38. Sara

10.4K 534 87
                                    

Przeciągnęłam się po swoim nastoletnim łóżku z metalową ramą. Otworzyłam oczy i od razu na przeciwko zobaczyłam szarą ścianę, a na niej porozwieszane różne plakaty polskich zespołów.
Dochodziła dziewiąta rano. Z dołu było słychać moją mamę, która na pewno od rana siedzi w garach. Zawsze w sobotę mnie to budziło. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Zobaczyłam mojego młodszego brata.

– Co tam chcesz, młody? – pytam, gdy siada na moim łóżku i bez słów się do mnie przytula. To chyba przejaw dobroci dla zwierząt.

– Fajnie, że wróciłaś – zaczyna. Przygląda się mi uważnie. Za dzieciaka go nie cierpiałam. Teraz oddałabym za niego życie.
Był mały i wrzeszący. A ja wtedy wchodziłam w okres buntu. Byłam nastolatką słuchającą matalu ze skórą i glanami. Nie chciałam mieć w domu niemowlaka.

– Też się z tego cieszę – mój młodszy brat to zdecydowanie męska, mała, wersja mnie. Charaktery mamy bardzo podobne, dla tego trudno było nam się dogadać. Teraz, gdy ja już nie jestem zbuntowaną nastolatką to mu ustępuje, w sumie dla świętego spokoju.

– Leć na śniadanie ja zaraz przyjdę – kiwa głową i wychodzi. Zasnęłam późno w nocy, choć byłam na maksa zmęczona. Myśli nie dawały mi zasnąć. Co chwilę uciekały do Moskwy. Do tego co tam się działo. Aż do śmierci będę znać adres samego pakhana rosyjskiej mafii. Przez całe życie będzie mnie to prześladować. Jednak muszę zacząć żyć normalnie i taki mam zamiar. Muszę w jakiś sposób odciąć to od siebie.

Wstałam z łóżka i narzuciłam na swoje zwykłe, czarne spodenki i białą, krótką koszulkę na ramiączka bluzę o dwa rozmiary większą. Nie chciało mi się wyciągać szlafroka z walizek. Odszukałam w kieszeni paczkę fajek i zapalniczkę. Paliłam bardzo rzadko, tylko wtedy, gdy żyłam w stresie czy po prostu coś przeżywałam. Były to właśnie takie momenty jak teraz. Wczoraj spaliłam papierosa i dziś też mam taki dzień, a jest dopiero ranek. Ukrywam to przed mamą. Nigdy nie lubiła smrodu fajek i używek. Ona sama nie pije ani nie pali.

Zacisnęłam rękę na paczce fajek. Zeszłam po drewnianych schodakch na dół. Od razu dostrzegłam mamę w kuchni w fartuszku. Franek jadł płatki przy stole, a tata czytał gazetkę w swoim fotelu w salonie. Co chwilę zerkał w telewizor, w którym leciał mecz piłki ręcznej.

– O! Doskonale, że wstałaś. Obudź Ingę na śniadanie, dobrze? Jakbyś mogła jeszcze zajrzeć do kur. Może byśmy mieli świeże jajka na śniadanie –  kiwam głową. Zakładam buty i wychodzę. Bluza została w domu. Jest bardzo ciepło, zbyt ciepło, by nosić bluzę.

Za domem odkąd pamiętam mieliśmy kury. Kurnik jest dość duży. Max przybiegł do mnie merdając ogonem. Jak zwykle w pysku ze swoją zabawką. Porzucałam mu ją kilka razy i poszłam na tyły podwórka. Tam mieliśmy również ogródek z warzywami. Za nim właśnie stał duży kurnik. Kury chodziły po wyznaczonym miejscu, które odgrodził dla nie tata. Kilka jajek wsadziłam do wiklinowego koszyka. Jednak wyjęłam jednego papierosa i zapaliłam. Wróciłam do domu czym prędzej.

Zdjęłam buty, a koszyk z jajkami zaniosłam mamie. Przeliczyła jajka.

– I tak będę musiała wziąć z wczoraj, bo nie starczy, ale trudno. Szczypiorek przyniosłam rano, więc zrobię jajecznice. Bułki są. Wędliny, ser, dżem się wystawi. Herbatę zrobi i śniadanie będzie akurat – mamrotała do siebie pod nosem. Usiadłam przy wyspie obserwując poczynania mojej mamy. Brata już dawno nie było. Pewnie jak zwykle gra w Fifę.

– Nie jesteś dziś w kwiaciarni? – zapytałam.

– Nie, zrobiłam sobie wolne na twój przyjazd. Jutro kwiaciarnia zamknęta, bo niedziala to idealnie.

KOSA - Szatańska gra [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz