Rozdział 3. Nie wyobrażam sobie zespołu bez ciebie

229 37 13
                                    

Siedziałem zrezygnowany na podłodze i oglądałem wspólne zdjęcia, a w prawej dłoni trzymałem już w połowie wypitą butelkę whisky. Minął miesiąc od jej śmierci, ale ja nadal nie wiedziałem, jak poukładać ten cały bałagan.

Widziałem nas na wakacjach, na wycieczkach, w odwiedzinach u rodziny. Wszędzie było jej pełno, a w momencie zabrakło.

Zbyt szybko. Ludzie odchodzą w zbyt ekspresowym tempie.

Ujrzałem jej zdjęcie w rodzinnym domu i przypomniałem sobie, jak bardzo jej rodzice byli przeciwni naszemu związkowi...

- Ja nie potrafię im niczego wytłumaczyć, oni są okropni! - krzyknęła podenerwowana, a ja byłem zmuszony lekko odstawić telefon od ucha.

- Kochanie, wszystko jest okej - próbowałem ją uspokoić, ale ona za każdym razem wpadała w szał. Jej mama zwykle się z nią nie zgadzała, ojciec również kwestionował jej wybory. Czuli się mądrzy i ważni, bo mieli swoją firmę i byli poważnie traktowani, ale wcale nie byli mądrzy, skoro cały czas chcieli wybierać za swoją córkę.

- Nie jest okej! Chciałabym, żebyś mógł przyjść do mnie na obiad, porozmawiać z moim tatą o twoich najnowszych osiągnięciach i czuł się swobodnie. Nie wiem, co im do tego - westchnęła.

- Jakoś się z nimi dogadam - rzuciłem. Chciałem ją trochę pocieszyć, ale sam nie wierzyłem w poprawę moich i jej rodziców relacji. Po prostu już pogodziłem się z tym faktem, że nigdy nie będą traktować mnie jak członka rodziny.

- Powodzenia - oddała sarkastycznie. - Tak poza tym, kiedy się spotkamy? - zapytała.

- Pojutrze wracam z Włoch, więc jak najszybciej będziemy mogli - powiadomiłem ją z uśmiechem, którego niestety nie mogła zobaczyć.

- Ile bym dała, żeby być tam teraz z tobą... - rozmarzyła się.

- Kiedyś cię tam zabiorę, obiecuję - to były całkiem poważne słowa jak na siedemnastolatka, ale byliśmy ze sobą już prawie rok i kochałem ją naprawdę mocno.

- Obiecanki cacanki... - prychnęła.

Na samo wspomnienie sam uśmiechnąłem się przez łzy i pijacki szloch. Najlepsze było to, że po oświadczynach polecieliśmy do Włoch na dwa tygodnie. Byłem stworzony do uszczęśliwania tej kobiety i byłem szczęśliwy, kiedy ona czuła się dobrze.

Jej rodzice do tej pory nie zmienili o mnie zdania. Myśleli, że jestem kompletnym debilem i nie zapewnię jej dobrych warunków do życia. Że będę ją zdradzał na każdym kroku i będę gwiazdorem.

Myśleli o mnie w taki sposób, bo mnie nie znali i nie chcieli poznać. Nawet nie wiedzieli, jak bardzo źle wpływało to na ich córkę. W końcu zerwała z nimi wszelkie kontakty po tym, jak pojawili się na ślubie kościelnym a nie zostali na uroczystość weselną. Mogli mieć żal tylko do siebie, że nie dostaną już żadnej szansy na odzyskanie jej miłości i zaufania.
Bo Martiny już nie było...

*****

- Przestań mi matkować, Carrasco - rzuciłem rozjuszony i usiadłem na kanapie, bo w mojej głowie zakręciło się trochę za mocno. Bardzo starałem się nie bełkotać, żeby mój przyjaciel nie wpadł na pomysł złożenia mi wizyty i nie nazwał alkoholikiem, kiedy zobaczyłby mnie w tym stanie.

- Nie odrzucaj od siebie ludzi, okej? - Próbował coraz bardziej podirytowany, a ja przewróciłem oczami.

- Dacie mi wszyscy spokój? - warknąłem.

- Martwimy się. Grizi, powinieneś przychodzić na treningi - westchnął, a ja wziąłem dużego łyka brandy, którą trzymaliśmy od kilku lat i przełknąłem go z trudem przez coraz mocniejszy odruch wymiotny.

- Nie obchodzi mnie już piłka nożna. Mam to wszystko gdzieś - złapałem włosy w dłonie i mocno je pociągnąłem.

- Ciekawe, czy Martina cieszyłaby się widząc, co robisz z własnym życiem - powiedział, a ja szybko się rozłączyłem. Miałem dość każdego, kto mówił mi, co mam robić. W dodatku wszyscy wykorzystywali ją do tego, żeby mnie zmotywować. I co, myśleli, że to była motywacja? To było zagłębianie się w świeże rany i sprawiało, że nieustanne myślałem o swojej własnej śmierci.

Przez pół godziny spałem, ale w jakimś momencie obudził mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosłem się z sofy w salonie i chwiejnie podreptałem w kierunku drzwi. Kiedy je otworzyłem, doznałem ogromnego szoku.

- Piłeś - było pierwszym słowem, jakie padło z ust trenera Atletico Madryt. - Carrasco do mnie dzwonił... - powiedział i wszedł do środka, po czym obaj usiedliśmy na sofie.

- Wiedziałem, cholera. Pierdolony konfident - przerwałem mu. Byłem na niego bardzo zły, po co mieszał w to trenera?

- Wszyscy chcą dla ciebie dobrze, okej? Poza tym sam wiem, że pijesz. Nie wychodzisz z domu, gazety się o tobie rozpisują, internet huczy, nie wspominając o telewizji.

- Zupełnie tak, jakby nikt nie miał swojego życia, więc musiał się interesować moim - warknąłem niegrzecznie, ale nie byłem w stanie się pohamować. - W dupie mam media i całą tą otoczkę.

- Za niedługo kolejne mecze, potrzebujemy ciebie. Zrobiłeś sobie miesiąc przerwy i z tego, co myślę i słyszę od Yannicka, na pewno nie było dnia, w którym byłeś zupełnie trzeźwy. Jesteś tak utalentowany, że nie powinieneś marnować tego, co już osiągnąłeś - wygłosił, a ja prychnąłem z irytacją.

- Bardzo utalentowany. Wcale mnie nie potrzebujecie, kup kogoś, kto będzie potrafił strzelić karnego.

- Nie chcę nikogo kupować, skoro wiem, jak dobrych zawodników już mam. Antoine, musisz się ogarnąć. Przestań pić, wszystkie wyrzeczenia idą w tym momencie na marne. Wyciągam do ciebie rękę, bo wielka kariera jest ci pisana i nie możesz się poddać.

- Nie obchodzi mnie już kariera, powiedziałem to raz i będę się tego trzymał. I nie pieprz mi przypadkiem o tym, że Martina by tego nie chciała, bo to do cholery wcale nie pomaga - warknąłem, trochę zbyt ostro zważając na to, że mówiłem do trenera.

- Za trzy dni mamy trening. Widzę cię na nim, jeśli nie, to zostaniesz tam zaciągnięty siłą, aż w końcu znajdziesz to, co zgubiłeś. Poza tym Euro tuż tuż, a ja nie wyobrażam sobie zespołu Francji bez ciebie. Masz się ogarnąć.
Nawet jeśli ty już sobie odpuściłeś, to pamiętaj, że jestem jeszcze ja i Deschamps*, a my na pewno ci nie odpuścimy - rzucił ochoczo, a ja przewróciłem oczami. Po tym poklepał mnie w plecy i wyszedł.

* Deschamps - trener Francuskiej kadry w piłce nożnej.

World of chancesWhere stories live. Discover now