Rozdział 29: Did we waste it all?

355 34 10
                                    

  Od rzekomej ucieczki Laurentego minęły dwa dni. Od tamtego czasu chłopak wegetował w swoim pokoju, a Adria go doglądała. Gdy wrócili do domu, chciała go udusić za to, co zrobił, ale kiedy zobaczyła w jakim był stanie, postanowiła odpuścić. Z Severym też nie było lepiej. Ten snuł się po domu jak zjawa i też przez większość czasu siedział we własnej sypialni. Lecz w przeciwieństwie do Laurentego jadł w miarę regularnie.

  Adria przelała krew do kubka. Chwyciła za naczynie, po czym ruszyła w stronę sypialni Laurentego. Wkroczyła tam bez pukania. Zgodnie z oczekiwaniami zastała tam obraz nędzy i rozpaczy. Laurenty leżał skulony na łóżku. Nawet nie zareagował na głośne skrzypnięcie drzwi, jakby wszystko wokół nie miało znaczenia.

  – Powinieneś się napić – powiedziała, siadając na brzegu łóżka. Laurenty odwrócił się w jej stronę. Spojrzał na kubek, potem na nią, a następnie wrócił do swojej poprzedniej pozycji.

  – Nie chcę.

  – Chociaż łyka – nalegała. Laurenty mruknął coś niezrozumiałego, na co Adria westchnęła, jednak nie zamierzała się poddać.

  Wstała z łóżka. Obeszła je, siadając po drugiej stronie. Laurenty miał zamknięte oczy, jednak słyszał jej kroki, a potem skrzypnięcie materaca, który z niewyjaśnionych przyczyn hałasował tylko w tamtym miejscu.

  – Daj mi spokój – warknął. Przekręcił się na drugi bok, znów będąc tyłem do dziewczyny.

  – Nie możesz się głodzić. To nie zdrowe – zauważyła. W głowie chłopaka zaczęły pojawiać się wspomnienia, gdzie praktycznie stracił panowanie nad sobą. Pokręcił głową, odrzucając te myśli na bok.

  – Wszystko mi jedno. Idź już sobie. – Machnął ręką, jakby odganiał muchę.

  – Nie wyjdę stąd, dopóki się nie napijesz – rzekła stanowczo i gdyby stała, to z całą pewnością by tupnęła nogą.

  Laurenty sapnął z frustracją. Gwałtownie wstał i wyrwał kubek z rąk Adrii. Wypił całość za jednym zamachem, po czym oddał naczynie dziewczynie. Wytarł usta rękawem bluzki. Ponownie się położył, błagając, żeby Adria dała mu spokój. Doceniał jej troskę, ale w tej chwili chciał być sam, żeby w samotności użalać się nad własnym losem.

  – Może chcesz porozmawiać? – zapytała łagodnie, wpatrując się w dno pustego kubka.

  – Nie mam ochoty.

  – Eh... – westchnęła z rezygnacją. – Jesteś taki sam jak Severy. On też nie chce rozmawiać i wszystko dusi w sobie.

  – Co mam ci powiedzieć? – Znów wstał i spojrzał w oczy Adrii. – Że jestem naiwnym idiotą, który zaufał niewłaściwej osobie? Że przez swoją głupotę zawiodłem Severego? Że przeze mnie poniesie konsekwencje?

  – Dokładnie to. – Skinęła głową. Była już gotowa do wysłuchania dalszej historii, lecz Laurenty nie zamierzał się uzewnętrzniać.

  – To już usłyszałaś. Możesz iść. – Po raz położył się do niej tyłem.

  – Nie masz czego się bać. Jeśli twoja wersja jest prawdziwa, to śledztwo to wykaże. Severy będzie tego pilnował – poinformowała go.

  – To bez sensu – prychnął. – I tak zrobią wszystko, żebym był winny temu zajściu. Jestem przemieniony i nie chcą, żeby ktoś taki żył wśród nich.

  – Wbrew pozorom Severemu zależy na tobie – zaczęła dość niepewnie. Zerknęła na Laurentego, który lekko drgnął. – Zrobi wszystko, żeby dowieść twojej niewinności.

  – Jakoś wtedy tego nie pokazał. W pewnym sensie nawet mnie nie słuchał – znów prychnął. Z jednej strony cieszył się z takiego postępowania Severego, ale z tej drugiej był na niego zły. Na początku mu uwierzył. Może ciągle mu nie wierzył, a Adria jedynie chciała go pocieszyć?

