(Polecam włączyć piosenkę w mediach, wprowadza w nastrój rozdziału :) )
- Żadne z was jej nie powstrzymało? - Zapytałem podenerwowany.
- Nie mogliśmy, nie mieliśmy pewności, że się obudzisz, a ona naprawdę się marnowała... - Próbowała Maud.
- Wy zostaliście! - Krzyknąłem oskarżycielskim tonem. - Dlaczego zostaliście? - Wyszeptałem.
- Bo cię kochamy, synku - uspakajała mnie mama, ale niespecjalnie jej to wychodziło.
- Ona też mówiła, że mnie kocha! Gdzie teraz jest? - Zadałem pytanie, na które wszyscy się spięli.
- Wyłącznie się z nami pożegnała, nie wiemy, dokąd wyjechała - wtrącił tata. W jego głosie było mocno słyszalne współczucie.
- Podajcie mi mój telefon - poprosiłem. Zamierzałem jak najszybciej do niej zadzwonić, napisać na mediach społecznościowych, skontaktować się w jakikolwiek sposób, byle tylko wiedziała, że żyję i mam się prawie dobrze.
- Dobry wieczór, myślę, że pół godziny wystarczyło na porozmawianie z waszym bliskim. I tak nagiąłem wiele zasad, gdyż to ja powinienem tutaj być jako pierwszy. Teraz niestety muszę wszystkich państwa wyprosić - do sali wszedł lekarz, w zamian za to wyszli moi rodzice i rodzeństwo.
- Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, iż będzie pan w stanie się wybudzić, to po pierwsze. Po drugie, wyglada pan jakby nigdy nie był w śpiączce - skierował do mnie. - To niesamowite. Zajmuje się tym od piętnastu lat i w życiu nie widziałem takiego przypadku. Nie wiem, czy odpowiednie będzie użycie określenia, że ma pan nieprawdopodobne szczęście.
Czy pamięta pan wydarzenia sprzed wypadku, włączając w to datę swoich urodzin, adres zamieszkania i imiona członków rodziny?
- Wszystko pamiętam - oddałem zgodnie z prawdą.
- To naprawdę niesamowite.
- Czy to oznacza, że będę mógł wyjść ze szpitala w najbliższym czasie?
- Miejmy nadzieję. Musi pan jeszcze przeprowadzić małą rehabilitację, przez długi czas leżał pan w bezruchu. I nie zalecałbym gwałtownego powrotu do piłki, ale wszystkiego się pan dowie jak już wykonamy serię różnych badań.
*****
- Usunęła instagrama, facebooka, snapchata, twittera, zmieniła numer. Jak ja mam ją znaleźć? - Wyżaliłem się Yannickowi, który przyleciał do Francji specjalnie po to, by siedzieć przy moim szpitalnym łóżku.
- Może macie jakichś wspólnych znajomych, którzy naprowadziliby cię na jej trop? - Zaproponował.
- Nie znam nikogo z jej otoczenia. Nie da rady. Może spróbujemy z jakimś prywatnym detektywem?
- Nie posuwajmy się tak daleko, musi być jakiś inny sposób - tak mocno wierzył w to, że ją w jakiś sposób znajdziemy, szkoda, że ja nie podzielałem jego entuzjazmu.
- Czekać, aż nagłośni to internet lub telewizja, z którymi może nie mieć niczego wspólnego? - Zirytowałem się.
- Nie przejmuj się, spróbuję wszystko załatwić.
*****
W przeciągu tygodnia zostałem odwiedzony przez wszystkich kolegów z reprezentacji i klubu, a szpital codziennie był oblężony przez natarczywych dziennikarzy. Męczyło mnie to, że nie mogłem znaleźć sobie miejsca w tym wszystkim.
Rodzina i znajomi dawali mi ogromne wsparcie, ale martwiłem się Kat. Dokładnie pamiętałem każdy dzień z tego okresu, kiedy straciłem Martinę. Miałem ochotę się upić, zamknąć w sobie i zabić. Bałem się, że ona czuła to samo.
Któregoś z kolejnych dni spędzonych na zastanawianiu się nad wszystkim leżąc na szpitalnym łóżku, przypomniałem sobie o czymś, co mogło mi pomóc. Chwyciłem szybko telefon i zadzwoniłem do Pogby.
- Nie mogę się przyzwyczaić do tego uczucia - zaśmiał się, zanim zdążyłem powiedzieć cokolwiek innego.
- Chciałem zapytać, czy masz może numer do tej przyjaciółki Katherine? - Sprawnie przeszedłem do rzeczy.
- Do Loreanie? Jasne, że mam.
- Prawdopodobnie uratujesz mi życie, jeśli mi go wyślesz - przygryzłem dolną wargę.
- W takim razie notuj...
*****
- Halo? - Usłyszałem, dzięki czemu trochę lżej mi się oddychało.
- Cześć Loreanie, tu Antoine Griezmann - wstrzymałem oddech na jej reakcję.
- O Boże! - Krzyknęła. - Przepraszam... Muszę ochłonąć - westchnęła głośno. - Nie wierzę, że cię słyszę.
- Mam bardzo ważne pytanie. Czy wiesz, gdzie jest Katherine? - Zapytałem.
Przez chwilę towarzyszył mi jedynie mój nierówny oddech, dziewczyna nic nie odpowiadała.
- Nie wiem... Nie ma jej u mnie, u Leo tym bardziej. Przypuszczam, że znajdziesz ją gdzieś blisko domu.
- W Macon? - Dodałem dla upewnienia się.
- Tak. Jej adres to pięćset sześćdziesiąt osiem, Route Fleur.
- Dziękuję. Muszę jeszcze zapytać, czy masz jej numer?
- Nie mam z nią żadnego kontaktu. Powodzenia, Anto - powiedziała i rozłączyła się, a ja tylko oczekiwałem dnia wypisu. Musiałem ją znaleźć osobiście.
W końcu była jednym z powodów, dla których wróciłem.
"Mimo bólu,
Mimo strachu,
Kochaj mnie gdy wybucham,
Kochaj mnie gdy upadam.
Za każdym razem, kiedy się złamię,
Albo rozedrę,
Kochaj mnie, bo nie jestem z kamienia.
Kochaj mnie, bo nie jestem z kamienia..."