Rozdział 31: Although the rain might pour

410 33 11
                                    

  Laurenty czekał i czekał, i finalnie nie doczekał się powrotu Severego ani tym bardziej rozmowy, do której przygotowywał się mentalnie. Gdy się obudził, Severy siedział na parapecie przy otwartym oknie i robił to, co każdego ranka – palił papierosa i popijał kawę. Wydawał się o czymś myśleć. Wpatrywał się w widok za oknem, jakby tam miała się kryć odpowiedź na nurtujące go pytania.

  Chłopak podniósł się do siadu, a wampir niemal od razu na niego spojrzał, lecz szybko odwrócił wzrok, zaciągając się używką. Żaden z nich nie potrafił zacząć rozmowy, której obaj potrzebowali. Atmosfera była napięta i ciężka, dlatego też Laurenty wyszedł z pokoju bez słowa.

  Udał się do kuchni, gdzie przywitała go Adria, która zajmowała się śniadaniem. Usiadł na krześle, a chwilę potem otrzymał od dziewczyny kubek herbaty.

  – I jak poszło? – spytała szeptem. Siadła obok, czekając na odpowiedź, lecz zanim Laurenty zdążył się odezwać, do kuchni wkroczyła Agnes. Miała uśmiech, który zniknął, kiedy tylko dostrzegła przemienionego.

  – To coś będzie nam towarzyszyć przy śniadaniu? – spytała pogardliwie. Adria odsunęła się od Laurentego. Stanęła prosto, kładąc dłonie na biodrach. Miała zamiar coś powiedzieć, jednak ktoś ją ubiegł:

  – To chyba zbyt zuchwałe z twojej strony, żeby obrażać mojego chłopaka w mojej obecności, prawda mamo? – oświadczył Severy, który w zjawił się tak nagle, jakby wyrósł spod ziemi. Jego słowa sprawiły, że wszyscy na chwilę zamarli, a Laurenty zakrztusił się herbatą. Na szczęście Adria była na tyle blisko, że mogła go bez problemu poklepać po plecach.

  – Dziecko drogie, co ty mówisz? To nie może być prawda – niemal krzyknęła. Agnes nie potrafiła uwierzyć własnym uszom, ani tym bardziej oczom, kiedy Severy podszedł do Laurentego i czule ucałował jego policzek.

  Laurenty nie mógł wydusić z siebie choćby słowa, gdyż był w zbyt wielkim szoku, który starał się za wszelką cenę ukryć za głupim uśmiechem. Jedyne, co mógł zrobić, to starać się nie spłonąć od piekących policzków.

  – Ale jest – powiedział Severy. Stanął za Laurentym i położył dłonie na jego ramionach. Laurenty nigdy w życiu nie czuł się tak niezręcznie, jak w tamtym momencie.

  – Powiedz, że żartujesz – wręcz błagała. Nie chciała, żeby to była prawda. Przecież nie tak go wychowała.

  – To jest prawda, a jeśli nie potrafisz tego zaakceptować, to tam są drzwi. – Jedną ręką wskazał właściwy kierunek, lecz szybko znów ją położył na ramieniu przemienionego.

  Nastała cisza, podczas której Laurenty spojrzał w górę, prosto na twarz Severego. Ten był zadowolony z siebie, jakby wygrał jakąś bitwę. Poniekąd tak było.

  – Kochanie, chodźmy na przejażdżkę, a mama w tym czasie przemyśli swoje zachowanie – rzekł, spoglądając na Laurentego. Chłopak tylko skinął głową, po czym wstał i poszedł za Severym. Nie musiał trudzić się i iść się przebrać, gdyż spał w ubraniu.

  Po drodze minęli ojca wampira, który jeszcze nie wiedział, co na niego czekało w kuchni. Szybko założyli buty i wyszli z domu. Wsiedli do samochodu, a po chwili już jechali. Dla Laurentego nie liczyło się, gdzie wampir go zabierał. To była okazja do rozmowy, której nie zamierzał zmarnować, jednak z jakiegoś powodu nie potrafił zacząć. Otwierał i zamykał usta niczym ryba, aż w końcu odpuścił. Skrycie liczył, że może Severy przejmie inicjatywę, ale nie wyglądał, jakby miał to zrobić.

  Po około pół godziny zatrzymali się pod czymś, co przypominało bar mleczny. Severy wysiadł z auta, a Laurenty zaraz za nim. Weszli do środka, gdzie chłopak poczuł przyjemny zapach jedzenia. Wnętrze baru nie wyglądało powalająco, lecz było w miarę przyzwoite na spokojne śniadanie.

  Cała niezręczność, jaka wcześniej targała Laurentym, poszła w zapomnienie, jakby nigdy nie istniała. Podejrzewał, że to Agnes była sprawcą tamtego stanu. Cisza między nimi była podejrzanie kojąca, mimo to w pewnym sensie męczyła Laurentego.

  Po posiłku, który nie był tak dobry jak kuchnia Adrii, mieli wracać do domu, a przynajmniej Laurenty tak myślał. Gdy minęli dom, chłopak spojrzał na Severego. Wjechali na jakiś leśny parking. Severy zgasił silnik, po czym wyszedł z samochodu. Oparł się tyłem o maskę auta. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego.

  Laurenty patrzył na wampira. Przełknął ślinę i również odpuścił samochód. Niepewnym krokiem zbliżył się do niego. Też oparł się o samochód. Wypuścił cicho powietrze z płuc i jako pierwszy postanowił przerwać ciszę:

  – Przepraszam. Za wszystko – szepnął. – Powinienem od razu przyjść i powiedzieć, że Brian coś kombinuje. Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło.

  – Za dużo przepraszasz – zaśmiał się wampir. – W zasadzie to ja powinienem przeprosić. Mówiłeś prawdę, a ja ci nie wierzyłem. Zachowałem się jak idiota. Przepraszam.

  – Na twoim miejscu też bym sobie nie uwierzył – stwierdził po chwili namysłu.

  – Za cyrk z moją matką też przepraszam. Pomyślałem, że w ten sposób da ci spokój, ale to chyba był głupi pomysł – wyznał. Na samo wspomnienie tamtej sytuacji policzki Laurentego przybrały delikatną barwę różu, która tylko przybierała na sile.

  – Naprawdę zakochałeś się we mnie? – spytał. Nie odważył się spojrzeć na twarz Severego. Pochylił głowę do dołu, a włosy przysłonił jego oczy.

  – Tak. – Zgasił niedopałek, wdeptując go w ziemię. – Nie wiem, jak to się stało, ale jesteś dla mnie ważny. Na początku sądziłem, że to przez pragnienie twojej krwi, ale to nie było to.

  – To może nie udawajmy związku przed twoją matką, tylko go stwórzmy – wypalił bez zastanowienia. Za późno ugryzł się w język. Już miał się z tego wycofać, ale nie mógł. Severy chwycił go za ramiona, tym samym sprawiając, że Laurenty na niego spojrzał.

  – Mówisz poważnie?

  – T-tak... – wyjąkał. Chciał odwrócić wzrok, lecz Severy złapał jedną dłonią za jego podbródek. – Też się w tobie zakochałem. To główny powód, dla którego postanowiłem zostać.

  – Mogę? – spytał, a Laurenty jedynie skinął głową. Severy złączył ich usta w czułym pocałunku, który został oddany. Niezdarnie, ale jednak. – Kocham cię – dodał szeptem, kiedy zaprzestali tego przyjemnego gestu. Oparł swoje czoło na czole Laurentego i zamknął oczy. Uśmiechnął się pod nosem, co było dla chłopaka najpiękniejszym widokiem.

  – Ja ciebie też – odpowiedział. Też szeptał.

  Severy niemal od razu otworzył oczy, a następnie zamknął Laurentego w szczelnym uścisku, znów go całując, ale tym razem w policzek. Laurenty odwzajemnił uścisk i napawał się jego zapachem.

  Trwali tak, dopóki nie zaczął padać deszcz, który szybko zmienił się w ulewę. Szybko uciekli do samochodu. Padało tak intensywnie, że wycieraczki nie nadążały ze ścieraniem wody. Piękny początek jesieni.

  – To najlepszy prezent urodzinowy, jaki mogłem sobie wymarzyć – zaśmiał się Severy. Był naprawdę szczęśliwy i nie zamierzał tego ukrywać.

  – Masz urodziny? – zdziwił się.

  – Tak. Nic nie mówiłem, bo nie lubię ich obchodzić – wyjaśnił. – Ale chyba od dziś będzie inaczej.

  – Wszystkiego najlepszego. – To jedyne, co mógł w tej chwili zrobić. Gdyby wcześniej wiedział, to by przygotował jakiś przyzwoity prezent.

  – Dziękuję, kochanie – rzekł z uśmiechem. Nachylił się w stronę Laurentego, żeby ponownie pocałować swojego chłopaka. Pieszczota została oddana, a wszystkie zmartwienia odeszły w zapomnienie. Przynajmniej na chwilę.

/Piosenka z mediów: "Unity" – Alan Walker, The Walkers/

Artificial Vampire |Boys Love|Where stories live. Discover now