46. Sara

9K 487 236
                                    

Zdjęłam szybko obcasy. Nogi mnie bolały. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Chciałam się położyć i iść spać. Zmyć z siebie trud dzisiejszego dnia.

- Kogo niesie? - sapnęłam cicho.
Nie wiedziałam kto mógł znalaźć mnie w Gdańsku. I tym bardziej mnie to niepokoiło.

- Nie mam pojęcia kto to. Jednak wkurwiał mnie od samego wejścia - uniosłam brwi. Szybko przeszłyśmy mały korytarz. Przystałam w miejscu, gdy zobaczyłam siedzącego w szarym fotelu Saszę. Był przybity.

Zmarszczyłam brwi. Telewizor grał cicho w tle. Z podwórka słychać było świerszcze. Spojrzał się na mnie i na chwilę się uśmiechnął, jednak trwało to ułamek sekundy.

- Co tu robisz? - zapytałam bez zająknięcia. Nie bardzo rozumiałam co miało znaczyć to wszystko. Sam pofatygował się do Polski. Inga obserwowała nas uważnie. Westchnęła po chwili, była ciekawska.

- Gościu zaczniesz mówić czy kupić ci słownik? - wkurzyła się. Popatrzyłam się na nią z politowaniem.

- Litości kobieto! Sara niech ona wyjdzie, bo to nie jest rozmowa dla niej.

- Inga pójdziesz do siebie? - zapytałam cicho zmęczona. Nie miałam ochoty z nikim dyskutować i dziewczyna dobrze to wiedziała.

- A jak ci coś zrobi? Może mam sobie słuchawki jeszcze w uszy włożyć? - Inga starała się szeptać, bym usłyszała to tylko ja, ale zdecydowanie jej to nie wyszło. Sasza prychnął.

- Uważaj, bo jeszcze ją otruje - powiedział gorzko.

- No mówiłam, że to jakiś psychopata.

- Inga, proszę ciebie. To przyjaciel mojego byłego męża. Nic mi nie zrobi. Jestem tego pewna - dziewczyna popatrzyła się na niego i zaczęła kręcić głową.

- Urwę ci fiuta, jeśli coś jej zrobisz! - powiedziała na tyle donośnie, by to usłyszał. Jednak, by nie obudzić swoich rodziców, którzy nieświadomi niczego spokojnie spali w swojej sypialni.

Usiadłam na sofie obok niego. Chwyciłam pilot z małego stolika i ściszyłam jeszcze bardziej telewizor. Tylko lampa w rogu i telewizor oświetlały salon. Domyślałam się, że Sasza nie przyleciał tu z dobrymi wiadomościami. Było grubo po północy i gdyby to nie było nic takiego na pewno, by go tu nie było. Spojrzał się na mnie niepokojącym wzrokiem.

- Anton nie żyje. Umarł na bloku operacyjnym - wpatrywałam się w mężczyznę z szeroko otwartymi oczami. Choć słyszałam co mi powiedział, to jak to by do mnie nie doleciało.
Liczyłam, że zaraz zacznie się śmiać, że to kit, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Dalej twardo się we mnie wpatrywał. Nie wiedziałam co zrobić. Nie wierzyłam w to.

- Żartujesz, tak? Jeśli to jest żart to nie jest śmieszny - moje oddechy były coraz płytsze. Na fotelu leżała moja bluza za duża o dwa rozmiary. Ubrałam ją i wyszłam na taras bez słowa. Potrzebowałam się uspokoić. Usiadłam w fotelu ogrodowym. Wyjęłam z kieszeni paczkę fajek i zapalniczkę. Wsadziłam fajkę do ust i zapaliłam. Zaciągnęłam się mocno. Cała się trzęsłam. Chciałam, by był to głupi żart.

- Chciałbym, by nim był - usłyszałam za sobą. Mężczyzna usiadł na przeciwko mnie.

- Miłość to za duże słowo, jednak nie był dla mnie obojętny. Podobał mi się, pociągał. W niektórych momentach przyjemnie mi się z nim rozmawiało. Jednak miał w sobie za dużo zła - rzuciłam paczkę i czarną zapalniczkę w jego stronę. Wziął jedną i zapalił. Lampka nad nami świeciła się, ale sam księżyć był wystarczający.

- Wiem, że to co teraz powiem może być dla ciebie śmieszne, ale zależału mu na tobie. Nie chciał być przy twoim wyjeździe, bo wiedział, że by cię zatrzymał - mówił spokojnie. Automatycznie z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Ktoś cieszyłby się z jego śmierci, ale nie ja. Ja tak nie potrafiłam.

KOSA - Szatańska gra [Zakończone] Where stories live. Discover now