Zamek z piasku | Sandman

BeckSurrey tarafından

1.6K 174 135

Część 2. Później, gdy leżeliśmy na piasku, w krajobrazie palm i nigdy niezachodzącego słońca, pomyślałam sobi... Daha Fazla

Prolog
I. Za bałagan, który robimy
II. Gdy go losy w doły rzucą...
III. Na jawie mi mów, jak w każdym ze snów...
IV. Trzeba czegoś więcej niż przeznaczenie
V. To, za co gotowi jesteśmy umrzeć
VI. Mimo wszystko życie się dzisiaj nie kończy
VII. Przeznaczenie znajdzie drogę
VIII. Tylko ci, którzy kochają bez nadziei...
IX. Jak możesz pamiętać o czymś, co nigdy się nie wydarzyło?
X. Lecz widać można żyć bez powietrza
XI. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić
XIII. Zginąć musi w czasie, by żyć w wieczności
XIV. Jego prawem jest prawda
XV. Choć różnimy się od siebie...
XVI. ...jak dwie krople czystej wody
XVII. Za głupców, którzy śnią
Epilog
III (i pół). Co mówiły jego oczy
A potem się obudziła

XII. Pójdę za tobą; z piekła niebo zrobię

78 7 4
BeckSurrey tarafından


Kiedy przekroczyliśmy próg czarnych drzwi, znaleźliśmy się dokładnie w tym samym miejscu, do którego trafiłam we śnie podczas pierwszej samotnej nocy w mieszkaniu.

Po opuszczeniu sali tronowej, oświetlonej tysiącem kolorowych promieni wpadających przez witraże, półmrok panujący w tej nieskończonej pustyni zbudowanej z ostrych skał i kamieni przez moment zupełnie mnie zdezorientował. Do moich uszu dobiegł wściekły świst wiatru, zrywającego się podmuchami gdzieś w oddali – podmuchami, które jednak nas nie dotykały, mimo że ich dźwięki słyszałam bardzo wyraźnie. Oprócz ciemności, przeplatanej gdzieniegdzie między chmurami pomarańczowym blaskiem płomieni, otaczała nas brudna, ciężka mgła, przepełniona zapachem rozżarzonego popiołu. Gdybym nie czuła na plecach spokojnej energii towarzyszącej Morfeuszowi, pomyślałabym, że zniknął gdzieś w odmętach tej mgły, podobnie jak drzwi, których nie byłam już w stanie dostrzec.

Stojąc na wykutych w kamieniu schodach i czując na swoim lewym ramieniu bijące od czarnej skały zimno, spojrzałam w dół, by zobaczyć tam wyłącznie bezkres, rozciągnięty aż po horyzont. Daleko pod nami, spowita mgłą, znajdowała się ciemna nicość i byłam przekonana, że gdyby niechcący omsknęła mi się stopa, spadałabym w nią w nieskończoność, aż w końcu moje ciało uderzyłoby w ostre szpikulce skał i nabiło się na nie, przytwierdzając mnie do tego świata na zawsze. Nad moją głową natomiast, gdzieś za skłębionymi chmurami, znajdował się z pewnością szczyt tej posępnej góry, po której schody wiły się nierówno, a na tym szczycie... nie miałam pojęcia.

Cały otaczający mnie krajobraz przypominał rozległe, zapomniane przez ludzi cmentarzysko, wiecznie pogrążone w niespokojnej nocy. Pustka i mrok tego miejsca, spotęgowane przez głuchy świst wiatru, na nowo rozbudziły mój niepokój. Próbowałam dojrzeć spomiędzy obłoków mgły jakichkolwiek oznak życia, znaleźć je w majaczących w oddali górach lub głębokich szczelinach w skale, na której stałam – jednak wokół panowała martwa cisza, pozbawiona zupełnie ludzkich głosów.

Potrzebowałam chwili, by zdać sobie sprawę z tego, że choć nasłuchiwałam bardzo uważnie, nie dobiegały do mnie również żadne głosy demonów. Ani głos Władcy Piekieł.

– Jesteśmy tu sami? – spytałam, wyciągając dłoń w stronę Morfeusza, aby fizycznie poczuć jego obecność gdzieś za ścianą stworzoną z mgły. Chociaż widziałam zarys jego sylwetki majaczący obok, dopiero dotyk jego palców sprawił, że moje myśli przestały galopować szaleńczo przez ogarniętą lękiem świadomość.

– Lucyfer na pewno zdaje sobie sprawę z naszej wizyty – odparł Król Snów i miałam wrażenie, że mimo opanowania sam do końca nie rozumiał, dlaczego pojawienie się w piekle przyszło nam z taką łatwością. – I na pewno zobaczymy go już wkrótce.

– To tutaj po raz ostatni słyszałam we śnie Michaela. Ale gdy usiłowałam znaleźć go ponownie, coś cały czas mi to uniemożliwiało. Nie wydaje ci się dziwne, że teraz odnalazłam to miejsce bez problemu?

Morfeusz nie odpowiedział od razu. Zbliżył się do mnie na tyle, bym mogła wyraźnie zobaczyć spomiędzy obłoków jego twarz i jego oczy spowite mrokiem, podobnie jak kraina, w której się znaleźliśmy.

– Nie zaskakuje mnie, że Władca Piekieł nie wyszedł nam na spotkanie – powiedział, wbijając wzrok gdzieś pomiędzy ciemne chmury. – Zaskakuje mnie jedynie, że nie zjawił się tu dotąd żaden z jego demonów.

– Może jednak udało nam się dotrzeć do piekła niepostrzeżenie? Może Lucyfer nie ma nawet pojęcia o naszej obecności?

I nagle z odmętów ciemności usłyszałam głos – głos, na którego brzmienie czekałam niecierpliwie od ponad dwóch tygodni.

– Beck...?

– MIKE! – gdyby nie dłoń Morfeusza, zaciskająca się mocno na moich palcach pod wpływem gwałtownego napięcia się moich mięśni, z pewnością natychmiast ruszyłabym przed siebie, ogarnięta zarówno strachem, jak i nieposkromioną ekscytacją na dźwięk tego znajomego tonu.

Chcąc puścić się biegiem, szarpnęłam ręką, ale Król Snów nie wypuścił mnie – i gdy moje pełne zmieszanej z zaskoczeniem złości spojrzenie spotkało się z jego, od razu zobaczyłam w jego rysach coś na kształt ostrzeżenia.

– Zaczekaj, Rebecco – nakazał stanowczo. – Zagubisz się, jeśli zaczniesz pędzić przez piekło bez przemyślenia.

– Nie słyszałeś tego, co ja? – zapytałam oburzona, mocno ściągając brwi. – On tu jest, Morfeuszu! Musimy natychmiast go znaleźć!

– Beck...?

– MICHAEL! – ponownie szarpnęłam ramieniem, jednak Morfeusz wciąż uparcie trzymał mnie w żelaznym uścisku. – Wypuść mnie! – zażądałam, patrząc na niego z wściekłością.

– Wiem, gdzie znajduje się twój towarzysz, ale nie mogę stracić cię z oczu, kiedy po niego pójdziemy – wszystko to mówił tak, jakby starał się dotrzeć do racjonalnych części mojej świadomości, które w tej chwili zostały zupełnie strawione przez strach o bezpieczeństwo Michaela. – Zaprowadzę cię tam, jednak musisz trzymać się blisko mnie. Inaczej może stać ci się krzywda.

– Beck...

– Proszę, Rebecco – dodał, najwyraźniej dostrzegając narastającą we mnie z każdym rozbrzmieniem głosu Michaela desperację. – Pozwól mi doprowadzić się do niego.

– Błagam, idźmy tam wreszcie – jęknęłam zrezygnowana, rozluźniając przy tym mięśnie, aby dać mu znać, że zamierzałam zastosować się do jego polecenia.

Morfeusz wypuścił moją dłoń i ostrożnie wyminął mnie, by ruszyć w górę długich, kamiennych schodów. Szłam tuż za nim, krok w krok, ciągle rozglądając się na boki w poszukiwaniu źródła głosu, który przed chwilą usłyszałam. Serce waliło mi jak młotem, a nasycona popiołem mgła boleśnie paliła płuca, kiedy łapałam urywane oddechy. Moje imię jeszcze kilkukrotnie rozniosło się echem pomiędzy szczelinami w górskiej skale, wywołując kolejne ukłucia strachu i na dobre pozbawiając mnie resztek spokoju. Jeszcze nigdy dotąd nie czułam takiej determinacji, jak teraz, wyczekując z każdym pokonanym stopniem zbliżającego się do mnie upragnionego spotkania z Michaelem, z moją miłością, z moim zagubionym w otchłani piekła towarzyszem życia na jawie.

I wreszcie go zobaczyłam. Po ciągnącej się w nieskończoność wędrówce zatrzymaliśmy się przy niewielkiej dziurze wykutej w kamieniu – dziurze, która okazała się być jedynym, maleńkim oknem celi, gdzie po chwili nerwowego oczekiwania z ciemności wyłoniła się blada, wycieńczona twarz Michaela.

– Mike! – momentalnie dopadłam do okna i kładąc na nim obie dłonie, nachyliłam się w jego stronę, by móc spomiędzy krat dostrzec wyraźnie jego brązowe oczy i przydługie włosy zwichrzone w kompletnym nieładzie.

– Beck... – odezwał się do mnie słabo i natychmiast położył swoje palce na moich, łącząc je w mocnym, niecierpliwym uścisku. – Czy to... czy to naprawdę ty?

– Mike – wydusiłam głosem drżącym z emocji. – Tak bardzo cię przepraszam za wszystko, co się wydarzyło... Przepraszam, że musiałeś czekać na mnie tak długo...

– Potrzebuję... – patrzył na mnie jednocześnie z ulgą i bezsilnym błaganiem. – Potrzebuję wody... I jedzenia... I powrotu do domu...

– Obiecuję, że znajdziesz się tam jeszcze dzisiaj – odwróciłam głowę w stronę Morfeusza, stojącego kilka stopni nade mną i obserwującego nas z uwagą. – Możesz go stąd wydostać?

– Mogę – odpowiedział. – Ale musisz się odsunąć.

– Za chwilę się zobaczymy – obiecałam Michaelowi, a potem wyswobodziłam palce i zrobiłam krok w dół po kamiennych schodach.

Morfeusz zbliżył się, by zająć moje miejsce naprzeciwko okna celi Michaela. Poczułam, jak energia wszechświata zbiera się wokół niego miarowymi falami, jak powoli odcina nas od świstu wiatru i rozwiewa gęstą, oblepiającą mgłę, kumulując się w otoczeniu Króla Snów w narastającej gotowości do zniszczenia tego więzienia. Z uczuciem nerwowego oczekiwania patrzyłam na jego twarz, którą całkowicie spowiła teraz noc, na przymknięte powieki i poruszający się delikatnie pod wpływem działania energii czarny płaszcz.

Robił coś, co jeszcze wczoraj wydawało mi się niemożliwe. Ratując Mike'a z odmętów piekła, z każdą sekundą przybliżał mnie do odzyskania mojego życia na jawie.

– Już nas opuszczacie? – gwałtownie szarpnęłam głową, gdy ze szczytu schodów nagle dobiegł do nas miękki głos, który momentalnie sprawił, że pękła bariera tworzona przez Morfeusza z siły wszechświata. – Nie zdążyliście nawet pożegnać się z nami.

Uniosłam wzrok i moim oczom ukazał się stojący ponad nami na schodach wysoki, niezwykle przystojny mężczyzna o długich, jasnych włosach, niebieskich oczach w kształcie migdałów i doskonałych, wyraźnych rysach przywodzących na myśl starożytne rzeźby greckich herosów. Był niezwykle piękny, piękne były także królewskie szaty w kolorze krwistej czerwieni i złota, które go zdobiły, długie i – pomimo obszerności – idealnie podkreślające jego perfekcyjną, niemal nierzeczywistą sylwetkę. Miał gładką, porcelanową skórę wyłaniającą się gdzieniegdzie spod ciężkich fałdów materiału, a na jego plecach dumnie rozpościerały się ogromne, czarne skrzydła, przypominające mi nieco skrzydła Matthew... albo skrzydła aniołów, które nie raz widziałam zarówno w dostojnych obrazach na ścianach kościołów, jak i w licznych baśniach dla dzieci.

Kątem oka dostrzegłam, że ramiona Morfeusza napięły się, gdy jego energia bez ostrzeżenia została rozproszona, a on sam odwrócił się od Michaela, aby skierować swój wzrok w stronę Władcy Piekieł.

– Bądź pozdrowiony, Lucyferze Gwiazdo Zaranna, Niosący Światło – odezwał się głosem, który zdumiał mnie jego opanowaniem.

– I ty bądź pozdrowiony, Śnie z Nieskończonych – odpowiedział Władca Piekieł, kształtując swoje doskonałe usta w delikatny, kpiący uśmiech. – Musimy przyznać, że sądziliśmy, iż przybędziesz tu wcześniej.

Chociaż mgła zniknęła, miałam wrażenie, że sylwetka Lucyfera falowała nad nami, jak film wyświetlany na smaganym wiatrem płótnie. Nigdy wcześniej nie widziałam żadnej istoty tak pięknej, hipnotyzującej i tak przerażającej zarazem.

– Przybyłem tu z powodu duszy człowieka, którego bezprawnie uwięziłeś – powiedział Morfeusz. – Mam zamiar zabrać ją stąd i sprowadzić z powrotem tam, gdzie jest właściwe jej miejsce.

– Spodziewaliśmy się, że ta dusza wzbudzi twoje zainteresowanie. Dziwi nas jedynie, że tak szybko zapomniałeś o innej, która od tysięcy lat oczekuje w naszym królestwie na twoje przebaczenie – żałowałam, że nie mogłam teraz dostrzec twarzy Morfeusza, bo wypowiedziane przez Lucyfera słowa były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Brak reakcji Króla Snów pozwolił mi jednak zorientować się, że musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, o czym mówił Władca Piekieł. – Ale nawet pomimo tego jawnego zaniedbania widzimy, że nie wyzbyłeś się jeszcze swojej małej, trwającej od zarania dziejów słabości do ludzkich kobiet. Postanowiłeś jedynie zamienić dawną kochankę na nową.

– Uwolnij tego człowieka, Gwiazdo Zaranna – głos Morfeusza zadrżał niemal niedostrzegalnie, rozbrzmiewając nutą gniewu na dźwięk usłyszanej drwiny. – On nie należy do ciebie.

– Czyżby, Tkaczu Snów? – ciemne, kontrastujące z jasnymi włosami brwi Władcy Piekieł ściągnęły się lekko w wyrazie pobłażania. – Chciałbyś, abyśmy uczynili ci przysługę i pozwolili tej duszy opuścić bramy piekła? Z pewnością znasz podania ludu, który stale przybywa tu po śmierci, by cierpieć wieczne katusze za winy niegodne przebaczenia. Jeżeli oczekujesz pomocy od diabła, musisz ofiarować mu coś w zamian.

Gwałtownie wciągnęłam powietrze, kiedy do mojej świadomości dotarł sens tego zdania. Chociaż przepełniona pogardą, twarz Lucyfera wciąż była idealna, jak wykuta w kamieniu przez prawdziwego mistrza, i każda emocja zdawała się odbijać w niej w sposób perfekcyjny, nie burząc przy tym obrazu doskonałości, który prezentował całym sobą.

– Czego więc żądasz, Władco Piekieł, w zamian za zwrócenie życia temu człowiekowi? – zapytał Morfeusz, jakby sugestia Gwiazdy Zarannej zupełnie go nie zaskoczyła. Najwyraźniej Król Snów musiał od samego początku rozumieć znacznie lepiej niż ja, z jaką ceną będzie wiązało się uratowanie Michaela z tego piekielnego więzienia.

Lucyfer nie odpowiedział od razu. Najpierw jego uśmiech stał się nieco szerszy, następnie powiódł niespiesznym spojrzeniem po Morfeuszu i po mnie, przewiercając mnie przez ułamek sekundy blaskiem swoich niebieskich tęczówek, by dopiero później ponownie odezwać się do Króla Snów:

– Nigdy nie pragnęliśmy tej słabej, ludzkiej duszy na własność. Twoja mała kochanka odzyska swojego towarzysza i razem zawędrują do śmiertelnego świata, zgodnie z twoim życzeniem. Ale ty, Śnie z Nieskończonych... – Władca Piekieł złączył ze sobą palce, tworząc dłońmi kształt trójkąta. – Ty musisz pójść z nami.

– Nie!

Krzyk protestu wydostał się z moich ust zupełnie bezwiednie, gdy strach zalał mnie lodowatą falą od czubka głowy aż po palce stóp.

Ofiara, o której wcześniej powiedział Lucyfer, ofiara z duszy Morfeusza w zamian za duszę Michaela, obudziła we mnie oślepiające przerażenie. W tej historii nie było miejsca na tak ogromne poświęcenie. Nie ze strony Króla Snów. Nie po tym wszystkim, co wydarzyło się między nami. On po prostu nie mógł, nie mógł zrobić dla mnie czegoś takiego, zaryzykować bezpieczeństwem Śnienia, wypełnić warunków upadłego anioła, postawić na szali losu wszystkich śniących – wyłącznie po to, by spełnić moje życzenie.

Gdyby cokolwiek stało mu się z mojej winy... Sama myśl o tym brutalnie zduszała wszelkie inne myśli, które towarzyszyły mi do tej pory. Morfeusz musiał odejść stąd bez szwanku. A ja musiałam zrobić wszystko, by zapewnić mu bezpieczeństwo.

Widziałam, że spojrzał na mnie, jednak byłam zbyt skupiona na Lucyferze, w którym mój desperacki krzyk najwyraźniej wzbudził zainteresowanie.

– Nie możesz zabrać go ze sobą do piekła – powiedziałam twardo, zaciskając pięści pod wpływem ogarniającej mnie niezwykłej mieszaniny strachu i dziwnej, ślepej odwagi. – To z mojego powodu trafiliśmy tutaj, i z mojego powodu doszło między wami do konfrontacji. Gdyby nie ja, Michael nigdy nie doznałby wypadku, a Sen nigdy nie musiałby ruszyć mu na ratunek. Jeżeli szukasz zemsty, Władco Piekieł, jeżeli chcesz go ukarać albo zemścić się na nim, jak usiłowaliście wraz z Pożądaniem zrobić to już wcześniej, zamknij w swoim więzieniu moją duszę. Wypuść Michaela i pozwól mi pozostać w piekle zamiast niego.

W tym niesamowicie intensywnym natłoku tysiąca emocji – przerażenia, desperacji, lęku przed nieznanym – nagle o wiele mocniej niż kiedykolwiek wcześniej zdałam sobie sprawę, że byłabym w stanie zrobić wszystko, absolutnie wszystko, byle tylko uwolnić Michaela.

I byłabym w stanie zrobić absolutnie wszystko, byle tylko uratować Króla Snów. Żałowałam, że to gorzkie zrozumienie dla jego wcześniejszej decyzji o odesłaniu mnie na jawę spłynęło na mnie dopiero teraz, gdy już za kilka chwil miałam bezpowrotnie utracić go ponownie.

Jednak było już zdecydowanie za późno, by wycofać się z obranej drogi.

– Nie zostaniesz tutaj.

Głos Morfeusza wybrzmiał tak kategorycznie, że w innych okolicznościach z pewnością od razu bym go posłuchała. W tamtej chwili jednak boleśnie wiedziałam całą sobą, że wybór, jakiego dokonałam pod wpływem strachu o dwie najważniejsze dla mnie istoty, był nareszcie jedynym słusznym i jedynym moim wyborem w całej tej długiej, szalonej historii.

– Podjęłam decyzję, Królu Snów – odparłam więc, pozwalając swoim oczom powrócić do jego niezgłębionego spojrzenia. Może tylko mi się zdawało, ale przez ułamek sekundy, oprócz determinacji, dostrzegłam w nim również obawę. – A ty obiecałeś mi, że nie wpłyniesz już więcej na żadną z moich decyzji.

– Nie masz pojęcia, z czym wiąże się to, co zamierzasz zrobić – wycedził, ledwo rozchylając wargi. – Nie mogę dać ci na to mojej zgody.

– Wcale nie potrzebuję twojej zgody. Sama zdecyduję o tym, które z żyć są warte uratowania.

Przerywając napięcie wiszące między nami, Lucyfer prychnął nagle z pogardliwym uśmiechem na ustach.

– Doprawdy wzruszacie nas – lekceważący ton, jakiego użył, zdecydowanie nie wskazywał na odczuwane wzruszenie. – Wasza troska o wzajemne istnienie jest niezwykle ujmująca. Ale możecie być spokojni, nikogo nie zamierzamy zatrzymać tu na wieczność. To nie dlatego sprowadziliśmy was do naszego królestwa. Jesteśmy już zmęczeni bezsensowną walką, którą toczymy obecnie bardziej z obowiązku, niż z chęci. Walką, która od samego początku wcale nie była nawet naszą.

Wstrzymałam oddech, kompletnie wytrącona z równowagi tą zaskakującą i zupełnie niespodziewaną deklaracją Władcy Piekieł.

– Przyznam, że nie pojmuję tego, co usiłujesz przekazać, Gwiazdo Zaranna – Morfeusz werbalnie zawtórował moim myślom, znowu kierując wzrok na pięknego, upadłego anioła.

– Jesteśmy przekonani, że za chwilę pojmiesz, Śnie z Nieskończonych. Wasze żałosne, rodzinne potyczki zupełnie już nas nie interesują. Te dwie ludzkie dusze muszą pozostać tu jeszcze przez jakiś czas, dopóki nie wyjawimy ci, jakiej przysługi oczekujemy od ciebie w zamian za uwolnienie tego człowieka. Pójdź teraz z nami, a gwarantujemy, że w czasie oczekiwania na twój powrót nie stanie im się żadna krzywda. I jeżeli zdecydujesz się wypełnić powierzone ci przez nas zadanie, pozwolimy wam wszystkim odejść stąd w wolności. Właściwie... będziecie mogli uczynić z tą wolnością wszystko, czego zapragniecie. Podobnie jak my.

Jedynym, co zdołałam zrobić, wciąż zszokowana wypowiedzianymi przez Lucyfera słowami, było szerokie rozwarcie powiek i wydukanie w jego stronę w bezmyślnym, tępym zdumieniu:

– Że co?

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

38.1K 2.5K 26
Tajemniczy pożar w jednej chwili zmienia całe życie Isabel. Po śmierci rodziców, dziewczyna zmuszona jest do przeprowadzki do wiecznie deszczowego mi...
40.1K 1.6K 28
Od zawsze byłam niechciana, wyszydzana, poniżana. Mogłoby się wydawać, że jako córka króla Mrocznej Puszczy - Thranduila, moje życie od zawsze było p...
1.7K 57 14
Rose siostra Waldka jest jego totalnym przeciwieństwem była bardzo szczupła,zdrowo się odżywiała i kochała ciocię jedną z niewielu rzeczy która ich ł...
5K 270 14
Katherine Pierce ciągle żyje w strachu przed Klausem. Jednak pewnego dnia jej życie się odmienia. Dostaje tajemniczy list z zaproszeniem na ślub niew...