27. Sojusznik

2.5K 189 158
                                    

Steve na chwilę wyszedł, gdyż Iron Man go wezwał. Mieli pokonać jak mówił Kapitan, kilku Lodowych Olbrzymów.

Siedziałam na kanapie wraz z łucznikem, który jadł ciasto. Ja za to zastanawiałam nad dzisiejszym dniem. Z każdą chwilą, robiłam się coraz bardziej smutna.

Może i kłamanie szło mi dobrze, ale nie byłam z tego dumna. Okłamałam własnych rodziców. Wiem, że w słusznej sprawie, ale niezależnie od tego, to była moja wina.

- Coś się stało? - usłyszałam zatroskany głos agenta Bartona.

- Nic takiego - odparłam.

Nie było sensu mu tego mówić. I tak głupio, by to zabrzmiało. Miałam wyrzuty sumienia od okłamywania moich rodziców prosto w twarz, a on nie. Był w tym prawdziwym mistrzem.

- Przecież widzę, że coś się dzieje.

- A jeżeli nie chce ci nic mówić? - spytałam retorycznie.

- To wtedy wydobędę to od ciebie prędzej czy później.

Westchnęłam poirytowana, ale uznałam, że mogę mu w końcu powiedzieć. Mam tylko nadzieję, że mnie nie wyśmieje.

- Mam wyrzuty sumienia w związku z tym, że okłamałam własnych rodziców. Są dumni, że w końcu zaczęłam pracować w cukierni, kiedy tak naprawdę jestem kelnerką, a raczej nią byłam. Pewnie szef mnie już dawno zwolnił po tylu dniach nieobecności...

- Wiesz, że nie mieliśmy wyboru?

- Wiem, lecz... czuję się podle, że tak zrobiłam. Są szczęśliwi, iż ich własna córka podjęła słuszną decyzję, kiedy tak naprawdę była zbyt uparta, aby spełnić ich oczekiwania.

Clint spojrzał mi w oczy i rzekł spokojnie:

- Alex, ale to była twoja decyzja. Nie rodziców. Twoja własna. Jeżeli tego nie chciałaś, to trudno. To była twoja sprawa. Kto wie, może po tym wszystkim będziesz w niej pracowała. Oczywiście, jeżeli będziesz tego sama chciała. Wszystko zależy od ciebie. A jeżeli chodzi o te kłamstwa... Robiliśmy to w ostateczności. Nikt się nie spodziewał tu twoich rodziców. A wątpię, aby chcieli znać prawdę.

- Mama pewnie by zemdlała, a tata próbowałby ją ocucić - zaśmiałam się cicho.

- No widzisz - odrzekł z uśmiechem. - Nie musisz przejmować się zdaniem rodziny. Rób to co chcesz. Nikt nie powinien cię do niczego zmuszać. To jedynie twoja własna decyzja.

Clint miał trochę racji. Dobra, całkowicie miał rację. Nie powinnam się się przejmować wymaganiami mojej rodziny. To moje życie, a nie ich. Nie będą o mnie decydować. Wszystko zależy ode mnie, a nie od nich.

- Tak, masz rację - przyznałam po chwili. - To moja decyzja. Sama ją podejmę w odpowiednim czasie.

Uniósł lekko kąciki ust na moje słowa.

Oparłam się o oparcie.

Hawkeye był dla mnie taki miły. I dawał dobre rady. Zawsze można było na nim polegać. Niezależnie od wszystkiego. Czy był jakiś moment, abym w niego zwątpiła? Chyba nie. Może oprócz tego co się stało na statku. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Prawie wszystko, jako że nadal byliśmy ścigani. Ale przynajmniej razem. Wspieraliśmy się nawzajem i pomagaliśmy. Lubiłam towarzystwo Clinta Bartona. Mogłam zawsze się przy nim spokojnie wygadać, o tym co mnie gnębiło. I nie wkurzał się na mnie, jak inni w moim towarzystwie. Nawet moja własna ciocia miała mnie dość, jak przyjechałam do niej w odwiedziny. Kazała mi tylko siedzieć cicho i tyle w temacie. Łucznik za to, był niezwykle opanowany. Chociaż przez większość czasu nie potrafiłam określić, o czym myśli. Tylko nie byłam pewna czy to jego natura, czy może przez bycie tajnym agentem. Albo jedno i drugie. Wszystko jest przy nim możliwe.

Pozory MyląOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz