Rozdział 4. Pozwólcie mi to do cholery przeżyć w swój sposób!

222 38 12
                                    

- Jednak zdecydowałeś się przyjść? - ucieszył się Yannick, a ja westchnąłem.

- I tak prędzej czy później bym się tutaj znalazł - oddałem niechętnie. Na pewno wyczytał z mojego zachowania, że nie byłem zadowolony, ale nie zwracał na to uwagi.

- Grizi! - krzyknął Simeone. - Wchodzisz na właściwe tory, chłopie - przywitał mnie.

- Zostałem wepchnięty na te wasze tory - warknąłem.

- Przyzwyczaisz się - oddał niewzruszony moją opryskliwością i z uśmiechem na ustach podszedł do Gabi'ego.

- Będzie super, włącz swoje wcześniejsze myślenie - Carrasco poklepał mnie po plecach i razem poszliśmy w kierunku bramki, na której stał Oblak. Chciałem rzygać przez ten ich sposób mówienia. Przez to, że byli tak pozytywni i się uśmiechali. Miałem ochotę zajebać każdemu z nich, mimo, że wszyscy byli jak moja rodzina.

- No Anto, możesz kopać - powiadomił mnie Koke, a ja obrzuciłem go obwiniającym wzrokiem.

- Po prostu to zrób - belg przeszedł obok mnie jak duch. Non stop za mną chodził, jakby pilnował dziecka.

Po raz tysięczny tego dnia westchnąłem, ale wziąłem piłkę w ręce i położyłem ją na jedenastym metrze. Kopnąłem i okej, znalazła się w bramce.

- Jan, musimy popracować nad twoją techniką. Sytuacja z finału, kiedy stałeś w jednym miejscu i już nie reagowałeś nie może się powtórzyć - krzyknął trener. Bramkarz pokiwał głową z pokorą, więc połowę treningu wykorzystaliśmy na rzuty karne. Później zagraliśmy ze sobą mecz i mogliśmy już wracać do swoich mieszkań.

Wziąłem prysznic, ubrałem się w czyste ubrania i już miałem wychodzić, kiedy głos Godina mnie zatrzymał.

- Idziemy dzisiaj na małą imprezę. Może chciałbyś nam towarzyszyć? - zapytał.

- Chyba coś ci się przegrzało - oddałem niemiło.

- Grizi, przecież przydałoby ci się trochę rozrywki. Nie musisz siedzieć samotnie każdego wieczoru - powiedział.

- Może ja powinienem być sam? Może tego potrzebuję? - zapytałem płaczliwie. - Żaden z was nie stracił nikogo tak ważnego? Żaden z was nie miał nigdy żałoby? Codziennie zastanawiam się nad jebaną śmiercią! Pozwólcie mi to do cholery przeżyć w swój sposób!

- Po prostu nie chcemy zostawić cię samemu sobie, nie wiemy, co może ci przyjść do głowy - próbował sprostować i widziałem, ze był przerażony, ale obrzuciłem go oceniającym wzrokiem i wyszedłem, po czym wsiadłem do czarnego maserati i odjechałem w stronę domu.

Zdjąłem buty i ruszyłem prosto do naszego gabineciku. Znajdowały się tam różne papiery, dokumenty, teksty piosenek Martiny, których nie zdążyła wydać i jej pamiętnik. Otworzyłem jedną z szafek i wyjąłem teczkę oklejoną naszymi wydrukowanymi zdjęciami. Cicho westchnąłem, przełknąłem ślinę i otworzyłem ją. Moim oczom ukazała się nasza piosenka...

- Co robisz? - zapytałem. Siedziała nad jakąś kartką z długopisem w dłoni i nad czymś myślała. Ja za to trzymałem wino i dwa kieliszki.

- Piszę... Znaczy, próbuję - oddała rozpaczliwie. - Skąd wiedziałeś, że potrzebuję alkoholu? - zachichotała.

- Syndrom idealnego męża - zaśmiałem się i pocałowałem ją w czoło.

- Z grzeczności nie zaprzeczę - wyszczerzyła się i z powrotem spojrzała na kartkę, więc ja zrobiłem to samo.

- "Czy możemy zrobić zdjęcie naszej dwójki,
i nie dostosować odcienia?
Będziemy mogli mieć sekret.
Przysięgam, że dotrzymam go,
będzie tylko między tobą i mną..." - przeczytałem. - Ładnie.

- Szkoda, że nie mam już więcej - wydęła wargi.

- W takim razie napiszmy to razem - zaproponowałem energicznie, a ona się uśmiechnęła.

- Aż jestem ciekawa, co z tego wyjdzie - uniosła brwi, a ja nalałem wina do kieliszków. - Może... "Powiesz mi, że mnie kochasz"? - zapytała.

- Ja proponuję "Czy powiesz mi, że mnie kochasz?"

- No, no. Myślisz lepiej niż ja - zachichotała.

- A później dodałbym, że powinniśmy mówić sobie prawdę...

- "Twarzą w twarz, mówmy prawdę". Co ty na to?

- Idealnie! Ale... Nie mam pomysłu, co napisać teraz - wypuściłem powietrze z płuc ze świstem.

- Czekaj... Myślę - zachichotała i napiła się.
- "Możemy sprawić, że to się stanie.
Tak wiele nas rozprasza
i nie wiem, czy damy sobie radę..." - rzuciła.

- Zapisz to - oddałem.

- Myślę, że mamy zwrotkę. Teraz refren. "Czy muszę mówić to głośno?"

- Nie, zawsze możesz napisać "Czy mogę to wykrzyczeć?", a chyba nie o to chodzi.

- No nie o to, więc co wymyślisz?

- "Czy muszę mówić to na głos?"

- "Zająć czas, aby to przeliterować.
Jeśli zamierzasz to zapisać,
kochanie, czy możesz zapisać to odręcznie?" - wyrzuciła z siebie te słowa, a po chwili je zapisała. Czułem, jak ta piosenka staje się dokładnie nasza i zawieszona właśnie w tym momencie.

- "Chcę tylko trzymać cię blisko" - powiedziałem, patrząc na nią. Dokładnie o tym myślałem.

- Dobre! - zapisała.
- "Ja i ty, i nic więcej,
jeśli chcesz, żebym wiedziała,
czy możesz napisać to odręcznie?"

- I ty miałaś problem z napisaniem czegokolwiek? Słowa dosłownie wylewają się na tę kartkę - zachwyciłem się.

- Nie wiem, chyba idzie mi tak dobrze dlatego, że teraz jesteś tutaj ze mną - odpowiedziała. - Poza tym, mamy chyba refren, trzeba napisać drugą zwrotkę - ponownie napiła się ze szklanego kieliszka, więc zabraliśmy się do pracy. I całkiem sprawnie nam to poszło, bo tekst wyszedł świetny:

"Może powinniśmy powrócić do podstaw?
Tylko papier i długopis.
Przyklej to do mojego okna.
Utrzymuj nisko,
abym mogła na końcu to znaleźć.

Kiedy jesteśmy razem, po prostu bądźmy.
Bez myślenia z góry przez twa tygodnie.
Nie sprawdzajmy więcej e-maili
i nie wysyłajmy wiadomości.
Tylko ja pokazująca tobie, kim jestem..."

Spojrzałem na tytuł piosenki, a po chwili po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Chciałem to wszystko spalić razem ze sobą, bo życie bez niej było rozsypane jak popiół. Już czułem, że sam jestem popiołem.
Zbyt mocno mi jej brakowało...

World of chancesNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