Lew i Szakal

By Calanthea_

25.7K 3.7K 10.5K

Pałac w słonecznym Kahari jest pełen wrogów. Szczerzą do siebie fałszywe uśmiechy, zakładają maski, a gdy one... More

𝕭𝖔𝖍𝖆𝖙𝖊𝖗𝖔𝖜𝖎𝖊
1. Pałac Pełen Mroku
2. Zasadzka w Kanionie
3. Powrót do Domu
4. Menażeria
5. Dwóch Królów
6. Obietnice i Pragnienia
7. Ułuda Wolności
8. Jaskinia Lwa
9. Kahari
10. Prawda Wychodzi na Jaw
11. Melancholia
12. Oczekiwanie
13. Skradzione Nadzieje
14. Na Niespokojnych Wodach
15. Cienie Przeszłości
16. Spokój Zmarłych
17. Daleko od Domu
18. Dzień Targu
19. Wieści z Frontu
20. Gołębia Wieża
21. Lwy i Jagnięta cz.1
21. Lwy i Jagnięta cz.2
21. Lwy i Jagnięta cz.3
22. Propozycje Naznaczone Niepewnością
23. Jedwabny Sznur
24. Krwawe Niespodzianki
25. Zły Los
26. Chogan
27. Cisza przed Burzą
28. W Świecie Intryg
29. Zrujnowane Marzenia
30. Ostatni ze Zdrajców
31. Demony, Które Nigdy Nie Zasypiają
32. Niewola Uczuć
33. Kara za Szczęście
35. Ogień bez Dymu
𝖈𝖟𝖊̨𝖘́𝖈́ 𝖉𝖗𝖚𝖌𝖆
36. Spisek
37. Duchy Safy

34. Oczy Diabła

379 26 150
By Calanthea_

   — Mam cię na oku. Spróbuj tylko jakichś sztuczek, a pierwsza wylądujesz dziś w piachu. — Meryem wzdrygnęła się, słysząc syk Merta tuż przy swoim uchu. Stłumiła przerażenie i dogoniła idącą na przodzie Iffet Esmanur.

   — Jesteś pewna, że chcesz iść z nami? — zapytała sułtanka, czując obecność niewolnicy obok.

   Kobiety spojrzały na siebie. Obie były zakryte. Długie chusty usadowione miały na czubkach głowy, które spływając na ramiona, sięgały do połowy ud. Zakryte zasłonami twarze pozostawiały odsłonięte jedynie oczy.

   — Tak, pani. Chcę mu spojrzeć w oczy — odpowiedziała Meryem i z biciem serca skierowała wzrok przed siebie, gdzie obraz zalewały cumujące u brzegu statki.

   Te szare oczy.

   Prawdziwe oczy diabła.

   Branka drżała na samą myśl ponownego spotkania z Selametem, ale postanowiła być silna. Chciała spojrzeć mu w twarz i pokazać, że nie zdołał jej złamać. Że wciąż walczyła i zamierzała żyć.

   Kapitan Selamet zatrzymał się w dzielnicy portowej w jednej ze stojących u brzegu kwater. Ten obszar był wolny od gwaru, jaki nieustannie zagłuszał myśli w medynie czy innych częściach miasta. 

   Było tu tak cicho. 

   Do uszu dobiegał jedynie śpiew przelatujących nad głowami ptaków kierujących się w stronę morza. Tak cicho, że aż ciężko było uwierzyć w to, że to tutaj Selamet uwił sobie gniazdko na czas pobytu w Kahari.

   Iffet Esmanur obiegła zdeterminowanym wzrokiem po budynkach wzniesionych z piaskowca, stojących w jednym, zwartym szyku blisko siebie.

   — Moja pani. — Mert zatrzymał ją przed postawieniem kroku w stronę jednego z domów. — Możemy jeszcze zawrócić. Kapitan Selamet to niebezpieczny człowiek. Wielki wezyr nie będzie zadowolony, jeśli dowie się, że się z nim spotkaliśmy...

   Sułtanka zerknęła na niego przelotnie.

   — Tym razem załatwimy to dyskretnie. W końcu tu jesteś i nad wszystkim czuwasz. Nie bez powodu jesteś najlepszym człowiekiem mojego ojca.

   Eunuch miał złe przeczucia, ale Iffet zignorowała wszelkie jego obawy. Zapukała do drzwi.

   Meryem i Mert wymienili spojrzenia, gdy ze środka dobiegł niski, ochrypły głos pozwalający na wejście.

   Iffet Esmanur wkroczyła pierwsza. Odważnie zmierzyła wzrokiem kapitana, który przeglądał jakieś dokumenty. Gdy tylko spostrzegł trójkę nieznajomych, odłożył je na biurko.

   Selamet był wysoki. Wyższy, niż sułtanka przypuszczała. Jego sylwetka była zwalista i budząca respekt. Ciemne włosy wypływały pojedynczymi kosmykami spod turbanu. Krótki zarost w kilku miejscach przecięty był bliznami. A jego oczy... Szarość tęczówek kapitana nie przypominała Iffet niczego, co znała. Choć nigdy wcześniej nie miała do czynienia z tym korsarzem, po jej skórze przebiegł zimny dreszcz.

   Ponownie nabrała odwagi, dopiero gdy Mert stanął tuż obok niej.

   Selamet uniósł brew i w jego oczach rozbłysło nieme pytanie.

   — Kapitanie, rada jestem cię poznać — rzekła Iffet Esmanur.

   — Z kim mam przyjemność? — zapytał korsarz.

   Iffet zachichotała, lecz Selamet dostrzegł, że jej oczy wcale się nie śmiały.

   — Na razie zachowajmy imiona dla siebie.

   Selamet uśmiechnął się tajemniczo i ruchem ręki nakazał wszystkim usiąść dookoła stołu. Mert wypatrzył, że niebezpiecznie blisko miejsca, które zajął kapitan, leżał ukryty w pochwie bułat.

   — Dlaczego więc zawdzięczam tę wizytę? — Korsarz podejrzliwym wzrokiem przejechał po całej trójce.

   — Pamięta pan kruczowłosą niewolnicę z niebieskimi oczami, którą przywiózł pan do Kahari z rejsu z Meer kilka miesięcy temu? — Iffet przeszła do sedna. — Ma niesamowicie piękny głos.

   — Esra... Jej się nie da nie pamiętać.

   Rozmarzenie w głosie Selameta równocześnie przeraziło sułtankę, jak i natchnęło ją okrutną satysfakcją.

   — Świetnie się składa. Mogę ci ją oddać, panie.

   Kapitan wybuchnął śmiechem.

   — Jak to oddać? Sprzedałem ją do haremu sułtana. Piękna i zadbana, stanowiła ekskluzywny towar.

   — Sułtanowi się nie podoba. Szkoda jej, bo może się przysłużyć komuś innemu...

   Selamet wyłapał aluzję. Zamyślił się.

   — Kim ty jesteś, pani?

   — Przyjaciółką. Nie ma pan powodów do zmartwień, kapitanie. Esra może być pana, nawet za darmo.

   Meryem ledwo stłumiła mdłości. Nie mogła tego słuchać.

   — Nie wierzę — stwierdził Selamet.

   — W zamian chcę tylko odpowiedzi.

   Kapitan uniósł brwi, zamieniając się w słuch.

   — Doszły mnie słuchy, że Esra była wcześniej własnością paszy z Al'Kaharu. Kim on był?

   Selamet zerknął ukradkiem na Meryem. Po nienawiści ziejącej z jej oczu domyślił się, że i ona przewinęła się przez jego ręce. Próbował ją sobie przypomnieć, ale nie potrafił. Zbyt wiele niewolnic skupywał, zniewalał i sprzedawał przez lata.

   W końcu znów spojrzał na sułtankę.

   — Raad Pasza.

   Raad pilnował interesów Al'Kaharu na meerskiej ziemi i trzymał w garści upadłego maharadżę, by nie odważył się wystąpić przeciw sułtańskiej władzy. Oczywiście, dopóki pasza żył. Iffet prychnęła. Esra od początku obracała się blisko ważnych osobistości.

   — Jak długo była jego niewolnicą? Przyjechał z nią razem do Meer, czy kupił ją dopiero tam?

   — Nie mam pojęcia. Umierał, to kupiłem niewolnice, jakie po sobie pozostawił. Dwie padły podczas rejsu. Tylko ta jedna została.

