Rozdział 30: Welcome to the panic room

366 33 1
                                    

  Laurenty nie wierzył w zabobony, ale w jeden z nich był w stanie uwierzyć. Pod warunkiem, że Apisa można uznać za kota. Nie przypominał sobie, żeby jakiś przebiegł mu drogę, a Apis to zrobił. Pasował do rysopisu. Chociaż był wilkołakiem, to czasem jego zachowanie było bliższe kotu, szczególnie jego złośliwość.

  Pech ciągnął się za nim, żeby z każdym dniem dobijać go coraz bardziej. Gdy już myślał, że gorzej nie będzie, wtedy pojawili się oni – Agnes i Henry Vers. Oboje byli gorsi niż wszystkie nieszczęścia, które spotkały go do tej pory, a jeszcze nie zdążyli się odezwać. Agnes spojrzała na niego z mieszanką pogardy i obrzydzenia, a Henry po prostu go minął, jakby w ogóle nie istniał. Laurenty był pewien, że już odkryli jego tożsamość.

  Zanim atmosfera zgęstniała na dobre, Adria kazała im zostać w salonie i sama poszła do kuchni razem z Laurentym. Kiedy robiła herbatę, poprosiła go, żeby przeniósł swoje rzeczy do sypialni Severego, co też chłopak postanowił uczynić z radością. Nie ze względu, że będzie spał u Severego. Nie chciał już przebywać z tamtymi wampirami. Sam zastanawiał się, dlaczego nie uciekł od razu, ale zakładał, że to była zwykła ciekawość względem nich.

  Niepewnym krokiem wszedł do sypialni Severego. Pierwszym, co go uderzyło, to był zapach papierosów. Nawet jeśli palił przy otwartym oknie, woń tytoniu i tak zostawała. Odłożył torbę z rzeczami na fotel, po czym wrócił na chwilę do swojego pokoju, żeby sprawdzić, czy czegoś tam nie zostawił. Wolał, żeby państwo Vers niczego nie znaleźli. Miało być tak, jakby go tam nigdy nie było.

  Po dokładnym sprawdzeniu tamtego pokoju postanowił zaszyć się w sypialni Severego. Miał jeszcze z jakąś godzinę, w porywach do dwóch, żeby wymyślić jak wytłumaczyć Severemu ich obecne położenie. Chociaż zakładał, że Adria zdążyła go poinformować o tym, to wciąż wolał sam to z nim omówić. Przy okazji chciał wiedzieć, jak wygląda ich relacja. Jednak nie był pewien, czy da radę to zrobić. Był tchórzem i najzwyczajniej w świecie się bał.

  Gdy tak szedł zamyślony, prawie oberwał drzwiami od łazienki, które nagle się otworzyły. Odsunął się od nich jak poparzony, a po chwili zobaczył sylwetkę Henry'ego. Mężczyzna zmierzył go pogardliwym spojrzeniem, po czym obrócił się napięcie i udał się do salonu. Laurenty dziękował w duchu, że tamten nic nie powiedział. Jego wzrok był wyjątkowo wymowny.

  Przystanął przy ścianie, żeby podsłuchać rodzinną rozmowę. Nie było to nic nadzwyczajnego. Zwykłe żarty, śmiechy i przyziemne tematy. Miał już odejść, lecz atmosfera nagle stała się ciężka, a rozmowa zeszła na poważniejszy temat. Laurenty również odczuł wagę tej sprawy.

  – Ten przemieniony... – zaczęła Agnes z nutką pogardy. – ...to twój chłopak?

  Adria z trudem powstrzymała parsknięcie śmiechem.

  – Nie – odpowiedziała, kręcąc przecząco głową.

  – Jak dobrze. Kamień spadł mi z serca – powiedziała, a w tonie jej głosu było czuć wyraźną ulgę. – Więc kim on jest? Gosposią? Niewolnikiem? Żywicielem?

  – To nie średniowiecze. – Wywróciła oczami. – To nasz przyjaciel, więc proszę, nie obrażaj go.

  – Jeszcze go nie obraziłam – Agnes oburzyła się, jakby Adria powiedziała coś niestosownego w kierunku swojej matki.

  – Więc nie zaczynaj. W przeciwnym razie będziesz tu niemile widziana. – Laurenty nigdy nie słyszał Adrii w tak poważnym wydaniu. Był przekonany, że dziewczyna jest gotowa w każdej chwili złapać Agnes za fraki i bez wyrzutów sumienia wyrzucić ją za drzwi. Był jej dozgonnie wdzięczny, że tak go broniła.

  – Bo co? Wyrzucisz mnie? – spytała retorycznie Agnes. Mimo to Adria chciała na nie odpowiedzieć, lecz jej matka mówiła dalej: – Z tego, co pamiętam, ten dom należy do Severego, więc on powinien zdecydować, kto może w nim przebywać.

  – W takim razie on to zrobi – zapewniła Adria, a na jej ustach wykwitł tryumfalny uśmiech, ale nie zagościł on tam zbyt długo. Szybko został zastąpiony przez grymas irytacji.

  – Dlaczego tam bronisz tego czegoś, bo wampirem nie można go nazwać?

  – Ekhem... – chrząknął Henry, dając znak, że wciąż tu siedział. Nie przepadał za konfliktami wszelkiej maści, więc postanowił przerwać to, zanim przerodzi się w coś większego. – Możemy pomówić o czymś innym? Są ciekawsze tematy niż ten chłopak.

  – Przyniosę jeszcze ciastek – odezwała się Adria, po czym wstała z fotela.

  Laurenty za późno zareagował i został przyłapany na bezczelnym podsłuchiwaniu. Adria jedynie na niego spojrzała, a w jej oczach dostrzegł nutkę współczucia. Podążył za nią, zmieniając swoje plany.

  – Przepraszam za nią – rzekła cicho Adria, przesypując ciastka do półmiska. – Zawsze była nietolerancyjna, ale jakoś zwykle gryzła się w język.

  – To nie twoja wina, że jest taka – westchnął.

  – Wiem. – Skinęła głową. – Ale i tak wstyd mi za jej zachowanie. Już chyba Apis lepiej cię traktował.

  – On to inna historia. Przecież kierował się zazdrością – stwierdził po chwili namysłu. Bał się go na ich pierwszym spotkaniu, o ile tak mógł nazwać tamte okoliczności. Jednak to się zmieniło. W głównej mierze widział w Apisie zazdrosnego szczeniaka. – Myślisz, że bał się, że odbiorę mu Severego?

  – Zapewne tak. Kiedyś mi się skarżył, że widzi coś między wami i nie chce, żeby stał się tym porzuconym. – Sama wtedy nie wiedziała, co powinna powiedzieć Apisowi. Wilkołak rzadko z nią rozmawiał i jeszcze rzadziej się zwierzał. Za każdym razem nie miała pojęcia, co mu radzić. Mimo to Apis był wdzięczny, że został wysłuchany bez osądzania.

  – Ile ja bym dał, żeby porozmawiać z Severym i wszystko mu wyjaśnić – westchnął z rezygnacją, opierając się o blat kuchenny.

  – Dziś będziecie mieć okazję. Chyba nie zamierzacie milczeć przez cały wieczór? – spytała. Dobrze wiedziała, że Severy wymieni parę zdań z rodzicami, żeby potem zaszyć się w swoim pokoju, gdzie spędzi całą noc. Nawet obecność Laurentego nie zmusi go do przeniesienia się na kanapę do salonu. Może i była wygodna, lecz nie nadawała się do spania. Severy coś o tym wiedział.

  – On wie? – zapytał. Nie chciał stawiać wampira przed faktem dokonanym.

  – Tak. Nie miał nic przeciwko – rzekła. Wyrzuciła opakowanie po ciastkach, a następnie spojrzała na Laurentego.

  – Adria! – Rozległ się krzyk Agnes. – Coś się stało?

  – Już idę! – odkrzyknęła. Wzięła jedno ciastko i wcisnęła je w ręce Laurentego. – Nic się nie martw. Dogadacie się.

  Potem wyszła, a Laurenty został sam. Przez chwilę wpatrywał się w otrzymaną łakoć. Wziął kęsa, powoli ruszając do sypialni Severego. Tym razem udał się tam bez żadnych przeszkód.

/Piosenka z mediów: "Panic room" – Au/Ra/

Artificial Vampire |Boys Love|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz