She wanna be a GOOD GIRL

Por Missudi

460K 14.5K 5.7K

Osiemnastoletnia Katherine pojawiła się w złym miejscu o złej porze i wpadła w sidła bandziora. Czy zdoła z n... Más

Prolog
1 (Na kolanach)
2 (Strzał)
3 (Wybieraj)
4 (Współudział)
5 (Pilna potrzeba)
6 (Noc w motelu)
7 (Podświadoma ochrona?)
8 (Wymiary ciała)
9 (20 cm)
10 (Nie wyglądam)
11 (Nie jestem Ava)
12 (Nie do mnie)
13 (Definicja okropieństwa)
14 (Zaufam ci, gdy zabijesz)
15 (Wyrzuty rozumu)
16 (Nie wiesz nic)
17 (Moje życie nie jest nudne)
19 (Szczęście ma nazwisko)
20 (Piekło zapłonęło)
21 (Skąd wiesz, mamo?)
22 (Piękny dom)
23 (Jak długo tu stoisz?)
24 (Duszę się, gdy ciebie tu nie ma)
25 (Zapraszamy na środeeeeczek!)
26 (Czego chcesz?)
27 (Jesteś wyjątkowy)
28 (To koniec)
29 (Nie. Miałam. Wyjścia.)
30 (Największa przyjemność)
31 (Co ty tu robisz?)
32 (Co, jeśli pojawi się niedźwiedź?)
33 (Ja tego nie robię!)
34 (Wiem, że tam jesteś)
35 (Co w niej takiego jest?)
36 (Jestem zmęczony)
37 (Przepraszam, że cię zdradziłam)
38 (Po prostu o tym zapomnijmy!)
Epilog cz. 1
Epilog cz. 2
Kilka słów od autorki

18 (Trzeba dopłacić, kochanie)

8.9K 297 131
Por Missudi

~* * * ⁂* * * ~

Mimo że alkohol początkowo dość mocno uderzył mi do głowy, wskutek czego wydawało mi się, że bezwiednie zsuwam się z oparcia kanapy, a mój język próbuje żyć własnym życiem, to bardzo dobrze wiedziałam, co robię. Kontrolowałam mowę, ruchy, obraz przed moimi oczami ruszał się coraz mniej intensywnie.

— Poznałam go kilka dni temu w necie — odparłam zgodnie ze spontanicznym zamiarem. — Nie byłam zainteresowana nawiązywaniem jakiejkolwiek relacji, ale ten arogancki dupek zmusił mnie do robienia okropnych rzeczy, a potem nagadał bzdur na mój temat i uciął kontakt. Ale ja też miałabym dużo do powiedzenia o nim. Ten potwór bez krzty sumienia, nie pozostawiał mi w niczym wyboru, więc dlaczego powinnam się zadręczać? Nie chciałam tego. Lecz jeśli zacznę nad tym myśleć, analizować, jeśli zrozumiem co zaszło, co zrobiłam i na co patrzyłam, to na pewno oszaleję. Jestem dobra. Nie zła.

— Jakich okropnych rzeczy? — doszła wreszcie do głosu zatroskana Hayley, która od połowy mojej wypowiedzi próbowała mi przerwać. — Co ci kazał zrobić?

— Różne rzeczy, nieważne — burknęłam. — Ważne, że mnie dosłownie obrażał. Mówił, że jestem żałosna i znudzona, że chciałam tego wszystkiego, choć to on mnie zmanipulował, odurzył tymi swoimi spojrzeniami, zaczepkami, prowokacjami i myślałam o nie wiadomo czym, zamiast wziąć na poważnie to, co zrobił tym biednym...

— Jakich okropnych rzeczy?! — przekrzyczała mnie Hayley. — Do czego on cię zmusił?

Zdałam sobie sprawę, że ostatnimi słowami mocno się zagalopowałam. Jednak moment przed tym gdzieś z tyłu głowy szykowałam fałszywe wyjaśnienia na wypadek przesadnej ciekawości przyjaciółki.

— Kazał mi przejść przez ulicę w niedozwolonym miejscu — odparłam bez zająknięcia, tylko lekko bełkotliwie. — Kazał mi porysować kluczem czyjś samochód. I pomazać sprayem witrynę jednego sklepu.

— Co?! Ty to wszystko zrobiłaś?

Wygięłam usta w podkówkę i wstrząsnął mną szloch, suchy płacz, bez łez, jak z nagłego przejmującego żalu, poczucia winy nad ofiarami Damona i nade mną samą.

— Dlaczego go posłuchałaś? — zapytała z niedowierzaniem Hayley.

— Dałam mu kilka swoich zdjęć, a on wyciął moją twarz i dokleił do nagiego ciała innej dziewczyny i groził, że wrzuci je do neta, jeśli nie wykonam kilku wyzwań.

Na chwilę zaniemówiła, a potem spytała z powątpiewaniem:

— Dokleił?

— Tak! Nie dałam mu ani jednego nudesa.

— No to, czemu się przejęłaś?

— A kto by tam wiedział, że to fałszywe? Słuchaj. Bałam się, że spełni groźby, więc robiłam złe rzeczy, a on mi wmawia, że tego chciałam, że pragnęłam nowych emocji i... jego. — Parsknęłam z politowaniem.

— Czekaj, czekaj. Po kolei. Na jakim serwisie go poznałaś? I jak się komunikowaliście?

— Facebook, czat i wideorozmowy.

Hayley klasnęła w dłonie.

— Dobra. Musisz iść na policję. Pokaż im wiadomości.

O, cholera.

— Skasowałam je — zełgałam, na co jęknęła i pacnęła się obiema dłońmi w czoło.

W tym momencie uświadomiłam sobie, że niepokojąco dobrze radzę sobie w stresujących, kryzysowych sytuacjach, zwłaszcza igrających z prawem. Tak jakbym była do tego stworzona.

Ogarnij się, Katherine Jesteś w swoim żywiole, zabrzmiał mi w myślach głos Damona.

Gdybym ten psychol jeszcze raz przede mną stanął, wytknęłabym mu brak sumienia i użalałabym się nad ludźmi, których zabił, ale przecież, tak jak sugerował, ich cierpienie niemal spłynęło po mnie jak po kaczce. Poczułam do siebie pogardę.

— Halo! Ziemia do Kat. — Hayley szturchnęła mnie w kolano. — Dlaczego je skasowałaś?

— Bo chcę o nim zapomnieć. — Westchnęłam zasępiona. — Zrobił ze mnie idiotkę, rozumiesz?

— Nie rozumiem. Nic nie rozumiem. Nie nadążam.

— Wyobraź sobie, że z jednej strony niby okazywał mi sympatię, mówił, że uwielbia mnie w czerwieni, a z drugiej nazwał mnie żałosną, znudzoną lalunią, i drwił, że na niego lecę czy coś.

Przyjaciółka przeskanowała wzrokiem moją twarz, podniosła wysoko brwi, a jej mina świadczyła, że wciąż mnie nie rozumie i się nad czymś zastanawia. Kilkukrotnie otwierała usta, zanim zdołała wydusić słowa:

— Wiesz, co? Myślę, że powinnyśmy o tym porozmawiać, gdy będziesz trzeźwa. Ale spoko, że poznałaś tego dupka. Rozkojarzył cię i chyba nie myślałaś za wiele o szefie, prawda?

— Prawda — mruknęłam zdawkowo.

— Ale na razie jedno mogę stwierdzić. Zapomnisz o nim w mgnieniu oka.

— Tak?

— Mówisz, że znasz go dopiero od kilku dni. A przecież nie jesteś zbytnio kochliwa.

— Ej, ej. — Zmarszczyłam nos. — Pomijając, że wcale nie myślę o nim w ten sposób, to przecież miałam już dwóch chłopaków.

— Ale z nudów. Byłaś z nimi po to, żeby organizowali ci czas.

— Nieprawda. W tym przypadku już miałabym kolejnych.

— Cóż. Edward i Jacob nie spełnili twoich oczekiwań, więc zrobiłaś sobie przerwę od związków.

Powstrzymałam prychnięcie. Skandal, że przyjaciółka podzielała przyganę zbira. Odniosłam wrażenie, jakby cały świat się zmówił przeciwko mnie. Nagle poczułam niepokój, który przygniótł mi klatkę piersiową. Skoncentrowałam się na nim, rozważając, czy to jakieś dziwne dejavu, panika przed konsekwencjami mojej opieszałości z ostatnich dni czy przeczucie, że znowu spotka mnie coś złego?

Odzyskanie wolności i powrót do normalnego życia wydawało się zbyt proste. Nierealne.

Choć głęboko w sercu odbierałam to tak prawdziwie, że aż kłuło niczym tysiąc igieł.

Hayley poprawiła ułożenie rzeczy na stoliku i szurnęła pilotem, czym zapewne mimowolnie wyrwała mnie z zamyślenia.

— A co z Benem? — zapytała z wielkim zainteresowaniem. — Jak randka? Widziałam, że Cara pytała i nie odpisałaś.

— Wystawił mnie — wyznałam sucho.

— Słucham?

— Zadzwoniłam do niego i zabawiał się z kimś. — Wzruszyłam ramionami.

Sapnęła z oburzenia. W spokoju wysłuchałam epitetów pod adresem Bena, a potem zapytałam bardziej z chęci zmiany tematu na taki, który nie dotyczył mnie, aniżeli z ciekawości:

— Jak było na wycieczce?

Hayley zaczęła opowiadać, natomiast ja jedynie udawałam, że słucham, bo tak naprawdę wróciłam pamięcią do tego, co się wydarzyło od zeszłej soboty. Zastanawiałam się, co mogłam zrobić inaczej, lepiej. Czy mój szef przeżyłby, gdybym nie stała jak słup soli, tylko uciekała z krzykiem? Może wtedy wydałabym się zbirowi zbyt mało podatna na jego groźby i dziwny czar?

Dlaczego nie zaczęłam zwiewać, jak tylko zobaczyłam broń? Dlaczego nie zadziałał mój instynkt przetrwania?

A może właśnie zadziałał? Może Damon miał rację i byłam zafascynowana niebezpieczeństwem, niewiadomą i celowo okazałam uległość. Może naprawdę nużyło mnie moje życie i potrzebowałam chwili oddechu.

Ale czy odskoczni też? Raczej nie, skoro ostatecznie podjęłam próbę ucieczki w trakcie starcia zbira z panem Woodem. Kiedy biegłam, czułam zagrożenie i przytomnie walczyłam o przetrwanie, a gdy wydostałam się z kancelarii przez okno w łazience, to pierwszy raz od dawna poczułam, że żyję. To mi wystarczało.

Później, w moim mieszkaniu, kiedy pojawił się Damon, bałam się go do szpiku kości. Chciałam zawrzeć z nim porozumienie, żeby wymigać się od pracowania dla niego, bo wiadomo, że z tego mogło wyniknąć wiele złego. No i, wynikło. Zło za złem, groźba za groźbą. Mierzyłam się z tym niby niechętnie, ale z dala od kątów, w których mogłabym się zwinąć w kłębek i wyć z bezsilności.

Och, bardzo dobrze, że Damon dał mi wreszcie spokój. Potrzebowałam od niego odwyku. Zaburzał moje poczucie przyzwoitości i bez niego dyszącego mi w kark z pewnością wrócę na właściwie tory.

To potrwa tylko chwilę, a potem będziemy mieli dla siebie całe życie, usłyszałam w głowie jego cyniczny głos.

Prychnęłam pod nosem, zirytowana tymi jego głupimi gadkami bez pokrycia.

— Co? — dobiegło do mnie zdziwienie wyrażone przez Hayley.

Mrugnęłam i spojrzałam na nią pytająco.

— Nie lubisz makreli z puszki? — spytała; widocznie właśnie mówiła o jedzeniu.

Skrzywiłam się i prychnęłam jeszcze raz, dla zachowania pozorów, że poświęcałam przyjaciółce całą uwagę. A potem już naprawdę jej słuchałam. Czasami moje myśli próbowały mnie rozproszyć obrazem złowrogich, zielonych oczu, podrabianą twarzą Theo Jamesa czy żałosną koszulką z nadrukiem Pikachu, ale krzyczałam w duchu „Nienawidzę go i nie pamiętam o nim!" i wracałam na ziemię.

Po osiemnastej postanowiłam wracać do mieszkania, bo musiałam trochę posprzątać oraz wyprasować ubrania na poniedziałek, a Hayley uparła się, że odprowadzi mnie na pobliski postój taksówek. Po drodze mijałyśmy sklep spożywczy znanej sieciówki i dostrzegłam, że nieopodal wejścia kręciła się wróżbiarka.

Starszawa kobieta w kolorowych ciuchach ozdobionych wieloma koralikami i łańcuszkami, zaczepiała ludzi pytaniem „Powróżyć ci, kochanie, z ręki?". Wszyscy od razu uciekali zdegustowani jej próbami naciągania, a ja zatrzymałam się zaintrygowana, szturchnęłam Hayley w łokieć i zapytałam dyskretnie:

— Jak myślisz, ile ona bierze za przepowiednię?

Przyjaciółka spojrzała na mnie jak na wariatkę.

— Nawet jeśli nic, to i tak za dużo — stwierdziła ze sceptyczną miną.

— Czemu kpisz? Przecież wierzysz w astrologię czy takie tam.

— Co? Ja?

— Mówiłaś, że ty i Elijah pasujecie do siebie swoimi znakami zodiaku.

— Mówiłam, że go poderwałam na znak zodiaku. To dobry temat na randkę.

Cóż, ja oczywiście też nigdy nie wierzyłam w żadne wróżbiarstwo czy horoskopy. Ale potrzebowałam chociaż złudnego przekonania, że naprawdę odzyskałam swoje życie i nie muszę oglądać się przez ramię. Takie wytłumaczenie sobie wmawiałam, jednak gdzieś w głębi pragnęłam zapewnienia, że nie warto czekać.

— Zaraz wracam — bąknęłam.

Zbliżyłam się do sklepu i udałam, że oglądam baner reklamowy zawieszony na ścianie budynku. Wróżbiarka wypatrzyła mnie błyskawicznie i gdy tylko przede mną stanęła, odnosiłam wrażenie, że jakby się roztroiła i krążyła wokół niczym głodne sępy.

— Powróżyć ci, kochanieńka, z ręki?

Mruknęłam z wahaniem.

— Moje wróżby odmienią twoje życie — przekonywała z uśmiechem złej czarownicy. — Powiedz, czego ci brakuje, co chcesz wiedzieć, a ja ci powiem. Za pół darmo!

— Ile to?

— Dwadzieścia dolarów.

Pokręciłam nosem, ale wyjęłam banknoty z kieszeni spodni i przeliczyłam. Po zapłaceniu stówą za taksówkę, którą przyjechałam, zostało mi pięćdziesiąt pięć dolców reszty. Wręczyłam wróżce dwie dyszki, pozostałe banknoty schowałam i obejrzałam się za Hayley.

Popukała się palcem w czoło, zaśmiała i odwróciła w stronę taksówek. Z naszej małej paczki – Cara, Hayley i ja – ja byłam tą najmniej zabawną, najbardziej sztywną i wiecznie ponurą. Korzystanie z usług wróżbiarki do mnie nie pasowało.

Na moje usprawiedliwienie, wciąż nie wyzdrowiałam po akcji ze Scottem, a ponadto w żyłach buzowały mi jeszcze promile.

— Co ci, kochanie, wywróżyć? — zaskrzeczała starsza kobieta, schowawszy pieniądze za dekoltem.

Spojrzałam na nią z namysłem. Wydawało mi się, że wieszczki nie zadają pytań przy wróżeniu z ręki, tylko patrzą na linie i przepowiadają przyszłość wedle swojej interpretacji.

— Jestem ciekawa, czy zobaczę jeszcze pewnego mężczyznę. Ma na imię...

— Szczegóły jasnowidzce niepotrzebne — przerwała mi i złapała mnie za prawą dłoń.

Powstrzymałam się od przytyku, że ogóły też powinna znać.

Ułożyła moją dłoń wnętrzem do góry, popatrzyła na nią przymrużonymi powiekami i oznajmiła pocieszającym tonem:

— Tak, tak, kochanieńka. Zobaczysz go. Weźmiecie razem ślub, spłodzicie gromadkę dzieci i będziecie żyli długo i szczęśliwie.

Wybałuszyłam oczy.

— Nie, nie, nie, nie — wyburczałam w popłochu, czując pieczenie w policzkach. — Żadnych takich. Ja tylko muszę wiedzieć... — urwałam i zastanowiłam się, co właściwie chciałam powiedzieć i jak to ubrać w słowa — muszę wiedzieć, czy on stanie przed obliczem sprawiedliwość.

— Och. Dobrze, już sprawdzam — odparła wesoło wróżbiarka i znów obejrzała linie na mojej dłoni. Po chwili się skrzywiła i posłała mi przepraszające spojrzenie. — Ajaj. Moja energia się wyczerpała. Trzeba dopłacić, kochanie — dodała bez ceregieli.

Westchnęłam ciężko.

— Ile?

— Trzydzieści pięć dolarów.

— No jasne — skwitowałam sarkastycznie, doskonale dostrzegając jej naciągackie praktyki, ale i tak oddałam jej resztę pieniędzy.

Wróżbiarka przez chwilę podumała nad moją dłonią, aż uśmiechnęła się szeroko, eksponując kilka złotych zębów pomiędzy zwykłymi, i oświadczyła donośnie:

— Tak, ten panienki mężczyzna stanie przed obliczem sprawiedliwości. — Ledwo zdążyłam przyswoić tę informację, dopowiedziała pokrzepiająco: — Wezmą razem ślub, spłodzą gromadkę dzieci i będą żyli długo i szczęśliwie.

— Nie, nie. — Wyrwałam rękę. — Nie mój. I mówię o dosłownej sprawiedliwości.

— Tak, tak, tak. Wszystko będzie tak, jak kochanieńka sobie życzy. Ja już o to zadbałam.

— Nieważne — burknęłam zirytowana i zniecierpliwiona, po czym zapytałam desperacko: — Kiedy go znowu zobaczę?

— Ajaj. Moja energia...

— Kiedy? — wycedziłam, patrząc na nią ostrzegawczo.

Gdyby mi nie odpowiedziała, to zanurkowałabym rękami za jej dekolt i zabrała całą zapłatę.

Wróżbiarka się skrzywiła, a potem szarpnęła moją dłoń i znów przyjrzała się skórze. Patrzyła długo, wydając przy tym dźwięki, jakby miała kłopot z wypróżnieniem, aż wreszcie spojrzała na mnie i łaskawie odpowiedziała.

Środa. Przepowiedziała mi, że zobaczę go w środę.

Nie uwierzyłam w to, oczywiście. Moja głupota miała swoje granice. Ale z godziny na godzinę nie wierzyłam bardziej i bardziej, a im bardziej nie wierzyłam, tym gorzej znosiłam wspomnienia z ostatnich dni.

Pogodziłam się z faktem, że gdy Damon trzymał mnie na muszce, czy to bezpośrednio, czy groźbami, roztaczał nade mną tarczę przeciw zdrowemu rozsądkowi. Odchodząc, zabrał ją ze sobą. W mojej głowie uruchomiły się mechanizmy obronne przed powagą rzeczywistości, lecz świadomość, że on naprawdę zwrócił mi wolność, stopniowo je wyłączała.

Odkąd zabrał komórkę, którą mi podrzucił, czułam jakby zaczęła opadać jakaś kotara oddzielająca mnie od plątaniny trudnych myśli i uczuć. Tej sobotniej nocy opadła całkowicie. Wróciła bezsenność, a gdy połknęłam ostatnią tabletkę nasenną, pojawiły się koszmary. Widziałam twarz Paige i słyszałam jej krzyk. Echem odbijały się błagania mężczyzny od długu. Wrzaski Scotta, jego przypalone krocze. „Łap gnata, Katherine!" z ust szefa i huk wystrzału.

Po przebudzeniu nienawidziłam Damona za to, do czego mnie zmuszał i za to, jak mnie upokorzył. Pragnęłam o nim zapomnieć i starałam się ze wszystkich sił zajmować czymś umysł, ale jak tylko mrugnęłam, mimowolnie wyobrażałam sobie jego twarz.

Podążała za mną myśl, że potrzebuję go w moim życiu, żeby nie czuć tego, co teraz czułam.

I żeby znowu czuć to, co czułam przy nim.

Ale nie chciałam tego. Gdybym mogła cofnąć czas, w tamtą sobotę nie weszłabym do kancelarii.

Niestety, nie dość, że to nie wchodziło w grę, to jeszcze w poniedziałek od ósmej rano stałam w kolejce do tego gabinetu, czekając na audiencję u nowej szefowej. Siostra mojego tragicznie zmarłego szefa była około pięćdziesięcioletnią kobietą o niezbyt przyjaznym usposobieniu. Odkąd weszła do kancelarii, zachowywała się jak rozjuszony byk. Prychała, pofukała, a później kazała nam czekać w korytarzu na piętrze i zapraszała pojedynczo na, jak to nazwała, rozmowy zapoznawcze.

Pierwsze pięć osób, w tym Bella, wyszły od niej z płaczem i pobiegły na dół, nie reagując na wyrazy zdziwienia i zmartwienia reszty z nas. Z dołu co rusz docierał do nas dźwięk trzaśnięcia drzwiami łazienki.

— Co ta Miriam im zrobiła? — zagaiła teatralnie Victoria, spoglądając to na mnie, to na Connora. Ja ledwo otwierałam oczy, bo moje powieki były ciężkie niczym głaz. — Poczęstowała ich słoną herbatą i kwaśnymi ciastkami?

— Może zwolniła? — bąknęłam, na co zgodnie pokiwała głową. — Ale przecież pan Green mówił, że nie musimy się o nic martwić.

— Cóż. Ludzie u władzy gadają tak dla samego gadania.

— Nie strasz. Lubię tu pracować — powiedziałam przygaszona.

Tak naprawdę robota w kancelarii mnie nużyła, ale dobra pensja i lekkie obowiązki mi to wynagradzały.

— Ja się bardzo stresuję — rzucił Connor, potęgując nasz niepokój.

Drzwi gabinetu stanęły otworem i na korytarzu pojawił się nasz starszy kolega, zawodowy prawnik, który często chodził z panem Woodem na spotkania z klientami.

— Jones, pani Miriam Wood cię wzywa — oznajmił pogodnym tonem.

Poczułam ścisk w brzuchu, ale bezzwłocznie ruszyłam w stronę gabinetu. Chciałam mieć już za sobą tę rozmowę, żeby móc rozsiąść się w moim boksie i wypić kawę. Bolała mnie głowa z niewyspania.

Przestąpiłam próg, zamknęłam za sobą drzwi, po czym stanęłam kilka kroków przed biurkiem.

— Dzień dobry — przywitałam się miło i pogładziłam nerwowo poły marynarki.

Miałam na sobie beżowy zestaw garniturowy. Sądziłam, że ubrałam się elegancko, ale blaknęłam przy Miriam Wood. Ona zadawała szyku w kremowej marynarce Chanel, o czym napomknęła trzy razy w drodze od boksów do gabinetu.

Szefowa nie odpowiedziała na przywitanie. Patrzyła w ekran komputera, jakby nie zauważała mojej obecności. Spojrzałam skrępowana na jej sekretarkę, która siedziała przy małym stoliku pod oknem, zapisując coś w notesie.

Chrząknęłam, próbując zwrócić na siebie uwagę pani Wood. Ta jeszcze przez moment wodziła wzrokiem po ekranie, a potem zwróciła oczy ku mnie i skrzywiła się mocno.

— Katherine Jones — powiedziała tak, jakby musiała sobie te słowa wydrzeć z ust. — Zaczęłaś tu pracować, gdy miałaś siedemnaście lat i z miejsca dostałaś taką pensję, jaką otrzymuje moja sekretarka z piętnastoletnim stażem. Obciągałaś tylko mojemu bratu czy przed Greenem też klękasz?


~* * * ⁂* * * ~

Dziękuję za 50 000 wyświetleń ♥️❤️
I za każdą gwiazdkę i komentarz. Ubarwiacie szare życie 😀
Miłego tygodnia ♥️

Seguir leyendo

También te gustarán

299K 8.4K 81
Victoria Stone po pewnej imprezie postanawia zadzwonić do swojego ex i wykrzyczeć mu przez telefon jak bardzo go nienawidzi, za to, że ją zdradził...
849K 40K 48
Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się w rodzinie idealnej. W rodzinie, w któr...
45.5K 1.5K 33
Jest to poprawiona wersja mojej pierwszej książki ,,Lover" - pierwotna wersja jest również dostępna na profilu. Zakończona - 19.05.2023
271K 8K 28
Elena osiągnęła w swoim życiu wszystko. Świetną pracę, duże zarobki i dwie szalone przyjaciółki, a kupno wymarzonego mieszkania to tylko wisienka na...