  – Musiał to po prostu ułożyć. Wiesz, jak wygląda twoja sytuacja.

  – Ta... – mruknął.

  – Wszystko się ułoży, zobaczysz – próbowała go pocieszyć, lecz w odpowiedzi otrzymała kolejne mruknięcie. – Jakbyś chciał, to za godzinę będzie obiad.

  Potem wstała z łóżka i ruszyła w stronę wyjścia z sypialni. Na chwilę przystanęła w progu, żeby spojrzeć na Laurentego. Następnie na dobre opuściła jego pokój. Miała tylko nadzieję, że ten się skusi i wyjdzie. Nie mógł siedzieć tam przez wieczność.

*~*

  Laurenty opuścił swój pokój, a raczej wymknął się z niego późnym popołudniem. Nie chciał, żeby Adria go zauważyła i znowu przesłuchiwała. Miał wrażenie, że już powiedział jej za dużo.

  Minęło z dobre pół godziny odkąd wyszedł. Do tej pory siedział na schodach tarasu. Opierał brodę o kolana i wpatrywał się w płot. Świeże powietrze dobrze mu zrobiło, jednak wolałby się przejść, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Miał zakaz opuszczania domu, którego przestrzegał. Chociaż nie trzeba mu było o nim mówić. I tak ostatnie dni spędził na leżeniu w łóżku, a na spacer nabrał ochotę dopiero teraz.

  Było mu wszystko jedno, co się z nim stanie. Odnosił wrażenie, że stracił absolutnie wszystko. Nie miał już nic. Mógł stwierdzić, że całe jego życie zawaliło się przez jedną decyzję. Stanąłby na uszach, żeby cofnąć czas. Nigdy by nie przyjął propozycji Briana, a nawet by doniósł o jego planach.

  Zawiał chłodniejszy wiatr, przez który zatrząsł się z zimna. Cicho westchnął z własnej bezradności. Podniósł się i wrócił do środka. Próbował przemknąć się niepostrzeżenie, ale nie udało mu się. Praktycznie wpadł na Adrię, która wzięła się na korytarzu znikąd.

  – Zaraz ci podgrzeje jedzenie – powiedziała. Zanim Laurenty zdążył zaprotestować, Adria złapała go za nadgarstek i zaprowadziła do kuchni. Usadziła go na krześle przy wyspie kuchennej, po czym zajęła się odgrzewaniem posiłku.

  Laurenty tylko ją obserwował, a potem patrzył na talerz, który otrzymał. Nie był głodny, lecz zmusił się do kilku kęsów. Adria próbowała go zagadać, jednak on skutecznie ją ignorował. W końcu poddała się i zaczął zmywać naczynia. Przy okazji przygotowała dwa kubki herbaty, z czego jeden podarowała Laurentemu.

  – Nie trzeba było – rzekł. Odsunął od siebie talerz, który był praktycznie nietknięty. Przysunął kubek, który objął dłońmi. Ciepło patrzyło jego ręce, ale nie zamierzał go puszczać.

  – To drobiazg. – Posłała mu uśmiech, a następnie zabrała się do przerwanej czynności.

  – W ogóle chciałem przeprosić za moje kretyńskie zachowanie – przyznał ze skruchą. Głupio mu było, że potraktował Adrię w taki chamski sposób. Ona nie zrobiła nic złego. Chciała tylko pomóc.

  – Wybaczam. Każdemu zdarza się gorszy czas.

  Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Adria wytarła ręce w szmatkę i poszła do głównego wejścia. Laurenty wiedziony ciekawością poszedł za nią, lecz trzymał się w odległości paru kroków. Wyglądał zza ściany, jak dziewczyna otwierała drzwi, a po drugiej stronie stała dwójka nieznanych chłopakowi osób. Byli to kobieta i mężczyzna. Ta pierwsza wcisnęła torebkę w ręce mężczyzny i rzuciła się Adrii w ramiona. Ucałowała jej oba policzki, po czym osunęła ją na wyciągnięcie ramion, uważnie lustrując dziewczynę.

  – Tak dawno cię nie widziałam, kochanie – niemal krzyknęła z entuzjazmem. – Nic się nie zmieniłaś.

  – Ciebie też dobrze widzieć, mamo – zawróciła się do kobiety, a cała energia jakby uszła z Adrii. Po chwili także odezwała się do mężczyzny: – Ciebie również, tato.

/Piosenka z mediów: "Running Out of Roses" – Alan Walker, Jamie Miller/

Artificial Vampire |Boys Love|Where stories live. Discover now