23. Jedwabny Sznur

508 98 98
                                    

   — Są tutaj. Stoją pod drzwiami. — Mustafa siedział skulony na ziemi przed rozłożystym łożem z baldachimem. Cały się trząsł i patrzył z przerażeniem w mosiężne wzory zdobiące drewniane połacie dwuskrzydłowych drzwi.

   Mevra Hatice zmarszczyła brwi.

   — Nikogo tu nie ma. Dopiero co przyszłam. — Zakasała suknię i podeszła bliżej.

   — Kłamiesz! — krzyknął sułtan, lecz zaraz zasłonił usta dłońmi. — Usłyszą mnie... Nie, nie, nie. Muszę być cicho.

   Mevra ostrożnie chwyciła męża za rękę, przykucnęła obok niego.

   — Kto tu jest? — zapytała łagodnie.

   Mężczyzna przeniósł na nią rozświetlony iskierkami strachu wzrok. Kręcił głową.

   — Ci, którzy nie noszą imion — szepnął. Księżniczka z Karvazu zacisnęła mocniej palce na jego ręce. — Przyszli po mnie...

   Bezimienni.

   Kaci.

   — Mustafo, nikogo nie ma na zewnątrz — zaczęła najostrożniej, jak tylko była w stanie. — Przecież bym cię nie okłamała.

   — Słyszę ich kroki, nie oszukasz mnie — mówił jak w amoku. — Nasłał ich mój ojciec i bracia. Dziś tu umrę.

   — Twój ojciec i bracia nie żyją. — Sułtanka przypomniała to, co było oczywiste, lecz nie dla sułtana. On otworzył szeroko oczy zszokowany wydarzeniem, dzięki któremu przed laty wstąpił na tron.

   — Jak to?

   — Stary Lew zmarł osiem lat temu, teraz ty tu rządzisz. Przecież wiesz...

   Mevra dotychczas myślała, że już poznała sekret rozmowy z mężem, która nie miałaby w sobie oznak majaków Mustafy, ale tym razem sułtan ją zaskoczył. Ubzdurał sobie, że znów jest zamkniętym w pałacu księciem, że znów ściga go widmo śmierci.

   — Nie, nie, nie... Ojciec chce mojej śmierci. On mnie zabije! Zabije, zabije... — zaczął powtarzać, gdy kołysał się do przodu i tyłu, próbując uspokoić.

   Mevra objęła go czule ramionami.

   — Nikt cię nie zabije. Jestem tu, aby cię chronić.

   — Nie noszą imion, żeby ziemia była im lekka po śmierci. Żeby Bóg nie pamiętał ich grzechów...

   — Spokojnie... — próbowała go uspokoić.

   Przecież byli tutaj sami.

   Komnatę wypełniały tylko zlęknione szepty Mustafy.

   Nikt nie czaił się za drzwiami.

   To była tylko kolejna deluzja obłąkanego sułtana.

   Nagle rozległo się głośne szarpnięcie, jakby ktoś próbował dostać się do środka.

   Po chwili kolejne.

   Mevra Hatice poczuła, jak serce gwałtownie tłucze się w jej piersi. Niepokój pozostawił na jej skórze zimny dreszcz. Czy urojenia męża udzieliły się także i jej?

   — To nic. — Próbowała uspokoić zarówno sułtana, który nagle zamarł w bezruchu, jak i samą siebie. Jeszcze mocniej go do siebie przycisnęła, tym razem, aby też sobie dodać otuchy.

Lew i SzakalWhere stories live. Discover now