47. Sara

7.8K 434 98
                                    

Trzy dni później

Wpatrywałam się twardo w białą ścianę za ginekologiem. Mrugałam szybko, by się nie rozpłakać, ale łzy stawały mi w oczach.

– Gratuluje jeszcze raz – uśmiechnęłam się słabo. Nie czułam się dobrze. Miałam ochotę się rozpłakać. Bałam się wyjść na wizyte do cholernego lekarza. Obracałam się co chwilę za siebie.

– Dziękuję – odpowiedziałam słabo. Wzięłam głęboki oddech. Chwyciłam torebkę i wyszłam. Na korytarzu czekała na mnie Inga. Równie zdenerwowana co ja. Uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła.

– I jak? – wstała z granatowego krzesełka.

– Piąty tydzień – wyrzuciłam słabo.  Starałam się nie myśleć o tym, że ktoś mnie szuka i chce mnie zabić, ale nie mogłam. Nie dawałam rady psychicznie z tym wszystkim.

– Czyli za kilka miesięcy zostaniesz mamą – Inga ekscytowała się bardziej ode mnie. Chciałam kiedyś być mamą. Jednak nie w takich okoliczniściach. Nie umiałam aktualnie zapewnić dla bezpieczeństwa dla siebie, a co dopiero dla tak małej istotki.
W dodatku byłam zmieszana faktem, że ojcem dziecka był Anton. Jeśli jacyś ludzie to odkryją to koniec.

– Na to wychodzi. Muszę zajść do apteki po kwas foliowy – Inga pokiwała powoli głową. Bałam się, że w aucie, które może nas minęło siedziała jakaś żmija, która chciała mnie zabić.

Apteka była niedaleko, więc z dojściem do niej uporałyśmy się w kilka minut. Ludzi jak i turystów było od groma. Starałam się zrobić to co musiałam jak najszybciej. Musiałam znikąć z widoku.

– Poszłabym po jakieś gofry na starówkę – wypaliła Inga w pewnym momencie. Przęłknęłam ślinę. Inga nie do końca zdawała sobie powagi z sytuacji. Miałam okazję poznać mafię i jej działanie od środka.
To cholerne bango, z którego już się nie wyjdzie. Przekonałam się o tym na własnej skórze.

– Jak chcesz to idź, ale odwieź mnie proszę do domu. Nie mam ochoty być na świeczniku – bałam się o swoje życie. Unikałam tłumów. I będę ich unikać dopóki nie wyjedziemy do Monachium. Chociaż tam i tak będę ostrożna.

– Dobrze, ale ja zostaje z tobą. Nie zostawie cię z tym samej. Zrobimy sobie gofry w domu. Mamy owoce. Będzie pysznie – szybkim krokiem odnalazłyśmy samochód. Gdańsk pękał w szfach od turystów. Miało to swoje plusy i minusy.

– Nie musisz zostawać ze mną. Pewnie miałaś nadzieję, że wyciągniesz mnie na Mariacką do kawiarni? – kawa w Drukarni była taką naszą małą tradycją. Jednak nie czułam się dobrze. Wolałam przeczekać najgorszy czas, w którym będę wymiotować i mieć mdłości.

– Jeszcze przyjdzie czas, by iść na kawę, spokojnie – Inga znalazła klucze w swojej ogromnej torebce, w której jak zwykle miała bałagan. Otoworzyła swój samochód. Wsiadłam na miejsce pasażera niemal natychmiast, zapięłam pasy.

Zaczęłam niespokojnie oddychać, gdy naprzeciwko nas szedł chodnikiem obserwując otoczenie mężczyzna. Zdecydowanie nie należał do przyjemnych typów. Rozmawiał przez telefon widocznie czegoś szukając.

– Ruszaj! Szybko! – zaczęłam krzyczeć. Z daleka śmierdziało mi to brudną robotą.

– Laska spokojnie – Inga popatrzyła na mnie jak na wariatkę, alę dość szybko dołączyła do ruchu. Oblał mnie zimny pot. Zaczęłam szybciej oddychać. Miałam wielką ochotę się rozpłakać. Nie miałam sił.

– Kogo ty tam widziałaś? – zapytała. Chociaż wiedziała całą prawdę to trudno było mi o tym mówić.

– Nie chcę sprawiać ci kłopotów. To tylko i wyłącznie moje problemy – wiedziałam, że pokręciła wkurzona głową. Nie chciałam mieć na sumieniu jej, gdyby coś jej się stało. I tak za dużo wie. Cholernie boję się o siebie i ludzi ze swojego otoczenia.

KOSA - Szatańska gra [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz