The Next Generation/Scorose...

By paperbackpoema

24.5K 1.3K 420

'She looked daisy safe But smelled rose wild' 'She is a flower But she isn't soft When her petals fall They... More

*prolog*
*Scorpius Hyperion Malfoy*
*Rose Granger-Weasley*
*Aidan Yaxley*
*Albus Severus Potter*
*Amos Hadijew*
*Ywette Dyer*
*Matthias Nott*
*nigdy nie powrócimy*
*czasem jesteśmy*
*kiedyś zapomnimy*
*zrobimy to wszystko*
*to, co wyśnimy*
Info
*jesteśmy zagadkami*
Coming soon
*mamy siebie*
*czego nie dostrzegają*
Bohaterowie
*to co musimy*
*to, co rozpoczynamy*
*biegniemy*
*toniemy*
*to, co widzimy*
*to, co wyznajemy*
*gubimy i znajdujemy*
Coming soon
*przekonamy się*
*błądzimy*
*zanim pomyślimy*
*błagamy*
*nic nie poradzimy*
*important stuff*
Scorbus
Scorbus
*to, co ryzykujemy*
*tracimy głowę*
Info
*ratujemy się*
*ufamy*
Info
*kim jesteśmy*
*zmieniamy się*
*epilog*

*zawsze będziemy*

1K 49 13
By paperbackpoema

Uwaga! Mam parę ważnych dla fabuły uwag:

1.  Kanon jak już pewnie zauważyliście nie jest do końca zachowany. To się będzie zdarzać w tym ficku, bo czasami jest on zbyt wiążący.
2. Biorąc pod uwagę, że w świecie czarodziei jest się pełnoletnim w wieku lat 17, będę traktować tu 16 latków jak 17 latków itd.
3. Na potrzeby ficka wiek, w którym zostaje się prefektem lub kapitanem drużyny to 16, a nie 15 lat, czyli 6 rok zamiast 5. Wytłumaczenie prawdopodobnie znajdzie się w opowiadaniu (nie będziemy udawać, że nie widzimy tej zmiany, nie? :))
To tak, żeby na razie uniknąć pytań.
Komentarze, głosy, dodawanie do listy czytelniczej to szeroki uśmiech na mojej twarzy!
Enjoy :)

Albus cały czas patrzy na mnie swoimi zielonymi tęczówkami. Jest smutny i pogrążony w myślach, a na jego ramionach znajduje się ciężar ostatnich lat. Trzyma dłonie w kieszeni i udaje, że to wszystko nie miało miejsca. Przez krótką chwilę jest tylko białą kartką, która czeka na zapełnienie.

- Jak tam moja mapa, Rosie? Przydatna?

- Nie inaczej.- odpowiadam- Szkoda,że nie wypatrzyłam cię na Błoniach z twoimi kolegami Ślizgonami.

Wzrusza ramionami.

- Ja też jestem w Slytherinie. Nie uważasz, że to naturalny stan rzeczy?

-Tak samo naturalny jak bycie w posiadaniu mapy, którą miał James?

Unika mojego wzroku. Goni uciekające wytłumaczenia, chwyta je za ogon.

- Mam lepsze kontakty ze swoim bratem niż ty. Czy choćby z twoim własnym jak się nie mylę.

Kręcę głowa, wciąż nie mogę tego zrozumieć..

- Al, już nie wiem w co mam wierzyć. Cieszę się, że masz, najwyraźniej, dużo przyjaciół. Ale jak stare jest to kłamstwo? Że jesteś outsiderem, który trzyma się z daleka od dzieci arystokratów? Martwiliśmy się o ciebie.

( Zawsze był samotnikiem. Miał kilku cichych kolegów, nigdy nie myślałam, bo dlaczego)

- Nie wiem, czy nie wolałabyś wybrać niewiedzy, kuzynko. W każdym razie może dla wszystkich będzie tak lepiej. Rosie, zanim mnie ocenisz, spróbuj mnie zrozumieć.

*
Kiedy zaczynam myśleć, że minęły całe stulecia, a dzień nie przyszedł. Kiedy gwiazdy wciąż świecą przytłumionym blaskiem na nieboskłonie. Kiedy sen zakrada się pod moje powieki, chociaż zawsze będę słuchać.

(W nadziei, że coś się zmieni, ktoś powie głośno stop,zabłądziliśmy, czas zawracać.
Ale nic się nie dzieje)

Malfoy mówi, że na nas już pora. Że musi mnie odprowadzić, inaczej Gryfoni rozpoczną awanturę. Żartuje, wiem, że żartuje.

Yaxley rzuca jeszcze kilka komentarzy, ale w zasadzie wygląda, jakby wcale nie zależało mu, by nas zatrzymać.

(Zaczynam się obawiać. A może zawsze jestem wystraszona)

Wspinamy się na wzgórza, ale on radzi sobie lepiej. Nawet w ciemności wiem, że ma umięśnione łydki. Mógłby być kapitanem drużyny Quiditcha, a został prefektem. Gdy przypominam sobie słowa, które powiedział dzisiejszego wieczoru, być może rozumiem.

Jest kimś, kto może coś zmienić. Głosem nowego pokolenia, które zostało skrzywdzone. Nigdy nie prosiło o nic, co otrzymało w prezencie z już odwiązaną kokardą.

Widzi, że nie mam siły, więc wyciąga do mnie rękę. Chwilę patrzę na nią; walczę z swoją dumą i z serią daj spokój, przestań, nie potrzeba...

Aż w końcu chwytam ją i pomaga mi wejść na kolejny szczyt. Moje dłonie są lodowate jak zawsze, ale ze zdziwieniem dociera do mnie, że jego prawie nie różnią się temperaturą. Są pomiędzy zimnymi, a ciepłymi. Chłodne. Nie jest to nieprzyjemne uczucie.

-Wybacz za Yaxleya. Jest ciężki; wszystkim daje czasem w kość. Gdy widzi, że nic nie wskóra zazwyczaj odpuszcza.-mówi, wciąż nie puszczając mojej ręki, a ja jej nie wyrywam.-Wiele razy mu się oberwało za swoje teksty, ale nic go to nie nauczyło. Za wiele osób wciąż pozwala mu na robienie z siebie ofiar, a starczyłoby komuś powiedzieć...

Uścisk jest mocny, pewny, solidny.

Słowa, które opuszczają jego usta nie podobają mi się. Chce pozostać jak najdalej od tego chłopaka z srebrnymi włosami i pustymi oczami. Nie chcę nic wiedzieć o Aidanie.

-Czemu w ogóle się z nim zadajesz? To dureń.- mowię, a w moim głosie jest więcej emocji niż powinno. Zauważa to, może zawsze będzie.

(Muszę przestać tak myśleć)

-Ludzie są bardziej skomplikowani niż na to wygląda, Rosie.

Zanim słowa wyparują szybciej niż woda, wyrzucam z siebie.

-5 lat, Malfoy. Szósty rok i nie mogę sobie przypomnieć, kiedy przeszliśmy do fazy ,,mówimy sobie po zdrobnieniach"

Odwraca się do mnie i czuję jak przyciska ramię do mojego ciała.

(Powietrza)

-Nigdy nie jest za późno.

Idziemy dalej. Odwraca się tak szybko jak poprzednio. Ciągnie mnie w stronę zamku,  gdy znajdujemy się na płaskim terenie niedaleko chatki Hagrida. A ja nie mogę przestać zastanawiać się, co by powiedział, gdyby nas zobaczył. Pewnie nic. Hagrid zawsze był w porządku.

Gdy dochodzimy do zamku otwiera mi drzwi; wchodzi za mną. Zostały one dorobione jako jedne z wielu wyjść ewakuacyjnych po wojnie. Łatwiej się otwierają,nawet gdy są zamknięte. Starcza zwykła Alohomora. Często zapominają o ich istnieniu, wiec nawet różdżka może okazać się zbędna. Zupełnie jak teraz. Jesteśmy w tunelu prowadzącym do Slytherinu, ale on nie zamierza iść spać. W jego oczach nie ma zmęczenia, ale jest coś innego. Może samotność. Tęczówki chłopaka są szare jak niebo nad Hogwartem, gdy zbiera się na deszcz. Zastanawiam się jak wiele ulew wydostało się z tych oczu. Czy była to tylko mżawka.

Jedna,

        dwie.

Nagle rozumiem, że jestem zbyt blisko ściany, a on nie ma zamiaru się ruszyć. Studiuje moje rysy twarzy; pieg po piegu albo jestem szalona. Mam paranoje, tak?
(Nic nie rozumiem.)

Zbliża usta do moich i wacha się wacha się przed pierwszym krokiem.

Scorpius Malfoy nie wie, co zrobić. Jest bezradny tak  jak ja.

Zbliżam się i nasze usta łączą się w krótkim pocałunku. Zaledwie muśnięcie. Czuję jak jego ręka zaciska się na moim ramieniu, pojawiają się czerwone ślady, które widzę w słabym świetle lamp.

Nie całuje mnie drugi raz, ale śmieje się, przykłada palec do ust i ciągnie mnie za sobą.

(Chcę za nim podążyć.)

Idziemy korytarzem, aż słyszymy głosy Prefektów Naczelnych. Chowamy się we wnęcę, aż przejdą, zajęci swoimi sprawami. Skręcamy ponownie i słyszymy głos Flitcwicka.

Malfoy ciągnie mnie w stronę drewnianych schodów, wchodzimy, niemal wybiegamy po stopniach. Ciarki znaczą moje plecy, adrenalina płynie w moich żyłach. Jest jak paliwo, które pozwala mojemu ciału dotrzeć tam, gdzie nie powinno.

Jesteśmy na wieży zegarowej.

Wzdycham. Widzę gwiazdę po gwieździe. Są teraz bliżej nas, a on ciągnie mnie do barierki. Przez chwilę patrzę, obserwuję, tonę. Widzę sylwetkę Zakazanego Lasu, gdy wychylam się tylko troszeczkę mogę zobaczyć teren przy zamku, który w dzień usłany byłby punkcikami czerwieni, błękitu, żółci...i zieleni.

Nawet nic nie mówi. Chcę go spytać, czy przychodzi na tą wieżę. Czy wie, jakie historie się za nią skrywają. Na pewno je zna.

(Połamane mechanizmy zegara, który już nie bije. Próby zrobienia z niej miejsca pamiątkowego, które wciąż pozostają tylko planami Dyrektorki.)

A on już niczego nie planuje. Jego usta są w zagłębieniu mojej szyi i wokół kołnierzyka. Sama kieruje swoje palce, by rozpiąć guzik

Jeden drugi chociaż jeszcze trzeci.

Przesuwa mnie ku ścianie pewnym ruchem, żeby zapewnić mi bezpieczne oparcie.

Poświata księżyca oświetla jego rysy. A ja myśle, że wciąż mam na sobie jego bluzę. Ściąga ja przez głowę i chcę mu dziękować, bo jest gorąco gorąco gorąco

Ściąga moją bluzkę i czuję jak wiatr zostawia zazdrosne pocałunki na mojej skórze.

Scorpius rownież pozbywa się swojej bluzki. Patrzy mi przez chwilę w oczy i wiem, że jest szurniety. Wyrzuca bluzkę przez okno. Szybuje w dół przez wysokość czterech pięter.

-Będą mieli powód do plotek- rzuca, wzruszając ramionami jak mały chłopiec.

Wbija się w moje usta bez ostrzeżenia i wiem, że nasz skradziony czas nie potrwa wiele dłużej. Pocałunek jest pośpieszny, jakby za naszymi plecami było słychać kroki, których częstotliwość narasta z każda minioną sekundą.

Smakuje malinami; to dziwne uczucie.

(Słodkie, słodkie uczucie)

Moje zmysły są przyćmione; nie mogę zrozumieć, czemu to on dostał mój pocałunek.

Myślę o nocy w łazience prefektów, gdy trzymał się blisko mnie, by mnie drażnić. Raz nasze głowy prawie się zetknęły. Pływaliśmy w wodzie pełnej bąbelków, ale on nie bał się intymności. To byłam ja.

(Dziwny, dziwny chłopak.)

Zostawia jeszcze jeden dwa pocałunki na mojej klatce piersiowej i oddycha głęboko, zanim pomaga mi zapiąć guziki mojej wymiętej bluzki. I wręcza mi bluzę, jakby zawsze należała do mnie. Nie protestuję. Zapamiętuje tylko, żeby schować ją na dnie kufra, gdzie nikt nikt jej nie zobaczy i mi nie zabierze.

Łapie moją dłoń, wyjmuje nowoczesne pióro i pisze coś na mojej dłoni.
Przytyka ją do mojego serca i uśmiecha się z delikatnością, której nie rozumiem.

- Postaraj się tego nie rozmazać, dobra?

*

Drewniana podłoga skrzypi z każdym jej krokiem. Przymierza jakąś sukienkę, a rudowłosa udaje, że nie patrzy. Czyta tomiszcze oprawione w zniszczoną skórę, które wzięła z jej kolekcji. Zawsze zabiera jej najdziwniejsze książki. Ta nie jest inna. Opowiada o wróżbach i o ich pokryciu z rzeczywistością w oparciu o bardzo szczegółowa analizę. Dziewczyna docenia profesjonalizm lektury, aczkolwiek księga zawiera też wiele nieścisłości dotyczączych przyszłości, która skrywa pod swoją połyskująca kurtyną to, co jeszcze ma nadejść.

Ciemnoskóra brunetka wybrała sukienkę; prosta, biała, z paskami odsłaniającymi połacie skóry na plecach. Nie może zapiąć suwaka. Nie sięga. Ale rudowłosa może pomoc. Odkłada książkę niemal z nabożną czcią i podchodzi do niej powoli. Trzęsą jej się dłonie, gdy zapina suwak i prosi ją w myślach, by nic nie wyczuła. Palce dotykają jej skóry przez ułamek sekundy, a ona cała p ł o n i e. Odsuwa się i pakuje torbę, wrzucając wszystko, co ma pod ręką. Ma nadzieję, że ona tego też nie zauważy. A przede wszystkim, tego że jest tchórzem, straszliwym tchórzem. Bo sama już to wie.

*

Obudziły mnie promienie światła, które wczepiły się w moje rozczochrane włosy jak złociste  palce i błądziły po mojej skórze. Wtedy zdawało mi się, że jeszcze śnię. Naprawdę kończę dopiero teraz, siedząc przy stole w Wielkiej Sali. Gwar wciska się w moje uszy. Gwar już taki jest. Wścibski i niedyskretny; najgłośniejszy, gdy mu się nie przerywa i próbuje się go ignorować. Zawsze znajdzie swoją drogę, by zagłuszyć nasze myśli.

Mój tost tonie w miodzie, ale ja myśle o czym innym, przygotowując sobie śniadanie. Na pewno nie o umiarze. Chcę więcej informacji; liczę, że one coś odmienią, chcę pomocy.

Odpowiedzi

jak znowu przemówić swoim prawdziwym głosem.

Nie bać się sprzeciwić, zrobić zmianę. Ale nigdzie nie ma instruktora.

Dlatego jest tak, jak jest.

Szukam jednak szarych tęczówek, pośród tłumu. Może się mylę, może ktoś jest.

Ywette wyrywa mnie z zamyślenia, wskazując na Lansa Mastersona.

- Wymężniał  przez wakacje. Gdyby nie był tak skryty, miałby wokół siebie grupę dziewczyn.. Nigdy nie wiem, gdzie się podziewa. Raz widziałam go w bibliotece.

Wzdycha.

- Jasne. Może powinnaś go spytać?

Mowię bez zastanowienia, bo patrzę na Malfoya, który rozmawia z Nottem. Dwoje prefektów, którzy, zdaję się, dobrze się znają.

- Ja powinnam? TO ty będziesz chodzić z nim na patrole i rozdzielać się obowiązkami. Dziwi mnie, że jeszcze o tym nie myślałaś.

(Nie myślałam, bo myślenie mnie przeraża. Za każdym razem)

- Czatowanie w kąciku z Tajemniczym Don Pedro, wielki dzięki.

- Niektórzy dostają od życia przystojnych amantów, inni...przypalonego tosta na śniadanie! Dlaczego to zawsze jestem ja?!

Ogląda swoje pieczywo z każdej strony i posyła mi rozbawione, zbolałe spojrzenie.

Wskazuję mój talerz:

- Twój przynajmniej nie utonął w nadmiarze słodkości. To tak częste w tych czasach.

Śmieję się razem, z nią, ale odwracam wzrok. Przenoszę spojrzenie na stół Ślizgonów stojący po przeciwnej stronie sali. Mogę dostrzec znajome twarze. Wszyscy mają na sobie schludne szaty, są gotowi na to, co otwiera przed nimi ten rok. Wielu Gryfonów jest jeszcze w codziennych ubraniach, ponieważ nie zdążyli przywyczaić się do szkolnego trybu.

Wstają dwie sylwetki na tle zieleni. Widzę jak Scorpius wychodzi z Albusem. Dociera to do mnie jak powtarzający się sygnał.

Nie ukrywają już swojej znajomosci.

*

Siedzi na korytarzu w swojej wyprasowanej szacie i wypolerowanych butach. Cały czas przekłada nogę. Nigdy nie czuła się dobrze w tych ubraniach, ale oszukiwała.

Jak to mówią; udawaj, dopóki tego nie osiągniesz. Patrzy na głowy uczniów wychodzących z Wielkiej Sali.

Szuka konkretnej blond grzywy. W jej oczach odbija się zbyt wiele tym samych kolorów, nie potrafi wyróżnić tego konkretnego odcieniu. Nagle kolorowe pasma znaczą swoją drogę przez tłum. Schodzi z parapetu, zanim zorientuje się, że tam siedziała. Bierze głęboki wdech i czeka. I czeka.

(Zawsze będzie.)

*

-Dziwna noc za nami, prawda?- pytam szczupłego Ślizgona z oczami zawsze utkwionymi w jakimś odległym punkcie.

Jego cera poznaczona jest drobnymi bliznami na wysokości szczęki, które wcale nie odbierają mu urody. Oczy wpadają w głęboki odcień brązu, nos ma lekko skrzywiony i zadarty. Mimo niedoskonałości, a może dzięki nim, sprawia wrażenie zwykłego, miłego chłopaka.

Uśmiecha się kącikiem ust.

- Rose Weasley. A jednak. Jednak postawiłaś się w to mieszać.

-W zasadzie nie wiem w co mam się mieszać, Amosie.

Wzrusza ramionami.

-Te pogmatwane kontakty miedzy lwami i wężami. Ciekawe. Zastanawiałaś się może czasem, czyje ugryzienie jest gorsze?

-Obawiam się, że moje przyziemne życie nie obejmuję takich dywagowań. Zastanawiałam się za to, co właściwie tam robiłeś?

-Oj, proszę teraz bawisz się w Yaxleya?

Skręcamy, a on rozgląda się i ciągnie mnie do wnęki. Widzę w jego oczach pretensję za zadawanie pytań.

(Codziennie widzę każdy odcień tęczówek, w żadnych nie widzę gotowych odpowiedzi, jesteśmy zamkniętymi wrotami nieczekającymi dłużej na otwarcie)

- Znalazłem się tam podobnie jak ty. Przypadkiem.

- Co to ma w ogóle znaczyć? Zawsze jest jakiś powód.

-Mój przyjaciel zadaje się z nimi. Szliśmy Błoniami i zgarnęli nas po drodze. Nie zamierzałem uciekać jak ostatni frajer.

-Za to spędziłeś cały wieczór w nieprzyjemnych towarzystwie, he?

Oddycham i opieram się o ścianę po przeciwnej stronie.

- Matthias Nott. To o niego chodzi, prawda? Yaxley miał do niego pretensje, że z nimi poszedłeś...

Wyrzuca ręce w powietrze i patrzy mi w oczy.

(Smutek i złość. Czy to obce mi uczucia czy te najbliższe?)

-Aidan ma pretensję nawet za to, że oddycham tym samym powietrzem. A ostatnio rownież do Matta.

Patrzę przez okno, bo wszystko rozumiem. I tak, nie powiem tego, co przysiadło na końcu mojego języka. Szczypie, kłuje i chce wydostać się na wolność. Wiem, że on wie, że ja wiem. Ja wiem, że on wie, to co wiem ja. Nie ja powinnam ogłosić to całemu światu.

Moja rola się tu kończy. Jestem tylko statystą w jego życiu. Może nawet nie. Suflerem kogoś innego; kogoś, kto nigdy nie pozwoli mi wejść do gry.

-Chciałam ci tylko powiedzieć...no wiesz, że według mnie jesteś w porządku. Nie chciałam tam być tak samo jak ty. Ale oboje coś na tym zyskaliśmy, nie? Ważne informacje.

Widzę, że się zastanawia, przez sposób w jaki zwija usta.

-Tak. Choć ty zyskałeś na tym więcej, co? Albus Potter okazał się nie być tym kogo zgrywa.

Uśmiecham się; triumf. Widzę jak wszystkie karty rozkładają się przede mną na stole. Wystarczy sięgnąć i odczytać tyle znaczeń tyle znaczeń ile kart. Sekret po sekrecie.

- I to jak. Możesz mi powiedzieć, co o tym wiesz?

Śmieje się. Brzmi czysto, euforycznie i zdrowo. To przyjemny dźwięk; jeden z tych, które chciałoby się słyszeć każdego dnia.

-A co ja będę z tego miał? Bo wiesz, to mój kumpel z Domu. Braterska solidarność.

-Czyli ty też go dobrze znasz? To chcesz mi zdradzić?

Zakłada mi rękę na ramiona i pcha mnie przez pusty korytarz. Czuję się inaczej z tą nową znajomością. Jestem lekka jak piórko i szybuje w świetle wpadającym przez witraże. Całe napięcie znikło, gdy los oświecił mnie swoim przelotnym uśmiechem. A ja myślę, że to się zdarza. Wtedy kiedy najmniej się tego spodziewamy. Nie wiemy, kto skrywa klucze do naszego szczęścia pod swoim kołnierzem.

- Spróbujemy znaleść odpowiedzi, słoneczko.

Continue Reading

You'll Also Like

625K 1.9K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.
4.1K 1K 29
Emillie Diggory nigdy nie była odważą i pewną siebie osobą. Miała jednak ogromne serce przepełnione dziecięcą ciekawością świata i miłością do swoich...
47.8K 1.8K 108
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
75.3K 2.5K 43
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...