Rozdział 23. Jestem przy tobie

147 27 9
                                    

- Teraz możemy powiedzieć, że to już koniec? - Zapytałem opryskliwie. W myślach ganiłem samego siebie za takie zachowanie, wyżywałem się na nich, bo nie mogłem znaleźć Kat. Byłem roztrojony psychicznie. Ale to nie tłumaczyło mojego chamstwa.
- Przepraszam, cholera jasna, po prostu się boję, że już jej nie spotkam - mój głos dziwnie się załamał.

- Los was nie rozdzieli, to niemożliwe - wtrącił Theo.

- Już nas rozdzielił - stwierdziłem ponuro. - Jedźmy do domu, jestem już zmęczony tymi wszystkimi emocjami - westchnąłem. Moja prośba nie była kwestionowana. Na całe szczęście.

*****

Położyłem się na sofie w salonie. Odstąpiłem swój stary pokój koledze z reprezentacji, żeby mógł się wyspać. Ja nawet nie potrafiłem zmrużyć oka. Było już po jedenastej wieczorem.

Zastanawiałem się, gdzie jeszcze szukać. Czy był jeszcze sens? Do wszystkiego dochodziły głupie obawy.

Mówiła, że mnie kocha, ale nie mogła czekać wiecznie. Co, jeśli znalazła sobie kogoś, kto posklejał jej złamane serce, tak jak kiedyś ona moje?

Albo wróciła do tego cholernego Leo z jakichś szalonych powodów? Może nie chciał dać jej rozwodu i była zmuszona z nim zostać?

A może siedziała na podłodze z twarzą ukrytą w dłoniach i wymyślała sposoby zabicia się?
Może stała na parapecie przy otwartym oknie i zamierzała skoczyć?
Może zawieszała linę na jakiejś wysokości?

Moje myśli przekraczały już wszystkie granice. Martwiłem się o nią. I nawet, jeśli chciałbym zapomnieć wszystko to, co mi dała, odwrócić się od tej sytuacji plecami i wyrzucić ją z głowy, miałbym poczucie winy.

Dlatego znalezienie jej było ważne, ale tak męcząco trudne, że nie wiedziałem, co robić. Byłem zdecydowanie zbyt skołowany. Dobrze, że miałem przy sobie rodzinę i Paula. Bez nich najprawdopodobniej znów uderzyłbym o dno.

Bo jeśli raz przeżyjesz coś, co zdewastuje twoją duszę, za drugim razem możesz już nie dać sobie rady.

*****

Nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. Martwienie się o nią wżarło się w moją psychikę. Musiałem coś z tym zrobić. Inaczej mógłbym zwariować.

Przez to, że nie spałem w nocy, przespałem połowę dnia. Ale to chyba był najlepszy pomysł, bo przyśniło mi się, jak po meczu z Islandią zabrałem Katherine do tego opuszczonego parku rozrywki w Saint-Denis.

Po tym, jak sen się skończył, zerwałem się z sofy i przetarłem twarz. Czekało mnie kilka godzin drogi, mój plan był zdecydowanie szalony, ale musiałem to sprawdzić. Nie łudziłem się, że to będzie skuteczny pomysł i to tam ją spotkam, jednak moja troska i tęsknota zmuszały do podejmowania irracjonalnych kroków.

Cała rodzina wraz z Paulem siedziała w kuchni i cicho konwersowała. Kiedy mnie zobaczyli, krzywo się uśmiechnęli. Nie wiedzieli, jak zachować się w moim towarzystwie. To oznaczało, że Pogba i mój brat zdążyli wszystko opowiedzieć.

- Możesz mnie gdzieś podwieźć, Paul? - Zapytałem niepewnie.

- Jasne, gdzie? - Oddał.

- Do Saint-Denis - wypuściłem powietrze z lekkim świstem. Zanim zdziwiona mama otworzyła usta z zamiarem wtrącenia czegoś od siebie, dodałem: - myślę, że wiem, gdzie spotkam Kat.

*****

Po zjedzeniu śniadania wyruszyliśmy w drogę, która bardzo się dłużyła.
Czułem się tak, jakbym miał zasłabnąć. Tak mocno modliłem się, żeby mieć już spokojne myśli i Katherine przy sobie.
Chciałem, żeby to było właśnie to. Żadnego szukania, żadnego pośpiechu. Ja i ona i nic więcej.
To stało się jakimś moim dziwnym priorytetem.

W końcu dotarliśmy na miejsce. Było po ósmej wieczorem. Poprosiłem przyjaciela, żeby na mnie poczekał, a ja sam ruszyłem w kierunku opuszczonego miejsca.

Przechodziłem uliczkami wierząc, że ją w końcu zobaczę.

Nie wiedziałem, gdzie dokładnie mogła się znajdować. Moje serce podskoczyło, kiedy zobaczyłem osobę siedzącą na podeście. Była skulona, a kiedy podszedłem bliżej, zauważyłem, że się trzęsła i cicho pochlipywała.

Kurtyna ciemnych włosów skutecznie zasłaniała jej twarz, ale potrafiłem ją rozpoznać w jakiś dziwny sposób. Jakiś głos podpowiadał mi, że to już koniec poszukiwań.

- Nie płacz - powiedziałem spokojnie, a ona drgnęła i uniosła głowę do góry.

Widząc mnie nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Zanosiła się płaczem, a ja mimowolnie uroniłem kilka łez.

- Jestem przy tobie - podszedłem bliżej i zamknąłem ją w szczelnym uścisku.

Byłem w błękitnej koszuli, która została przemoczona przez falę łez.

Nie potrafiła niczego powiedzieć, dlatego przez trochę czasu siedzieliśmy przytuleni do siebie. Ona płakała, a ja ją uspakajałem, chociaż moje wzruszenie również sięgało zenitu.

W końcu miałem ją przy sobie.

To było najważniejsze.

World of chancesWhere stories live. Discover now