Zamek z piasku | Sandman

By BeckSurrey

1.7K 176 135

Część 2. Później, gdy leżeliśmy na piasku, w krajobrazie palm i nigdy niezachodzącego słońca, pomyślałam sobi... More

Prolog
I. Za bałagan, który robimy
II. Gdy go losy w doły rzucą...
III. Na jawie mi mów, jak w każdym ze snów...
IV. Trzeba czegoś więcej niż przeznaczenie
V. To, za co gotowi jesteśmy umrzeć
VI. Mimo wszystko życie się dzisiaj nie kończy
VII. Przeznaczenie znajdzie drogę
VIII. Tylko ci, którzy kochają bez nadziei...
IX. Jak możesz pamiętać o czymś, co nigdy się nie wydarzyło?
X. Lecz widać można żyć bez powietrza
XII. Pójdę za tobą; z piekła niebo zrobię
XIII. Zginąć musi w czasie, by żyć w wieczności
XIV. Jego prawem jest prawda
XV. Choć różnimy się od siebie...
XVI. ...jak dwie krople czystej wody
XVII. Za głupców, którzy śnią
Epilog
III (i pół). Co mówiły jego oczy
A potem się obudziła

XI. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić

68 7 9
By BeckSurrey

Nie mogliśmy od razu wyruszyć do królestwa podległego Władcy Piekieł. Do serca jednej krainy można było dostać się jedynie z serca innej, więc kiedy już uspokoiłam nieco targające mną emocje, przenieśliśmy się wraz z Morfeuszem prosto do Pałacu Snów, skąd mieliśmy dopiero rozpocząć swoją podróż.

Widok sali tronowej i niekończących się kamiennych kolumn podtrzymujących wysokie, krzyżowe sklepienie powitałam w swojej świadomości z tymi samymi uczuciami, które towarzyszyły mi wcześniej podczas ponownego spotkania z Królem Snów. Kolorowe światło witraży przywiodło do mnie dziesiątki wspomnień, złączonych dopiero kilka chwil temu w długo poszukiwanej harmonii, która – zupełnie poza moją kontrolą – stworzyła to, kim byłam od samego początku tej opowieści.

Z uczuciem tęsknego żalu powiodłam wzrokiem po schodach prowadzących do wykutego w skale tronu, po mieniącej się milionem różnych barw posadzce, po rzeźbach zbyt doskonałych, by mogły być dziełem człowieka, i wreszcie po wielkich wrotach majaczących gdzieś w odległym końcu sali, w których czekała już na nas dwójka starych przyjaciół, czujnie obserwując, jak powoli zbliżaliśmy się do nich, utrzymując między sobą odległość wyciągniętego ramienia.

– Lucienne – odezwałam się, z zaskakującą ulgą przyjmując widok kobiety ubranej w nieskazitelnie białą koszulę, z okrągłymi okularami spoczywającymi na jej nosie, oraz stojącego obok niej czarnego kruka. – Matthew. Czy wy... pamiętacie mnie?

– Pamiętamy całą twoją historię, Rebecco – odpowiedziała Lucienne, uśmiechając się do mnie smutno i wyciągając ręce w moją stronę. – I cieszymy się, że wróciłaś.

Jej ciasne objęcie przyjęłam z westchnieniem, niemal tak, jak przyjęłabym objęcie mamy, gdyby mogła pojawić się tutaj. Znajoma miękkość jej fioletowej kamizelki i ciepły dotyk skóry wywołały we mnie falę nostalgii i rozpaliły wątłą iskierkę radości, śpiącą dotychczas spokojnym snem i cierpliwie czekającą na przebudzenie. Znad jej ramienia rzuciłam pogodne spojrzenie wpatrzonemu we mnie krukowi i uśmiechnęłam się do niego, całą sobą czując słuszność i właściwość tego momentu, który przecież równie dobrze mógłby się nigdy nie wydarzyć.

– Dziękuję, że na mnie czekaliście – powiedziałam, wciąż wtulona w ramię Lucienne. – I dziękuję, że trwałeś przy mnie, Matthew – dodałam, zwracając się do ptaka. – Choć nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, kim jesteś

– Jak mógłbym zostawić cię tam bez odpowiedniej ochrony? – zakrakał, potrząsając piórami. – Wiem, że wyglądam niepozornie, ale wierz mi, te pazury w razie konieczności na pewno spełniłyby swoje zadanie.

– Z całą pewnością nie wyglądasz niepozornie, wielki, straszny kruku – zaśmiałam się, gdy na dźwięk moich słów dumnie rozwinął skrzydła i zamachał nimi kilkukrotnie. Odsunęłam się od Lucienne, by jeszcze raz spojrzeć uważnie na ich oboje, próbując chyba na wszelki wypadek zapisać sobie ten obraz w pamięci. – Nie macie pojęcia, jak bardzo się cieszę, że was widzę.

Lucienne odwzajemniła mój uśmiech, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszałam za plecami cichy głos Morfeusza:

– Zostawię was na chwilę. Zanim wyruszymy, muszę zrobić w Śnieniu jeszcze jedną rzecz. Zaczekasz na mnie? – zapytał mnie, przyciągając wzrokiem moje oczy.

– Oczywiście – skinęłam głową i odprowadziłam go długim spojrzeniem, kiedy niespiesznym krokiem odchodził w stronę drewnianych drzwi, znikając w końcu za rzędami kamiennych kolumn.

Jego nieobecność, wbrew wszelkiemu rozsądkowi, mimowolnie wywołała ukłucie niepokoju gdzieś w zakamarkach mojego serca.

– Wróci – powiedziała Lucienne, jakby czytała mi w myślach. – Wasza wyprawa... Na pewno wiesz już, że jest dosyć ryzykowna. A Śnienie nie może pozostać niestrzeżone, gdy na jej czas zabraknie w nim lorda Morfeusza.

– Czy on... – zająknęłam się, jednocześnie niezmiernie ciekawa wszystkiego, co działo się tu, gdy przebywałam na jawie, i zawstydzona pytaniem, które zamierzałam zadać. – Czy on był beze mnie bezpieczny? Czy Pożądanie nie wróciło tu i nie zagroziło jego istnieniu, odkąd odeszłam ze Śnienia?

– Był nieznośny – prychnął Matthew, strosząc się przy tym, jak gdyby przeszedł go dreszcz. – Zaraz po twoim zniknięciu zamknął się w swoich komnatach i długo nie pozwalał nikomu tam wchodzić. Kazał mi tylko cały czas mieć na ciebie oko. A kiedy w końcu zdecydował się zaszczycić nas swoją obecnością, zachowywał się jak zirytowane, rozkapryszone dziecko, głęboko obrażone na cały świat.

– Matthew! – syknęła Lucienne, marszcząc do niego brwi w wyrazie upomnienia. Następnie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się tak, jak tylko kobieta mogła uśmiechać się do kobiety, chcąc samą miną przekazać jej to, co przez obopólne zrozumienie nie wymagało wypowiedzenia. – W tej rzeczywistości nigdy nie zniszczyłaś żadnego z Koszmarów, nie umożliwiłaś demonom zaatakowania ludzi, nie wywołałaś chaosu, będącego kością niezgody pomiędzy lordem Morfeuszem a Pożądaniem. Żadne z nich nie miało wyraźnego powodu, aby rozpoczynać konflikt. Można więc powiedzieć, że Władca Śnienia był bezpieczny. Ale był także bardzo... samotny.

Samotny? – wyrzucił z siebie kruk, kręcąc głową w geście zniecierpliwienia. – Dlaczego wy zawsze musicie rozmawiać szyfrem? Tęsknił za tobą, Rebecco – podkreślił, kierując wzrok w moją stronę. – Wiesz, że nie chciał twojego odejścia. Setki razy zamierzałem po prostu powiedzieć ci o tym, i bez wahania zrobiłbym to, gdyby nie jego stanowczy zakaz. Próbował ocalić ci życie, to był jedyny powód, dla którego w ogóle znalazłaś się w tej sytuacji.

– Mogliśmy wspólnie znaleźć jakiś inny sposób – jego srogi, nieco nawet oskarżycielski ton sprawił, że poczułam potrzebę, by obronić się przez tym wzburzeniem. – Nie musiał od razu wysyłać mnie z powrotem na jawę.

– Błagam, nie utrudniaj czegoś, co było już wystarczająco trudne – Matthew wydawał się zupełnie niezrażony defensywnym brzmieniem mojego głosu. Na ratunek przyszła mi dopiero Lucienne, która uniosła lekko obie dłonie, jakby usiłowała nas uciszyć.

– Matthew stara się po prostu nieudolnie powiedzieć – odezwała się, rzucając mu kolejne upominające spojrzenie. – Że dla lorda Morfeusza twój pobyt tutaj był ciągle żywy, choć z twojej pamięci został usunięty przez Los. Możesz być jednak pewna, że decyzja, którą podjął, nie miała na celu zranienia cię.

Szalenie chciałam z czystym sumieniem i niezachwianym przekonaniem po prostu nie zgodzić się z jej słowami. Jednak prawda była taka, że wiedziałam o tym – wiedziałam, że Morfeusz zrezygnował ze mnie wyłącznie z troski o moje bezpieczeństwo, chociaż jednocześnie wywoływało to mój wewnętrzny sprzeciw. Intencje to bowiem jedno, ale konsekwencje, jakie ze sobą przyniosły, to coś zupełnie innego. W moim aktualnym życiu pojawił się ktoś inny, ktoś niezwykle ważny, kto cierpiał obecnie z powodu wyborów, których ja dokonałam w poprzednim. Wbrew własnej woli dowiedziałam się, jak wyglądałaby moja przyszłość, gdybym nigdy nie trafiła do Śnienia – i okazało się, że ta przyszłość wcale nie była taka straszna, taka pusta i bezcelowa... może jedynie trochę tęskna, ale wciąż dobra, zachęcająca do dalszego podążania tą drogą.

A jednocześnie przeszłość, mimo że odległa i dotąd nieznana, ciągle przywoływała mnie do siebie w historii Layli, w mojej dawnej historii, przypominając o nieustającym braku, którego źródła długo nie potrafiłam zlokalizować.

Czy wobec tego miałam w ogóle jakikolwiek wpływ na moje przeznaczenie, czy jednak narzucili mi je Los, Pożądanie, Sen – już w momencie moich narodzin? Czy wypowiedziane kiedyś przez Morfeusza słowa, że każdy kolejny wybór będzie należał wyłącznie do mnie, dało się w świetle wszystkiego, czego się dowiedziałam, uznać za prawdę?

I czy rzeczywiście wybrałam go, skoro w tej wersji świata byłam szczęśliwa u boku kogoś innego?

– Ja także żyłam w Śnieniu, tyle że na papierze... a właściwie na klawiaturze – powiedziałam w końcu, starając się usilnie wyrzucić te myśli z głowy. – Najwyraźniej nie tak łatwo było o was zapomnieć, nawet kiedy Los wymagał tego ode mnie.

– Zawsze będziesz częścią Śnienia, Rebecco – zapewniła Lucienne, a w jej oczach zalśnił opiekuńczy błysk. – I częścią Snu, w którym obudziłaś nadzieję.

– A ten cały Michael Evans... – Matthew zawahał się przez moment i miałam pewność, że gdyby był człowiekiem, jego brwi ściągnęłyby się teraz w wyrazie oczekiwania. – Zamierzasz wrócić do niego, gdy już uwolnicie go z piekła?

– Ja...

Powinnam po prostu odpowiedzieć „tak". Powinnam być pozbawiona jakichkolwiek wątpliwości, powinnam natychmiast potwierdzić gotowość do dalszego życia z Mikiem, powinnam ocalić go i chcieć wspólnie z nim powrócić na jawę, gdzie od lat miałam swój jedyny i właściwy dom... Powinnam nie pozostawiać teraz żadnych niepotrzebnych złudzeń, że kochałam go całą sobą i nic, absolutnie nic nie mogłoby tego zmienić. Powinnam pokazać słowem i duszą, że był dla mnie najważniejszy na całym świecie...

Zamiast tego, z niewypowiedzianą ulgą przyjęłam dźwięk zamykania się drzwi gdzieś w głębi sali tronowej, który uratował mnie od konieczności udzielenia odpowiedzi.

Po dłużącej się chwili Morfeusz wreszcie wyłonił się zza kolumn i stanął tuż obok mnie, przenikając na wylot spojrzeniem pełnym jaśniejących gwiazd na nocnym niebie.

– Możemy wyruszać – powiedział, po czym na chwilę skierował się w stronę Lucienne. – Wiesz, co masz robić, prawda?

– Wiem, lordzie Morfeuszu – odparła, w nerwowym geście splatając ze sobą palce obu dłoni.

– Pozwól mi polecieć z wami, szefie – zakrakał stanowczo ptak, jak gdyby prosił go o to już kolejny raz. Jednak Król Snów natychmiast mu przerwał:

– Nie, Matthew. Zostaniesz tutaj. Rebecco – ponownie zwrócił się do mnie. – Jesteś gotowa?

Skinęłam głową, a wtedy Król Snów wyciągnął rękę w stronę wnętrza sali tronowej, dając mi znać, żebym ruszyła pierwsza. Pożegnałam Lucienne i Matthew przeciągłym spojrzeniem, po czym poszliśmy razem w głąb komnaty. W połowie drogi usłyszałam, jak zamykają się za nimi wielkie wrota prowadzące do jednego z nieskończonych korytarzy pałacu. Zostaliśmy sami i wówczas jego obecność obok oraz panująca między nami cisza zaatakowały mnie znowu intensywnością dziesiątek emocji.

Chciałam powiedzieć mu tyle rzeczy, jednak żadne słowa nie wydawały się właściwe, aby opisać to, co tkwiło uśpione wewnątrz mnie. Wbrew samej sobie po raz kolejny pomyślałam o moim irracjonalnym wybuchu złości w Zielonym Zakątku, o rozczarowaniu, o tęsknocie, o jego współczujących oczach i o ramionach, którymi mnie objął, gdy niespodziewanie runął cały świat, który dotychczas znałam.

Wcześniej sądziłam, że nigdy nie będę już w stanie cierpieć bardziej niż wtedy, gdy utraciłam mamę... A jednak teraz znów przeżywałam żałobę – tyle że była to żałoba po czymś, co ciągle znajdowało się w odległości wyciągniętej ręki.

– Zaczekaj – powiedziałam w końcu, zatrzymując się nagle i zmuszając go do zrobienia tego samego. – Chcę... – aby uniknąć jego głębokiego spojrzenia, zawiesiłam wzrok gdzieś w okolicy jego ust. – Chcę cię przeprosić za to, co stało się w Zielonym Zakątku. Chcę, żebyś wiedział, zanim znajdziemy się w piekle i spotkamy z Lucyferem, że nie mam do ciebie żalu za wydarzenia, które miały miejsce w moim obecnym życiu.

– Wiem – odpowiedział po prostu.

– I chcę, żebyś wiedział... że nigdy nie zapomnę tego, co robisz dla mnie teraz.

– To także wiem.

Odetchnęłam głęboko, szukając w swoim wnętrzu odwagi, żeby powiedzieć mu wszystko, naprawdę wszystko, co miałam do powiedzenia... Jednak ta odwaga uparcie nie chciała nadejść, a on nie ułatwiał mi niczego swoim milczeniem. Przypomniałam sobie moment, gdy po raz pierwszy zapytał mnie, co czułam, dokładnie w tym samym miejscu, w którym byliśmy się teraz, a ja nie potrafiłam zdobyć się na szczerą odpowiedź. Walczyłam ze sobą, starając się utrzymać swoją świadomość przy Michaelu i przy dogłębnej potrzebie uratowania go z piekła, ale obecność Morfeusza obok oddziaływała w sposób, którego w tym życiu po prostu jeszcze nie doświadczyłam.

– Możemy iść – westchnęłam więc, zrezygnowana własną bezradnością. – Co zrobimy dalej? Powinniśmy chyba poinformować Lucyfera, że zamierzamy pojawić się w jego królestwie. Tak przecież stanowi wasze prawo.

– A czy Lucyfer poinformował cię, że zamierza zamknąć w swoim więzieniu twojego towarzysza? – rysy Morfeusza momentalnie spowił mroczny cień. – Czy poinformował cię, że doprowadzi do wypadku, w którym nieomal stracisz życie? Nie będziemy prosić Władcy Piekieł o pozwolenie – powiedział głosem, w którym wybrzmiała nuta groźby. – Wejdziemy tam dokładnie w taki sposób, w jaki już wcześniej tego dokonałaś. Będę podążał tuż za tobą.

Wiedząc, że sprzeciw nie miałby teraz żadnego sensu, przywołałam do siebie wspomnienia podróży po Koszmarach oraz niezliczonych wycieczek po Królestwie Śnienia, które odbywałam bez trudu, jedynie głęboko wierząc, że trafię dokładnie tam, dokąd chciałam. Przed oczami stanęła mi twarz Michaela – w dniu naszego pierwszego spotkania, pierwszego pocałunku, pierwszego posiłku zjedzonego w nowym mieszkaniu, pierwszego wspólnego oglądania „Przeminęło z wiatrem", a także pierwszej chwili, gdy zobaczyłam go w szpitalnym łóżku. Zamierzałam znaleźć go i żadna droga nie była zbyt trudna, by mnie przed tym powstrzymać.

Nawet droga do piekła.

Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam czarne, metalowe drzwi, które pojawiły się przed nami z nicości. Na ułamek sekundy ogarnął mnie dojmujący lęk przed misją, jaką mieliśmy wykonać – bo właśnie w tej chwili, patrząc na wrota kierujące do Królestwa Piekła, zdałam sobie sprawę, jak namacalna i rzeczywista była.

Wstrzymałam powietrze, wbrew woli wyobrażając sobie zastępy demonów, nawet samego Lucyfera, prawdopodobnie stojących już za progiem i czekających na nasze pojawienie się. W końcu ściągnięcie tam Michaela i zmuszenie nas do odbycia tej podróży nie mogło być dziełem przypadku – nie po tym, co zdarzyło się nam wcześniej, w moim pierwszym życiu. Mieliśmy zamiar wkroczyć do paszczy lwa i dać się pożreć armii potężnych istot, znacznie przewyższających swoją siłą moje wątłe możliwości, dopiero co przebudzone po latach letargu.

Pierwotny strach uderzył we mnie gwałtowną falą i sprawił, że wszystkie moje mięśnie zastygły, odmawiając jakiegokolwiek ruchu w stronę, w którą powinnam się udać.

– Nie pozwolę, by stała ci się krzywda – Morfeusz musiał dostrzec mój lęk, gdyż nieznacznie zbliżył się do mnie i kładąc dłoń na moim ramieniu, skłonił mnie, abym na niego spojrzała. – Michael Evans już wkrótce będzie wolny, masz na to moje słowo.

Powoli skinęłam głową, gdy jego spokojne oczy przypomniały mi o tym, o czym przypominały zawsze, ilekroć tylko w nie patrzyłam – o nadziei. Miał w sobie siłę, której potrzebowałam, i pewność, której ciągle mi brakowało. Był dokładnie tym wszystkim, za czym bezwiednie tęskniłam, przeżywając na jawie kolejne dni i tocząc nierówną walkę z głosem, co jakiś czas przypominającym z oddali, że moje miejsce, mój dom w rzeczywistości znajdowały się zupełnie gdzieś indziej.

Wiedziałam, że bez niego, bez Śnienia i bez konfliktu pomiędzy nim a Pożądaniem Michael byłby teraz całkowicie wolnym, szczęśliwym człowiekiem.

Ale bez niego ja nie byłabym tym człowiekiem, którym stałam się w momencie zobaczenia go po raz pierwszy przy ławce w parku w towarzystwie Śmierci.

– Wybacz – szepnęłam, szybko otrząsając się z natłoku lęku i zwątpienia, jakie mnie ogarnęły. – Musiałam chyba zapomnieć na chwilę, że cały czas jesteś tu ze mną.

Powoli podeszłam do metalowych drzwi i już bez cienia wahania pociągnęłam za klamkę. 

Continue Reading

You'll Also Like

142K 3.9K 172
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
13.7K 741 25
Mięli mały romans. Lecz szybko się rozeszli kiedy jego kariera szła coraz wyżej, ona nie do końca była pewna czy aby na pewno zostawił ją z tego powo...
35.4K 1.1K 45
Czy jedna wiadomość może zmienić relacje którą mieli dotychczas?
1K 57 7
Teorie będą moje lub znalezione w internecie.