27. Sara

10.8K 554 96
                                    

Mam wrażenie, że język odmawia mi posłuszeństwa. Gdy trzymam umowę, którą proponuję mi Anton zasycha mi w gardle. Biorę do spoconej ręki długopis. Wypuszczam głośno powietrze. Nie mam zamiaru tego podpisać. Czytam wszystko po kilka razy. W drugą rękę biorę szklankę i upijam długi łyk.

– Żartujesz, tak? – wymuszam ledwo. Zakładam niesforny kosmyk włosów za ucho. Anton siedzi na przeciwko mnie ze spokojnym wyrazem twarzy. Ma odpięte kilka górnych guzików czarnej koszuli. Na jego twarz pada cień. A sale konferencyjną oświetla tylko jedna lampa.

– Co jeśli tego nie podpiszę?

– Będe musiał cię zabić, bo za dużo wiesz. Twoja decyzja. Masz czas do jutra wieczorem. Mam nadzieję, że jutro na umowie będe widział twoje imię i nazwisko – odkłada z hukiem szklankę z alkoholem i wychodzi zostawiając mnie samą.

Mam urodzić mu dziedzica, po czym odejść po kilku tygodniach...
Całkowicie o nim zapomnieć. Tak jakby w ogóle to co tu się działo nie miało miejsca. Jakby dziecko miało nie istanieć. W zamian za wolność...

Wycieram trzęsącą się ręką łzę. Nie zrobię tego. Nie mogłabym opuścić swojego dziecka. Drę umowę na małe kawałki i zostawiam w kupce na stoliku. Może mnie zabić, ale ja tego nie zrobię.

Wybiegam z pomieszczenia jak najprędzej. Mam ochotę zapić smutki i zapomnieć. Na zewnątrz robi się ciemno co jeszcze bardziej nakręca mój zepsuty do szpiku nastrój. Noc to pora dnia, w której nikt nie udaje. Idę powolnym krokiem do kuchni. Wiera przygląda mi się spokojnie. Ostatni raz przeciera mokrą szmatką blat. Zdejmuje fartuch i zakłada bluzę.

– W czymś pomóc?

– Mogłabyś na jutro jakoś przemycić mi jakieś wino? Proszę – Wiera wzdycha. Łapię się za głowę. Pociera swoją brodę w zamyśleniu.

– Mam tu jedno. Schowane na czarną godzinę, gdy już nie będe tu wytrzymywać z tymi bandziorami – podchodzi do szafki, która jak się domyślam jest na jej rzeczy prywatne. Spod drugiego fartucha wyjmuje butelkę wina i pokazuje mi, bym do niej podeszła.

– Jak ja mam to przenieść? – szepcze. Wyjmuje z szafki drugą torebę, która jest widocznie zapakowana. Pokazuje mi, że są w niej książki. To ona ostatniego razu przyniosła mi kilka swoich. Wkłada butelkę ostroźnie.

– Gdyby ktoś się pytał co niesiesz odpowiesz, że dałam Ci książki. Najwyżej... Daj mi tą narzutkę – wystawia ręce w moją stronę. Najpierw nie wiem o co jej chodzi, ale po chwili domyślam się i ściągam swoją szarą narzutkę, która bardziej podchodzi pod rozpinany sweter. Wiera kładzie go na wszystko.

– Butelkę i książki ułożyłam tak, że nic nie powinno wydawać żadnych dźwięków. Idź już, bo zaczną coś podejrzewać. Nie daj się mu. Niech się w końcu nauczy, że nie wszystko można mieć od tak, bo się chcę – kiwam głową i wychodzę. Przechodzę przez jadalnie, salon i idę korytarzem na główny hol. Tam idę wielkimi pałacowymi  schodami na pierwsze piętro, na którym znajduje się sypialnia, którą zajmuje. Przez moment nie  oddycham, gdy obok mnie przechodzi jeden z jego ludzi, który w każdej chwili jest gotów skręcić mi kark. Przygląda mi się uważnie, jednak mija mnie nic nie mówiąc.

Czuję jak kropelki potu spływają mi po czole z obawy, że jednak ktoś może zauważyć, że coś jest nie tak. Oddycham nerwowo. Otwieram szeroko oczy, gdy z naprzeciwka idzie sam Anton z jakąś nieznaną mi kobietą.

– To ona? – mówi rudowłosa piękność, przy której jestem nędznym robakiem, który ona łatwo może zgnieść swoim szalenie wysokim obcasem. Zatrzymują się przede mną, staram się ich ominąć, jednak kobieta sprytnie zagradza mi drogę. Patrz na mnie z góry na dół.

KOSA - Szatańska gra [Zakończone] Where stories live. Discover now