   Iffet zacisnęła pięść niezadowolona, że tak mało się dowiedziała, ale nie wprowadziło jej to w furię, jak wcześniej zakładała. Miała plan. Zamierzała oddać Selametowi tę niewolnicę, a co on później z nią zrobi, to już nie jej sprawa.

   Postanowiła jeszcze mocniej zachęcić korsarza, aby przypadkiem się nie rozmyślił.

   — Dziękuję za rozmowę, kapitanie — zaświergotała uroczo. — Esra bardzo wypiękniała w pałacu. Sułtan nawet jej nie tknął. Piękna i wciąż dziewica. Czego chcieć więcej?

   Twarz Selameta rozjaśnił drapieżny uśmiech, od którego Iffet zamarła, a Meryem dostała skrętu kiszek. Wybiegła na zewnątrz, zapewne po to, by zwrócić śniadanie.

   Mert obejrzał się za nią.

   — Kiedy więc mogę odebrać swoją własność? — Selamet zadał pytanie. Sułtanka natychmiast oprzytomniała.

   — W najbliższym czasie. Nie dam panu tak długo usychać z tęsknoty. Proszę czekać na wieści ode mnie.

   Mert nie wierzył, że wszystko pójdzie jak z płatka.

   Gdyby był naiwny i ufał każdemu łutowi szczęścia, nie przeżyłby zamachu zorganizowanego przez sułtankę matkę. A tak wrócił, jak zza grobu i zamierzał stać się koszmarem, który będzie do końca życia przypominał Mevrze Hatice o jej błędzie.

   Zanim jednak mógł poczynić kroki ku swej zemście, musiał pomóc Iffet Esmanur.

   Sułtanka powróciła w dużo lepszym humorze do pałacu, niż z niego wyszła. Meryem ze spuszczoną głową kroczyła tuż za nią, gdy cała trójka zmierzała przez harem. Mert oscylował spojrzeniem pomiędzy nimi dwiema.

   Obie się mściły.

   Pobudki Iffet Esmanur były oczywiste. Jednak jaki interes miała w tym procederze ta niepozorna, rudowłosa niewolnica? Eunuch nie potrafił jeszcze odgadnąć motywacji Meryem.

   Żądza mordu zalała orzechowe oczy sułtanki, gdy dostrzegła jak Esra i Dogu wychodzą z jednej z sal. Przez chwilę rozmawiali i śmiali się, a później eunuch poszedł w swoją stronę, zostawiając niewolnicę pośród mozaikowych ścian.

   Całkowicie samą i bezbronną.

   — Ta wywłoka już panoszy się, jakby była tu panią — skomentowała żona padyszacha.

   Mert szybko pojął, co zamierzała Iffet.

   — Mamy plan, pani. Po co rzucać się w oczy?

   — Nie pozwolę, żeby się tu tak rządziła. To tylko pospolita niewolnica! — odwarknęła Iffet. Eunuch chwycił ją za nadgarstek.

   — Radzę ochłonąć, sułtanko i nie robić głupstw.

   Kobieta natychmiast wyrwała rękę z jego uścisku.

   — Ona nie odbierze mi męża ani pozycji!

   Gdy Esra zobaczyła zmierzającą w jej stronę sułtankę, poszukała wzrokiem drogi do ucieczki, ale Iffet już się do niej zbliżyła.

   — Widzę, że usychasz z tęsknoty za   m o i m  mężem — rzekła z pogardą. Niewolnica nie zamierzała się ugiąć. Zebrała się na odwagę i spojrzała Iffet prosto w oczy. — Szkoda mi cię... Ale wkrótce zrozumiesz, że jesteś tylko i wyłącznie jego zabawką. Lalką. Gdy znudzi mu się zabawa, rozpadniesz się na kawałki jak porcelanowa laleczka. Zupełnie jak ja.

   Esra przełknęła ślinę, ale milczała, podtrzymując kontakt wzrokowy. Iffet nie mogła patrzeć w jej oczy, których zarazem zazdrościła najbardziej na świecie.

   — Pamiętasz Selameta? — zadała pytanie zdenerwowana ciszą, uśmiechnęła się jadowicie. — Chętnie się tobą zaopiekuje pod nieobecność sułtana.

   Sułtanka odeszła, przedtem specjalnie potrącając jej ramię ciałem. Niewolnica tylko stała w bezruchu z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Jej spojrzenie drgnęło tylko na moment, kiedy skrzyżowało się z pełnym wstydu wzrokiem Meryem. Esra chyba po raz pierwszy w życiu zasmakowała gorzkiego smaku zdrady. 

   Nic nie mogło uspokoić Esry. Pociągnęła za struny pierwszego z brzegu instrumentu w swojej nowej komnacie, ale nawet ich dźwięk nie przyniósł jej upragnionego ukojenia.

   Usiadła na podłodze, nie mogąc już znieść drżenia kolan i zawrotów głowy.

   Selamet.

   Kolejne brudne wspomnienie, które ukryła głęboko w swojej świadomości.

   Całe jej ciało drżało w spazmach, by za moment zesztywnieć jak kamień. Znów poczuła na biodrach ręce Selameta, jakby był tuż za nią.

   Rozpłakała się na głos, przypominając sobie oczy tego diabła.

   Nagle poczuła się cała brudna. Miała ochotę zmyć wszystkie wspomnienia, które zostawił na jej ciele Selamet. Przymknęła powieki, próbując wyobrazić sobie na skórze dotyk Aslana, ale nie mogła wygonić z pamięci kapitana.

   Jak Meryem mogła powiedzieć Iffet o Selamecie? Przecież też dzieliła ten koszmar. Esra nie rozumiała, jak kobieta kobiecie mogła wyrządzić taką krzywdę. Meryem widziała dzikość w jego oczach, widziała, gdy niby przypadkiem zabłądził ręką po ciele Esry. Widziała, współczuła, a mimo to postanowiła zdradzić swoją przyjaciółkę.

   — Jakże bym chciał skosztować tej słodyczy, ale dużo więcej mi za ciebie zapłacą, gdy będziesz nietknięta. — Do Esry wróciły słowa Selameta i miała ochotę zwymiotować.

   Nigdy nie posunął się dalej, bo była zbyt cenna jako dziewica, ale sam dotyk wystarczył, by pozostawić w umyśle niewolnicy blizny. Meryem nie zdawała sobie sprawy, jak wiele kosztowała Esrę nauka życia z tymi skazami. Rudowłosa branka też była bita, jak wszystkie niewolnice na statku kapitana, ale nigdy nie została naznaczona jego dotykiem tak jak Esra.

   Nie.

   Esra przepędziła sprzed oczu wspomnienie tego diabła.

   Teraz mieszkała w pałacu. Była faworytą sułtana, który darzył ją miłością, a nie zwierzęcym pragnieniem samej chęci posiadania.

   A przynajmniej chciała w to wierzyć, bo zostawił ją, wyjeżdżając na wojnę.

   Esra żałowała, że nie powiedziała mu o swoich obawach. Nie chciała znów popychać go na wojenną ścieżkę z wielkim wezyrem, bo wiedziała, że sułtan nie miał szans wygrać z Erdoganem. Ale teraz żałowała, że choć raz w życiu nie okazała się egoistką.

   Co, jeśli Iffet Esmanur mówiła prawdę? W końcu znała sułtana lepiej niż Esra. Aslan znudzi się, a ona jak porcelanowa lalka rozpadnie się na kawałki, odtrącona w cień bez jego łaski i uwagi.

   Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Esra gwałtownie powstała, zgarniając z ziemi stalowy pręt służący do strojenia strun.

   Niewyobrażalna ulga ogarnęła niewolnicę, gdy niezapowiedzianym gościem okazała się Ayșe Hiranur.

   — Moja matka niestety nie mogła przyjść osobiście, ale cię pozdrawia i ma nadzieję, że jej prezenty dotarły.

   Esra ukryła pręt za spódnicą. Cofnęła się o krok i gdy wyczuła za plecami komodę, odłożyła tam przedmiot.

   — Tak, pani, to ogromne przywileje... — odpowiedziała ze wstydem, który wywołał fakt, że chciała podnieść na kogoś rękę.

   — Wiesz... — Ayșe odgarnęła poły białej, eleganckiej sukni i usiadła na sofie. Esra zajęła miejsce obok niej. — Teraz jesteśmy sąsiadkami. To najpiękniejsza część haremu. Ja i Turna tu mieszkamy.

   Niewolnica uśmiechnęła się, dokładając wszelkich starań, aby nie wyglądać, jakby nie spała kilka nocy śledzona przez duchy przeszłości.

   — Napijesz się, pani, herbaty?

   — Nie, nie kłopocz się. Nie zajmę ci dużo czasu.

   Szkoda, chciała powiedzieć Esra, ale zagryzła wargę.

   Ayșe Hiranur omiotła zafascynowanym wzrokiem komnatę.

   — Aslan żadną kobietę nie obdarzył jeszcze takimi przywilejami... Ale cieszę się, że wreszcie znalazła się ta jedna.

   Esra nie potrafiła szczerze się uśmiechnąć.

   — Dziękuję ci za to, że uszczęśliwiasz mojego brata. — Ayșe delikatnie uścisnęła rękę niewolnicy, na co ta mimowolnie się spięła.

   Szczęście było takie ulotne. To Esry spływało w dal z każdym nurtem rzeki. Nigdy nie trwało tak długo, by mogła się nim nasycić.

   Westchnęła, zerkając na majaczącą za oknami dżunglę. Sułtan miał nie wrócić przez miesiące, a Esra musiała na ten czas gdzieś się schronić. Nie była już służącą sułtanki matki, ale może Mevra Hatice wciąż chciała mieć ją blisko siebie? Władczyni haremu była ostatnią deską ratunku niewolnicy.

   — Wybacz, pani, za odwagę, ale czy sułtanka matka jest u siebie? Chciałabym z nią później porozmawiać, a nie widziałam jej od rana...

   Księżniczka westchnęła z pewnym smutkiem.

   — Moja matka, Hasret i Lalezar skoro świt gdzieś wyjechali. Niestety nie będzie ich cały dzień.

   Serce Esry podskoczyło do gardła. Nie wierzyła we własnego pecha. Cały świat zwrócił się dziś przeciwko niej.

   — Zanim wojsko wróci minie tak wiele czasu... — westchnęła Ayșe. Niewolnica rozszyfrowała w jej głosie smutek, jakby wcale nie tęskniła jedynie za bratem. — Nie cierpię tej wojny.

   Esra też nie jej cierpiała. Teraz miała zburzyć ostatni bastion, który znalazła w tym pałacu.

   Przeklęła w myślach Aslana. Obudził się nad ranem, ubrał i poczekał, aż niewolnica też otworzy oczy. Pożegnał się z nią namiętnym pocałunkiem i zapewnił, że będzie tęsknił za każdą ich wspólną chwilą. Mówił, że ją kochał, ale widocznie nie na tyle, aby zostać.

   — Dostrzegam jeden pozytyw w tej wojnie. — Ayșe ponownie przerwała krępującą ciszę. — Będziemy miały mnóstwo czasu, żeby lepiej się poznać.

   — Będę zaszczycona, pani.

   Esra chciała szczerze wyrazić swoje zadowolenie, ale nie umiała uwolnić swojego głosu od zgorzkniałej nuty. Tego czasu nie było wcale mnóstwo. W końcu już jutro mogło jej tu nie być. 

   Esra nie mogła zasnąć tej nocy. Obróciła się na bok i poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku, gdy nie dostrzegła obok Aslana. Spędzili razem ledwie dwie noce, ale jego brak okazał się dla niewolnicy jak zburzenie grubych murów, w których się chowała.

   W całym jego szaleństwie odnalazła dla siebie bezpieczne schronienie.

   Gdy go zabrakło, była odsłonięta i narażona na każdy atak.

   Próbowała zamknąć oczy, by nawiedził ją sen. Na marne. Za moment znów rozchyliła powieki, tępo wpatrując się w sufit wyryty z mozaiki, która układała się w geometryczny kwiat.

   Odetchnęła głęboko.

   Jak miała przeżyć miesiące bez ochrony sułtana i nie zwariować?

   Nagle jakieś stuknięcie przebiło ciszę, jakby na dowód, że Esra balansowała nad przepaścią szaleństwa. Podniosła się i obejrzała komnatę. Nie dostrzegła nikogo, ale drzwi były otwarte.

   Przecież je zamknęła. Sprawdzała kilka razy.

   Ześlizgnęła się z łóżka i wsunęła stopy w buty. Pochwyciła pogrzebacz do kominka, z którym położyła się spać. Trzymała się spowitej cieniem ściany i po cichu kierowała się w stronę drzwi.

   Znieruchomiała, gdy dostrzegła plecy odzianego w czerń wysokiego mężczyzny. Szukał jej. Poruszał się bezszelestnie. W ręce zaciskał sznur i worek.

   Niewolnica spuściła wzrok na pogrzebacz, który kurczowo zaciskała w swoich dłoniach. Mogłaby uderzyć nim tego człowieka, ogłuszyć, może nawet zabić... Zrobiłaby to wszak w obronie własnej, ale obawiała się, że nie ma do tego dość siły. Ani by go powalić, ani by samą siebie przekonać, że postąpiłaby słusznie.

   Gdy nieznajomy się odwrócił, nawet nie próbowała odgadnąć, kim był, bo natychmiast wybiegła z komnaty. Nie obejrzała się za siebie, ale wiedziała, że mężczyzna ruszył za nią w pościg.

   Instynktownie biegła przed siebie, żałując, że nie zdążyła poznać tej części haremu wystarczająco, by wiedzieć, gdzie uciekać, aby zgubić potencjalnego mordercę.

   Czy on właściwie chciał ją zamordować?

   Do głowy znów wskoczył jej Selamet, brudząc i zniewalając wszystkie jej myśli. Jeśli ten, który ścigał niewolnicę, nie planował jej zabić, sama będzie musiała to zrobić. Życie z kapitanem byłoby gorsze niż śmierć.

   Gdy gwałtownie skręciła, znalazła się w ślepym zaułku. Wycofała się, ale wtedy mężczyzna już odciął jej drogę ucieczki. Płomień z pochodni padł na jego twarz i Esra zamarła. Przeorana jak pazurami potwora twarz przeraziła ją tym razem bardziej niż kiedykolwiek.

   Posłała mu błagające spojrzenie.

   — Błagam, Mert... Ja wam nic nie zrobiłam...

   Eunuch postawił krok w jej stronę.

   — Trzeba było nie rozkładać nóg przed sułtanem, to byś żyła w spokoju.

   Niewolnica nie wierzyła w ani jedno słowo. Iffet Esmanur miała paranoję. Znalazłaby każdy pretekst, żeby ją zamordować.

   Esra chciała go strategicznie wyminąć, ale wtedy Mert zamknął ją w szczelnym uścisku. Gdy chciała krzyknąć, zakrył jej usta dłonią. Niewolnica szarpała się, pogrzebacz, który kryła wcześniej za plecami, wypadł jej z rąk. Eunuch zaśmiał się bez cienia radości.

   — Żałuj, że nie przyjęłaś oferty sułtanki, kiedy ci ją złożyła. Może i zamierzała cię zamordować, ale ja dopilnowałbym, żebyś żyła. Zatarłbym wszystkie ślady twojego istnienia.

   Na moment odsunął rękę, a Esra wiedziała, że tym sposobem dał jej szansę na odpowiedź.

   — Dlaczego?

   Jego uścisk zelżał.

   — Bo byłaś niewinna...

   Strach wstrząsnął jej gardłem.

   — Nadal jestem.

   Mert znów mocniej ścisnął jej wątłe ciało.

   — Nie jesteś. Już cię zbrukał i wydał na ciebie wyrok.

   Wcześniej próbowała trzymać się z dala od sułtana, a i tak ją skrzywdzili. Tacy ludzie nie odpuszczali, Esra była tego pewna.

   Nie wierzyła już w nic. Postanowiła ufać tylko sobie.

   Mert znów zakrył jej usta, tym samym kończąc możliwość dialogu. Niewolnica niespodziewanie ugryzła go w rękę. Chciała uciec, ale on z całej siły zdzielił ją w twarz. Upadła i zobaczyła, że na podłogę pociekło kilka kropel krwi. Dotknęła rozciętej rany na policzku. Zakręciło się jej w głowie.

   Eunuch zbliżył się, żeby narzucić na jej głowę worek. Miał przeczucie, że Esra za moment straci przytomność i nawet nie będzie się musiał specjalnie starać, aby ją jej pozbawić.

   Jednak Esra miała w sobie wolę walki, która płonęła w niej od dnia porwania. Nikt, nawet ona sama, nie zdawał sobie sprawy, jak ogromne wrzało w niej pragnienie życia.

   Mert był wilkiem, a w niej widział jedynie zagubioną od bezpiecznego stada owieczkę. To była jej szansa.

   Niewolnica chwyciła pogrzebacz z podłogi. Z całych sił uderzyła nim eunucha w brzuch. Agha skulił się, a Esra w tym czasie podniosła się i zaczęła biec chwiejnym krokiem przed siebie.

   Nie chciała umierać, ale jeszcze bardziej nie chciała ponownie trafić w obślizgłe łapska Selameta.

   Zrozumiała, że świat był okrutnym miejscem. W każdym jego zakamarku kryło się zło. Kahari miało być piekłem, ale to tutaj odnalazła ostoję. Mevra Hatice objęła ją troskliwymi ramionami. Lalezar, choć zimna i często bezduszna, stała się podporą, na której Esra zawsze mogła się oprzeć, gdy upadała. Tak samo Dogu, którego wesołe usposobienie rozświetlało mrok w najbardziej ponurych dniach niewolnicy.

   A Aslan...

   Aslan?

   Esra gwałtownie przystanęła. Omal się nie przewróciła, niepewna czy przypadkiem nie zobaczyła ducha. Co sułtan tu robił?

   — Nigdzie nie jadę — powiedział. — Przemyślałem to, co mówiłaś i to nie czas. Chcę być z tobą.

   Łzy napłynęły do oczu Esry. Podbiegła do Aslana i rzuciła mu się na szyję, mocno ściskając jego czarny kaftan, jakby chciała zyskać pewność, że on naprawdę tu był. Sułtan objął ją, potwierdzając, że wcale nie jest nocną marą.

   — Cieszę się, że tu jesteś — szepnęła wstrząśniętym, ale i pełnym ulgi głosem.

   Wrócił jej obrońca. Już nie musiała się bać.

   Aslan odsunął się i przyjrzał się uważnie niewolnicy. Jej zapłakanym oczom, drżącym wargom i wtedy ujrzał coś, co go zmartwiło. Chwycił ją za podbródek i obrócił lekko twarz, a następnie przejechał palcem po czerwonej szramie na policzku.

   — Sułtanie.

   Mężczyzna skierował wzrok na Merta, który nagle wyłonił się zza rogu i natychmiast zastygł w niskim ukłonie. Wraz z tym gestem ukrył za plecami wszystkie narzędzia swojej niedoszłej zbrodni, lecz to umknęło uwadze sułtana. Esra wtuliła się w pierś Aslana. Władca słyszał gwałtowne bicie jej serca.

   — Co tu robisz, Mert? — zapytał na pozór spokojnie. Eunuch dostrzegł w oczach sułtana iskry, które zapalały się także u Mustafy, gdy ten wydawał wyroki na wyimaginowanych przez jego obłąkany umysł zabójców.

   Z każdym rokiem Aslan stawał się do niego tak podobny. Był jak mieszanka Muntazira i Mustafy. Dziki, nieokrzesany oraz pełen pierwotnej furii jak dziadek, a przy tym uginający się, zlękniony i obłąkany jak ojciec.

   — Sprawdzam, czy nic nie brakuje pani Esrze — odparł wreszcie eunuch, brzmiąc najbardziej pokornie i niewinnie, jak tylko był w stanie.

   — To nie twoja rzecz, a Pana Dziewic. Strażnik Bramy powinien być w męskiej części seraju, nie w haremie.

   — Hasret Agha gdzieś wyparował. Pani Esra miała całą noc koszmary, ktoś musiał się o nią zatroszczyć.

   — Teraz ja się tym zajmę. Możesz odejść.

   — Oczywiście, mój panie. — Eunuch skłonił się nisko. Cofając się, dyskretnie posłał ostrzegające spojrzenie niewolnicy.

   Gdy zniknął, Esra odetchnęła z ulgą. Uniosła głowę i spojrzała głęboko w oczy Aslana.

   — Co tu się dzieje? — Sułtan pogładził ją po włosach.

   Uśmiechnęła się bez entuzjazmu.

   — Miałam koszmary. Nie mogę się przyzwyczaić do nowego miejsca i chciałam spotkać się z innymi niewolnicami... Ale nie umiałam się tutaj odnaleźć, a Mert był w pobliżu. Obiecał, że zaprowadzi mnie do głównej sali. — Na krótki moment zaśmiała się nerwowo. — Prędko zgubiliśmy się nawzajem w tych ciemnościach. Ta część haremu jest taka zawiła...

   Kłamała jak z nut, ale miała nadzieję, że Aslanowi to wystarczy.

   Wyraz jego twarzy zdradzał, że sułtan miał wątpliwości.

   Niewolnica stanęła na palcach, przysunęła usta do jego ucha i wyszeptała pokusę, której nie mógł się oprzeć.

   — Chodźmy do łóżka. 

   Po wszystkim Esra leżała przytulona do piersi Aslana, błądząc palcami po mięśniach jego brzucha. Czekała, aż sen zabierze ją w swoje ramiona. Jej powieki robiły się już coraz cięższe.

   — Nie podoba mi się. — Sułtan przerwał błogą ciszę, skubiąc delikatnie jej włosy.

   Esra podniosła się na łokciach.

   — Co?

   — Twój policzek.

   Niewolnica się zmieszała.

   — Nie podobam ci się?

   — Naprawdę myślisz, że przez jedną ranę zbrzydniesz w moich oczach? — Poprawił się na poduszce. — Nie podoba mi się to, w jaki sposób się tam znalazła. Co się stało? Chcę znać prawdę.

   Esra przypomniała sobie ostrzeżenie w oczach Merta. Nie zamierzała znów się mu narażać i przy okazji popychać Aslana w głębszy konflikt z wielkim wezyrem. Skoro już tu był, niewolnica wiedziała, że będzie nad nią czuwać.

   — Byłam nieuważna podczas pracy... — Wreszcie wykrzesała z siebie łgarstwo.

   — Miałaś nie pracować... — zauważył takim tonem, jakby za wszelką cenę chciał przyłapać ją na kłamstwie.

   — Trudno mi się przyzwyczaić do nowej roli. — Nie ukryła prawdy, ale nie powiedziała też jej całej.

   Aslan uważnie się jej przypatrzył. Esra domyślała się, że nie uwierzył w jej kłamstwa. W obawie, że zacznie bardziej drążyć, pocałowała go tak mocno, żeby myślał już tylko o tym, aby ponownie ją rozebrać.

   — Teraz to ty wyglądasz, jakbyś szykowała się na wojnę — stwierdził, uśmiechając się z cieniem bólu.

   Esra znów złączyła ich wargi z ulgą, że ten dzień dobiegał już końca.

   Była na wojnie, ale nie zamierzała już jej toczyć w roli bezbronnej ofiary. 


Planowałam, że pierwszy tom podzielę na dwie części i dlatego jest to ostatni z zapowiadanych czterech rozdziałów, które rozgrywają się w Al'Kaharze. Akcja kolejnego będzie toczyć się w Bahu. On wprowadzi nas do drugiej części, a w niej na dłużej zostaniemy z Turną, przynajmniej na początku, bo oczywiście bohaterowie z Al'Kaharu też powrócą. ^^

A w mediach moja ulubiona piosenka wspaniałego zespołu Orange Blossom. <3 Myślę, że pasuje do tego rozdziału. Podzielcie się swoimi wrażeniami. :D


Continue Reading

You'll Also Like

32.1K 1K 52
Turniej Trójmagiczny to nie lada wyzwanie w pojedynkę. Ale staje się jeszcze gorszy, jeśli dwójka największych wrogów musi współpracować, żeby wygrać...
3.7K 419 17
Urzekająca historia fantasy o sile prawdziwej miłości. Larille dorastała na dworze królewskim w cieniu swojej przyjaciółki, siostry następcy tronu. K...
11.8K 1.3K 34
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
38.6K 2.8K 29
„Umrzeć można wiele razy, Fallande. Ciało umiera raz, dusza zaś wielokrotnie". Świat nigdy nie był dla nich łaskaw. Od stuleci ostatni zamieszkały...