Rozdział 9: I lost control again

539 43 10
                                    

  Żałował tego, że próbował uciec. Od tamtej pory nie widział Severego, ani nie opuszczał swojej celi. Całe dnie spędzał na gapieniu się w ścianę, albo na próbach wyrwania łańcucha ze ściany, którym był przykuty. Jego kostka była cała otarta od ciągłej szamotaniny. Nawet nie nadążała się regenerować. Szanse na bliznę były ogromne. Zakładał, że to przez osłabienie nie był w stanie wyleczyć własnej nogi.

  Spojrzał na swoje ręce. Były brudne i blade, praktycznie w kolorze kredy. Natomiast paznokcie miał obgryzione do granic możliwości. Często łapał się na podgryzaniu swoich palców. Zawsze przestawał zanim zdążyły rozlać się pierwsze krople jego krwi.

  Każdego dnia czuł jej brak w swojej diecie. Zwykłe jedzenie przestało go sycić. Źle sypiał, a nawet w ogóle nie spał. Do tego czuł, jak tracił zmysły. Odnosił wrażenie, że jakiś cichy głosik w głowie chciał go zmusić do napicia się. Nie traktował tego poważnie. Ten głos to był tylko wytwór jego wyobraźni, a przynajmniej miał taką nadzieję.

  – Dlaczego nie zginąłem w tym lesie...? – zapytał sam siebie. Mówił tak cicho, że ledwo się słyszał. Jego głos był ochrypnięty, jakby dawni nie miał wody w ustach. Poniekąd tak było.

  Wielokrotnie zastanawiał się, czy nie napić się własnej krwi i nie popełnić samobójstwa, jednak nie zdobył się na odwagę. Bał się śmierci, choć dużo o niej myślał i sądził, że tak by było lepiej. Ale strach zawsze brał górę. Czuł się jak zwykły tchórz.

  – Bo masz niezwykle silną wolę przetrwania. – Usłyszał dobrze znany głos. Uniósł spojrzenie na Severego, który stał po drugiej stronie krat. – To niesamowite, że jeszcze nie popadłeś w obłęd.

  Laurenty nic nie odpowiedział. Tylko patrzył, jak wampir wchodził do celi razem ze swoim towarzyszem, którego wcześniej nie zauważył. Severy zatrzymał się przed chłopakiem. Ściągnął z siebie kurtkę i rzucił ją na podłogę. Spojrzał kątem oka na swojego kompana. Ten tylko pokręcił przecząco głową i wyszedł, burcząc coś pod nosem.

  W głowie Laurentego zaczęły pojawiać się pytania. Skulił się na łóżku, przyciskając bardziej kolana do piersi. Zamknął oczy, bojąc się tego, co mogło go spotkać. Jednak nie spodziewał się czegoś takiego.

  Słodki zapach zmusił go do uchylenia powiek. Lekko otworzył usta, a z pomiędzy warg zaczęła cieknąć ślina. Patrzył jak zahipnotyzowany na Severego, który miał rozcięte przedramię. W drugiej ręce trzymał nóż. Wampir spojrzał na Laurentego.

  We wnętrzu chłopaka zaczęła się walka. Z trudem odwrócił wzrok, mocno zaciskając powieki. Zakrył usta dłonią. Miał ogromną ochotę rzucić się na wampira i wgryźć się w jego rękę. Łzy powoli zaczęły płynąć po jego policzkach. Oddałby wszystko, żeby ta tortura się skończyła.

  – Dlaczego się tak katujesz? – zaczął Severy, pochodząc bliżej. Słodka woń stała się bardziej drażniąca. Laurenty nie był w stanie wypowiedzieć choćby słowa. Miał dziwne przeczucie, że to nie skończyłoby się dobrze. Byłoby tragicznie. Nie chciał utracić kontroli, którą i tak ledwo miał. Wampirzy instynkt powoli brał górę, wypierając resztki człowieczeństwa.

  Wolną dłoń położył na brzuchu wampira. Chciał go odepchnąć, jednak nie miał w sobie tyle siły. Był za słaby. Jego ręka bezwładnie upadła na materac. Ponownie otworzył oczy, wlepiając spojrzenie na szkarłatną ciecz. Oddech nieznacznie mu przyspieszył, a ślina zaczęła cieknąć intensywniej, płynąc między palcami.

  – Im bardziej się opierasz, tym bardziej cierpisz – mówił dalej wampir, podsuwając swoją rękę pod twarz nastolatka.

  Jego hamulce niemal puściły. Złapał za przedramię Severego. Patrzył na nie, marząc o zatopieniu w nim zębów, ale tego nie zrobił.

  – Nie chcę umierać... – szepnął cicho, zaciskając palce.

  – Nie umrzesz – powiedział stanowczo Severy.

  – Umrę. Powiedział, że umrę w ramach kary. Ja nie chcę... – Zaczął płakać. Pojedyncze łzy zmieniły w wodospad rozpaczy.

  – Nie umrzesz – powtórzył. – Napij się krwi. Nie widzisz, że cierpisz.

  – NIE! – wrzasnął. Odrzucił rękę Severego, na której widniały lekko czerwone ślady. Na powrót przycisnął się do ściany. Zasłonił usta, wbijając palce w swoje policzki.

  Severy westchnął. Przychodząc tu, był przekonany, że świeża krew będzie bardziej przekonująca niż ta z kubeczka. Ale najwidoczniej strach świetnie go powstrzymywał. A był już tak blisko. Tak niewiele brakowało i Laurenty skończyłby swoje katusze.

  Laurenty bujał się na boki. W kółko powtarzał, że nie chciał umierać. Czyżby już zapadł wyrok? Nie dadzą mu szansy na nowe życie wśród wampirów i stania się członkiem ich społeczeństwa?

  To zdenerwowało Severego. Żył zasadą, że każdemu (no prawie) należy się druga szansa. Szczególnie niewinnym, a załamany nastolatek przed nim właśnie taki był. Niewinny. Utracił wszystko, co miał. Jego ostatnim i jedynym pragnieniem było pożegnanie. Chciał po raz ostatni zobaczyć rodziców i ich przeprosić za niedotrzymanie obietnicy.

  – Przeżyjesz – powiedział Severy, siadając na skraju łóżka. Laurenty spojrzał na niego pytająco. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś przeżył. Ale musisz się napić.

  Chłopak na nowo się spiął. Słowa wampira brzmiały przekonująco, ale czy mógł mu zaufać? W pewnym sensie Severy był odpowiedzialny za jego pobyt tutaj i szalejące zmysły.

  – Nie ufam ci – wychrypiał.

  – To twoja jedyna szansa, ale jeśli nie chcesz pomocy, nie będę cię zmuszał. Jednak musisz wiedzieć, że wkrótce zjawią się niezbyt mili goście i zmuszą cię do picia. Potem czeka cię proces i śmierć – wyjaśnił, wstając z łóżka.

  Spojrzał na chłopaka, który patrzył w jakiś punkt przed sobą. Laurenty był zmieszany. Nie wiedział, co sądzić o tej sytuacji.

  Czy był na tyle zdesperowany, żeby złapać się brzytwy?

  Tak, był.

  Kątem oka dostrzegł, jak Severy powoli ruszył w kierunku wyjścia, zgarniając po drodze kurtkę. Bez zastanowienia rzucił się na niego. Upadł na kolana tuż za wampirem, obejmując go w pasie. Ten się zatrzymał. Powoli odwrócił w stronę Laurentego, który patrzył na wampira zapłakanym wzrokiem.

  – Uratuj mnie, proszę – załkał, mocniej ściskając materiał jego bluzki. – Zrobię wszystko, co chcesz, tylko nie pozwól mi umrzeć.

  Wampir nie odezwał się słowem. Wystawił rękę ze zasklepiałą raną. Laurenty dobrze wiedział, o co chodzi. Ujął jego przedramię. Przełknął ślinę, która znów nagromadziła się w jego ustach. Był cały zestresowany.

  Wdech i wydech.

  Wbił kły w rękę wampira, który syknął z bólu. Laurenty zaczął pić krew. Była słodka z nutą goryczy. Po paru łykach poczuł natychmiastową ulgę, a zarazem przypływ dziwnych odczuć. Kiedy skończył, spojrzał na Severego. Wampir patrzył jak czerwone tęczówki zmieniają swoją barwę na piękną, żywą zieleń.

  – Uratuję cię – powiedział cicho, wycierając własną krew z kącika jego ust. – Obiecuję.

/Piosenka z mediów: "Lost control" – Alan Walker, Sorana/

Artificial Vampire |Boys Love|Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu