Stroje na Halloween | Dodatek

240 12 2
                                    

Przepraszam za opóźnienie, ale mimo to, mam nadzieję, że będziecie się strasznie dobrze bawić przy czytaniu! ^^ Miałam sporą przerwę, ale trzymam kciuki, abym nie wyszła zbytnio z wprawy. Wesołego (spóźnionego) Halloween! <3

— Mam świetny pomysł! — zawołał Tony, wchodząc gwałtownie do salonu.
Wszyscy siedzieli na kanapie przed telewizorem. Alex wtulona w bok Clinta, Steve oraz Thor, którzy chrupali popcorn z miski oraz Bruce pokazujący coś Natashy na telefonie.
— Nie — powiedzieli chórem, nawet nie zwracając na niego wzroku.
— Ej! — obruszył się Tony. — Jak możecie?
— Twój każdy pomysł kończy się katastrofą — odparła Alex. — Pamiętasz ostatnie Halloween? Męczyłeś wszystkich zagadką i nie pozwoliłeś wejść do środka.
— Na dodatek mimo dobrej odpowiedzi, dalej udawałeś, że jest inna — dodał Steve, pojedynczo próbując popcornu, gdy Thor jadł go całymi garściami, jak przystało na boga.
— Nawet za shake'a nie chciałeś nam zapłacić — mruknęła Natasha. — Spierdalaj. Wróg shake'ów jest moim wrogiem.
— Skup się na grze, Nat! — powiedział Bruce.
Tony przewrócił oczami i wyraźnie oklapł.
— Nie możecie spędzić Halloween siedząc na kanapie! Nie ma w tym żadnej zabawy! — mówił mrukliwie. — Jednak ja to zmienię!
Wyszedł na moment z salonu, po czym rozległy się odgłosu szurania. Zupełnie jakby przesuwał coś ciężkiego. Pozostali spojrzeli zdezorientowani w stronę niepokojących dźwięków. Po chwili zza drzwi wyłoniła się niewielka maszyna, przypominając średniej wielkości laser. Z tyłu mieścił się mały ekran z klawiaturą, który wskazywał stan maszyny i jego aktualną kalibrację.
— Stark, co to jest? — zapytał prosto z mostu Clint. — Kolejny niepotrzebny wynalazek?
— Jest nam bardzo potrzebny! — obruszył się miliarder. — Chciałbym go przetestować.
Wszyscy spojrzeli po sobie, pewni, że coś się spieprzy. To już był zwyczaj. Wstali niepewnie z kanapy, w razie czego gotowi do ucieczki.
— Zaczynam się martwić o twoje zdrowie psychiczne... — przyznał Bruce, przyglądając się maszynie. — Co to jest?
— Coś, co da nam wiele frajdy i zastąpi zabawę w ubieranie kostiumów! — Tony klasnął w dłonie z szerokim uśmiechem i wymierzył laser w jego przyjaciół.
— Stark, co ty...
— Tony, nie!
— Padnij!
Nim ktokolwiek zdążył coś zrobić laser wystrzelił, a światło wypełniło całe pomieszczenie. Wszyscy zamknęli oczy, zasłaniając rękę jasność, która zdawała się ich oślepiać ze wszystkich stron. Rozległo się głośnie wibrowanie, a po chwili huk tak głośny, że pękły wszystkie szyby w salonie, a światła na moment zgasły, przez zwarcie. Musiała minąć dłuższa chwila, aby znów rozbłysły.
Alex jęknęła i z trudem podniosła się na nogi. Całkowicie obolała rozejrzała się dookoła, ale o dziwo nikogo przy niej nie było. Zupełnie jak gdyby rozpłynęli się w powietrzu.
— Cholera, to było mocniejsze niż myślałem... — przyznał jękliwie głos Starka. Dobiegał zza maszyny.
Zacisnęła dłonie w pięści, z zaciętą miną gotowa, aby dać mu w twarz. Co on znowu wymyślił?!
— Co, do cholery, zrobiłeś? — warknęła kierując się w jego stronę.
Gdy tylko się podniósł, stanęła gwałtownie w miejscu, całkowicie zaskoczona tym co się z nim stało.
— Aż tak ze mną źle? — mruknął Tony i wyszczerzył do niej kły.
Tak, dokładnie. Kły, które były dłuższe niż wcześniej. Lecz nie tylko. Włosy mu ściemniały i zostały przylizane do tyłu, jakby były na żelu. Skóra stała się bledsza, a oczy świeciły się rubinowym blaskiem. Ubiór także się zmienił. Nosił białą koszulę, a na niej czerwoną kamizelkę bez rękawów, zapinaną złotymi guzikami. Przy szyi miał elegancko zapiętą apaszkę w kolorze białym, a na niej przypięty niewielki klejnot. Z pleców spływała czarna niczym noc peleryna ze stojącym kołnierzem.
— Co ty...? — wykrztusiła Alex. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, coraz bardziej zadziwiona jego strojem, który wydawał się należeć do eleganckiego hrabiego. — Kiedy ty zdążyłeś się przebrać?
— Tak jakby... tego nie zrobiłem? — bardziej zapytał niż stwierdził, co zrobiło się dla Alex jeszcze bardziej podejrzane.
Tony wyglądał jak wampir, wyparował pozostałych, a na dodatek ten ubiór... Mętlik w głowie powiększał się z każdą chwilą, jednak najpierw musiała się zapytać Tony'ego o szczegóły. Zacznie się martwić dopiero jak zrozumie sytuację.
— Do czego miała służyć ta maszyna? — zapytała najbardziej spokojnym tonem na jaki było ją w tej chwili stać. — Czemu wszyscy zniknęli, a ty wyglądasz... tak?
Miliarder delikatnie się speszył, co oznaczało, że wcielił kolejny głupi plan w życie bez powiadomienia innych.
— Bo... Emm... Zaczęło się kilka dni temu — przyznał. Podrapał się nerwowo po karku. — Powiedzieliście, że nie chcecie obchodzić Halloween po tym co się działo przez ostatnie lata podczas tego święta.
— I co? — pytała nerwowo. — Jak po raz kolejny zamierzałeś nam zniszczyć życie?
— Bez przesady! Bardziej... urozmaicić?
— Powiedz co zrobiłeś! — krzyknęła na niego.
— Oznajmiliście, że nie chcecie nosić kostiumów, więc postanowiłem to obejść na swój sposób.
Spojrzała na niego niezrozumiale.
— Przemieniłem was w prawdziwe potwory, które na dodatek były wybrane wam całkowicie losowo...? — Uśmiechnął się niemrawo. — Widocznie u mnie padło na wampira...
— Co, do cholery?!
Podbiegła do najbliższego lustra, nie wierząc w to co słyszy. Jakim debilem trzeba być... (albo geniuszem), aby w taki sposób zmusić innych do zabawy w Halloween? I co najlepsze, nigdy by się to nie zdarzyło, gdyby nie jego głupi pomysł w zeszłym roku!
Stanęła przed lustrem, aby się przekonać jak bardzo się zmieniła, jeśli w ogóle. W głębi duszy miała cichą nadzieję, że ją to ominęło. Gdy tylko dostrzegła swoje rozżarzone na błękit oczy, zrozumiała, że tak się nie stało.
Na głowie miała granatowy kaptur, połączony z suknią, a dokładniej szatą. Spływała z jednej strony niczym wodospad, gdy z drugiej widać było jej nogę. Jedynie srebrny łańcuszek powyżej bioder sprawiał, że rozcięcie się nie powiększało. Podobne wcięcie znajdywało się również na dekolcie, zjeżdżając niemal do pępka. Szyję zdobił niebieski wisior, który bił magicznym blaskiem.
Spuściła wzrok na strój, zdziwiona, że po odzyskaniu przytomności, od razu tego nie zauważyła. O dziwo czuła się w tym stroju zupełnie jak w swoim normalnym, na dodatek zdawał się całkowicie nie krępować ruchów.
Znów uniosła wzrok na lustro, na granatowe usta i tak białe zęby, że zdawały się bielsze od śniegu. Dotknęła opuszkami palców długich, srebrnych kolczyków na tle czarnych włosów spływających kaskadą po ramionach. Każda część jej ciała i ubioru zdawała się emanować magią. Była po prostu... piękna.
— Po zmianie w potwora, strój oraz wygląd obdarowanej osoby się zmienia — powiedział Tony, dotykając z ciekawością ostrych kłów. — Wziąłem jak najwięcej informacji z legend i opowieści, aby odwzorować wygląd postaci...
Nagle wrzasnęła ze strachem, na co Tony podskoczył.
— Nie, nie, nie! — krzyczała.
— Teraz kiedy maszyna jest zniszczona, nie wiem co zrobić z naszym wyglądem — przyznał Tony, nie zwracając nawet uwagi jak pogarsza swoją sytuację. — Ciekawe jak wyglądają pozostali. Musiało ich przez siłę lasera rozsiać po całym mieście...
— Ty... niegodziwcze — usłyszała jej pełen jadu głos.
— Co? — zapytał zdezorientowany Tony, zerkając z niepokojem na Alex. — Co się stało
Zacisnęła dłonie w pięści i obróciła się w stronę Starka z wypisaną furią na twarzy. Kosmyki włosów wiły się jak węże, wyraźnie ożywione przez magię. Ciężko było stwierdzić czy otaczająca ją aura została spowodowana magią, czy wściekłością kobiety.
— Przyprawiłeś moje lico w wielkie, brudne, obrzydliwe... BRODAWKI! — wrzasnęła, a na jej ostatnie słowo, nastąpił gwałtowny wybuch energii, przez co Tony wylądował z bólem na podłodze. — Wyglądam jak pieprzona wiedźma! Wyrosły z nich nawet czarne włoski!
— Tak właściwie to nią jesteś... — zauważył Tony, na co Alex wrzasnęła kolejny raz. Rzeczywiście miała na twarzy delikatnie mówiąc... nieładne przebarwienia.
— ZABIJĘ CIĘ! — krzyknęła, rzeczywiście gotowa do pozbawienia Tony'ego życia, o czym świadczyła kula energii nad jej głową. Powędrowała wystrzelona w stronę mężczyzny, ale zdążył w porę zrobić unik. To dobrze, bo zastąpiłby dziurę w ścianie, która zrobiła się chwilę potem.
— Przestań, Alex! Błagam!
— Jeśli zaraz nie usuniesz mi tych paskudnych brodawek, dopilnuję, abyś umierał w męczarniach! — ryknęła i czym prędzej schowała twarz w dłoniach. — Jestem taka brzydka...
— Spójrz na to z innej strony — zaczął Tony, wstając z ziemi. — Przynajmniej Clint nie będzie się obawiał, że jakiś facet do ciebie podbije.
Spojrzała na niego ze łzami w oczach i lekko się uśmiechnęła.
— Tak bardzo cię nienawidzę...
Wzruszył ramionami. Zdążył się do tego przyzwyczaić.
Alex usiadła na podłodze, ze spuszczonym wzrokiem. Wyglądała paskudnie. Jak miała się teraz pokazać Clintowi? Komukolwiek?!
W pewnym momencie coś otarło się o jej nogi. Podniosła załamany wzrok, napotykając spojrzenie czarnego kota, który intensywnie wpatrywał się w nią niebieskimi oczyma. Miauknął cichutko i wskoczył na jej uda.
— Co ty tu robisz, malutki? — zapytała ze smutnym uśmiechem. — Uważaj, bo obrzydniesz jak ja...
Pogłaskała go po głowie, na co zamknął oczka i zaczął się do niej przymilać.
— Nie wiedziałem, że do twojego stroju laser doda również kota — zdziwił się Tony, przyglądając się zwierzęciu. — Rzeczywiście dodawałem informacje o czarnych kotach, ale stworzenie takowego? Muszę zagłębić się bardziej w ustawienia...
— Nie! Idziemy szukać pozostałych — zadecydowała pewnie Alex.
Wstała na nogi, lecz kot jedynie na to miauknął z wyrzutem.
— Dlaczego się nagle do tego tak napaliłaś? — zdziwił się szczerze Tony. — Dopiero szlochałaś...
— Ponieważ zrozumiałam, że oni mogą być w gorszym położeniu. Trzeba jak najszybciej znaleźć pozostałych. Poza tym, martwię się o Clinta... — przyznała z niepokojem. — A co jeśli za sprawą twojej maszyny zamieniłeś go w karalucha?
— Przynajmniej przetrwa bombę atomową — wymruczał pod nosem w odpowiedzi.
— Tony!
— Dlaczego miałbym chcieć ich przemienić z powrotem? Jest idealnie tak jak jest. — Wypiął dumnie pierś. Patrz jaki jestem piękny i... Aaaa!
Wrzasnął gwałtownie, niepewnie stukając w lustro.
— ALEX, LUSTRO SIĘ ZEPSUŁO! — krzyknął z kompletnym przerażeniem. Stał się jeszcze bledszy niż chwilę temu.
— Co się stało? — zapytała niepewnie, podchodząc do niego.
— MOJEGO PIĘKNEGO ODBICIA NIE MA! ZNIKNĘŁO! — wrzeszczał dalej piskliwym głosem.
Uśmiechnęła się szeroko, czując niejaką satysfakcję.
— Och, nie wiedziałeś? Przecież wampiry nie widzą swojego odbicia w lustrze — odparła z udawanym smutkiem. — Wygląda na to, że już nigdy więcej nie będziesz mógł się ogolić ani poprawić fryzury. Przykre.
— J-jak to?! To niemożliwe, abym...
Spojrzał ponownie na lustro, a potem znów z niedowierzaniem na Alex.
— Trzeba koniecznie znaleźć pozostałych! — zadecydował pewnie. — Ruszamy w drogę!
Pokręciła z niedowierzaniem głową.
Jak to możliwe, że bardziej przerażała go utrata odbicia niż spalenie na słońcu albo pragnienie krwi?
***
— Miałem rację z tą miotłą! — stwierdził wesoło Tony, starając się przekrzyczeć wiatr. — Jednak przyznaję, nadal mnie pije w wampirzy tyłek.
Lecieli między budynkami, aby łatwiej im było się poruszać. Oczywiście na pomysł wpadł Tony-Dracula.
— Jaką, do cholery miotłą?! — warknęła Alex. — Lecimy na pieprzonym mopie!
Obejrzała się za siebie, aby przez moment oglądać jak jeszcze mokre frędzle wirują w powietrzu. To była skaza na honorze czarownicy. Bez wątpienia.
— Nie marudź, Alex! Przynajmniej jest wesoło! — odparł ze śmiechem.
Przewróciła oczami, a kot w torbie zamiauczał cicho na przyjemny powiew wiatru.
— Lepiej powiedz gdzie mam lecieć! Pozycje pozostałych miały pokazać się na twoim radarze!
— Próbuję, ale urządzenie mi się psuje i ciągle pika! Wygląda na to, że musi reagować na nas... Chwila! Przy Central Parku ktoś jest! Skieruj się w stronę wschodniej strony parku!
Tak jak powiedział, tak zrobiła. Skręcili i niedługo później wylądowali. Mop zaparkowała na wolnym miejscu parkingowym. Mężczyzna, który chciał zaparkować wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Co to miało być?! To w ogóle było zgodne z prawem?!
— I gdzie oni są? — dopytywała Alex. — Nikogo tu nie widzę!
— Cierpliwości, wiedźmo.
— Zamknij się, krwiopijco. Gdzie jest nasz najbliższy cel?
— Przed nami. Kawałek dalej.
Ruszyli przed siebie, rozglądając się za innymi. Im szybciej ich znajdą, tym będzie lepiej dla wszystkich. Czarny kot, który zapragnął stać się jej towarzyszem szedł za nią krok w krok, co pewien czas ocierając się o jej nogę. Mimo że został stworzony przez naukę, był taki słodki... Może poprosiłaby Tony'ego, aby jego zostawił.
W końcu ich oczom po chwili ukazała się postać w cieniu jednego z drzew, skryta przed światłem latarni w oddali.
Gdy podeszli bliżej, spostrzegli, że to Steve. Jednak... zachowywał się dziwnie. Głowa zdawała się leżeć mu na ramieniu, a z ust wydobywały mu się jedynie niejasne jęki. Skóra zsiniała, a ubrania stały się brudne i całe w strzępach. Cudem wciąż utrzymywały się na jego ciele.
— Steve! — Alex odetchnęła z ulgą, natychmiast do niego podbiegając. — Nie masz się czym martwić. Wyciągniemy cię z tego, ale najpierw musimy znaleźć pozostałych.
— Właśnie — dodał Tony, przewracając oczami. — Daj Alex pomocną dłoń i ruszajmy.
Jęknął na to w odpowiedzi.
Ujęła go za zimną dłoń i pociągnęła. Przez chwilę czuła opór z jego strony, ale po chwili poczuła jak ten zmalał i mogła swobodnie iść.
Tony wpatrywał się w Alex wielkimi oczyma, po czym zgiął się nagle. Krztusił się, z trudem powstrzymując atak śmiechu, który go dopadł.
— Co ci jest? — Nie rozumiała Alex.
— Widzę, że Steve naprawdę dał ci pomocną dłoń — wykrztusił z trudem.
Spojrzała zdezorientowana do tyłu i wrzasnęła z przerażeniem, widząc, że trzyma samą rękę, bez reszty ciała Steve'a. Na dodatek mimo oddzielenia się, nadal poruszała palcami. Rzuciła nią w krzaki, co jeszcze bardziej rozbawiło Tony'ego.
— Mogłeś mnie ostrzec! — wrzasnęła na niego.
— I miałem niszczyć tak piękny moment? Głupia jesteś?! — spytał z niedowierzaniem, po czym spojrzał na Steve'a, który wolnym krokiem poszedł po swoją rękę. Gdy tylko wkręcił ją na swoje miejsce i wypróbował, czyli zaciskając pięści, ruszył za pozostałymi. W świetle mogli spostrzec, że został zamieniony w zombie, a w kilku miejscach miał szwy.
— Steve — zwrócił się do niego z psotnym uśmiechem Tony, nie mogąc się powstrzymać. — Może dałbyś Alex rzucić okiem?
Wiedźma zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc na co miałaby spojrzeć. Steve jedynie z dziwnym jękiem podszedł do Alex i otworzył jej dłoń. Przyglądała się temu z zastanowieniem, aż sięgnął do jednego ze swoich oczodołów i wręczył jej uroczyście swoje oko.
Tony padł na ziemię, turlając się ze śmiechu na ten widok, gdy Alex o mało nie zwymiotowała na wilgotną kulkę, której tęczówka po chwili odwróciła się w jej stronę.
— Nie, Steve — zaczęła niemrawo, oddając mu... jego własność. — Tobie jest bardziej potrzebne.
Ach, ten dobroduszny Steve. Nawet oko odda jak ktoś potrzebuje.
— Mam przed oczami Piratów z Karaibów — przyznała zielona na twarzy Alex, widząc jak jej przyjaciel wsadza oko na miejsce.
— Jakby to ująć — zaczął znów Tony. — Czas brać nogi za...
Jednak nim dokończył dostał dłonią Steve'a w twarz. Padł na ziemię, próbując zdjąć z siebie niechcianą część ciała, znów się turlając jak kretyn.
— Jak to mówią — stwierdziła Alex. — Dzieci głosu nie mają. A teraz lecimy.
Steve wydał z siebie dziwne dźwięki jakby czkał, ale okazało się, że to był jedynie jego śmiech. Nawet wykrzywiona twarz stała się bardziej przyjazna.
Po tym jak dłoń Steve'a w końcu zostawiła blade lico Tony'ego w spokoju, ruszyli dalej. Oczywiście na mopie. Cudem się mieścili, ale Alex wolała w to nie wnikać.
Jeszcze tylko czwórka.
***
Rozpoczęły się dalsze poszukiwania, co nie uśmiechało się Alex. Wolała znaleźć pozostałych jak najszybciej. Tym bardziej, że nie wiedziała kim jest Clint. Martwiła się o niego. Może został przemieniony w gnoma?
Moment, gdyby okazał się od niej brzydszy, nie szukałby innej...
Na tą myśl uśmiechnęła się szeroko, będąc w o wiele lepszym nastroju.
Wylądowali tym razem na cmentarzu, gdzie mogli zobaczyć światła zniczy, które jasno płonęły w tak ciemną noc jak ta. Rozejrzeli się dookoła, ale o dziwo nikogo nie dostrzegli.
— Chyba sprzęt ci się popsuł — zauważyła Alex, tylko bardziej naciągając kaptur, aby jak najmniej osób zobaczyło jej... niedoskonałości.
— Stoi przed nami — przyznał z zastanowieniem wampir, wystawiając ze zdziwienia kły. Spojrzał na nagrobek przed sobą, ale nic nie wskazywało na to, aby ktokolwiek był w pobliżu.
W pewnym momencie Mjolnir przypierdolił mu od tyłu w łeb, na co poleciał kilka metrów dalej, lądując twarzą w donicy z kwiatami.
Nawet kot się przestraszył i najeżony wskoczył w ręce zdezorientowanej Alex. Rozejrzała się ze Steve'em dookoła, aż spostrzegli w powietrzu latający młot Thora. Tylko gdzie on był...?
Mjolnir kręcił się dookoła, aż znów poleciał w ich stronę. Alex ze Steve'em rzucili się na ziemię, lecz ten trafił prosto w kamienny nagrobek, który rozdwoił się pod wpływem uderzenia.
Spojrzeli zdezorientowani na grób, na który dopiero co patrzył Tony. Nagle wyłoniła się z niego biała mgła. Unosiła się nad nim, aż powoli zaczynała przyjmować postać... Thora? Wyglądał, jakby ktoś posypał go mąką.
— I znów nic... — mruknął ze smutkiem Thor, po chwili zauważając pozostałych. — Och, witajcie! Dobrze was widzieć.
— Co ty, do cholery, robisz?! Ciesz się, że odrodziłem się jako nieumarły! — zirytował się Tony, wypluwając z ust ziemie, lecz nie zauważył niewielkiego kwiatka na głowie. — Mogłeś nas zabić!
Steve jęknął.
— Znaczy wszystkich prócz Steve'a — poprawił się wampir, otrzepując z brudu kamizelkę. — On już jest martwy.
— Zbudziłem się tutaj i chciałem wrócić do Stark Tower — przyznał Thor, pocierając się o podbródek. — Jednak ilekroć przyzywam Mjolnir, staje się to.
Wyciągnął rękę, aby młot trafił w jego dłoń, ale zamiast tego przelatywał na wylot i znów trafiał w biedny nagrobek.
Cała trójka patrzyła się na niego z niedowierzaniem, nie wiedząc co powiedzieć.
— Em, Thor? — zaczęła zażenowana Alex. — Jesteś duchem.
— I co z tego?
— Duchy mogą latać bez młota... — wyjaśniła.
Spojrzał z niedowierzaniem, a po chwili w dół. Zmarszczył brwi wyraźnie skupiony, po czym uniósł się kilka metrów w górę.
— O, faktycznie! — ucieszył się jak dziecko. — Jestem duchem! Buuuuu!
— Głupota nie boli, a w jego przypadku to aż do przesady — uznał Tony, kręcąc głową. — Dobra, lepiej ruszajmy po resztę. Z tego co widzę na radarze, znalazł kolejnego członka drużyny.
Na szczęście, kolejna osoba nie musiała wchodzić na mopa. Niewielkie pocieszenie, ale jednak. Thor leciał za nimi, robiąc beczki w powietrzu i inne popisy. Steve mruczał na to z aprobatą, gdy Tony wyglądał jakby chciał mu zaszyć usta. Tym bardziej, że siedział za nim, a ślina umarlaka leciała mu wprost na oczy.
— Zamknij usta, Steve! — warknął z irytacją. — Wiesz jak twój oddech cuchnie?
— Niech zgadnę, rozkładem i śmiercią? — zagadnęła Alex, ciesząc się w duchu, że siedziała z przodu.
— Em, w sumie to tak. — Wyszczerzył kły, ale wtedy ślina Steve'a wleciała mu do ust.
Na minę wampira, wiedźma ryknęła śmiechem.
W końcu wylądowali na chodniku niedaleko Manhattanu, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi. W taką noc jak Halloween, wszyscy traktowali to jako coś normalnego. Wszystko się mogło zdarzyć w ciągu tych paru godzin.
— Mam nadzieję, że to Clint — mruknęła Alex, wzdychając z tęsknoty.
Na smutek swej pani, kot otarł się o nią, aby się nie martwiła.
— Musi być gdzieś w tłumie tych przebierańców — uznał Tony, rozglądając się po ludziach w kostiumach. — Może się rozdzielmy i...
— Znalazłem! — zawołał wesoło Thor z oddali.
— Psujesz całą zabawę z Halloween! — krzyknął na niego Tony. Pokręcił głową z niedowierzaniem, nie rozumiejąc dlaczego wszyscy tak się śpieszą. To powinna być zabawa!
Ruszyli do Thora, który stał obok postaci w czarnym płaszczu i nasuniętym kapturem tak bardzo, że nie widać było twarzy. W ręku trzymała kosę.
— Kto to jest? — zdziwił się Tony. — Clint?
Postać pokręciła głową.
— Nat?
Pokiwała w odpowiedzi.
— Wow, pasuje ci ta postać! Nie wiedziałem, że dałem do lasera postać Żniwiarza — przyznał z zastanowieniem Tony. — I jeszcze ta kosa! Wygląda świetnie!
Stuknął w nią, lecz ku jego zdziwieniu rozległ się głuchy odgłos.
— Moment, stworzyła się kosa z plastiku?
Przyjrzał się jej i natychmiast spostrzegł na niej naklejoną cenę, a po chwili również metkę przy płaszczu.
— Nat, po co kupiłaś kostium? — zapytał z niedowierzaniem wampir. — Masz już tak jakby jeden na sobie.
Nim postać zdążyła się cofnąć, zrzucono z niej płaszcz i wszyscy zobaczyli ją w pełnej okazałości.
Została przyodziana w czarny, elegancki garnitur, który idealnie podkreślał jej kształty. Tym bardziej wyszczuplały ją białe, pionowe pasy. Czarne, skórzane rękawiczki prezentowały się świetnie, tak jak buty na obcasach. Jednak nie ten strój przykuł ich uwagę i nie na to wybałuszyli oczy.
Wpatrywali się wprost na dynię, która zastąpiła głowę Nat. Wycięto na niej szeroki uśmiech, a w środku niej płonął wesoło płomyk świecy.
Wszyscy wybuchli śmiechem na ten widok, nie mogąc patrzeć na to połączenie.
Dynia drgnęła i zaczęła się powoli obracać wokół własnej osi, aż ukazała im się wściekła, wycięta twarz. Nat walnęła Starka z pięści, na co ten znów „poleciał" o własnych siłach kilka metrów dalej. Kły wbiły mu się wprost w dynię stojącą przy drzwiach wejściowych i nie był w stanie ich wyjąć.
Pozostali natychmiast zaprzestali się śmiać, choć wyglądali, jakby z trudem się powstrzymywali.
— Jesteś nadal tak samo piękna jak i zabójcza, Nat — przekonywała Alex, ciągle kiwając głową.
Thor przytakiwał, bojąc się jej zemsty nawet jeśli był w formie ducha. Ona i tak by coś wymyśliła, aby go dopaść.
Steve za to nawet nie zareagował na jej wygląd, próbując wyprostować głowę, aby nie opadała już tak bezwładnie na ramię.
— Czyli został jeszcze Clint i Bruce! — zmieniła szybko temat Alex, nerwowo uśmiechając się do Nat. Już rozumiała, dlaczego postanowiła się skryć pod kapturem. Wyglądała... świetnie?
Podniosła upuszczony radar, z zachwytem widząc, że jeden z nich był w Central Park. Może to był jej Clintuś!
Uśmiechnęła się szeroko i natychmiast zasiadła na miotłę... znaczy mop. Steve za nią, a Tony po dłuższej chwili, lecz z większym fragmentem dyni przybitym do kłów. Ciągle próbował go wyjąć, lecz na nic były jego próby.
Nat też się cudem zmieściła, a mop o dziwo nadal unosił się z lekkością nad ziemią. Najwyraźniej pomagała w tym głównej mierze magia.
Lecieli przez dłuższy czas, wolni od paplania Tony'ego. Wylądowali tuż przy granicy z parkiem, a Alex ponownie znalazła idealne miejsce do parkowania.
— Ruszamy! — zadecydowała Alex, niemal biegnąc do najbliższego celu. Wydawała się wręcz podskakiwać z radości. Rozglądała się za swoim ukochanym, który mógł być dosłownie wszystkim. Nawet drzewem.
Jednak zamiast jego, dostrzegli na drodze Bruce'a, który zdawał się trzymać jak najdalej od innych ludzi. O dziwo, prezentował się tak samo. Żadnej fizycznej zmiany.
— Och, to ty — mruknęła z rozczarowaniem Alex. — Em, znaczy dobrze cię widzieć i takie tam...
— Nie zbliżajcie się! — ostrzegł ich głośno Bruce.
Gdy tylko stanął w świetle latarni, spostrzegli, że jego ubrania były postrzępione. Nie do końca pojmowali co się działo, ale mimo wszystko nie chcieli go zostawić. W końcu był jednym z nich.
Tony w końcu wypluł ostatni kawałek dyni z ust, głośno wzdychając.
— Nie mamy na to czasu, Bruce — mruknął Tony. — Chociaż jestem zdziwiony, że wyglądasz tak samo.
— Nie, nie, nie! — krzyknął z przerażeniem, upadając na ziemię. — Uciekajcie nim się przemienię!
— Przecież wiemy jak cię uspokoić w ciele Hulka — zauważył Thor. — Możesz być spokojny.
— To... nie Hulk! — wykrztusił, a po chwili mogli zobaczyć jego przemianę.
Mięśnie gwałtownie się napięły, a jego nos wydłużył się... Pinokio? Nie! Stał się pyskiem, a skórę porosło brązowe futro. Zamiast dłoni, wyrosły mu ostre jak brzytwa szpony. Nim się spostrzegli, zawył jako wilkołak do księżyca.
— Akurat Niebieski Księżyc, więc pasuje — stwierdził Tony. — No i niewiele się zmienił. Nadal przemienia się w potwora.
Wilkołak rzucił na nich groźne spojrzenie zwierzęcych oczu. Warczał na nich zajadle, jak gdyby chciał zaznaczyć swoje terytorium, po czym rzucił się na czterech łapach do ucieczki.
— Mam dziwne przeczucie, że jak spróbujemy się do niego zbliżyć, on nas zaatakuje — przyznała Alex. — Co robimy?
— Pierwsi go zaatakujemy? — zaproponował Thor. — W końcu mamy te swoje wcielenia, więc można to jakoś wykorzystać.
Wszyscy spojrzeli po sobie z zaskoczeniem, zgadzając się.
— Ja mogę być przynętą. W końcu psy nie znoszą kotów — usłyszeli znajomy głos.
Odwrócili się ze zdziwieniem, spostrzegając... Clinta. Miał na sobie poszarpaną bluzkę bez rękawów oraz zwykłe spodnie i sportowe buty. Wszystkie elementy stroju były na czarno, lecz nie to zwróciło uwagę dziewczyny, a kocie uszy na głowie i ogon, który poruszał się własnym życiem.
To był... najpiękniejszy widok jaki widziała w życiu. Czy kiedykolwiek mówiła, że uwielbia zwierzęce elementy u facetów?
Pisnęła szczęśliwa, nie wiedząc czy z jego widok, czy przez jego kocie elementy. Rzuciła mu się na szyję, na co też ją przytulił.
— To dlatego ciągle mi radar pikał, że ktoś jest w pobliżu — zdziwił się cicho Tony, nawet nie przypuszczając, że to jego kumpel jest kotem.
— Wybacz, nie wiedziałem jak się przemienić z powrotem... Dopiero teraz to odkryłem — przyznał z krzywym uśmiechem Clint.
— Byłeś słodkim kociakiem. — Wyszczerzyła się i spojrzała znacząco na Tony'ego, jakby chciała go zabić samym wzrokiem.
„Masz go zostawić w tej postaci, jeśli chcesz, abym wybaczyła ci ten cyrk".
Skiną głową, próbując się schować za Thorem, co mu nie wyszło. W końcu był duchem...
Steve jęknął, klepiąc Clinta po plecach.
— Mam pewien pomysł — przyznał łucznik. — Tak jak powiedział Thor, wykorzystajmy postacie jakie mamy, a na pewno się uda. Oczywiście, jeśli Tony wyjaśni nam co dokładnie wpisał w swoją maszynę.
Wszyscy spojrzeli w stronę wampira, który znów wyszczerzył radośnie kły.
***
Wilkołak kręcił się po okolicy, co jakiś czas cicho powarkując. Szukał wzrokiem wszelkiego zagrożenia skierowanego ku niemu, aż coś wywęszył. Spuścił wzrok na niewielkiego, czarnego kociaka. Miauknął cicho, po chwili prychając z wyższością na wilkołaka. Po tym czym prędzej zaczął uciekać, czego zwierzę nie zamierzało zignorować. Zawył głośno i szybko pobiegł za kotem, który w susach kierował się do konkretnego miejsca.
Zatrzymało się dopiero przy Alex, która złożyła ręce jak do modlitwy. Mamrotała pod nosem najróżniejsze zaklęcia, które o dziwo znała, a wokół niej unosiła się potężna aura magii. Ona również otoczyła wilkołaka, aby skutecznie uwięzić go w niewielkim obszarze. Nie mogli dopuścić do jego ucieczki.
Wilkołak rzucił się na barierę, ale nic to nie dało. Zupełnie jak gdyby znajdywał się w szklanej, niezniszczalnej bańce. Nie było choćby rys po pazurach.
Tuż obok niego nagle pojawił się uśmiechnięty Thor. Zwierzę rzuciła się na niego, lecz zamiast go zranić, jedynie przez niego przeleciał. Bycie duchem miało swoje zalety.
Jednak mimo to Bruce nie odpuszczał, nawet nie zauważając jak na niebie pojawiła się wielka chmara nietoperzy. Na jej czele unosił się Tony, z kpiącym uśmiechem patrząc na wilkołaka.
Rozmasował obolały policzek, w który dostał, gdy Alex dowiedziała się, że umiał latać, a zamiast ich odciążyć, zajmował miejsce na jej mopie.
Jego pobratymcy natychmiast otoczyli barierę Alex z powietrza, aby ten nie mógł przebić się przez górę, czyli najsłabszą część tarczy. Przy okazji, zasłoniły skutecznie księżyc, co ułatwiało sprawę.
Ukłonił się lekko niczym prawdziwy szlachcic, lądując z gracją na ziemi. Spojrzał w kierunku Nat, która stała niedaleko. Teraz była jej kolej.
Zrobiła kilka kroków w stronę wilkołaka, po czym uniosła rękę ku górze. Z ziemi wyłoniło się setki niewielkich dyń na nóżkach i z groźnymi minami. Ruszyły w kierunku wilkołaka, z łatwością przechodząc przez barierę.
Głowa Nat znów się odwróciła wokół własnej osi, lecz tym razem wycięte było na niej zaskoczenie. Widocznie nie wiedziała, że potrafi coś takiego. Co nie zmieniało faktu, że wolałaby wszystkich skopać osobiście.
Dynie otoczyły wilkołaka, po czym zaczęły go gryźć ze wszystkich stron. Zwierzę próbowało się wydostać, lecz pomarańczowych warzyw było zbyt wiele. Przygniotły go swoją liczebnością i wagą, przez co nie był w stanie się ruszyć.
Teraz zostało ostatnie zadanie, które należało do Steve'a. Wszyscy patrzyli z dumą, aby czynił honory pokonania wilkołaka. Niektórzy mogliby nie zrozumieć co zwykły zombie zrobi wilkołakowi, ale odpowiedź była banalnie prosta.
Poszedł powolnym krokiem w stronę wilkołaka, nachylił się nad nim i chuchnął. Zwierzę zmroziło, a jego ogon zesztywniał. Już Tony narzekał na obrzydliwy oddech, ale co miała zrobić osoba z wyczulonymi zmysłami?
Wilkołak padł nieprzytomny na ziemię, a z pysku poleciała mu piana. Chyba się rozchorował...
Rozległy się wiwaty zwycięstwa.
— To było świetne! — przyznała Alex, zdejmując zaklęcie bariery. — Używanie magii jest lepsze niż myślałam! Tylko te brodawki...
— Nadal z nimi jesteś... prawie tak samo piękna — odparł z krzywym uśmiechem Clint, znów będąc w postaci człowieka. Podrapała go na to za uchem, na co głośno zamruczał.
— Postać ducha nie jest taka zła — dodał Thor, latając pomiędzy przyjaciółmi albo... przez nich. — Na pewno lepsza niż białe prześcieradło z dziurami.
Steve uśmiechnął się krzywo i mimo dziwnie ułożonej głowy, widzieli, że jemu również się podobało bycie zombie.
— Chyba mógłbym się przyzwyczaić do życia bez odbicia — uznał Tony z wampirzym uśmiechem. — Na dodatek ten strój jest świetny.
Dynia Nat znów się odwróciła i wyglądała, jakby przewracała oczami na te słowa. Jednak nie wyglądała na złą, co było dużym progresem z jej strony.
— Trzeba przyznać, że Halloween w tym roku było niczego sobie — westchnęła z ulgą Alex, mimo wszystko ciesząc się, że to już koniec. — Wszyscy się zgadzają?
Rozległy się na to odgłosy poparcia. Po chwili Bruce w swojej ludzkiej postaci też się odezwał, ale bardziej w formie wymiotów.
— Musimy chyba odjąć od tego Bruce'a... — wymruczał Tony z obrzydzeniem. — Powinieneś się wstydzić, Bruce! Już Steve ma więcej klasy i nie rzyga przy wszystkich, a jest zombie!
Steve tylko uśmiechnął się jedynie, znów czkając, co było śmiechem, oczywiście.

Pozory MyląOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz