Rozdział 31

203 7 0
                                    

Zaczęłam oszukiwać samą siebie, że jeśli będziemy się rzadziej widywać, to może się odkocham. Wmawiałam sobie, że to działa, kiedy zaczęłam nieco unikać chłopaka, ale tęsknota za nim wracała ze zdwojoną siłą. Dobrze – albo i niedobrze – się złożyło, bo Ryan również nieco się wycofał, prawdopodobnie zawstydzony naszym ostatnim przytulaniem się przed snem i tym, co zrobiło jego ciało. Stał się wobec mnie bardziej ostrożny i nie dotykał mnie już z taką swobodą, co nawet trochę mi pomagało, ale kiedy tylko przypominałam sobie, co było między nami wcześniej, chciało mi się wyć. Wszystko byłoby dużo prostsze, gdybym się w nim nie zakochała.

-Może chciałabyś pojechać nad jezioro? - spytał, kiedy kilka tygodni później obudziło mnie słońce. - Podobno to ostatni taki ładny weekend w tym roku, a chciałem zaznajomić Pączka z wodą.

-Bardzo chętnie – powiedziałam do słuchawki.

Bardzo dużo nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że czas podjąć jakąś decyzję. Byłam zmęczona tym ciągłym udawaniem, że wszystko gra, zbywaniem jego pytań, które padały, bo się o mnie martwił, unikaniem jego dotyku, który kiedyś był dla mnie naturalny. Czas najwyższy powiedzieć mu, co do niego czuję.

Spakowałam babeczki, które wczoraj upiekłam, a na siebie założyłam strój kąpielowy – nie chciałam znowu przerabiać tego niezręcznego momentu, kiedy wyłaziłam goła z jeziora. Z duszą na ramieniu wyszłam przed dom, kiedy auto Ryana zatrzymało się na moim podjeździe. Chłopak wysiadł, a zza samochodu wybiegł Pączek, rozpędzając się i wskakując mi w ramiona, jak to miał w zwyczaju. Był już dużo większy, wielkie uszy sterczały mu jak nietoperzowi, ale był tak kochany, że zawsze cieszyłam się na jego widok. Zaczął wylizywać mi uszy i nos, czym zawsze doprowadzał mnie do śmiechu.

-Już chyba go tego nie oduczę – mruknął Ryan ze śmiechem, podchodząc bliżej i uśmiechając się do mnie nieśmiało.

Doskonale znałam ten uśmiech – na mojej twarzy pojawiał się ostatnio taki sam. Oznaczał, że nie do końca wiedzieliśmy, jak się wobec siebie zachować. Wyminęłam chłopaka, na powitanie dotykając jego wielkiego przedramienia i nie przestając chichotać od pieszczot Pączka. Wsiedliśmy do auta, ja z psem na kolanach, i ruszyliśmy w drogę, rozmawiając prawie tak, jak zawsze – prawie, bo między nami wyczuwalny był delikatny dystans. Ja dystansowałam się przez moje uczucia, a Ryan... Nie do końca byłam pewna, czy chodziło o to, jak na mnie zareagował, kiedy leżeliśmy – gdzieś głęboko miałam przeczucie, że za jego ostrożnym podejściem czaiło się coś zupełnie innego.

Pączek oszalał, kiedy zobaczył jezioro – bez zastanowienia wpadł do wody i zaczął skakać w niej jak opętany, szczekając na kręgi falujące na jej powierzchni i moknąc w mgnieniu oka. Ryan znalazł jakiś patyk i rzucaliśmy nim na przemian do wody, ale nie za daleko, żeby pies mógł po niego podpłynąć i go nam dostarczyć. Kilkanaście minut takiej zabawy wystarczyło, żeby zasnął na kocu w mgnieniu oka. Ryan spojrzał na śpiocha z uśmiechem i zaproponował, żebyśmy teraz my nieco się powydurniali. Rozebrałam się, starając się za bardzo nie patrzeć na ciało chłopaka i weszłam do wody – była dużo chłodniejsza niż wtedy, kiedy byliśmy tu po raz pierwszy, ale nadal dało się w niej kąpać. Weszłam po szyję i spojrzałam niepewnie na chłopaka, któremu woda sięgała żeber.

-Ja już dalej nie idę – uprzedziłam, obserwując jak on wchodzi głębiej.

-Nic ci się nie stanie, jak będę w pobliżu – zatrzymał się i spojrzał na mnie ze spokojem. - No chodź.

Wyciągnął ku mnie rękę, ale pokręciłam głową, był jednak nieugięty. Podszedł do mnie i wyciągnął mnie z łatwością z wody, zarzucając mnie sobie na tors. Z przerażonym piskiem objęłam go ciasno nogami w pasie, przytulając się do jego piersi, a on zaczął wchodzić coraz głębiej, aż woda obmyła mu obojczyki.

Lost Souls /ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz