rozdział XX

2K 169 192
                                    

Łatwo jest kogoś zranić. Czasami robisz to z premedytacją, gdy chcesz się na kimś zemścić. Chcesz złamać komuś serce, sprawić, aby czuł takim sam ból, a nawet silniejszy od tego jaki ty czułeś. Co nie jest w porządku. Jeśli ktoś cię kiedykolwiek zrani, nigdy nie oglądaj się do tyłu, nie zaprzątaj sobie głowy tą osobą. Nie jest warta ona twojego czasu. Rusz do przodu, pokaż jej, że jesteś lepszy. Pokaż jej, że jesteś ponad nią.

Czasami jednak ranimy kogoś przez przypadek. Tak bardzo staramy się kogoś ochronić, że sprawy komplikują się same. W konsekwencji czego osoba, którą za wszelką cenę chcieliśmy ochronić cierpi, a razem z nią ty. Zastanawiasz się czemu, skoro podejmowałeś, wydawać by się mogło, słuszne decyzję? Życie pluje ci prosto w twarz, a ty nie jesteś w stanie nic zrobić.

Zayn znalazł Louisa w jego mieszkaniu, siedzącego na podłodze w jadalni pomiędzy porozrzucanymi papierami, kopertami i kawałkami szkła. Całe mieszkanie wyglądało jakby przeszło przez nie tornado, albo gromada przedszkolaków. Oprócz bałaganu, który panował na podłodze, wszystkie szafki w kuchni były otworzone a szuflady wysunięte.

Louis na środku ciemnych paneli, będąc jeszcze w swoim mundurze z pracy, pomimo że minęło już kilka godzin od ich służby, wyglądał jak cień. Na zewnątrz robiło się już ciemno, księżyc powoli pojawiał się na niebie, a wiatr zaczynał robić się coraz mocniejszy. W pokoju była zapalona tylko jedna, mała lampka.

- Louis? - zapytał ostrożnie Zayn, kucając obok chłopaka. - Co się stało?

Tomlinson tylko prychnął głośno, przyciągając do ust butelkę whisky, która trzymał w dłoni, biorąc kilka większych łyków.

To nie było podobne do jego najlepszego przyjaciela i Zayn był zaniepokojony. Louis wspominał coś o kopercie i Harrym, ale z tego co zdążył się rozejrzeć, drugiego chłopaka na pewno nie było w mieszkaniu.

- Gdzie Harry? - zadał kolejne pytanie.

Szatyn tylko zamknął swoje oczy, przykładając wierzch drugiej dłoni do czoła.

- Sam chciałbym wiedzieć - odpowiedział cicho, w jego głośnie wyczuwalna była chrypka. - Zjebałem, Zayn.

- Wciąż nie rozumiem, Lou. Co się stało? O jaką kopertę ci wtedy chodziło? O co–

- Gdybym był nim to bym nie wrócił. Cały czas mu powtarzałem, że poczekam, że ma tyle czasu ile potrzebuje. I musiałem zabrać ta cholerną kopertę do mieszkania. Dlaczego, Zayn? Dlaczego zawsze, gdy układa mi się w życiu i czuje, że jestem szczęśliwy coś się musi zniszczyć? Dlaczego potrafię zniszczyć wszystko dobre co mam wokół siebie? Dlaczego nie potrafiłem go zatrzymać? Powiedz mi? - Na ostatnim wypowiedzianym słowie jego głos się załamał. Przez cały czas był niestabilny i słychać było, że słowa wydostają się z jego ust z trudnością. Dopiero po ich wypowiedzeniu odważył się podnieść swój wzrok i spojrzeć na Zayna. Jego oczy były lekko spuchnięte, warga przygryziona, a na policzkach były stare ślady łez.

Zayn nie czekając dłużej, opadł przy Louisie i zgarnął go w swoje ramiona, pozwalając mu się wypłakać. Chłopak przyczepił się mocno czarnej koszulki Mulata i trzymał się go przez najbliższe kilka minut, gdy jego łzy moczyły materiał.

- Chodź usiąść na kanapie, bo zaraz skaleczymy się o to szkło. Co ty w ogóle robiłeś? Dlaczego potłukłeś szklanki?

- Leżały na stole, gdy akurat zrzucałem wszystko z niego – odpowiedział cierpko, wyszarpując się z ramion Zayna. – Zostaw. Sam później sprzątnę.

Ruszył w stronę kanapy, na której usiadł odchylając głowę przez oparcie. Zamknął swoje oczy i od razu pojawiły mu się w głowie obrazy załzawionego Harry'ego, który odkładał klucz do jego mieszkania.

Looking The FoolWhere stories live. Discover now