Zamek z piasku | Sandman

By BeckSurrey

1.6K 174 135

Część 2. Później, gdy leżeliśmy na piasku, w krajobrazie palm i nigdy niezachodzącego słońca, pomyślałam sobi... More

Prolog
I. Za bałagan, który robimy
II. Gdy go losy w doły rzucą...
III. Na jawie mi mów, jak w każdym ze snów...
V. To, za co gotowi jesteśmy umrzeć
VI. Mimo wszystko życie się dzisiaj nie kończy
VII. Przeznaczenie znajdzie drogę
VIII. Tylko ci, którzy kochają bez nadziei...
IX. Jak możesz pamiętać o czymś, co nigdy się nie wydarzyło?
X. Lecz widać można żyć bez powietrza
XI. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić
XII. Pójdę za tobą; z piekła niebo zrobię
XIII. Zginąć musi w czasie, by żyć w wieczności
XIV. Jego prawem jest prawda
XV. Choć różnimy się od siebie...
XVI. ...jak dwie krople czystej wody
XVII. Za głupców, którzy śnią
Epilog
III (i pół). Co mówiły jego oczy
A potem się obudziła

IV. Trzeba czegoś więcej niż przeznaczenie

91 10 15
By BeckSurrey

– Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to zrobiłeś.

Do długim dniu pracy, pełnym spotkań z młodymi autorami, donoszenia sobie następnych kubków z kawą i żywych dyskusji o kolejnych rozdziałach, wreszcie wróciłam do domu, by po raz pierwszy dzisiaj zaskoczyć się naprawdę szczerze.

Całe nasze mieszkanie, którego półmrok z początku wzbudził mój niepokój, odwieszone było kolorowymi serpentynami i balonami, usiłującymi nerwowymi podrygiwaniami nieudolnie przebić się przez sufit. Zasłony były zaciągnięte, jednak światło malutkich świec, rozstawionych chyba na każdej dostępnej płaskiej powierzchni w domu, przyjemnie rozświetlało migoczącymi płomykami niewielką przestrzeń połączonego z kuchnią salonu. Pod szarą kanapą, znajdującą się naprzeciwko wejścia, stało kilka prezentów owiniętych w ozdobny papier, a na kuchennym blacie dumnie prezentował się piękny tort w kolorach bieli i ciemnego brązu, niemal jak wyjęty wprost z wystawy cukierniczej.

Michael stał pośrodku pokoju, a większość jego twarzy zajmował w tamtej chwili szeroki uśmiech, którym mnie powitał. Przez moment po prostu stałam jak wryta, chłonąc ze zdumieniem otaczający mnie obraz – by jednak już kilka sekund później rzucić na ziemię swoją torebkę i zbliżyć się do niego kilkoma długimi krokami, a potem pozwolić mu zamknąć się w szczelnym uścisku.

– Mówiłaś, że nie chcesz niczego wyszukanego – powiedział mi do ucha, na co odpowiedziałam jedynie krótkim parsknięciem. – Wszystkiego najlepszego, Beck.

– Naprawdę przeszedłeś samego siebie – uniosłam głowę, aby złączyć nasze usta w pocałunku. Jego lekki zarost przyjemnie muskał przy tym moje policzki. – To chyba najbardziej udane przyjęcie urodzinowe, na jakim dotychczas byłam. I możesz potraktować to jako wielki dowód uznania, bo przecież dopiero się rozpoczęło.

– Rozpoczęło? – Michael ściągnął brwi, udając zakłopotanie. – To znaczy, że oczekujesz czegoś więcej? Wybacz, Beck, ale te serpentyny chyba wyczerpały już zakres mojej kreatywności.

– W takim razie może skorzystasz z sugestii kogoś, kto nie musiał być kreatywny cały dzień, bo przecież wcale nie pracuje z aspirującymi pisarzami? – mrugnęłam do niego i od razu dostrzegłam w jego oczach ten wyjątkowy, figlarny błysk. – Pamiętam, że wspominaliśmy kiedyś o pizzy... i zdaje się, że mówiliśmy coś jeszcze na temat mojego ulubionego filmu, na który zupełnie nie zamierzasz narzekać...

– Będziemy musieli odłożyć na później pizzę i historię kompletnie pozbawionej umiejętności podejmowania racjonalnych decyzji idolki samotnych kobiet – moje pełne oburzenia westchnienie jakoś uszło jego uwadze. – Bo podczas ryzykowania życiem przy podwieszaniu tych wstążek na kinkietach wpadł mi do głowy trochę inny pomysł. Ale najpierw usiądź, ja w tym czasie przygotuję toast z waniliowego szampana, ostatniego krzyku mody wśród niezbyt spełnionych zawodowo twórców.

Wciąż nie mogąc przestać się uśmiechać, posłusznie usiadłam na kanapie i obserwowałam, jak Michael, wykonując ruchy niczym barman w eleganckim klubie, wyciągnął z szafki dwie wysokie szklanki, a następnie sięgnął do lodówki po ciemnozieloną butelkę z korkiem.

– Założę się o dziesięć dolarów, że trafię w jeden z tych balonów – powiedział, przybierając zaciętą minę, co ja natychmiast odwzajemniłam.

– Dwadzieścia, jeśli nie zbijesz przy tym żadnej z żarówek.

Huk wystrzału korka z butelki sprawił, że mimochodem zacisnęłam powieki, chcąc chronić oczy przed potencjalnym uderzeniem. Na szczęście żaden z domowych sprzętów (ani balonów) nie ucierpiał na tym popisie i już chwilę później siedzieliśmy naprzeciw siebie, unosząc ku górze szklanki wypełnione jasnym, musującym płynem.

– Za twoje kolejne osiemnaste urodziny, Rebecco – powiedział Michael wzniośle, zbliżając swojego drinka do mojego.

– I za nieskończone pokłady kreatywności.

Upiliśmy łyk, po czym pocałowałam go ponownie, przepełniona czystą radością z jego niesamowitego starania i obecności obok mnie.

– Dziękuję, Mike – szepnęłam, z twarzą wciąż znajdującą się tuż przy jego twarzy. – Nawet nie jest mi już smutno, że właśnie skończyłam dwadzieścia osiem lat.

– Nie dziękuj mi jeszcze – odparł, po czym odsunął się nieco, by sięgnąć do tylnej kieszeni swoich spodni. – Najlepsze dopiero przed tobą.

Zmarszczyłam brwi, gdy uśmiechając się tajemniczo, wręczył mi białą kopertę z dziwnie znajomym, czerwono-białym logiem w lewym, górnym rogu. Powoli przekręciłam ją w palcach, dostrzegając od razu, że była już wcześniej otwarta – i to otwarta dość niedbale, zważywszy na lekko nadszarpnięte kawałki papieru.

– To twój urodzinowy prezent – wyjaśnił, wyraźnie rozbawiony moim zakłopotaniem. – Łatwiej ci będzie go zrozumieć, jeśli przeczytasz zawartość.

– Napisałeś coś dla mnie?

– Lepiej. Ty napisałaś.

Czując narastające zdziwienie, rzuciłam mu krótkie spojrzenie spod ciągle ściśniętych brwi, zanim ponownie skierowałam wzrok w stronę listu. Dopiero gdy moim oczom ukazał się wyraźnie adres nadawcy i kilka krzywo odbitych na kartkach pieczątek, zrozumiałam, że oto właśnie trzymałam w dłoni coś, czego nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się otrzymać.

„Panno Surrey,

Wiadomość od Pani partnera zaintrygowała mnie, a przesłane do wydawnictwa fragmenty niezwykłej historii o podróżniczce po Królestwie Śnienia jedynie podsyciły tę ciekawość. Spośród wielu pozycji autorskich książek fantasy, zarówno przemiły gest Pana Evansa, jak i umiejętnie tworzone napięcie w kolejnych rozdziałach przywiodło naszego redaktora wprost do mojego gabinetu, skąd w ciągu kilku chwil trafiłem z jawy do snu, mimo wciąż otwartych z prawdziwym zainteresowaniem oczu.

Historia powołanej przez Panią do życia Layli Clark jest niebanalna, wciągająca i osadzona w wyjątkowym świecie, który poruszył wyobraźnię – śmiało mogę powiedzieć – wszystkich członków naszego zespołu redakcyjnego. Dlatego jest nam niezmiernie miło zaproponować Pani publikację swojej powieści na łamach naszego wydawnictwa.

Do powyższej wiadomości dołączam formularz, którego wypełnienie jest niezbędne, abyśmy mogli przyjąć tekst i rozpocząć procedurę redakcyjną. Po jego odesłaniu skontaktujemy się z Panią w celu ustalenia szczegółów współpracy.

Osobiście niecierpliwie czekam na kolejne części opowieści o podróżniczce po Krainie Snu. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli porozmawiać osobiście.

Z wyrazami szacunku,

Richard Harrington

Redaktor Naczelny

Nova Publishing"

– Michael! – pisnęłam, z przepełniającego mnie szoku nie będąc w stanie zareagować inaczej. Rzuciłam mu się w ramiona, a znajdujące się na stoliku obok szklanki zadrżały z brzękiem po tym, jak kopnęłam niechcący jego nóżkę. – Nie mogę uwierzyć – wyrzuciłam z siebie pomiędzy szybkimi, natarczywymi pocałunkami. – Że naprawdę to zrobiłeś!

– Podziękuj Layli – roześmiał się, wciąż pozwalając mi na wytrwałe atakowanie swoich ust. – Macie wiele wspólnego, więc kiedy poprosiła mnie, żebym pomógł jej w końcu naprawdę znaleźć się na jawie, jakoś nie potrafiłem jej odmówić.

– To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam – pod wpływem mojej ekscytacji kartki z listem i formularzem rozsypały się gdzieś po podłodze. – Kocham cię tak bardzo, Michaelu Evansie, że po raz pierwszy zwyczajnie brakuje mi na to słów.

– Oby nie zabrakło ich podczas pisania kolejnych rozdziałów. Dostałem tę odpowiedź już kilka dni temu i miałem wręczyć ci ją od razu... ale po prostu nie mogłem odmówić sobie zobaczenia tej miny właśnie dzisiaj.

– Jesteś prawdziwym aniołem, wiesz o tym? Nie mam pojęcia, jak ci się za to odwdzięczę.

– Możesz na przykład pozwolić mi zabrać się dziś na kolację... i włożyć tę fantastyczną, czerwoną sukienkę, którą z niewiadomych przyczyn ukryłaś gdzieś na samym dnie szafy.

Podczas szykowania się do wyjścia wciąż rozmawialiśmy o mojej książce i zgłoszeniu jej do wydawnictwa, którego Michael dokonał już około dwa miesiące temu. Opowiedział mi o swoich popołudniowych wycieczkach po mojej historii, o ciekawości, jaką w nim wzbudziła, o dalszym przebiegu fabuły i kolejnych koncepcjach na jej zakończenie. Snuliśmy też rozważania na temat tego, jak zmieni się nasze życie po niewątpliwym sukcesie tej powieści – opisywaliśmy wymarzone domy, dalekie podróże po świecie, nawet wybieraliśmy już aktorów do jej hollywoodzkiej adaptacji. Wszystkim tym rozmowom jak zwykle towarzyszył śmiech, bo odkąd poznałam Michaela, śmiałam się niemal bez przerwy, a teraz dodatkowo, poza radością, czułam także przepełniającą mnie od czubka głowy aż po palce stóp ogromną miłość i wdzięczność.

Około ósmej wieczorem wsiedliśmy wreszcie do samochodu, by pojechać do miejsca, w którym Michael zarezerwował dla nas stolik. Zgodnie z jego życzeniem ubrałam się w satynową, czerwoną sukienkę, rozpuściłam i delikatnie zakręciłam też włosy, które zwykle nosiłam spięte w wysoki kucyk. Kalifornia rzadko kładła się spać, więc na ulicach wciąż było mnóstwo samochodów, a ich jaskrawe reflektory co chwila odbijały się w lusterkach i tworzyły wokół nas podobną atmosferę, jak wcześniej rozstawione po całym mieszkaniu świeczki.

Włączyliśmy radio, aby naszej nieprzerwanej rozmowie towarzyszyły ciche dźwięki muzyki. Nie mogłam przestać mówić o Layli, więc początkowo nie zwracałam na nią większej uwagi. Dopiero gdy dobiegły do mnie pierwsze nuty piosenki „Sweet dreams" w wykonaniu Annie Lennox, przerwałam wypowiedź i przez chwilę tylko wsłuchiwałam się w kolejne sekundy utworu.

„Some of them want to use you

Some of them want to get used by you

Some of them want to abuse you

Some of them want to be abused"

– Zdecydowanie wolę tę wersję od wersji Marylina Mansona – powiedziałam, podrygując lekko głową w rytm muzyki.

– Udam, że tego nie słyszałem – prychnął Michael, obdarzając mnie krótkim spojrzeniem pełnym dezaprobaty. – To miał być przecież miły wieczór.

– Daj spokój – roześmiałam się. – Posłuchaj tylko jej głosu. Twoja wersja jest mroczna i głęboka, przyznaję... ale ta także ma w sobie coś niepokojącego.

– Niepokojącego jak disco na torze wrotkarskim – przewrócił oczami, ruszając ponownie po zatrzymaniu się na czerwonym świetle. – Prawdziwa sceneria z horroru.

– A podobno taki z ciebie artysta. Zobaczymy, czy powiesz to samo po obejrzeniu „Funny games". Ale koniecznie tego z '97 roku.

Mówią, że losu nie da się oszukać. Że podąża za nami niestrudzenie i odznacza kolejno każdy punkt zwrotny, który sam dla nas wyznaczył. Że wszystkie nasze drogi są z góry określone i że żadne podejmowane na przestrzeni całego życia decyzje nie stanowią dzieła przypadku. Że ślepy los stawia przed nami rożnych ludzi i różne miejsca, niezależnie od naszej, z pozoru wolnej, woli.

A jednak mi, wpatrzonej w radosne oczy Michaela i pochłoniętej cudownym nastrojem tego wieczoru, udało się tego dnia oszukać mój.

Byliśmy zbyt zajęci przekomarzaniem się, by zobaczyć samochód pędzący wprost na nas zza zakrętu kiepsko oświetlonej alejki między budynkami. Zresztą nawet gdybyśmy nie byli, Michael prawdopodobnie nie dałby rady zareagować wystarczająco szybko. Zanim spostrzegłam się, co działo się dosłownie w ułamkach kolejnych sekund, nie zdołałam nawet wydusić z siebie żadnego ostatniego słowa.

Zbliżające się z ogromną prędkością reflektory na moment oślepiły nas, by następnie całkiem zniknąć pod wpływem brutalnego, rozdzierającego uderzenia w lewy bok naszego samochodu.

Ostatnim, co pamiętałam, był wwiercający się w uszy dźwięk gniecionej blachy i pękającego szkła oraz blask zlewających się nagle w jedno świateł na czarnym, nocnym niebie.

A potem zapadła ciemność. 


Continue Reading

You'll Also Like

77.5K 5.2K 77
Willow Cullen była wdzięczna za to, co miała. Ponad dwa lata temu, gdy wracała do Forks, by odnaleźć brata nie sądziła, że odnajdzie nie Jacoba, ale...
23.7K 4K 24
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
5K 270 14
Katherine Pierce ciągle żyje w strachu przed Klausem. Jednak pewnego dnia jej życie się odmienia. Dostaje tajemniczy list z zaproszeniem na ślub niew...
72.3K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?