Artificial Vampire |Boys Love|

By Arti-chan

18.9K 1.3K 142

Świat pogrążył się w chaosie, pojawiły się wampiry. Zaczęły się ciągle wojny, przez które zaczęło brakować żo... More

Rozdział 1: It was long ago now
Rozdział 2: Don't be afraid
Rozdział 3: We are the worriors
Rozdział 4: But with the beast inside
Rozdział 5: Let's raise a toast
Rozdział 6: I can hear the wolves, they're howling
Rozdział 7: Just something in your eyes
Rozdział 8: My hands are tied
Rozdział 9: I lost control again
Rozdział 10: If you think that you can save me
Rozdział 11: Someone take me home
Rozdział 12: What you gon' do when they's blood in the water?
Rozdział 13: You take control of me
Rozdział 14: Would you tell me all your secrets?
Rozdział 15: Follow everywhere I go
Rozdział 16: I don't understand why you're so forgiving
Rozdział 17: Now you know
Rozdział 18: I'm dreaming of
Rozdział 19: Who's gonna save me now?
Rozdział 20: Some kind of hero
Rozdział 21: So sing for all the tears we cry
Rozdział 22: Can't seem to get away
Rozdział 23: You should be scared
Rozdział 24: I'm sorry
Rozdział 25: One touch and somethings in the air
Rozdział 26: You can't believe
Rozdział 28: Tell me one more beautiful lie
Rozdział 29: Did we waste it all?
Rozdział 30: Welcome to the panic room
Rozdział 31: Although the rain might pour
Rozdział 32: But we got time
Rozdział 33: Just let me love you
Rozdział 34: In the dark of night
Rozdział 35: You can bite me
Epilog: We're always and forever

Rozdział 27: So I'm doing everything I can

399 29 3
By Arti-chan

  Zaraz po przebudzeniu przeciągle jęknął z bólu, który tępo pulsował w jego czaszce. Uniósł ociężałe powieki do góry. Obiema dłońmi potarł skronie, poprawiając swoją pozycję. Siedział wewnątrz kabiny ciężarówki. Na zewnątrz było ciemno, a jedynym źródłem światła była latarnia, rzucająca pomarańczową poświatę.

  Przez chwilę analizował co się stało i jak tu się znalazł. Szybko dotarły do niego zdarzenia dzisiejszego dnia. Nie mógł uwierzyć, że został uprowadzony przez Briana, a wcześniej uspany. Zastanawiał się, co nim kierowało. W pewnym sensie poczuł się przez niego zdradzony. W końcu uważał go za przyjaciela.

  – Myślałem, że już nie wstaniesz – powiedział Brian, który nagle otworzył drzwi do samochodu. Usiadł obok Laurentego. Chłopak spojrzał na niego, po czym spuścił wzrok na swoje kolana.

  – Gdzie jesteśmy? – zapytał szeptem. Przeniósł rękę na szyję, na której nie miał obroży. Poczuł jedynie chłód swojej skóry oraz materiał chusty. – I gdzie jest moja obroża?

  – Na jakimś parkingu. – Wzruszył ramionami. Wyciągnął coś z kieszeni, co wręczył Laurentemu. Spojrzał na otrzymamy przedmiot, którym okazał się być zwykły baton owsiany. – A co do tej szmaty, to została na fermie. Od początku wydawała się podejrzana.

  – Dlaczego mnie... Porwałeś? – Nie wiedział, jak to określić, jednak to słowo wydawało się być odpowiednie.

  – Zastanawiam się, czy jesteś taki niewinny, czy jednak taki głupi – prychnął kpiąco. Mimo to postanowił mu wyjaśnić: – Nie miałem innego wyjścia. Nie chciałeś współpracować. Wyprali ci mózg. To są potwory, a my musimy wrócić do swoich, żeby potem zgładzić te bestie.

  – Nie są tacy, jak myślisz. Przynajmniej nie wszyscy. – Drugie zdanie powiedział wyjątkowo cicho, lecz Brian i tak je usłyszał.

  – Wyjątki potwierdzające regułę – prychnął. – Wracajmy do naszych, czy ci się to podoba, czy nie. A jeśli piśniesz choć słowo kierowcy, to osobiście cię zabiję.

  Na potwierdzenie swoich słów, wyciągnął pistolet, który przyłożył do skroni Laurentego. Chłopak tylko zadrżał od zimnej lufy broni. Naciągnął na twarz chustę, imitującą maskę, po czym oparł się o siedzenie. Chciał ponownie zasnąć i obudzić się w domu Severego. Niczego innego nie pragnął.

*~*

  Spacerował brzegiem rzeki, która płynęła niedaleko ich obozowiska. Nie mógł spać i sam nie wiedział dlaczego. Na pewno to nie był stres związany z misją. Był już tyle razy, że nigdy nie miał z tym problemu, chociaż ich nie lubił.

  Nagle jego telefon zawibrował mu w kieszeni. Wyciągnął go, a blask jasnego ekranu niemal go oślepił. Nie patrząc na to, kto dzwonił, odebrał.

  – Halo? – odezwał się jako pierwszy.

  – Severy? – Usłyszał po drugiej stronie głos Adrii. – Obudziłam cię?

  – Nie. – Pokręcił głową. Zatrzymał się, po czym oparł się o pień najbliższego drzewa. – Coś się stało?

  Godzina była późna. Nie miał pojęcia, która dokładnie, jednak na pewno było grubo po północy. Musiało wydarzyć się coś poważnego, skoro Adria dzwoniła o takiej porze.

  – Chodzi o Laurentego... – zaczęła dość niepewnie. Severy zacisnął zęby na papierosie, którego zdążył odpalić wcześniej. Irytowało go to, że tak bardzo przeciągała.

  – Do rzeczy – prychnął.

  – Jeszcze nie wrócił – powiedziała szybko.

  – Co!? – wrzasnął na całe gardło, mocniej ściskając telefon.

  Zamknął oczy. Palce drugiej dłoni zacisnął na nasadzie nosa. Nie mógł w to uwierzyć. Zaufał temu gówniarzowi, a on tak po prostu to wykorzystał. Stwierdzenie, że był wściekły, było niewystarczające.

  – Co teraz zrobisz? – spytała ostrożnie. Też była zła, jednak nie okazywała tego tak otwarcie. Ale jednego była pewna – zrobi Laurentemu krzywdę, kiedy ten przekroczy próg domu.

  – Znajdę go. Każ Apisowi podjąć jego trop na wszelki wypadek – rzekł. Zanim otrzymał odpowiedź, rozłączył się. Ruszył do obozu, gdzie musiał wymienić z kimś parę zdań.

*~*

  Mimo usilnych prób Laurenty nie mógł zasnąć. Pulsujący ból nie dał mu spokoju choćby na chwilę, a owsiany baton nie zaspokoił jego głodu.

  Natomiast Brian spał jak niemowlę na siedzeniu obok. Ręce miał złożone na brzuchu, a jego pochrapywanie zagłuszało i tak cicho działające radio. Obserwował jak miarowo oddychał, a czymś, co najbardziej go zainteresowało, było wybrzuszenie na piersi, dokładnie w miejscu, gdzie była kieszeń kamizelki. Przedmiot był podłużny i cienki.

  "Strzykawka?" – zapytał sam siebie w myślach. Niemal dostrzegł promyk nadziei. Mógłby go uspać tym środkiem i bez problemu wrócić do domu, co nie będzie prostym zadaniem.

  Spojrzał kątem oka na kierowcę. Ten był skupiony na drodze, jakby nic innego nie miało znaczenie. Wrócił wzrokiem do Briana.

  Przełknął ślinę, po czym wyciągnął w jego stronę dłoń. Uważnie obserwował każdy najmniejszy ruch. Był gotów zabrać dłoń w każdej chwili. Na szczęście nie musiał. Bez problemu sięgnął do kieszeni. Ostrożnie wyjął z niej strzykawkę i szybko usiadł prosto.

  Strzykawka była pełna płynu i miała zabezpieczoną igłę. Ścisnął ją w palcach, kładąc rękę na udzie. Patrzył przed siebie, będąc wyjątkowo spiętym.

  Ciemność powoli ustępowała, a na zewnątrz robiło się szaro. Pierwsze promienie słońca przedzierały się przez gęste chmury. Wszędzie była poranna mgła, która powoli rozpraszała się.

  Nagle ciężarówka zjechała na pobocze, a następnie zatrzymała się. Laurenty ponownie spojrzał na kierowcę, który odpinał pasy.

  – Idę się odlać – poinformował. – Jeśli potrzebujesz, to też chodź.

  Potem wyszedł, zostawiając otwarte drzwi. Chłopak patrzył na las pachnący deszczem. To była świetna szansa, której nie zamierzał zmarnować.

  – Gdzie się wybierasz? – Usłyszał, a po jego plecach przebiegł dreszcz. Czuł mrożące krew w żyłach spojrzenie oraz broń przystawioną do tyłu głowy.

  – Nigdzie – szepnął, ściskając strzykawkę. Mógłby jej użyć, lecz Brian mógł go śmiertelnie postrzelić i nawet jego wampirza regeneracja by mu nie pomogła.

  "Dlaczego nie użyłem jej wcześniej?" – jęknął w myślach. Poprawił się, cały czas pilnując, żeby Brian nie zauważył skradzionej rzeczy.

  Gdy kierowca wrócił, ruszyli w dalszą drogę. Las wydawał się nie mieć końca. Podróż była długa i monotonna. Laurenty uciekł myślami, żeby zapomnieć o swojej sytuacji, chociaż i to mu nie pomagało. Zastanawiał się, co w tej chwili myślał sobie Severy. Zgadywał, że był zły, a nawet gorzej.

  Poczuł nagłe szarpnięcie swojego ciała. Wyrwał się z transu i spojrzał na Briana, który wyglądał, jakby miał go zaraz zabić. W zasadzie dlaczego jeszcze tego nie zrobił? Skoro Laurenty nie poczuwał się jako człowiek, powinien zostać za to zamordowany, a mimo to wciąż żył. Dlaczego?

  – Gdzie ona jest? – syknął w jego stronę na tyle cicho, żeby tylko on go usłyszał.

  – Ale co? – spytał głupio, udając, że nie ma z tym nic wspólnego, jednak w tej sprawie to było bez znaczenia.

  – Dobrze wiesz, o czym mówię. Nie udawaj idioty.

  – Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. – Nieznacznie odsunął się od niego, lecz Brian przyciągnął go na nowo.

  – Łżesz.

  – Zgubiłeś coś? – wtrącił kierowca, kiedy Brian zaczął unosić głos. – Zaraz to znajdziemy. Tylko powiedz, co to jest.

  – Nie wtrącaj się! – wrzasnął na niego. Zaczął szperać po kieszeniach Laurentego. Chłopak próbował się wyrwać, lecz nic to nie dało.

  – Nie tak nerwowo.

  Brian nic mu nie odpowiedział. Zaczął zmierzać w kierunku dłoni ze zgubioną strzykawką. Laurenty uderzył go łokciem w brzuch i odsunął się na tyle, na ile mógł pozwalało mu miejsce.

  Znów został zaatakowany, ale tym razem zrobił unik. Kierowca oberwał, a samochodem zatrzęsło, lecz mężczyzna szybko zapanował nad pojazdem. Krzyczał w ich stronę, żeby się uspokoili, ale oni nie reagowali. Byli głusi na jego prośby. Szarpali się między sobą, a on musiał panować nad wozem, co nie było łatwe, zwłaszcza gdy obrywało się co chwilę.

  Brian wziął kolejny zamach, żeby go ugodzić. Ten atak też został uniknięty i po raz kolejny oberwał niczemu winny kierowca. Laurenty wykorzystał ten moment i wbił igłę w ramię Briana. Ten zaczął wrzeszczeć i wyzywać go od zdrajców, aż stracił przytomność.

  Gwałtowne uderzenie sprawiło, że chłopak poleciał do przodu. Nie był zapięty pasami, więc wyleciał przez przednią szybę. Wylądował na drzewie, na którym rozbiła się ciężarówka. Głośno zawył z bólu. Patrzył w gałęzie nad sobą, nie mając siły się podnieść. Ciężko dyszał, a jego oczy zamknęły się, chociaż jego ciało nie chciało.

/Piosenka z mediów: "Diamond Heart" – Alan Walker, Sophia Somajo/

Continue Reading

You'll Also Like

18K 1.9K 11
Odebrano mu ją. Uwięziono. Ukryto. Gdy Souline trafiła w ręce wroga, potwór czyhający pod skórą króla Ognia, wypełznął na wierzch. Ames zrobi wszystk...
177K 21.9K 107
Gdy nie jesteś zbyt towarzyską osobą, a potrzebujesz kontaktu z innymi posuwasz się do ostateczności. Uciekasz się do znajomości w internecie. Okładk...
Mate By GS

Fantasy

239K 10.1K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
138K 5.8K 40
Autor - 卡比丘 Status - Completed Gatunek - Shounen Ai Młody chłopak z wymiany zaczyna chodzić do nowej szkoły. Nie zabardzo się tam odnajduje, za to za...