Epilog cz. 1

8.9K 269 254
                                    

Pierwsza część epilogu

Przekleństwa, 16+

~* * * ⁂* * * ~

Tydzień później

Damon POV

Pomimo środka lata chmury nieustannie zalewały Kerseytown deszczem. We wtorkowy poranek szedłem szybko chodnikiem, obserwując jak spowite mgłą miasteczko leniwie budzi się do życia. Sklepy i restauracje otwierały swoje drzwi, wzrastał ruch na ulicy. Ludzie chodzili z parasolami, a ja chroniłem się przed deszczem jedynie pod płaszczem z kapturem, chowając przy brzuchu papierową torbę ze świeżymi bagietkami.

Biegiem przemierzyłem kawałek nadmorskiej plaży i wszedłem po schodach na taras ekskluzywnej willi, którą traktowałem jako spadek po Gaelu. W rzeczywistości nieruchomość należała do słupa. Kimkolwiek był, albo jeszcze się nie dowiedział, że mój biedny dziadek nieszczęśliwie spadł ze schodów, albo nie obchodziło go co dalej z budynkiem. Ja posiadałem zapasowy klucz i robiłem z niego użytek.

Wszedłem do domu, zdjąłem kurtkę i buty, a potem ruszyłem do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu, Katherine już nie spała. Siedziała przy stole, ubrana w shorty i top, i nakładała czysty plaster na zabliźniającą się ranę po nożu.

— Hej, skarbie — rzuciłem i położyłem bagietki na kredensie. — Szybko wstałaś.

Spojrzała na mnie zamyślonym wzrokiem, po czym przeciągnęła się z westchnieniem i stwierdziła powściągliwie:

— Chyba odespałam tamte wydarzenia.

— Dobrze słyszeć — odparłem wesoło i podszedłem do niej, żeby pocałować ją w usta na powitanie.

Cofnęła lekko głowę, ale oddała krótki pocałunek i uśmiechnęła się, przygryzając dolną wargę. Ucieszyłem się w duchu, że mnie nie odepchnęła. Dopiero od dwóch dni stopniowo opuszczała barierę, którą wzniosła między nami. Doceniałem jednak, że w ogóle tolerowała moją obecność.

Spojrzałem na jej śliczną twarz. Wyglądała już dość zdrowo, choć rysowały się na niej przeżyte cierpienia i ciężkie myśli. Coś mnie ścisnęło w żołądku na wspomnienie tego, jaką ją ujrzałem w kryjówce Cilliana, zmizerniałą, posiniaczoną i z łańcuchem przypiętym do nogi.

W tamtym momencie z ogromnym trudem stłumiłem wybuch zmartwienia, współczucia i furii, które paliły mnie od środka. Ręce rwały mi się jednocześnie do ratowania Katherine i do zamordowania Cilliana. Niestety, musiałem opanować nerwy. W budynku przebywało zbyt wielu ludzi. Kontynuowałem więc nałożony wcześniej plan. Zgrywałem śmiertelnie urażonego ex-kochanka i próbowałem odciągnąć dziewczynę od dużej grupy zabijaków Cilliana.

Niestety, popełniłem dwa błędy, które trochę wzbudziły jego czujność. Pierwszy: zakradłem się do Katherine, żeby przygotować obronę przeciw prowokacjom przed jakimi ostrzegał mnie Malcolm, znający się z Cillianem od lat. Drugi: nie zachowałem pokerowej twarzy, gdy walczyłem z falami troski i gniewu, po tym jak porywacz kazał mi ją dusić.

Musiałem się przed nim zrehabilitować. Jeszcze nigdy nie czułem do siebie takiego obrzydzenia jak wtedy, gdy udawałem obojętność na to, że ją obłapiał i, z tego co widziałem po jej minie, okazywał podniecenie. W powietrzu dawało się wyczuć zwyrodniałą intencję, ale przypuszczałem, że Cillian tylko blefował. Gdzieś niedaleko kręciła się jego żona.

Jednak nie miałem pewności, czy byłaby przeciwna. Kiedy rozmawiałem z nią po raz pierwszy dogadując szczegóły współpracy, chwaliła się tym, jak podle traktowała Katherine. Ta zdemoralizowana suka mogła nie dbać o to, czy jej mąż się z kimś zabawia. Może nawet robił co chciał, nie biorąc jej zdania pod uwagę.

She wanna be a GOOD GIRLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz