Rozdział 6. Czy naprawdę zależy ci na autografie beznadziejnego piłkarza?

205 39 42
                                    

Godzina meczu z Rumunią zbliżała się nieubłaganie. Nie miałem ochoty wchodzić na to boisko, bo za każdym razem przypominał mi się finałowy mecz Atletico z Realem.

Każdy dzień był jak przeplatanka najnudniejszych czynności, na przykład treningów czy rozmów teoretycznych. Nie kręciło mnie to tak jak wcześniej i zacząłem poważnie myśleć o rezygnacji z piłkarskiej kariery, bo brakowało mi energii, motywacji i umiejętności. Straciłem to wszystko już dawno, ale na tym zgrupowaniu zdałem sobie z tego sprawę.
Planowałem odstąpić miejsce w reprezentacji zaraz po Euro i byłem w stanie zapłacić karę za przerwanie kontraktu z Atletico, który obowiązywał do 2021 roku. Czułem wewnętrzną potrzebę bycia bliżej Martiny i odciąć się od tego całego zgiełku.

- Śniadanie, Grizi - tym razem drzwi mojego pokoju zostały delikatnie otworzone przez Llorisa.

- Idę - odpowiedziałem niechętnie i wyszedłem na korytarz razem z nim, bo wcześniej wziąłem prysznic i się ubrałem.
W ogromnej jadalni naszego hotelu siedziało kilku chłopaków z reprezentacji, więc podszedłem do stołu przygotowanego specjalnie dla nas przez naszego kucharza, gdyż były to w większości dania bezglutenowe. Nałożyłem sobie trochę truskawkowego musu z płatkami kukurydzianymi i kawałkami kokosa.

- Dzisiaj strzelę bramkę - usłyszałem głos Oliviera, po czym pzysiadłem się do stolika, dzięki czemu towarzyszyłem właśnie Oliemu, Payetowi, Koscielnemu, Pogbie, Llorisowi i Umtitiemu.

- Pogba dzisiaj strzeli - Dimitri poruszył znacząco brwiami i się uśmiechnął.

- Ja stawiam na Anto - Paul spojrzał na mnie, a ja, wyrwany jak z transu, spojrzałem na niego.

- Zamiast mnie, dzisiaj wejdzie Coman - oddałem bez emocji.

- Stary, Deschamps za bardzo w ciebie wierzy - rzucił pokrzepiająco Umtiti, a ja tylko w milczeniu pokręciłem głową.

*****

Uderzałem w worek treningowy i co chwilę patrzyłem na zegar wiszący na ścianie.

- Nie przeforsuj się - usłyszałem głos Kingsley'a.

- Dziś i tak nie wejdę - odpowiedziałem i ponownie uderzyłem pięściami w czerwony worek.

- Trener dał nam listę pewnych piłkarzy na dziś. I wyobraź sobie, że na niej jesteś - zaśmiał się.

- Nie mam ochoty dzisiaj wychodzić na stadion. Będę beznadziejny - jęknąłem.

- Dasz sobie radę. Wszyscy w ciebie wierzą - poklepał mnie po ramieniu i wyszedł.

Skończyłem swój mały "trening" i wróciłem do pokoju. Wziąłem prysznic, zjadłem obiad w podobnym towarzystwie jak na śniadaniu i poszedłem na ostatnie spotkanie z Didierem Deschampsem przed meczem otwierającym mistrzostwa.

Rozmowa minęła nam zupełnie zbyt szybko, w końcu wybiła dziewiętnasta. Wyszedłem z pokoju z torbą z pumy naładowaną ubraniami i innymi niezbędnymi rzeczami.
W autokarze siedziałem razem z Olivierem i omawialiśmy strategię na mecz z siedzącym przed nami Payetem. Znaczy... Oni rozmawiali, a ja w milczeniu udawałem, że ich słucham.

Czas mijał zbyt szybko. Zanim się zorientowałem, stałem przed wejściem na murawę ubrany w niebieski strój z numerem siedem.

David Guetta i Zara Larsson wykonywali swój utwór, który został wybrany na coś typu "hymnu" Euro.

Wszystko było takie dziwne, wydawało mi się, że niesamowicie krótką chwilę po zakończeniu tego występu zabrzmiała Marsylianka, a po niej pierwszy gwizdek.

Przez pierwszą połowę mieliśmy kilka okazji na strzelenie bramki, jednak ani nasza, ani Rumuńska drużyna tego nie wykorzystała.
W ciągu przerwy Deschamps omawiał z nami przeróżne nowe strategie i to poskutkowało, bo w pięćdziesiątej ósmej minucie w okienko bramki trafił Giroud, który od śniadania zapowiadał, że mu się uda. Stade de France oszalało, a ja szedłem po murawie tak, jakby nie cieszył mnie gol mojego przyjaciela. Ludzie mogli powiedzieć, że byłem zazdrosny o to, że jemu się udało, a mnie nie. To nie byłaby prawda, po prostu nie umiałem cieszyć się z takich rzeczy.

Szybko dostaliśmy zimny prysznic, bo dziesięć minut po uzyskaniu prowadzenia, sędzia podyktował rzut karny dla Rumunów, przez faul Evry w polu karnym. Patrzyłem na rozwój akcji i westchnąłem ociężale, kiedy Stanciu trafił prosto do bramki. Chwilę po tej stracie zostałem zmieniony z Kingsley'em Comanem.

Później było już tylko gorzej. Ekstaza opuściła kibiców, którzy zdawali sobie sprawę z tego, że już nam się nie uda zwyciężyć. W osiemdziesiątej dziewiątej minucie stał się cud-Dimitri Payet trafił bramkę w wielkim stylu. Sędzia dodał trzy minuty i po ich upłynięciu wszyscy Francuzi cieszyli się ze zwycięstwa. Podbiegłem do Payeta i przytuliłem go, a chwilę później Giroud i Pogba rzucili się na nas.

- Chodźmy na trybuny! - Krzyknął rozentuzjazmowany Payet i pobiegł do publiczności. Nie musiałem tam stać jak kołek. Poszedłem za nim i zobaczyłem, jak ląduje na metalowych kratkach, bo jakaś dziewczyna podłożyła mu nogi.

- O Boże! Przepraszam! - Krzyknęła przerażona. - Nie zrobiłam tego specjalnie! - Tłumaczyła się, a po chwili ja i ona usłyszeliśmy jego śmiech.

- Dawno nie słyszałem takiej wiązanki - parsknął. - Jak masz na imię, niezdaro? - Zapytał po tym, jak się podniósł.

- Katherine... - Zająknęła się.

- Katherine, komu kibicowałaś? - Dodał konspiracyjnym tonem, a ja stałem obok niego i słuchałem.

- Kibicuję swojej narodowej drużynie, czyli wam. Właściwie to przyszłam tutaj dziś dla ciebie i tego mojego Kanoniera - odpowiedziała, a na jej policzkach zagościły rumieńce.

- Jesteś moją fanką? - Zapytał zachwycony Dimitri, który w momencie został zawołany przez swoją żonę. - Było miło cię poznać, Katherine - rzucił grzecznie i odszedł.

- I chyba kibicką Arsenalu - rzuciłem.

- W moim sercu wciąż pierwsze miejsce ma Atletico. Mogę może prosić o twój autograf? - Zwróciła się do mnie z nieśmiałym uśmiechem.

- Czy naprawdę zależy ci na autografie beznadziejnego piłkarza? - Oddałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.

- Ty nazywasz siebie beznadziejnym piłkarzem? Pokazałeś dziś na boisku klasę, po prostu nie byłeś do końca skupiony na grze. Poza dzisiejszym dniem mogę ci przyrzec, że patrzy się na ciebie naprawdę dobrze i jesteś stworzony do bycia piłkarzem. Według mnie jesteś bardziej niż dobry - uśmiechnęła się szerzej.

- Nie mam żadnego markera, ale mam nadzieję, że koszulka spodoba ci się bardziej niż autograf - po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę szczerze się uśmiechnąłem i zdjąłem koszulkę z numerem siedem.


- W zasadzie... Ja mam marker. Ale skoro już proponujesz mi swoją koszulkę, to może mógłbyś się podpisać? - Zapytała zdziwiona moim zachowaniem i podała mi pisak. Kiedy już zapisałem na kawałku niebieskiego materiału swoje imię i nazwisko, podałem jej wszystko, a ona podziękowała. Zostałem zawołany przez Paula Pogbę, więc podziękowałem jej i pożegnałem się z dziewczyną słowami "do zobaczenia", po czym zszedłem z trybun i skierowałem się do szatni.

_______________________________________

Jeszcze niedawno stresowałam się egzaminami, a już jutro ostatni dzień... Trudno uwierzyć 😁
Mam nadzieję, że wszystkim czytelnikom z rocznika '01 poszło dobrze 💪✊

World of chancesWhere stories live. Discover now