnie zabić, skoro nawet wtedy się jeszcze nie narodziłam. Nie zaszłam nawet tak daleko w tym śnie. Poza tym nie posłuchałeś mnie i i tak skończyłeś w lochach. 

- To nie był sen. Ty tam byłaś. Widziałem cię. Byłem wstanie dosięgnąć cię swoją mocą. Przeraziło mnie to. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Mówiłaś o czasie. Wyglądałaś jak nieboskie stworzenie w męskim stroju. Byłaś niczym zjawa z przyszłości. Każdy by spanikował. 

- Widziałeś co się tam wydarzyło? Słyszałeś co mu powiedziałam? - jedynie skinął głową na moje słowa. - Ja sama się stworzyłam Magnusie. Nie mogę tego do końca pojąć, ale właśnie tak się stało. Stworzyłam samą siebie i swoje przekleństwo. 

- I ja sam nie potrafię tego do końca pojąć. Byłaś w pętli. Może już tysiące razy. Najwidoczniej tak miało być. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Jakim cudem się tam znalazłaś? Czyżby twoja moc była nawet potężniejsza niż zakładaliśmy?

- Nie sądzę - odparłam szczerze, podnosząc na niego wzrok. Jego twarz była szara ze zmęczenia, a czarne oczy boleśnie przekrwione. Wpatrywał się we mnie pogrążony we własnych myślach. - Nie miałam nad tym żadnej kontroli. Z duchami jest inaczej. Czuję, że to ja mam władzę, nawet jeśli nie umiem jeszcze użyć własnych umiejętności. Tam po prostu się miotałam. To nie było moje. Wiem, czuję to. 

- W takim razie musimy znaleźć tego, który cię tam wysłał. To już jakiś początek. 

- Kolejna zagadka do wyjaśnienia ani trochę nie podnosi mojego samopoczucia. 

- Nikt nie mówił, że nasze życie będzie łatwe. 

- Nikt też nie mówił, że będzie takie trudne. Dobre w tym wszystkim to, że chociaż wiemy czym jestem. 

- I kto cię stworzył - potrafiłam posłać mu jedynie wyjątkowo blady uśmiech. Oboje wiedzieliśmy, że to jego i Pierra krew płynęła w moich żyłach. 

Pozostała nam jedynie jeszcze jedna rzecz do omówienia. Cesare i to co nam zdradził. Łowcy i fakt, że to właśnie on ich stworzył. Jakie miało to dla nas znaczenie i jak bardzo odmieni to nasze losy, mieliśmy dowiedzieć się w zastraszająco szybkim tempie. 

****

Pierre nadal był kompletnie nieprzytomny, pozostawiony w tej samej pozie, w której ostatnio go widziałam. Nie mogłam zdecydować, co dokładnie czułam w tamtej chwili, a powinnam czuć tak wiele. Tyle miłości, tyle straty i jeszcze więcej smutku, rozpaczy i poczucie zdrady z absolutne każdego pierwiastka, który mnie otaczał. Czy to nie kilka dni temu rwałam sobie włosy z głowy mając wrażenie, że odejdę od zmysłów? Czy to nie kilka dni temu przytłoczona emocjami potrafiłam odczuwać tylko jedno uczucie, najsilniejsze z  nich wszystkich? Idealną mieszankę miłości z nienawiścią? I co dziwne z każdą chwilą, z której przyzwyczajałam się do nowego, silniejszego ciała i  nowego jestestwa, coś z tych wszystkich emocji stawało się boleśnie ulotne. Jakby połowa moich własnych odczuć i myśli teraz już nie miała znaczenia. Jakby poczucie zdrady i ukrywane sekrety  nie były tak koszmarne. Jakby fakt, że od samego początku skazana byłam na taki los było samo w sobie kojące. Nie miałam już na to wpływu. Nie mogłam odmienić tego co mi się stało i jakie podjęto decyzje, by wpłynąć na moje śmiertelne i nieśmiertelne życie. Mogłam jedynie się z tym pogodzić, mając nadzieję, że nienawiść którą nadal odczuwałam nie zamieni się w zgorzknienie, a zdrada i zakłamanie, nie objawią się w przyszły brak zaufania. 

Mogłam jedynie ruszyć do przodu i pogodzić się z własnym losem, szukając rozwiązania na to wszystko, co nas teraz przytłoczyło. A było tego wiele. Blaise, który nadal nie wrócił i którego bagaż emocjonalny przypominał wagą Mont Everest. Robert, którego nie mogłam już kochać, a którego nie potrafiłam wyrzucić ze swojej głowy. Był częścią mnie, na litość boską, on był moją krwią, której nie mogłam już w sobie mieć. Był też Magnus, Cesare i Joseph i cała reszta koszmaru. 

Był też Pierre i cała plejada barw i uczuć, którymi go darzyłam. W tamtej chwili nie mogłam zdecydować czy kocham go bardziej niż nienawidzę. Był przecież taki bezbronny u moich stóp. Usiadłam obok niego na stłamszonym łóżku i odgarnęłam dłonią skołtunione, ciemne loki z jego policzka. Tym czułym gestem wywołałam cichy jęk wydobywający się z jego gardła. Cierpiał i w tamtym momencie dokładnie wiedziałam z czym się zmagał. Czułam dokładnie to samo. Odruchowo przysunął się do mojej dłoni, jakby pragnąc by mój pocieszający dotyk nigdy nie ustawał. Przepocone prześcieradło przecinało jego ciało niczym wstęga, oplatając się zgrabnie wokół jego bioder i uwalniając się spomiędzy jego nóg. Koszula, którą nadal na sobie miał, nadawała się w tamtej chwili tylko i wyłącznie do wyrzucenia. Rozdarta aż do połowy klatki piersiowej obnażała aż nazbyt wiele. Zwłaszcza krwawe zadrapania na jego piersi, pozostawione z pewnością przez jedną z jego ofiar. Miałam nadzieję, że przeżyła. Wiedziałam, że była nią kobieta. Takich zadrapań nie mógł dokonać mężczyzna. Panujący w pomieszczeniu półmrok podkreślał jego muskularne plecy, blade przedramiona, szyję i kark. Jego kości policzkowe wydawały się wyciosane z kamienia. Zbyt ostre by były ludzkie. To właśnie robiła z nami wampirza krew. Doprowadzała nasze ciała do perfekcji. Perfekcji która już nie była człowiecza. 

Kciukiem pogładziłam jego policzek delikatnie się nad nim pochylając. Nie chciałam go całować. Nie gdy był nieprzytomny, a ja wreszcie się uspokoiłam i zaczęłam rozpamiętywać ostatnie minione chwile. Wiem, że nie miało sensu go odpychać, po tym jak dość dosadnie pozwoliłam mu na wszystko czego tylko zapragnął. Tylko czy wtedy naprawdę byłam sobą? Czy w kilka sekund po przemianie miałam prawo podejmować tak poważne decyzje? Byłam taka zagubiona i taka zdesperowana i zraniona. Chyba chciałam wszystko zbyt szybko i mocno. Jakby sama myśl, że umyślnie popełniłam samobójstwo sprawiła, że na nowo zapragnęłam żyć pełną piersią. To było takie skomplikowane. 

Cofnęłam dłoń. Wstałam z łóżka i zostawiłam go samego, nie wiedząc co powinnam mu powiedzieć gdy się obudzi. Było zbyt wiele tematów, które powinniśmy poruszyć. Zbyt wiele niewiadomych, by rzucić się ślepo w to w co się pakowaliśmy. Było tak wiele rzeczy, które musiałam przemyśleć i z którymi miałam się pogodzić. Była też wiedza, którą chciałam sobie poukładać w głowie. Twarz i głos Cesare wracały do mnie falami. Dlaczego właśnie w tamtej chwili się im objawiłam? Dlaczego właśnie wtedy? Czy to tajemnica mojego istnienia była tą, która była najważniejsza, czy może skupiając się na samej sobie nie dostrzegałam czegoś więcej? Łowcy wampirów. Dlaczego? Dlaczego właśnie o nich rozmawiano? 

Natychmiast w mojej głowie pojawiło się wspomnienie, tak bolesne, że aż zaparło mi dech w piersi. Robert. My leżący w cieniu drzew. Wyznający sobie dozgonną miłość. Zadławiłam się swoim żalem i zasłaniając wykrzywione w bólu usta upadłam na prowizoryczną pufę w kącie pokoju i zamknęłam oczy przyciągając kolana do brzucha, aż dotknęły mojej brody. Nie wiem ile tak trwałam kiwając się w tył i przód aż dosłyszałam cichy szept dobiegający do mnie ze strony ściany, o którą się opierałam. 

- Znam tajemnice - szept był przeszywający. Włoski stanęły mi dęba na całych ramionach. Zacisnęłam mocniej powieki swoich oczu, jakby miało to pomóc w odegnaniu głosów, które miały prześladować mnie całą wieczność. - Znam sekrety - szept zamienił się niemal w syk. - Wiem o krwi i karmieniu nią istot, które stworzone zostały by was wyniszczyć. Wiem o utraconej miłości. O powrotach i porzuceniu. Wiem wszystko o zdradzie i chęci zemsty. 

- Istoty? Jakie istoty?- wypowiedziałam na głos, choć wiedziałam, że i bez tego by mnie dosłyszano. 

- Wszystkie istoty są takie same - głos oddalał się ode mnie, a ja wysilałam wszystkie swoje zmysły by dosłyszeć słowa, które na dobre utwierdziły mnie w tym, że już nic nie wiem. - Macie oczy, ale nie widzicie.  Macie uszy, ale nie słyszycie. Podstawić wam pod nos parującą rozkosz, a nawet jej nie poczujecie.

- Nie odchodź - jęknęłam otwierając oczy. Pierwsze co ujrzałam to postać stojącą w wejściu do wielkiego składowiska gratów, w którym przypadkowo spaliśmy. Cień rzucany przez mężczyznę przywodził na myśl wielką czarną plamę oleju na cementowej podłodze.

- Blaise wrócił - kolejny bezbarwny głos. Nawet w mroku widziałam, że Magnus nawet nie próbował odpocząć. - Ma nam coś do opowiedzenia. 

---------

Billie Eilish - Ocean Eyes 

Widzicie jak się staram? Piszę i piszę tylko i wyłącznie dla was. Pozostawcie po sobie jakiś znak. 

All the love! S.

Continue Reading

You'll Also Like

4.2K 137 13
Cz1 Wojna Niebios Dziewczyna chodzi do szkoły dla ludzi z niesamowitymi zdolnościami jednak nikt nie wie jaka ona posiada moc.Pewnego razu organizuj...
10.5K 813 34
Ile może zmienić jeden człowiek? Jak wiele może zniszczyć? Jak wiele szczęścia sprawia mu wyrwanie mi serca i porzucenie mnie na zgubę? Jak długo moż...
4.1K 265 51
Chodź myślałam że to Bricket Wood było piekłem, to myliłam się. To nasze życie było piekłem a ja chcąc poznać prawdę podpisałam pakt z diabłem. Skazu...
9.7K 843 16
III część trylogii Colors But moving on from him is impossible when I still see it all in my head...