Mury były grube. Żaden ostrzał nie dał rady ich zwalić. Wewnątrz kryły najświętsze miejsce na całym południowym kontynencie. Źródło mocy, która mogła obrócić świat w pył.
Czysty ogień. Bez choćby obłoku dymu.
Risy, święte księgi, głosiły, że pod ziemią sanktuarium, które nosiło nazwę Al-Mura, Teremun ukrył Święty Ogień. Każdy go pożądał, choć nigdy nie widział na oczy. Pustelnicy opiekujący się Al-Murą także. Powierzyli życie ochronie legendy, której inni ludzie desperacko chcieli odkryć autentyczność.
Szachinszach Anas Al-Zahid był jednym z takich ludzi.
Teraz surowym wzrokiem próbował przebić się przez majaczące w oddali mury i odszukać w ich głębi Świętego Ognia. Tajemnicy, której pożądał bardziej niż cały Al'Kahar.
Ismail siedział na koniu w równym rzędzie obok swoich braci. Uważnie patrzył na skąpane w promieniach słońca ostre rysy szacha. Widział ojca ledwie kilka razy, a pamiętał każdą bruzdę na twarzy, każdą bliznę, każde drganie mięśni typowe tylko dla kilku stanów, w jakie wpadał władca. Anas wzbudzał w synu zarówno strach, fascynację, jak i ślepe pragnienie miłości.
— Al'Kahar ma się za pana Al-Mury, bo to na jego terenie się znajduje — zaczął szachinszach. Bracia spojrzeli na ojca jak na święty posąg, który widzieli po raz pierwszy. — Ale to ziemia niczyja. Nie ma innego pana poza Teremunem.
Książęta doskonale wiedzieli o marzeniu Anasa.
— Al-Mura pokłoni ci się, panie, tak jak wszystko na tej ziemi. — Pierwszy zaryzykował się zabrać głos trzeci syn szacha Shahab.
Anas prychnął z nikłym cieniem zadowolenia. Ten szczegół nie umknął uwadze Ismaila. Książę na co dzień mieszkał w Tasharze, wracał do domu jedynie na wezwanie ojca. Dlatego musiał być bardziej czujny od każdego ze swoich braci, jeśli miał stać się w oczach szacha kimś więcej niż chłopcem, którego imienia Anas nawet dobrze nie pamiętał.
Miał trzynaście lat i dorastał w cieniu starszych, silniejszych braci. Wiedział, że jego szanse na tron są tak znikome, więc nawet nie miał odwagi marzyć o władzy. Mimo to pragnął miłości i uznania ojca. Nie chciał być tylko jego żołnierzem, chciał być synem.
Miał pewną przewagę nad braćmi. Mieszkając z dala od Anasa, Ismail uczył się innego życia, poznawał różne perspektywy oraz różnych władców i wiedział, czego oczekiwali.
Książę wpatrzył się w ten sam punkt, co ojciec. Minarety sanktuarium świeciły w słońcu jak odłamki szkła. Pomijając wzniesione wokół mury, świątynia ukryta pośród skał na środku kapryśnej pustyni stanowiła obszar nie do zdobycia. Legendy głosiły, że pustelnicy żyjący w Al-Murze wcale nie są ludźmi, a reliktami istot, którym przed wiekami dał życie Święty Ogień.
Ismail zastanawiał się, jak wiele kryje się w tym prawdy. Teremun uwięził wszelkie potężne stworzenia, kiedy dżinny zbuntowały się przeciw niemu i ludziom, obierając drogę nikczemnych ifrytów, ghuli, kutrubów i sil. Nikt z tego gatunku nie przetrwał.
Nagle w sercu chłopca zrodziło się pragnienie, że też chciałby rozwikłać wszystkie zagadki kryjące się za murami Al-Mury.
— Ojcze. — Ismail zwrócił na siebie uwagę zaskoczonego Anasa. — Rzucę te mury na ziemię.
Starsi książęta spojrzeli po sobie. Jeden ledwo stłumił śmiech. Szachinszach nic nie mówił. Patrzył na najmłodszego syna, rzucając mu wyzwanie, by mówił dalej.
ŞİMDİ OKUDUĞUN
Lew i Szakal
FantastikPałac w słonecznym Kahari jest pełen wrogów. Szczerzą do siebie fałszywe uśmiechy, zakładają maski, a gdy one opadają, knują jak zniszczyć przeciwnika. Sułtan Al'Kaharu umiera. Na tronie piaszczystego imperium zasiada jego najmłodszy syn, któremu o...