43. Anton, Sasza

9.5K 526 194
                                    

Przyjrzałem się dokładniej Sergiejowi. Byłem rozdarty.
Odkąd celował do mnie z pistoletu minęło kilka dni.
Sergiej się stoczył, ćpał, pił.
Z wyglądu też się zmienił. Nie było z nim najlepiej. W mafii nie było miłości ani współczucia. Jeśli ktoś zawiedzie twoje zaufanie, to nie ma przebacz. Nie ma drugiej szansy jest tylko jedna. Jeśli spieprzysz jedyną to nie żyjesz.

- Zrób to szybko i po sprawie - mówi. Rozbawił mnie. Uniosłem broń.

- Dobro pozhalovat' v ad moy drug. Witaj w piekle, przyjacielu - nie miałam ochoty babrać się we krwi. Uniosłem wzrok z powrotem na Sergieja. Nie chciałem wyciągnąć po prostu spluwy i strzelić mi w czoło. To byłoby zbyt proste. Śmierć byłaby nagrodą, nie karą.

Kiwąłem głową do jednego z moich ludzi. Chwycił obolałego Sergieja. Wyszedł z nim z piwnicy.

- Chcesz zrobić mu to o czym myślę? - zapytał. Uśmiechnąłem się. Śmierć pod piachem była idealna.

- Trafiłeś - wyszedłem z piwnicy. Usłyszałem kroki za sobą - Przynieś łopatę.

- Mam inne wyjście? - wydarł się ze śmiechem. Odkąd Sergiej raczył zdradzić Bratvę byłem ostroźniejszy co do moich ludzi.
Nie przyjmowałem nowych. Szef ochrony nie uczył nikogo nowego. Jeśli będę zmuszony wybiję wszystkich moich ludzi, którzy obrabiają mi dupę, kradną lub działają na dwa fronty.

- Nie - mówię krótko.

Zmarszczyłem brwi, gdy w rogu piwnicy na szafce znalazłem dużą kopertkę nieudolnie przykrytą zabawkami do tortur. Zacisnąłem mocno szczękę. Złapałem ją i rozerwałem. Wyjąłem dokument, który do chuja nie należy do mnie. Sprzedaż budynku, w którym ma powstać mój klub w Vegas. Wkurwiłem się jeszcze bardziej. Ktoś kręcił za moimi plecami. Zabrałem dokument ze sobą.

Poszedłem do gabinetu i schowałem dokument do szafki. Znajdę gnoja i zabije własnymi rękoma.
Jeśli będzie trzeba potrząsne całą Moskwą. Nikt mnie nie wykiwa.

Sasza wpadł do mojego gabinetu.

- O co chodzi? - zapytałem biorąc kluczę od Bentleya.

- Jeden z ludzi wylał na siebie benzynę i podpalił się w Moskiewskim City - zaklnęłem pod nosem.

- Kurwa jeszcze mi tego brakowało. Psy są już miejscu?

- Tak, są - kiwnąłem głową.

- Niech Boris jedzie już do lasu. Tam gdzie jest ta stara fabryka i niech czeka na mnie i kilku ludzi - Sasza kiwnął głową - Jedziesz ze mną.

Wszedłem do garażu i wsiadłem do samochodu. Sasza wyjechał kilkanaście minut wcześniej. Psy pewnie domyślają się kogo to sprawka. Jednak dobrze wiedziałem, że nic z tym nie zrobią. Dadzą telewizji bzdurną historyjkę i będzie po sprawie. Wyjechałem z garażu z piskiem opon. Chłopaki otworzyli mi bramę. Pogoda nie zachwycała. Lał deszcz, pogoda nie dopisała na popełnienie samobójstwa.

Mgła utrudnia stuprocentową widoczność na drodzę mimo tego pewnie trzymam kierownicę. Zawsze lubiłem jeżdzić samochodem w taką pogodę. Lubiłem taki klimat. Tajemniczość i zapach natury, nic dodać nic ująć. Usłyszałem dzwonek komórki i od razu ją chwyciłem łącząc się z Saszą. Wymijałem niedzielnych kierowców.

- Jestem już na miejscu. Gapiów i psów od chuja. Zasłonili ciało. Idiota nie mógł tego gdzieś indziej zrobić tylko w samym centrum - pokiwałem głową w zamyśleniu. Śmierdziało mi to czymś na kilometr.

- Trzeba jakoś zmiejszyć widownie.

- Mówiłem o tym policjantom, ale ludzi jest coraz więcej niż mniej. Wszyscy są ciekawi, w końcu facet postanowił sfajczyć się w centrum Moskwy.

KOSA - Szatańska gra [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz